Krakowskie szopki na rynku - to już 70-letnia tradycja
W pierwszy czwartek grudnia miejsce przy pomniku Adama Mickiewicza na krakowskim Rynku zarezerwowane jest dla wyjątkowych „gości”. To krakowskie szopki, które przynoszą tutaj ich twórcy. W minionym Adwencie stało się tak już siedemdziesiąty raz.
Najpierw ok. godz. 10.00 szopkarze z namaszczeniem układają szopki wokół pomnika. Wysokie, niskie, miniaturowe, strzeliste. Wzrok przenosi się z jednej na drugą. Przyniesione przez dzieci, dorosłych, przez ludzi różnych profesji, których łączy jedno — wielka pasja połączona zawsze z wielogodzinnym, wielotygodniowym, a dla niektórych nawet wieloletnim wysiłkiem. Która piękniejsza?
Niełatwo zdecydować. Doskonale wie o tym jury, które do godz. 12.00 nadaje uczestnikom numery konkursowe. To bardzo proste w stosunku do tego, co czeka ją kilka godzin później — wybierania tej najpiękniejszej. Zanim to jednak nastąpi, w samo południe dźwięk hejnału jest znakiem do uformowania się barwnego pochodu. Mieszkańcy miasta i goście jeszcze raz zobaczą wszystkie przyniesione na konkurs szopki na specjalnej estradzie. Potem znajdą się one w znamienitej sali wystawienniczej Pałacu Krzysztofory, gdzie jury rozpocznie obchód i dokładny przegląd krakowskich szopek, a następnie obrady. Tradycja utrwaliła kryteria, którymi kierować się będzie jury. Dekoracyjność, kolorystyka, figurki, architektura, elementy ruchome, tradycyjność, nowatorstwo i ogólne wrażenie artystyczne — te elementy zdecydują o zwycięstwie. Sąd konkursowy (w jego składzie znajdują się m.in.: etnografowie, historycy sztuki, artyści plastycy, pracownicy Muzeum Historycznego i Muzeum Etnograficznego), któremu przewodniczy dyrektor muzeum, może również wytypować do nagrody prace nieodpowiadające wymienionym wyżej warunkom, lecz odznaczające się innymi, szczególnie wysoko ocenionymi walorami. Każdy, kto choć raz stanął wespół z szopkarzami pod „Adasiem” na Rynku Głównym, przyzna, że wybór najpiękniejszej to nie lada wyzwanie. A gdyby kryterium głównym konkursu było włożone w pracę serce i czasochłonność, to z pewnością nie trzeba byłoby decydować o miejscach, bo z góry każdy byłby laureatem.
Tradycja i zasady konkursu zobowiązują jednak do tego, żeby wyłonić najlepszych. Szopkarze rozstali się ze swoimi dziełami na kilkadziesiąt godzin, bowiem już w niedzielę po pierwszym czwartku Adwentu jury ogłasza wyniki. W niedzielne popołudnie poznajemy zwycięzców i otwarta zostaje pokonkursowa wystawa. Dla laureatów to chyba największa nagroda — ich dzieła podziwiane będą przez innych w jednym z najpiękniejszych i najokazalszych pałaców Krakowa, a zarazem w siedzibie Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Dla niezorientowanych: Pałac Krzysztofory, adres — Rynek Główny 35.
Taki mniej więcej scenariusz ma każdy konkurs. W grudniu 2012 r. miał on wyjątkowy charakter, odbył się bowiem po raz 70. Zanim jednak konkurs zaistniał, trzeba przywołać obraz z XIX-wiecznego Krakowa. Tutejsi rzemieślnicy, szczególnie ci z przedmieść miasta — Zwierzyńca, Krowodrzy, Czarnej Wsi, Ludwinowa, Grzegórzek — nie mając w okresie zimowym zbyt wiele pracy, postanowili budować szopki. Potem zabierali je ze sobą i chodzili po domach. Były to szopki statyczne, z figurkami, ale również takie, które dawały możliwość odgrywania bożonarodzeniowych jasełek. Taki przenośny teatrzyk lalkowy, ze Świętą Rodziną na pierwszym piętrze, w formie wieżowego budyneczku z elementami architektury starego Krakowa, odgrywano niestety tylko do wybuchu I wojny światowej. Na szczęście tradycja konstruowania szopek odrodziła się mimo burzliwych i trudnych lat, a nawet przerodziła się w konkurs. Pierwszy, z inicjatywy miłośnika krakowskich zwyczajów i tradycji, a zarazem dyrektora Muzeum Historycznego — Jerzego Dobrzyckiego, został zorganizowany w 1937 r. Co ciekawe, przyniesiono na niego aż 86 szopek zwanych od tamtego czasu konkursowymi.
Na siedemdziesiąty, czyli tegoroczny konkurs przyniesiono 163 szopki, które oczywiście nawiązywały do architektury Krakowa. Ze wspaniałą precyzją odwzorowano m.in. takie obiekty, jak Brama Floriańska, kościół Mariacki czy Wawel. Autorów cieszy, gdy podziwiający ich szopki są w stanie bez zastanowienia przywołać obiekt nawiązujący do szopki. Nie brakowało również w szopkach wawelskiego smoka, hejnalisty czy Stańczyka. W szopce Władysława Słabońskiego (II miejsce w kategorii szopki duże) dostrzeżemy
ks. Piotra Skargę, ale również związaną z Krakowem Agnieszkę Radwańską. Autor tej szopki nie zapomniał także o Euro, wszak Kraków na swój sposób gościł też uczestników tej wielkiej imprezy, dlatego dostrzeżemy w niej emblemat z flagami Polski, Ukrainy i zwycięzców turnieju Hiszpanii. — W tym roku startuję w konkursie po raz szósty. Pracę nad kolejną szopką zaczynam zaraz po zakończeniu konkursu i cały rok ją dopieszczam. Szopkami zainteresowałem się w czasie choroby. Mając wiele wolnego czasu, postanowiłem go dobrze wykorzystać i zacząłem tworzyć pierwszą szopkę. Dziś mogę powiedzieć, że to moja pasja — mówił Słaboński. Przyniesiono także szopki miniaturowe. Dzieło Wiesława Barczewskiego ma ok. 15 cm wysokości, ale są w niej aż 22 figurki, w tym część ruchomych. Swoje arcydzieła przyniosły także przedszkolaki. Była nawet szopka z Chicago wykonana przez członków Koła Miłośników Krakowa zza oceanu.
