11 tom z serii "Wyznanie wiary" (Wydawnictwo Jedność), rozdział I
Wydawnictwo Jedność, Kielce 2007
Spis treści | |
---|---|
WSTĘP | |
1. NADZIEJA - WYRAZ WIARY | 7 |
1. Święty krąg | 7 |
2. Wierzę w Ducha Świętego, który wskrzesza umarłych | 10 |
3. Jesteśmy chrześcijanami, ponieważ | 12 |
4. Prawda wiary trudna do przyjęcia. | 14 |
5. Nadzieja chrześcijańska w naśladowaniu Chrystusa | 17 |
II. ŚMIERĆ. MIĘDZY TRWOGĄ A NADZIEJĄ | 19 |
1. Śmierć - problem, od którego nie da się uciec | 20 |
2. Śmierć - warunek życia | 22 |
3. Śmierć skłania do refleksji | 25 |
a. Człowiek, jedyne „zwierzę", które wie, że musi umrzeć | 25 |
b. Człowiek - „zwierzę" troszczące się o zmarłych | 27 |
c. Jeśli istnieje śmierć, miłość jest niedorzecznością | 30 |
4. Śmierć - fakt, problem czy tajemnica? | 32 |
III. MIŁOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ ŚMIERĆ | 35 |
1. Pragnienie rodzące nadzieję? | 3S |
Stary Testament | 35 |
2. Dobra nowina | 38 |
3. Fundament chrześcijańskiej nadziei | 42 |
a. Boża miłość jako fundament nadziei | 42 |
b. Boża moc jako fundament nadziei | 44 |
c. Boża moc, która wskrzesza Jezusa, jako fundament nadziei | 46 |
4. Na czym nie można opierać nadziei? | 48 |
5. Nadzieja, której skutki widoczne są tu i teraz | 49 |
6. Nadzieja nie usuwa pytań i obaw | 51 |
IV. ZMARTWYCHWSTANIE CIAŁA | 55 |
1. Wszyscy będziemy odmienieni | 56 |
2. Będziemy nosić obraz Człowieka niebieskiego | 60 |
3. Bóg kocha ciało | 62 |
V. ŻYCIE WIECZNE | 65 |
1. Tegoście i Mnie nie uczynili | 66 |
2. Sprawiedliwi wejdą do życia wiecznego (Mt 25,46) | 71 |
3. Ludzie czystego serca będą oglądać Boga | 76 |
4. Zbawienie, które ogarnia wszystkie wymiary człowieczeństwa | 80 |
VI.ZBAWIENIE GODNE BOGA, PANA WSZYSTKICH LUDZI | 83 |
1. Bóg naprawdę chce, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni | 83 |
2. Modlitwa - pośredniczka nadziei | 86 |
VII. ZAKOŃCZENIE: BÓG ŻYJĄCYCH | 89 |
BIBLIOGRAFIA | 91 |
Według jednego z największych współczesnych filozofów są trzy podstawowe pytania, na które każdy człowiek powinien znaleźć odpowiedź, aby dowiedzieć się, kim jest. Są to pytania, które osobiście dotyczą każdego z nas, a poza tym są nieuniknione: Co jestem w stanie poznać? Jak powinienem postępować? Czego mogę się spodziewać? Książka, którą czytelnik ma w rękach, jest odpowiedzią na trzecie z postawionych wyżej pytań. Jest to odpowiedź udzielona na podstawie określonej antropologii, zgodnej z koncepcją ludzkiego bytu, uznawaną za tak samo uprawnioną, jak i inne koncepcje, na podstawie antropologii chrześcijańskiej.
Pytanie o to, czego możemy się spodziewać jest równoznaczne z pytaniem o sens życia, o to, co pozwala mi żyć, co mnie porusza i dodaje odwagi. Tak się składa, że dzisiaj żyjemy w świecie, w którym pytanie o sens życia wydaje się bez znaczenia. A bez wątpienia zagubienie poczucia sensu życia prowadzi do apatii w odniesieniu do teraźniejszości. To zaś rzutuje na przyszłość: bez przyszłości świat jest pusty.
