Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej dziękczynnej za beatyfikację ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku 13 czerwca 2010 r.
Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej dziękczynnej za beatyfikację ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku 13 czerwca 2010 r.
Jeszcze w nas trwa blask niedzielnego dnia — beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Jeszcze stają przed naszymi oczyma mocno i wyraźnie tamte obrazy: wypełniony po brzegi pielgrzymami plac Marszałka Józefa Piłsudskiego, niemilknące oklaski, kiedy po odczytaniu aktu beatyfikacji odsłonięty został obraz Błogosławionego, dziesiątki kapłanów idących między sektory z Chlebem Żywym — Ciałem Chrystusa. Jeszcze czujemy tamto tchnienie świętości i wielkości. Tamtą radość, że we wspólnocie przyjaznych serc staliśmy się uczestnikami tej długo wyczekiwanej chwili, która wpisze się na wiek wieków w historię Kościoła, Narodu, Ojczyzny.
Gaude Mater Polonia... Ciesz się Matko, Polsko... Ponad modlitewne zgromadzenie, ponad ten sławny plac, który był świadkiem znamiennych wydarzeń w dziejach Ojczyzny, wzbiła się ta dostojna, starożytna pieśń, powstała w XIII wieku z okazji kanonizacji św. Stanisława, Biskupa Męczennika. Dziękowaliśmy Bogu za ten wspaniały dzień. Modlitwą wdzięczności ogarnialiśmy Ojca Świętego Benedykta XVI. Przed ośmiu laty, w maju 2002 roku, przed wyborem na Stolicę Piotrową, był jednym z ponad 18 milionów pielgrzymów, którzy na przestrzeni lat nawiedzili grób Męczennika. To właśnie on, następca św. Piotra Apostoła, swoją władzą apostolską zezwolił, aby „Czcigodnemu Słudze Bożemu Jerzemu Popiełuszce, prezbiterowi i męczennikowi, wytrwałemu i niestrudzonemu świadkowi Chrystusa, który zwyciężył zło dobrem aż do przelania krwi, przysługiwał tytuł błogosławionego” (List apostolski Benedykta XVI). Legat papieski, abp Angelo Amato, po dopełnieniu aktu beatyfikacji oznajmił z radością Kościołowi w Polsce: „Patrz, oto syn twój żyje”. Ciesz się i raduj Kościele w Polsce: Syn Twój żyje! Twój Syn — błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko. Szafarz świętych sakramentów. Głosiciel Ewangelii. Apostoł Jezusa Chrystusa w trudnym czasie ojczyzny. Sługa nadziei, która zawieść nie może. Kapelan Solidarności, tej zwycięskiej, która była nadzieją milionów, i tej zdelegalizowanej, zepchniętej do konspiracji, prześladowanej. Opiekun krzywdzonych i poniżanych dla imienia ojczyzny. Obrońca praw Bożych i praw ludzkich w trudnym i smutnym okresie polskiej historii — deptania i łamania praw ludzkich i sumień. Przewodnik na drogach ku jedności w prawdzie, miłości, sprawiedliwości.
Powtarzał błogosławiony ks. Jerzy, że „to co wielkie i piękne rodzi się przez cierpienie”. Doświadczał go w różnym wymiarze i czasie: podczas służby w kleryckiej jednostce wojskowej, kiedy chciano zachwiać jego wiarę, zgasić pragnienie pozostania kapłanem, podczas stanu wojennego, kiedy stawał się ofiarą nieprawości i prowokacji. Aż po to cierpienie godziny ostatniej... Jakże okrutne!
26 lat trwała ufna wytrwała modlitwa o chwałę Nieba dla Kapłana-Męczennika. Przyszła godzina, którą dał nam Pan. Do grona tych, o których Kościół orzeka, że w sposób pełny zjednoczyli się z Chrystusem — świętych i błogosławionych — dołączył ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Jesteśmy dziś tu, wspólnota wiary Białegostoku, aby za ten dar beatyfikacji podziękować. Uczynimy to w sposób najpiękniejszy i najwłaściwszy. Poprzez uczestnictwo w Eucharystii. Jest ona ofiarą uwielbienia składaną Ojcu Przedwiecznemu przez Chrystusa i z Chrystusem, a także ofiarą dziękczynienia i uwielbienia za wszystkie Boże dobrodziejstwa (por. KKK 1361).