Szopki krakowskie są znane już na całym świecie. To małe i duże, wykonywane przez dzieci, młodzież i dorosłych niepowtarzalne i wspaniałe dzieła sztuki. Wykonywane z wielką cierpliwością przez osoby z ciekawą wyobraźnią. Wieloletnia tradycja jednoczy ludzi przy żłóbku, który jest najważniejszy. Szopkarze umieścili go bowiem w złocistych pałacach, na królewskich dziedzińcach. Taka tradycja będzie trwać i zawsze przemawiać swoim kontrastem.
O swojej przygodzie z szopkami krakowskimi mówi Dariusz Czyż, wielokrotnie nagradzany w konkursie, w którym startuje od 1970 r. W tym roku zwyciężył w kategorii szopek średnich.
— Budowaniem szopek zajmuję się od piątego roku życia. Mieszkałem z dziadkiem i to on zaraził mnie tą pasją. Zresztą wiele osób w mojej rodzinie budowało szopki. Dziś wykonuje je jeszcze tylko moja ciocia Lucyna. W 1970 r., mając pięć lat, zbudowałem przy pomocy dziadka pierwszą szopkę i przyniosłem ją na konkurs. Od tamtej pory startuję co roku, czyli wziąłem już udział w 41 konkursach. Tylko jeden raz nie wystartowałem, bo wezwano mnie do wojska. Z każdym rokiem moje szopki były coraz bardziej dopracowane. A trzeba wiedzieć, że przez wiele lat, gdy startowałem jako dziecko i młodzieniec, nie było jeszcze wtedy oddzielnej kategorii wiekowej dla uczestników. Staram się, żeby w każdym roku szopka miała inny motyw przewodni. Zawsze pojawiają się jakieś trudności w budowaniu szopek, szczególnie jeśli chodzi o różnorodne mechanizmy, które się w nich stosuje. Zdaję sobie sprawę, że niekiedy moje szopki były słabe w wykonaniu, ale zawsze wykorzystywałem w nich tylko te elementy, które potrafiłem zrobić sam. Jednak zawsze, nawet mając zbudowaną słabszej jakości szopkę, startowałem w konkursie, bo to była okazja do spotkania z innymi szopkarzami. A szopkarzy trudno spotkać, niechętnie też zapraszają do swoich domów i warsztatów. Zazwyczaj w zaciszu budują swoje dzieła sztuki. Konkurs jest więc jedną z niewielu okazji do spotkania się w tym środowisku.
Jestem amatorem, wszystko wykonuję w domu przy użyciu prostych narzędzi — tokarki, wkrętarko-wiertarki. Dzięki szopkom zająłem się na co dzień usługami remontowymi. Ta pasja pomogła mi do tego stopnia, że z osoby zajmującej się urządzeniami chłodniczymi zostałem specjalistą od wykończenia domów. Nabrałem pewnej ogłady przy wykonywaniu szopek i wykorzystałem to w swoim zawodzie. Mogę powiedzieć, że robienie szopek mam we krwi. Dla mnie ich budowanie to normalna rzecz, nic trudnego. Trudności zawsze są przy budowaniu, ale technika jest podobna. Chodzi o to, żeby coś zrobić z niczego, a nie zlecać komuś.
Najważniejszy jest sam pomysł. W tym roku wykonałem szopkę, wzorując się na starych szopkach, które trafiały na konkurs. Obecny konkurs był specyficzny, bo jubileuszowy. Pamiętam, jak mój dziadek Stanisław Paczyński, na 50-lecie konkursu w swojej szopce miał 49 małych szopek, a pięćdziesiątą stanowiła ta, w której się one znalazły. Postanowiłem to odwzorować. Nigdy tego nie robię, ale pomyślałem, że trzeba uczcić jubileusz. Jednak 70 szopek w jednej byłoby może nie do wykonania, dlatego umieściłem w niej 42 szopki, czyli tyle, ile lat pracuję już nad szopkami. Reszta szopek prezentowana jest natomiast w ramce elektronicznej wkomponowanej w szopkę. Połączyłem zatem tradycję z nowoczesnością, co bardzo się spodobało. Staram się nigdy nie powielać swoich poprzednich pomysłów. Nie robię szopek dla profitów, samo uczestnictwo w konkursie jest dla mnie nagrodą.
Jeśli będziesz w Krakowie, koniecznie obejrzyj szopki krakowskie.
Pałac Krzysztofory, Rynek Główny 35
Pokonkursowa wystawa czynna w dniach od 10.12.2012 r. do 24.02.2013 r.
Godziny otwarcia:
od niedzieli do czwartku: 9.00—18.00; w piątki i soboty: 9.00—19.00
Dla tych, którzy nie będą mieli możliwości zobaczenia szopek na żywo, zapraszamy do galerii zdjęć szopek krakowskich na naszej stronie internetowej: www.przk.pl.
opr. mg/mg