Sens jest tym, co wypełnia ludzkie serce i podpowiada nam, dlaczego warto żyć. Jednakże sens życia nie pochodzi od nas, nie jest on naszym wymysłem ani projekcją. Jest czymś innym, czymś, co przychodzi z zewnątrz i co człowiek odkrywa. Przychodzi z zewnątrz, ale odpowiada na najgłębsze ludzkie oczekiwania. Odpowiedź na trzecie z zadanych powyżej pytań nie eliminuje pozostałych dwóch, ale raczej je zakłada i domaga się ich. To, czego mogę się spodziewać, na co mogę mieć nadzieję, odsyła mnie do tego, co mogę poznać i co powinienem czynić. I wszystko to w podwójnym znaczeniu: poznanie i działanie wpływają na moją nadzieję i kształtują ją; a to, czego mogę się spodziewać, jest źródłem poznania i działania.
Pytanie o to, czego mogę się spodziewać, w swojej najbardziej radykalnej postaci z konieczności stawia nas wobec problemu śmierci. To tutaj chrześcijańska odpowiedź ukazuje w pełni swoją wyjątkowość. W odniesieniu do in-nych problemów może zaistnieć przypadkowa zbieżność poglądów pomiędzy chrześcijanami i niechrześcijanami. Dzięki Bogu, wszyscy możemy być zgodni, na przykład, co do konieczności obrony praw człowieka. Jednakże, gdy mamy do czynienia z problemem śmierci, musimy uznać, że tutaj nasze drogi się rozchodzą i musimy dokonać wyboru. Dlatego pytanie o to, czego możemy się spodziewać, a więc pytanie o naszą nadzieję, w swoim najbardziej ra-dykalnym wymiarze, odsyła nas do tego, co niepowtarzalne i właściwe tylko chrześcijaństwu: do zmartwychwstania Jezusa, pierwszego z długiej listy ludzi (por 1 Kor 15,23; Kol 1,18). O tym mówi ta książka.
«Wierzę w ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny»
(Skład apostolski)
«Oczekuję wskrzeszenia umarłych
i życia wiecznego w przyszłym świecie»
(Credo, Symbol nicejsko-konstantynopolitański)
Ostatnie słowa wyznania wiary mówią o nadziei. Faktycznie, wiara wyraża się w nadziei. Poza tym definiuje się ją na podstawie nadziei: „Wiara (...) jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy” (Hbr 11,1). Św. Tomasz z Akwinu tak interpretuje te słowa z Listu do Hebrajczyków: Wiara jest antycypacją, zadatkiem życia wiecznego w nas. To oznacza, że przez wiarę człowiek żyje już w formie pragnienia tym, czego spodziewa się kiedyś dostąpić w sposób w pełni rzeczywisty. Tak więc wiara i nadzieja mają ten sam cel, chociaż ujmują go z różnej perspektywy: teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno (= wiara); wtedy zaś ujrzymy twarzą w twarz (= nadzieja zapewniająca nas, że to, co posiadamy dzięki wierze, pewnego dnia stanie się rzeczywistością, którą będziemy w pełni posiadać i rozkoszować się nią) (por. 1 Kor 13,12). Wiara bez nadziei nie ma sensu, staje się wiarą bezprzedmiotową, prowadzi do pustki, do upadku i w końcu umiera.
Ze swej strony wiara stanowi mocny fundament nadziei, nie pozwala na to, aby nadzieja była jakimś wymysłem. My, chrześcijanie, wierzymy - pokładamy naszą ufność - w Chrystusie i z tego powodu jesteśmy ludem nadziei, ludem, który wierzy w słowa Jezusa: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie» (J 11,25).
Nadzieja chrześcijańska jest transcendentna, to znaczy, jest nadzieją, która dotyczy nie tylko tego świata. Tym, czego my chrześcijanie się spodziewamy, jest nasze życie w Bogu i z Bogiem po śmierci, życie pełne, radosne, które nigdy się nie kończy: dlatego oczekujemy zmartwychwstania umarłych. A zatem, już teraz ważne jest wyjaśnienie, że ta nadzieja w teraźniejszości przeradza się w przemieniającą moc: spojrzenie chrześcijanina, które koncentruje on na tym, co znajduje się „poza horyzontem doczesności”, nie tylko nie przeszkadza mu w zauważaniu tego, co się dzieje tutaj, „w życiu doczesnym”, ale wręcz pozwala mu widzieć ją wyraźniej i przenikliwiej. Chrześcijanin cierpi, albo powinien cierpieć bardziej od innych, w obliczu przygnębiającej panoramy naszego świata: w obliczu głodu, ubóstwa, nie kończących się wojen (wszystkie wojny niosą ze sobą wiele niesprawiedliwości), konfliktów, itd. Tylko w przypadku, gdy nadzieja uzdalnia nas do opierania się złu oraz do rzeczywistej, współczującej solidarności z ofiarami zła, przestaje ona być mówieniem, które powoduje wyobcowanie i przeradza się w zdolne do konstruktywnej krytyki narzędzie wyzwolenia człowieka. Tylko wówczas, gdy oczekiwanie na nową ziemię rzeczywiście ożywia naszą troskę o doskonalenie tej ziemi, możemy mówić o prawdziwie chrześcijańskiej nadziei.
