Szacunek winniśmy okazywać nie tylko ludziom z najbliższego otoczenia, środowiska czy wspólnoty, lecz wszystkim, gdyż każdy człowiek stworzony został na obraz i podobieństwo Boga
Poniżej1 przedstawiam postawy, w których przejawia się brak szacunku, jaki winniśmy osobie ludzkiej. Każdą osobę, bez względu na jej wiek, pochodzenie i wykształcenie, należy szanować. Szacunek winniśmy okazywać nie tylko ludziom z najbliższego otoczenia, środowiska czy wspólnoty, lecz wszystkim, gdyż każdy człowiek stworzony został na obraz i podobieństwo Boga. Kiedy nie szanujemy innych, ujawnia się to między
innymi w następujących postawach.
Ta postawa uderza przede wszystkim w potrzebę akceptacji, jaką żywi każdy człowiek. Nie akceptować jakiejś osoby, to wręcz zabijać ją psychicznie, to pozbawiać ją prawa do życia, które jej przysługuje.
Atakować można nie tylko z użyciem sztyletu. Istnieje agresja ukryta, która rani głębiej niż ostrze.
Jest wiele sposobów, by ukarać drugiego człowieka. Można zaprzestać mu się kłaniać, chłodno go pozdrawiać, odzywać się szorstko, nie robić życzliwych gestów czynionych do tej pory... Gdy zastanawiamy się nad swoim postępowaniem, dostrzegamy, że nieraz karzemy ludzi tylko dlatego, że robią coś, co się nam nie podoba.
W naszych relacjach z ludźmi mamy łatwość, a nawet zwyczaj szufladkowania ich. Kiedy na przykład przybywamy do nowej wspólnoty, zaczynamy wkładać jej członków „do szufladek”: ten jest taki, ten taki, a ten jeszcze taki... Nie otwieramy się przez to na rzeczywistość osoby taką, jaką jest ona naprawdę. Wydaje się nam, że wszystko jest w porządku, ponieważ poklasyfikowałem sobie moje otoczenie i wiem, na czym stoję.
W ten sposób niejako przymuszam drugiego, by zachowywał się zgodnie z moim wyobrażeniem o nim.
Może być świadome i dobrowolne, by dana osoba poczuła, że żywimy do niej niechęć. Zachowujemy się wtedy tak, jakby ona nie istniała.
Inaczej mówiąc, orzekanie typu: „Jesteś zły, nie nadajesz się do niczego”. Tymczasem wszelki sąd nad człowiekiem jest nieuzasadniony. Często robimy to wobec dzieci w rodzinie, uczniów w szkole...
To na przykład manipulowanie osobą i jednoczesne sugerowanie jej, że postępuje w sposób wolny. Zmieniamy się wówczas w „zręcznych polityków” używających ludzi dla własnych celów.
Nie mam tu na myśli jedynie mówienia rzeczy fałszywych. Oczernianie to rozgłaszanie tu i tam rzeczy prawdziwych, które mogą być jednak nie tylko nieprzyjemne, lecz także raniące. Bywa, że gdy w jednej wspólnocie coś się wydarzy, wieść o tym natychmiast dociera do innych. I kiedy zainteresowany przybywa do nowej wspólnoty, wszystko już tam o nim wiedzą. Z ważnych i delikatnych spraw ludzkich nie można robić sobie żartów, rozgłaszać ich czy bezmyślnie powtarzać.
Chodzi tu nie o współodczuwanie z osobą i towarzyszenie jej w cierpieniach czy bolesnych uczuciach, ale o użalanie się nad nią i powtarzanie z politowaniem: „Biedaczek”. To jedna z tych postaw, które ranią najbardziej. Ludzie bowiem nie chcą, by się nad nimi użalać czy litować. Oczekują natomiast bezinteresownej i pełnej szacunku pomocy.
To traktowanie osoby nie podmiotowo, ale tak jakby była przedmiotem, narzędziem czy rzeczą, którą przestawia się z kąta w kąt.
To jedna z bardziej drastycznych form uprzedmiotawiania człowieka.
Dzisiejsze pokolenie łatwo posługuje się sloganem: „Seks bez miłości jest grzechem, seks z miłością – nie”. Miłość rozumie się tu jedynie jako odczucie i to nieraz bardzo banalne. Nie można uogólniać, mówiąc: wystarczy miłość, by nie było grzechu. Natomiast seks bez miłości jest jeszcze gorszym wykorzystywaniem osoby. To przerażające, upokarzające uprzedmiotowienie i wyraz braku szacunku.
