Czy św. Józef był nieodpowiedzialny, pozwalając Maryi rodzić w stajni? Wszystko zależy od interpretacji greckiego terminu "katalyma"
Oglądając bardzo popularne w naszym kraju jasełka przede wszystkim cieszę się, że w dalszym ciągu są one przedstawieniem Bożego Narodzenia, a nie jakimś „świątecznym spektaklem”, ale też zastanawiam się, jak pogodzić pokazywanego w nich Świętego Józefa z tytułem, którym określa go Biblia, a mianowicie „mężem sprawiedliwym”? Bo bardziej wygląda na jakiegoś desperado...
To może spróbujmy najpierw odtworzyć, jak zwykle się nam opowiada o tej słynnej nocy Bożego Narodzenia.
Oczywiście zimna grudniowa noc, dwa tysiące lat temu, dwoje młodych małżonków z Nazaretu jest w podróży do Betlejem, ponieważ rzymski imperator Cezar August ogłosił spis ludności i każdy mieszkaniec imperium musi się „odliczyć” w miejscu swojego urodzenia. I tak Józef musiał udać się do Betlejem, bo stamtąd pochodził. Razem z nim na osiołku wędruje również Maria, jego małżonka w zaawansowanej ciąży. Trochę to ryzykowne, bo musieli pokonać około 150 kilometrów, a Maryja przecież nie musiała się odliczyć, ale z jakichś powodów Józef postanowił wziąć ją ze sobą. A może to ona się uparła?
W każdym razie kiedy dotarli wreszcie do rodzinnej miejscowości Józefa zapewne poczuli ulgę, że osiągnęli cel i wkrótce Maryja będzie mogła odpocząć. Jednakże, jak się opowiada, i jak się pokazuje w przeróżnych jasełkach i bożonarodzeniowych przedstawieniach, Józef chodził od drzwi do drzwi prosząc o gościnę, ale wszędzie było pełno ludzi, wszak nie tylko on przybył tutaj na spis ludności. Nawet w hotelu, na który natrafili nie było miejsca. A że Maryja zaczęła już odczuwać bóle rodzenia, małżonkowie zadowalają się napotkaną grotą, która służyła jako stajnia dla zwierząt i tam znajdują schronienie a Maryja wydaje na świat swojego synka. Po porodzie składa go w żłobie, w którym znajdowało się siano służące jako pożywienie dla zwierząt. I tak Syn Boży rodzi się w stajni, pośród zwierząt, ponieważ ludzie, których przyszedł zbawić, zamknęli przed Nim drzwi. Oto historia, którą przypominamy sobie w każde Boże Narodzenie, a dekoracje w naszych kościołach czynią wszystko, abyśmy o tej narracji nie zapomnieli. Trzeba sobie jednak zadać pytanie: czy Ewangelia rzeczywiście przekazuje nam TAKĄ historię? Okazuje się, że niekoniecznie.
Przede wszystkim Ewangelia nie mówi nigdzie, że Maryja dotarła do Betlejem, jak to się dzisiaj mówi, „na ostatnich nogach”, czyli prawie rodząc po drodze. A co mówi Ewangelia? Proszę bardzo: „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania” (Łk 2,6). Mało tego Ewangelia nie opowiada nam również o poszukiwaniu noclegu od drzwi do drzwi, a to co się często pokazuje choćby w jasełkach to jedynie dedukcja z tego zdania zapisanego przez Łukasza: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (Łk 2,7).
Jednakże to nie jest jedyna trudność w przyjęciu „tradycyjnej narracji”. Bo trzeba jeszcze postawić kilka pytań dotyczących św. Józefa i nie ukrywam, że jest to jeden z najważniejszych powodów, dla których postanowiłem trochę „powalczyć” z tradycyjnym rozumieniem kontekstu przyjścia na świat Syna Bożego. No bo jeżeli św. Józef jest nazywany „mężem sprawiedliwym”, a nie czas teraz i miejsce, aby wyjaśniać co ten termin w Biblii oznacza, to jednak nijak do tego określenia nie pasuje to, co św Józef w tym czasie wyrabia!
Po pierwsze: jeżeli Józef udawał się do swojego rodzinnego Betlejem żeby szybko załatwić biurokratyczną praktykę, to po co brał ze sobą ciężarną żonę, skoro ona nie miała tego obowiązku? Dalej, jak mógł być tak lekkomyślnym, aby wyruszyć w tak męczącą podróż w ostatniej chwili tuż przed narodzinami dziecka? Nawet mafioso Corleone powiedział, że przez całe swoje życie starał się nie być beztroskim, bo to przystoi tylko kobietom i dzieciom, ale nie mężczyznom, a św. Józef — mąż sprawiedliwy miałby być tak beztroski, żeby nie powiedzieć niepoważny? Ale na tym nie koniec: nawet jeśli przyjąć, że wyruszyli w ostatniej chwili, to św. Józef, który jako cieśla często musiał podróżować i troszczyć się o miejsce na nocleg nie potrafił znaleźć godnego miejsca dla swojej kobiety, która — co pewnie mówiła mu setki razy — miała porodzić Syna Boga? I jeszcze jedna rzecz. Przecież Józef pochodził z Betlejem, musiał tam mieć mnóstwo rodziny, kuzynów i innych, naprawdę nikt z nich nie przyjąłby kuzyna z żoną mającą lada chwila porodzić dziecko?