Spośród tych dobrodziejstw wydobywamy dziś jedno: kapłańską posługę ks. Jerzego Popiełuszki. Mamy szczególny tytuł, aby za nią dziękować właśnie tu, na Podlasiu, w Białymstoku. Nowy Błogosławiony to przecież nasz rodak. Syn podlaskiej ziemi. Na niej wzrastał, tu poprzez sakrament Chrztu Świętego został włączony w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Tu po raz pierwszy do swego serca przyjął Komunię Świętą. Tu kształtował swoją chrześcijańską postawę, moralną i religijną wrażliwość. Tu usłyszał głos Chrystusa, dobrego Pasterza: „Pójdź za mną”(J 21,22). Tu, w rodzinnych Okopach suchowolskiej parafii, stoi jego rodzinny dom, mieszka jego dobra, kochająca Mama, żył dobry, pracowity, przepełniony duchem Bożym Ojciec, wzrastało rodzeństwo. Rodzinny dom, najważniejszy z domów świata, wrosły na trwałe w przestrzeń serca.
Bądź pozdrowiona czcigodna Mamo Księdza Jerzego. Patrzyłaś przed laty na ciało swego zamordowanego Syna. W ubiegłą niedzielę byłaś świadkiem jego narodzin dla Nieba. Wobec ponad stutysięcznego tłumu przewodziłaś modlitwie różańcowej. Modlitwie adresowanej do Bożej Matki „łaski pełnej”, która w tamtej pamiętnej godzinie swego życia stanęła na Golgocie pod krzyżem swego Syna.
Mądra, dobra Matka. Kiedy 14 czerwca 1987 roku przy grobie ks. Jerzego Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział: „Matko, dałaś nam wielkiego syna”, usłyszał w odpowiedzi: „Ojcze Święty, nie ja go dałam, ale Bóg dał przez mnie światu. Dałam go Kościołowi i nie zabiorę go Kościołowi”.
Bądź pochwalona podlaska ziemio, która ukształtowałaś nowego Błogosławionego. Ziemio dobra i przyjazna. Bądźcie pozdrowieni ci, pośród których wzrastał, od których się uczył: wiary, chrześcijańskiego obyczaju, miłości i szacunku do rodzinnej ziemi. Otwartej na ewangeliczny siew. Rozświetla ją od wieków miłosierdzia znak świetlany — od wileńskiej Ostrej Bramy, od oblicza Matki Bożej Miłosierdzia, Orędowniczki i Pośredniczki łask, Opiekunki i Wspomożycielki. Także od tej Katedry, od kaplicy Matki Bożej Miłosierdzia, od repliki Jej wileńskiego Wizerunku, poświęconego przed ponad trzydziestu laty przez kardynała Karola Wojtyłę. To tutaj, w Białymstoku, tajemnicę Miłosierdzia Bożego, „ową miłość łaskawą, współczującą, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga (Jan Paweł II, Łagiewniki, 7 VI 1997), odsłaniał błogosławiony ks. Michał Sopoćko.
Bądźcie pozdrowieni obywatele Białegostoku, którzy swoje serca, sumienia, umysły otwieraliście na nauczanie ks. Jerzego. Wielu z was przybywało do kościoła św. Stanisława Kostki na Mszę Świętą za ojczyznę, wtedy, kiedy ks. Jerzy żył i głosił pamiętne homilie. Czyniło to także później, po jego tragicznej śmierci. Od tamtego żoliborskiego grobu, od tamtej modlitewnej wspólnoty przybywającej z Polski całej, czerpaliście duchową moc. Przenosiliście ją tu, do Białegostoku, na modlitewne spotkania na ulicę Leszczynową, do powstającego kościoła pw. Świętego Kazimierza, do innych świątyń miasta. Wielu z was, w tamtych latach więzionych, zwalnianych z pracy, w różny sposób represjonowanych, szukało oparcia w jego słowach, postawie, ofierze. Jakże bardzo ks. Jerzy pomagał przetrwać tamten trudny czas. Wracały echem jego słowa dotyczące wyjętej wówczas spod prawa „Solidarności”: „Solidarność w narodzie rozrosła się jak mocne drzewo, które chociaż jest podcięte w swych korzeniach, wypuszcza nowe. I chociaż drzewem tym szarpią burze, chociaż urwano mu koronę chwały, to ono nadal trzyma się mocno ziemi ojczystej i czerpie z naszych serc i naszej modlitwy ożywcze soki, które pozwalają mu trwać i w końcu wydać dobry owoc” (Msza Święta za ojczyznę, sierpień 1982). Przypominał i uczył, że „modlitwa serc udręczonych jest zawsze skuteczna i owocna”.