To oznacza, że jeśli zwieńczeniem wiary jest nadzieja, to zwieńczeniem, konsekwencją nadziei jest miłość. Te trzy cnoty (by użyć klasycznej terminologii) są ze sobą nierozłącznie związane. Są czymś w rodzaju „świętego kręgu” (św. Tomasz z Akwinu). Na nich opiera się świętość człowieka. To one upodabniają nas do Boga i pozwalają nam już na tym świecie uczestniczyć w Boskim życiu. W nich streszcza się całe życie chrześcijańskie. Te trzy cnoty składają się na budowlę zbawienia i jeśli zabraknie choćby jednej z nich, budowla kompletnie się rozpada. Z tego powodu, chociaż „Credo” odnosi się szczególnie do pierwszej z cnót, czyli do wiary, to jednak dwóch pozostałych nie można uważać za całkowicie w nim nieobecne. Nadzieja ukazuje się wyraźnie w ostatnim artykule „Wyznania wiary”. Z nadzieją również wiąże się to, co wyznajemy wcześniej w odniesieniu do zmartwychwstałego Chrystusa, który przyjdzie sądzić wszystkich ludzi. Ta przyszłość Chrystusa („przyjdzie sądzić”) jest ściśle powiązana z przyszłością chrześcijan („oczekujemy życia wiecznego”). Kryterium Jego sądu, który otworzy nam bramy życia wiecznego, będzie miłość: to, co uczyniliśmy lub czego nie uczyniliśmy naszym braciom najmniejszym (Mt 25,31-46; por. J 5,29).
Poza tym, chrześcijańskie miłosierdzie czy miłość są obecne w sposób dyskretny w całym „Wyznaniu wiary”. Gdy wyznajemy, że Bóg jest Stworzycielem, nie możemy zapominać, że Bóg stwarza wszystko z miłości; miłość stanowi wyjaśnienie posłannictwa i życia Jezusa, który został ukrzyżowany i zmartwychwstał dla naszego zbawienia; wiara zaś w Ducha Świętego to wiara w Miłość Bożą rozlaną w naszych sercach po to, aby je przemienić i uzdolnić do życia miłością. Jest to życie, które we wspólnocie kościelnej i w obcowaniu „świętych” (= wierzących) wyraża się przez sakrament, skuteczny znak innej komunii, nie mającej granic. Tej komunii, jaką chrześcijanin chce przeżywać ze wszystkimi ludźmi, więzi sięgającej tak daleko, że nawet nieprzyjaciel, który na to nie zasługuje, staje się przedmiotem jego miłości.
Na następnych stronicach tej książki zajmiemy się w szczególny sposób ostatnim artykułem „Credo”. W związku z tym należy wyjaśnić, że ten artykuł nie jest niczym innym, jak następstwem wiary w Ducha Świętego.
Chrześcijańskie „Wyznanie wiary” posiada strukturę trynitarną. Bóg jest jedynym przedmiotem wiary, Jedynym, który zasługuje na nasze zaufanie i całkowite przylgnięcie. Cała nasza wiara streszcza się w jednym tylko słowie: Bóg. Jednakże chrześcijanie wyznają Boga jako Ojca, Syna i Ducha Świętego. Właściwie „Credo” nie zawiera więcej niż trzy artykuły: jeden odnosi się do Ojca, drugi do Syna, a trzeci do Ducha Świętego. Ducha Świętego rozpoznajemy przez skutki Jego działania. Dlatego po wyznaniu wiary w Ducha Świętego, „Credo” wskazuje wyraź-nie, jakie są Jego szczególne zadania: uświęcenie Kościoła, jednoczenie wierzących w komunii, jaką jest świętych obcowanie, odpuszczenie grzechów, i w końcu: wskrzeszenie umarłych i doprowadzenie ich do życia wiecznego.