Wykorzystanie osoby to takie zachowanie, kiedy na przykład wiedząc, że ktoś jest gadułą, opowiada się mu o jakiejś sprawie „w zaufaniu”, bo dzięki temu dowie się o tym „cały świat”. Wykorzystuje się więc w ten sposób człowieka. Tego typu wykorzystywanie drugiego może przyjąć wiele różnych form.
Ironizować można na wiele sposobów. Dużo gorszy jest jednak sarkazm. Różni się on od poczucia humoru i żartu, który cieszy, nie raniąc drugiej osoby. Ironizując, śmiejemy się czyimś kosztem, sarkazm to cios dużo boleśniejszy.
Mam tu na myśli tak zwane pocieszanie, które nie jest towarzyszeniem drugiemu w cierpieniu. Z fałszywym pocieszaniem mamy do czynienia, gdy osobie, która przychodzi do nas ze swoim kłopotem, mówimy: „To nic takiego, żaden problem, poradzisz sobie”. W rozwiązywaniu trudnych spraw ważne jest przyznanie, że dany problem istnieje. Wówczas wyświadczamy przysługę osobie, która przychodzi do nas ze swoim zmartwieniem, akceptując jej problem po to, by go rozwiązać. Tanie pocieszanie i „znieczulanie”, by problemu się nie czuło, by się o nim nie myślało, nie jest prawdziwą pomocą. W ten sposób bowiem tak naprawdę pozostawiamy osobę samą.
Z fałszywym ochranianiem osoby mamy do czynienia wtedy, gdy chronimy kogoś w tym, w czym nie potrzebuje on ochrony, w sytuacji, kiedy sam jest w stanie się bronić, przejąć inicjatywę. Paternalistyczna ochrona nie jest dobra, gdyż rodzi w człowieku zależność i nie pozwala mu być wolnym.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi do mnie ktoś i prosi o radę.
Doradzam więc coś tej osobie, a ona robi zupełnie coś przeciwnego. Kiedy więc innym razem ponownie pyta o radę, złoszczę się i mówię: „Po co mnie pytasz, skoro i tak robisz, co uważasz za stosowne?”. W takiej postawie zakłada się, że ktoś zawsze ma robić to, co mu powiem. Tymczasem tak nie jest. Ktoś przychodzi do mnie, by prosić mnie o opinię. Powinienem wyrazić ją w wolności, tak by człowiek ten mógł zrobić to, co uzna za słuszne. I nawet jeśli także za drugim razem nie uwzględni moich sugestii, musi mieć pewność, że gdy przyjdzie trzeci, czwarty, piąty i tysięczny raz, zawsze usłyszy moje zdanie i moją radę.
Trudno znieść coś takiego. Uważamy przecież, że cieszymy się szacunkiem i poważaniem, że zawsze mamy rację. Moja dyspozycyjność do służby powinna być jednak taka: jeśli nawet tysiąc razy usłyszysz moją opinię i ona pozwala ci zobaczyć to, czego nie powinieneś robić, jestem gotów dalej służyć ci moim zdaniem.
Z postawą tą mamy do czynienia, gdy robimy za innych to, co sami powinni zrobić. Nie znaczy to, że nie mamy współpracować z ludźmi tam, gdzie nie dają sobie rady. Paternalizm to inny rodzaj aktywności: zaczynam robić za ciebie to, co ty powinieneś umieć zrobić sam, w związku z tym zależysz ode mnie i nie możesz się uniezależnić.
To działanie zgodnie z taktyką: przyjmuję odpowiedzialność za ciebie, czuję się odpowiedzialny za twoje życie duchowe, za twoją religijną doskonałość, za twoją moralną poprawność. Oczywiście winniśmy być gotowi, by pomagać sobie w tym, w czym możemy sobie pomóc. Każdy jednak sam musi brać odpowiedzialność za swoje życie, moralność, religijność i uświęcenie.
Brak szacunku wobec osoby to także: nie pozwalać, by osoba dojrzewała, przeszkadzać jej w zdobywaniu dojrzałej autonomii i wolności, pozostawać obojętnym, kiedy nie szanują jej inni.
1 Konferencja duszpasterska spisana z nagrania magnetofonowego. Por. „Betica Marista”, 67/1974, s. 324-326. Opracowane na podstawie tłumaczenia Tomasza Oleniacza SJ.
Federico Arvesú (1922-1998), kubański jezuita, psychiatra, profesor duchowości, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku znany kierownik duchowy, wieloletni ojciec duchowny studentów Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie.
opr. ab/ab
Copyright © by Życie Duchowe