Gaude Mater Polonia... Ciesz się, Matko Polsko! Ciesz się ludu podlaski w Białymstoku, w którym słowo ks. Jerzego padało na żyzny grunt ludzkich serc i sumień, które nie zwątpiły, nie utraciły nadziei i duchowej wolności. Błogosławiony ks. Jerzy związał się z naszym miastem w sposób szczególny. Do Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej przywieziono jego ciało wydobyte pod Włocławkiem z wiślanej toni. Stało was tam wielu, w oczekiwaniu na czas przewiezienia trumny do Warszawy. Tu w Białymstoku ciało Męczennika zostało ubrane w szaty liturgiczne, pożegnane modlitwą przez śp. ks. Biskupa Edwarda Kisiela. Jakże szybko Białystok pokazał, że pamięta, że jest wdzięczny. W pobliżu katedry stanął pomnik ks. Jerzego. Jeden z pierwszych w wolnej ojczyźnie. 5 czerwca 1991 roku odsłonił i pobłogosławił go Ojciec Święty Jan Paweł II. Przytulił do swego serca Rodziców ks. Jerzego.
Czytania dzisiejszego dnia prowadzą nas na spotkanie z przebaczającym Bogiem, pokazują piękno, odwagę, wielkość wiary. To dzięki niej człowiek potrafi otwarcie wyznać Bogu swoją słabość i grzech, pokonać lęk, wstyd, obawę przed opinią innych. „Zgrzeszyłem wobec Pana” — wyznaje Dawid, który mocno splamił grzechem swoje serce. Stanęła przed Jezusem kobieta o zbrukanym grzechem sumieniu, oblała swymi łzami Jezusowe stopy i swymi włosami je otarła (por. Łk 7,44). Ocaliła ją jej wiara, doznała łaski przebaczenia, nie zawiodła się na miłości Chrystusa: „Twoja wiara cię ocaliła idź w pokoju” (Łk 7,50).
Z Chrystusowego mandatu błogosławiony ks. Jerzy niósł tym, którym służył, przebaczającą miłość Boga. Prowadził ich ku Sercu Jezusowemu, którego dotknięcie przynosi łaskę oczyszczenia ludzkich serc, przemiany, nawrócenia, wyrwania się z niewoli grzechu , ku wolności Dziecka Bożego: „Ty jesteś ucieczką, wyrwiesz mnie z ucisku/ otoczysz mnie radością z mego ocalenia” (Ps 32,7). Obdzielał Chlebem żywota, tych, którzy garnęli się do Chrystusa. Jednał z Chrystusem serca ludzkie. Ukazywał tym, którym służył, oblicze miłującego i przebaczającego Boga. Jak każdy kapłan, na mocy sakramentu święceń, naznaczony darem przemiany w Chrystusa, działający in persona Christi Capitis — w osobie Chrystusa-Głowy, stawał się dla swych bliźnich „narzędziem zbawienia”. Mógł za św. Pawłem Apostołem powiedzieć: „(...) obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga, 2,20). To był najmocniejszy rys jego kapłańskiej drogi, jego posługi, jego zaangażowania się w służbę Chrystusowi. Ta droga Chrystusowego kapłana była drogą krzyża. Wyznaczoną przez Chrystusa. „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje” (Mt 16,24). Do skarbca wiary, do wiana tych, którzy drogą doskonałości chrześcijańskiej poszli za Chrystusem — błogosławionych i świętych — ks. Jerzy wniósł wiano swego krzyża — męczeństwo za wiarę. Zamordowany przecież został in odium fidei — z nienawiści do wiary przez funkcjonariuszy zbrodniczego systemu komunistycznego.
Przed Boży tron zaniósł plon swego życia kapłana i syna Ojczyzny. W swoje kapłańskie życie włączał troskę o los prześladowanych, niesłusznie oskarżanych, więzionych, wyzutych z praw, uciśnionych, także o tych, co nie ulegli, co wbrew okolicznościom nie stłumili swoich pragnień. Szli dalej drogą, którą wytyczyło tchnienie Ducha Świętego, odnawiającego — wichrem Solidarności — oblicze polskiej ziemi. Z nimi się identyfikował, im służył, ich prowadził Chrystusowymi drogami. Plon ich ofiarnej służby Bogu i ojczyźnie zaniósł przed Boży tron.