Ostatni artykuł „Wyznania wiary” wiąże się z poprzednimi i jest jakby ich szczytem oraz uwieńczeniem. Dla przykładu, jest on wyraźnie związany z prawdą wiary bezpośrednio go poprzedzającą: odpuszczenie grzechów jest darem eschatologicznym. Grzech zostanie ostatecznie zwyciężony dopiero w życiu wiecznym, gdy Bóg będzie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28), czyli będzie rzeczywistością decydującą, determinującą wszystko. Jednak artykuł mówiący o zmartwychwstaniu umarłych w szczególny sposób łączy się z osobą Ducha Świętego. Faktycznie Duch daje życie (J 6,63; 2 Kor 3,6). On zamieszkuje w całym stworzeniu - przede wszystkim w głębi serca człowieka - i dzięki tej obecności wszystkie stworzenia są podtrzymywane w istnieniu: „gdy im oddech odbierasz, marnieją i powracają do swojego prochu. Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104,29-30). „Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało to, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Władco, miłujący życie! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie” (Mdr 11,25-12,1).
Oprócz podtrzymywania przy życiu wszelkiego stworzenia Duch pobudza je i prowadzi ku lepszemu życiu, ku pełni życia w Bogu. Dzięki działaniu Ducha Świętego całe stworzenie jęczy i wzdycha, oczekując dopełnienia, którego jeszcze nie osiągnęło (por. Rz 8,22). I razem ze wszystkim, co jest stworzone „my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując odkupienia naszego ciała” (Rz 8,23).
Ten sam Duch, który swoim tchnieniem umożliwia pojawienie się po raz pierwszy życia (Rdz 1,2) i pojawia się również u początku nowego stworzenia (Mt 3,16), doprowadzi do końca i ostatecznie dopełni dzieła stworzenia, przywracając do życia nasze śmiertelne ciała: „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11).
Dlatego Duch jest ściśle związany z chrześcijańską nadzieją (por. Rz 8,24-27). Człowiek wierzący, będąc świątynią Ducha Świętego (1 Kor 6,19; Ef 2,21-22), posiada już w głębi swojego istnienia zalążek życia wiecznego. Ostatnim słowem w odniesieniu do ludzkiego życia nie jest przemijanie ani śmierć, ale obietnica życia, które staje się możliwe dzięki przyjęciu Ducha Bożego. Jest to niejako zadatek, antycypacja życia wiecznego. Ten Duch i obietnica nadają ludzkiej egzystencji jedyną, niepowtarzalną godność.
Tak twierdził Tertulian (III wiek), a wraz z nim większość starożytnych pisarzy chrześcijańskich: „Jesteśmy chrześcijanami ze względu na tę wiarę”. „Wszystko jest stracone i zmierza do upadku, jeśli Chrystus nie zmartwychwstał! Wszystko zależy od zmartwychwstania Chrystusa!” - wołał św. Jan Chryzostom. „Wszystko, w co wierzymy, opiera się na wierze w zmartwychwstanie” (św. Anicet z Emesy). „Ostatni artykuł Credo dotyczący zmartwychwstania ciała - w swej niezwykle zwięzłej treści - zawiera sumę wszelkiej doskonałości” (Rufin z Akwilei). „Gdybyśmy stracili naszą wiarę w zmartwychwstanie, upadłaby cała chrześcijańska doktryna” (św. Augustyn). „To jest cała treść naszej wiary... ukazująca, że tylko z tego powodu Chrystus przyszedł na świat” (św. Maksym z Turynu). „Ta wiara odróżnia nas od pogan” (św. Quodvultdeus). „Kto nie wierzy w zmartwychwstanie, na próżno wierzy w to, co je poprzedza” (św. Piotr Chryzolog).
Zmartwychwstanie ciała rzeczywiście jest centralnym dogmatem wiary chrześcijańskiej. Dla potwierdzenia tej opinii Ojcowie Kościoła odwoływali się do 1 Kor 15: jeśli nie ma zmartwychwstania umarłych, „daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15,14); „Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15,19).