Albo cała ta słynna gościnność ludów Orientu jest jedną wielką legendą, jak niestety wolne miejsce przy wigilijnym stole w wielu domach, w których nie wpuszczono by żadnego zbłąkanego przybysza, „bo to miejsce ma być puste, tak nakazuje tradycja”. A mówiąc całkiem poważnie, coś tu nie gra.
Ja oczywiście nie jestem biblistą i nie chcę się tutaj wymądrzać w temacie, ale niektórzy bibliści próbują „ratować” reputację św. Józefa i szukają naukowego wyjaśnienia tej sytuacji. I według nich cały problem może tkwić w jednym greckim słówku, które zostało źle przetłumaczone, a resztę wykonała nasza wyobraźnia. Chodzi o słowo katàlyma, które w większości tekstów jest przetłumaczone jako hotel, hostel albo gospoda. I w tym znaczeniu wspomniana wyżej fraza z Ewangelii wg św. Łukasza rzeczywiście brzmi: „nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Jednakże, jak się okazuje, w języku greckim biblijnym słowo to może również oznaczać mieszkanie, apartament, pokój, czyli specjalna wydzielona część domu bądź mieszkania. Ponieważ nie mamy polskiego odpowiednika tego słowa pozostańmy przy terminie greckim.
Aby zrozumieć co ma na myśli św. Łukasz mówiąc katàlyma, musimy pamiętać, że jesteśmy w kontekście Palestyny, gdzie domostwa często nie składały się z różnych pomieszczeń, jak to wygląda obecnie u nas. Często domem była jedna duża izba, gdzie znajdowało się wszystko: kuchnia, garnki, szafy i gdzie na noc rozkładało się materace do spania. Wszystko w jednej izbie. Ale zazwyczaj, oprócz tej dużej izby bywała też jedna mniejsza, której używano jako magazynu, bądź dla ewentualnych gości, gdzie za pomocą kotar można było wydzielić miejsce nieco bardziej intymne. I właśnie ta mała odseparowana izba najczęściej służyła kobietom mającym urodzić dziecko. W Izraelu, kobieta po porodzie uchodziła za nieczystą przez 40 albo 80 dni (w zależności czy urodziła syna czy córkę) i czegokolwiek się dotknęła czyniła nieczystym. Dlatego po porodzie musiała być odseparowana od reszty rodziny, stąd konieczność wydzielenia w domu katàlymy, czyli oddzielnego pomieszczenia dla kobiety, która miała urodzić.
Można więc założyć, że kiedy Ewangelista Łukasz mówi, że nie było dla nich miejsca w katàlymie, mogło chodzić nie o hotel, ale o taki wydzielony pokój w mieszkaniu czy domu, w którym się zatrzymali. W ten sposób Józef już nie jest lekkomyślnym mężem i opiekunem, ale kimś, kto odpowiedzialnie zapewnił żonie mieszkanie, ale katàlyma była akurat zajęta.
Spróbujmy teraz jeszcze raz spojrzeć na narrację ewangeliczną. Skoro Józef zabiera ze sobą małżonkę w stanie błogosławionym, choć nie musi, to być może ma jakieś plany. Może chce po prostu zamieszkać z nią po porodzie w swoim rodzinnym mieście? Tam gdzie ma swoją rodzinę i swój dom? (Tę wersję potwierdza w pewnym sensie ewangelista Mateusz, który opisuje, że po powrocie z Egiptu Józef i Maryja zamierzali zamieszkać w Betlejem, ale ze strachu przed gubernatorem decydują się na zamieszkanie w Nazarecie). Jeśli tak, to najprawdopodobniej młodzi małżonkowie wcale nie przybyli do Betlejem w ostatniej chwili, ale przebywali tam już od jakiegoś czasu i być może właśnie w domu rodzinnym Józefa. Wracamy do tekstu biblijnego: „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania”. Zakładamy, że Józef i Maryja są w domu rodzinnym Józefa, ale pewnie i oni przyjmują innych krewnych przybyłych na spis ludności. Wszystkie miejsca w domu, nawet to dla gości — katàlyma — są zajęte. Ewangelista Łukasz pisze wyraźnie, że nie było „dla nich” miejsca w katàlymie. Dla nich, bo Maryja wkrótce — po porodzie — stanie się nieczysta. Może dla innych nie w takim stanie znalazłby się kawałek podłogi, ale nie dla ciężarnej Maryi. A więc Józef przygotowuje ich własną grotę, stajnię, na miejsce porodu dla swojej żony. Nie mam już tutaj miejsca, aby przytoczyć inne przykłady, ale mogę dodać konkluzję. Łukasz nie używa słowa katàlyma jako hotel bądź gospoda, ale zawsze jako wydzielona część domu (m. in. również gdy pisze o miejscu Ostatniej Wieczerzy), natomiast w opowieści o miłosiernym samarytaninie, który ofiarę zbójców zawozi do gospody, na określenie tej ostatniej używa słowa pandokheion.
Ja wiem, że ta interpretacja wywraca nasze wyobrażenia, i przyznam szczerze, że nie wiem czy jest bardziej godna, niż ta tradycyjna. Jeden z wspierających ją biblistów nawet popadł w konflikt z Watykanem (choć nie z tej przyczyny oczywiście). Ale ta historia pokazuje mi jak fascynująca jest Biblia, pokazuje św. Józefa godnego miana „męża sprawiedliwego” i przede wszystkim podkreśla, że na przyjęcie Syna Bożego trzeba być przygotowanym. Nie da się improwizować.
opr. mg/mg