W jego męczeństwo, w jego wywyższenie, w duchowy sposób włączają się krzyże i śmierć wielu naszych rodaków, ofiar stanu wojennego. Wciąż nie jest zamknięta lista tych, którzy wtedy zginęli, większość z rąk tak zwanych nieznanych sprawców. Byli pośród nich kapłani. I ten, którego znało wielu z was: ks. Stanisław Suchowolec, duchowy brat ks. Jerzego, i ks. Stefan Niedzielak, zabiegający o pamięć o poległych na Wschodzie, i ks. Sylwester Zych. W jego wywyższenie włączamy również i tych, których żywoty kapłańskie zostały — po ludzku sądząc — zakończone za wcześnie z powodów stresów, napięć, doznawanych przykrości. Jak żywot śp. ks. Wojciecha Pełkowskiego, wpisanego wdzięcznym wspomnieniem w tak wiele białostockich serc. Kapłani wierni Bogu, towarzysze polskich dróg ku wolności ojczyzny, ku zwycięstwu prawdy i sprawiedliwości. Poprzez to wywyższenie ks. Jerzego i ich droga została oświetlona blaskiem chwały. Bo takie jest prawo Chrystusowej miłości. „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie, jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana, jeśli zaś umieramy, umieramy dla Pana” (Rz 14,7—8).
Czas beatyfikacji przypomniał drogę kapłańskiej posługi ks. Jerzego, która rozpoczęła się w dniu 28 maja 1972 roku. Tego dnia z rąk Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego w stołecznej archikatedrze pw. Świętego Jana Chrzciciela, otrzymał święcenia kapłańskie. „Z sercem gotowym do głoszenia wszędzie Ewangelii” rozpoczął kapłańską posługę. Wiele razy przypominano, że do strajkujących hutników ówczesnej Huty Warszawa trafił — po ludzku na to patrząc — przez przypadek. Ale przecież to Duch Boży tak chciał, że ten kapłan, skromny, słabego zdrowia, rezydent przy żoliborskiej parafii, stał się duchowym przewodnikiem wielkiej wspólnoty polskiej nadziei, wykraczającej daleko poza granice żoliborskiej parafii. Bożym słowem, rozświetlał „trudną treść jaką zadali sobie Polacy lat osiemdziesiątych” drogę Solidarności (Jan Paweł II). W celowo atomizowanym po wprowadzeniu stanu wojennego społeczeństwie, zastraszanym, wyzbytym z wielu praw, budował — wokół Chrystusowego ołtarza — wspólnotę polskiej nadziei. Wyzwalał z lęku, z nienawiści, o którą w tamtym czasie krzywd i pogardy było łatwo.
Pytano nieraz skąd jego duchowa siła, skąd jego charyzma? Wypływała z autentyzmu kapłańskiej postawy, z prostolinijności charakteru, z żaru serca, z przejęcia się losem wspólnoty narodu, z głębokiego przekonania, że bez Boga nie można rozwiązać problemów człowieka, z życia Ewangelią, z fascynacji osobowością i postawą Prymasa Tysiąclecia, jego teologią narodu, z wsłuchania się w katechezę nadziei głoszoną nieprzerwanie przez Jana Pawła II.
Ksiądz Jerzy: żywy znak nadziei dla tysięcy Polaków, spragnionych prawdy, wolności, społecznej sprawiedliwości, obecności w polskim życiu, także w wymiarze społecznym, światła prawdy — lux veritatis. Błogosławiony ks. Jerzy — zjednoczony z Chrystusem. Obecny pośród tych, których Bóg wielkiego miłosierdzia gromadzi w „Mieście Świętym — Jeruzalem Nowym (Ap 21,2). Obecny pośród nas w tajemnicy świętych obcowania.
Beatyfikacja Księdza Jerzego odbyła się w czasie trudnym dla naszej ojczyzny. Dwa miesiące temu miała miejsce tragiczna katastrofa pod Smoleńskiem, wydarzenie, którego przyczyn wciąż nie znamy. Śmierć prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i elity narodu. Właśnie tam, w pobliżu katyńskich mogił, miejsca, które wciąż stanowi niezabliźnioną ranę narodu. Katastrofa wciąż opłakiwana, obecna w naszej świadomości. Także tu, w Białymstoku. Staje przed oczyma szlachetna postać pana Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, białostockiego rodaka. Za miłość do ojczyzny na śmierć skazanego przez sowieckiego okupanta, więźnia gułagu, zdobywcy Monte Cassino, jednego z tych żołnierzy polskich dróg ku Niepodległej, których zdradził świat. Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, wiernego dziedzictwu 11 listopada. I ten drugi: śp. poseł Krzysztof Putra, wicemarszałek Sejmu Rzeczypospolitej, jeden z tych —młodych robotników w białostockich Uchwytach — których wtedy — u schyłku lata 1980 roku — ogarnął wiatr od morza: wiatr Solidarności. Służył tamtym wartościom, jako polityk i parlamentarzysta.
Katastrofa smoleńska. Na jej wieść, podczas Mszy Świętej odprawionej wieczorem 10 kwietnia w Katedrze Oliwskiej, mówiłem: „Niech wstrząśnie polskimi sumieniami. Niech w tej śmierci przejrzy się to, co w nich małe i miałkie. Niech ta śmierć poruszy sumienia tych, co demonstrowali jakże często ostentacyjną niechęć, której doświadczało tak wielu, którzy dziś zginęli. Nade wszystko Pan Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”.
Stała Polska w wielogodzinnej kolejce do Pałacu Prezydenckiego, gdzie wystawiono trumny Prezydenta, Jego Małżonki, najbliższych współpracowników. Zjednoczona bólem i współczuciem. Poważna, zadumana, wpatrzona w obolałą twarz ojczyzny. Solidarna, jak wtedy, w listopadowe przedpołudnie pogrzebu ks. Jerzego przed 26 laty, wyzbyta niechęci, i agresji, która tak mocno zdominowała styl uprawiania polityki, debaty o polskim dziś i polskim jutro. Po dwóch miesiącach, jakie od tej katastrofy minęły, przyjdzie nam niebawem zdać egzamin, przełożyć na nasze indywidualne decyzje wyborcze, tamte pytania, tamte niepokoje, tamte — motywowane także szokiem smoleńskiej katastrofy— myśli o Polsce — wspólnocie zgody, szacunku, odpowiedzialności...
Ta wspólnota jedności i braterstwa dała o sobie znać w dniach klęski powodzi. Rany przez nią zadane przyjdzie nam jeszcze długo leczyć. Patrzymy co dnia z sercem ściśniętym na obrazy zatopionych wsi, domów, ulic, patrzymy na twarze tych, którzy często stracili wszystko... Pośpieszyły z różnych stron ojczyzny z pomocą zastępy ofiarnych ludzi: strażaków, ratowników, policjantów, żołnierzy, wolontariuszy. Na straszną klęskę powodzi wspólnota ojczyzny odpowiedziała inną, swoistą powodzią: powodzią dobra wylewającą się z polskich serc, powodzią darów, transportów, szczodrych wpłat na pomocowe konta.
Czas trwogi, nieszczęść, przygnębienia, bolesnych pytań, jak te, o przyczyny smoleńskiej tragedii, rozjaśnił blask beatyfikacji ks. Jerzego. Rozbudził pamięć o jego drodze ku beatyfikacji, jego nauczaniu. Odczytujmy je dziś, w tym nowy czasie ojczyzny: wolnej, wyrwanej z okowów politycznego i ideologicznego wyzwolenia. Innej, ale przecież potrzebującej głębokiej refleksji o swoim dziś, które obok radości przynosi nowe troski, niepokoje, czasem trudne pytania. Na wiele z nich odpowiada błogosławiony ks. Jerzy. Mówi nam ten kapłan Jezusa Chrystusa o wartości wspólnoty narodu, cementowanej wiarą, tradycją, kulturą. O jej pięknie i sensie. O obowiązku troski, aby te odwieczne wartości, budowane pracą i modlitwą pokoleń, nie ulegały erozji, nie był pomniejszane szyderstwem, podłością, lekceważeniem. A także wmawianiem, że czas wspólnot narodowych to dziś anachronizm, przeżytek, zawada, na drodze do nowego porządku: nowoczesnego świata, „globalnej wioski”.
Uczy nas jedności, która jest znakiem braterstwa, tego wywiedzionego z Bożego Dziecięctwa. Takiej jedności, która przecież nie zamazując naturalnych różnic, poglądów, ocen, ale potrafi wznieść się ponad podziały w realizacji ważnych dla wspólnoty narodu działań, rozbudzić ducha solidarności, przełamać egoizm grup, interesów, partyjnych ugrupowań. Takiej jedności, którą motywuje poczucie odpowiedzialności za ojczyznę, wiano polskich pokoleń, ich pracy, walki, modlitwy. Mówił Wincenty Witos na progu niepodległości: „A Polska wina trwać wiecznie....” Polska, nasza ojczyzna, a nie własność tej, czy innej partii, a nie obiekt eksperymentów, nieprzemyślanych decyzji, zawłaszczania i manipulowania. Przypomina o potrzebie prawdy w polskim życiu, tym domowym, rodzinnym, także publicznym. O tym, że źródłem wszelkich kryzysów jest brak prawdy. Ten kryzys nie minął wraz z upadkiem dawnego ustroju. Brak prawdy w naszym życiu wspólnotowym, i dziś daje o sobie znać. Wiemy o tym dobrze, przykładów byłoby aż nadto. Tym, którzy stanęli na czele wspólnoty przypomina, że zaufanie w narodzie zdobywa się przez prawdę i miłość.
Towarzyszył błogosławiony ksiądz Jerzy kapłańską posługą ludziom Solidarności, którzy już wtedy — zawierzając nadziei — wybiegali myślą ku wolności, ku wizji państwa, jego wewnętrznemu urządzeniu, priorytetom jego rozwoju. To nie miało być państwo wsparte o aksjomat: jak najmniej państwa, jak najwięcej wolności. To miało być państwo wsparte na filarze wartości, biorące sobie do serca los słabych, niezaradnych, ubogich, chorych. Państwo pamięci o tym, co polskie, co nasze, także w sferze gospodarczych decyzji. Państwo prawe i sprawiedliwe, potrafiące postawić tamy zagrożeniom, także tym o wymiarze moralnym.
Uczył miłości do Kościoła, rzeczywistości zbawczej, w którą wpisany jest los Polski — od wieków. Był ten Kościoła wielokrotnie, „znakiem któremu sprzeciwiać się będą”: zaborcy, okupanci, ideologiczni agresorzy. Odkrywał, przed tamtym pokoleniem, tak bardzo zaabsorbowanym odmienianiem obliczem ziemi, wrażliwość wobec tego, co duchowe, co dotyczy ostatecznego celu człowieka — zbawienia. Taka wrażliwość — potrzebna jest dziś, i męstwo, i pogłębiona świadomość. I duch modlitwy, i płomień wiary rozświetlający nasze życie. I potrzeba nawracania się, modlitwy, pokuty... I wspieranie się — szczególne teraz w czerwcu — o Serce Jezusowe, niewyczerpane źródło miłości. Także przekonanie, o którym jakże często mówił ks. Jerzy, że nie można wyłączać Boga z dziejów człowieka, że nie można we właściwy sposób troszczyć się o człowieka, usuwając lub ograniczając obecność Kościoła w przestrzeni publicznej.
Wracajmy do nauczania ks. Jerzego, aplikujmy je w nasz czas, naszą sytuację naszą drogę. Niech pomoże nam ją właściwie rozeznać. Módlmy się do nowego Błogosławionego, orędownika spraw Kościoła i Narodu w Niebie, „O powiększenie w sercach ludzi miłości Ojczyzny”. W waszych sercach, białostoccy rodacy. Niech promieniuje i owocuje, w życiu, postawie, decyzjach, także tych, dotyczących naszej wspólnoty, które niebawem będziecie podejmować. Niech to będą decyzje wywiedzione z prawego sumienia i wrażliwości obywatelskiej. Włączajmy w przestrzeń naszego życia, pracy, służby, te znamienne słowa Świętego Pawła Apostoła, które stały się swoistym mottem drogi błogosławionego ks. Jerzego w służbie Chrystusa, Kościoła, Ojczyzny, prawdy, wolności: „Nie daj się zwyciężyć złu, tylko zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Zło dobrem zwyciężaj. Tu i teraz. Błogosławiony ks. Jerzy, prowadź nas ku temu zwycięstwu. Amen.
opr. aw/aw