Zwraca uwagę fakt - i to jest dowód potwierdzający decydujące znaczenie prawdy o zmartwychwstaniu - że chrześcijanie byli prześladowani za to, iż wyznawali wiarę w zmartwychwstanie umarłych: „Stoję przed sądem za to, że spodziewam się zmartwychwstania umarłych”, wołał św. Paweł przed Sanhedrynem (Dz 23,6). Zaś „Piotr, a także Apostołowie”, głosząc tę samą wiarę, wzbudzili „gniew” członków Sanhedrynu do tego stopnia, że „chcieli ich zabić” (Dz 5,27-33.40.41). Ryzykować dla jakiejś sprawy życiem, to wyraźny dowód, jak wielkie ma ona znaczenie dla tego, kto to ryzyko podejmuje. Jest to także dowód na to, iż taka wiara nie jest jakąś niewinną igraszką czy czyjąś prywatną sprawą. Gdy w grę wchodzi życie, stajemy wobec czegoś, co burzy dotychczasowy porządek, co jawi się jako idea wywrotowa. Może jednak należałoby podważyć jakość wiary w zmartwychwstanie, która nie byłaby zdolna do przemiany ludzkiego życia i nie wią-załaby się z ryzykiem jego utraty.
Nie bez znaczenia jest konstatacja sprzeciwu, jaki wzbudza ta tak właściwa i charakterystyczna dla chrześcijaństwa prawda wiary. Okazuje się, że nie jest łatwo jej słuchać ani ją przyjąć. Już starożytny autor, Cyryl Jerozolimski, twierdził, że sprzeciw wobec tego artykułu „Credo” ma zróżnicowany charakter. Budzi się on na wielu płaszczyznach. Z jednej strony powiedzielibyśmy, że niepokoi on „władzę” (jak to zauważyliśmy przy końcu poprzedniego podrozdziału). Z drugiej strony wydaje się głupstwem dla „filozofii” (wyjaśnimy to dalej). Co takiego ma w sobie ta wiara?
Pewnego dnia św. Paweł, stanąwszy na Areopagu w Atenach przed ludźmi wykształconymi i tolerancyjnymi, znawcami filozofii, ceniącymi wolność sumienia i chętnymi do wysłuchania każdej opinii oraz zainteresowanymi wszelkimi nowościami, zaczął głośno przemawiać o Bogu, a wówczas wszyscy słuchali go z podziwem. Lecz kiedy przeszedł do zmartwychwstania umarłych, skończyła się ich cierpliwość i tolerancja. „Jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: «Posłuchamy cię o tym innym razem»” (Dz 17,32), co wyraźnie świadczy, że nie mieli zamiaru go słuchać. Kiedy indziej ten sam św. Paweł przemawiał przed prokuratorem Feliksem, człowiekiem tolerancyjnym i światłym, na temat wiary w Jezusa Chrystusa. Kiedy zaczął mówić o przyszłym sądzie, „Feliks przestraszony odpowiedział: «Teraz możesz odejść. Gdy znajdę czas, wezwę cię znowu»”. (Dz 24,24-25). Kiedy zaś przemawiał do króla Agryppy na temat zmartwychwstania umarłych, namiestnik Festus przerwał mu i zawołał: «Odchodzisz od rozumu, Pawle, wielka wiedza doprowadza cię do utraty rozsądku» (Dz 26,24). Są to trzy charakterystyczne przykłady, które pasują również do naszej aktualnej sytuacji. Wielu ludzi niewierzących chętnie słucha opowiadania o nauczycielu Jezusie, o Jego czynach, o Jego nauczaniu na temat miłości, ale gdy ci sami ludzie słyszą o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, zaczynają sobie z tego kpić i tracą cierpliwość.
Są tacy, którzy nie uznają zmartwychwstania po prostu dlatego, że nie wierzą w Boga i dlatego żyją, nie mając także nadziei (Ef 2,12). Jednakże są również tacy, którzy wierząc w Boga, nie wierzą w zmartwychwstanie umarłych, czego przykładem w czasach Jezusa byli saduceusze, którzy nie rozumieli, jak daleko sięga moc i władza Boga (Mt 22,23.29). Niektóre współ-czesne sondaże wskazują na znaczące różnice procentowe pomiędzy tymi, którzy deklarują wiarę w Boga, a tymi, którzy wierzą również w życie po śmierci. Wielu wierzących w Boga twierdzi, że nie spodziewają się, iż po śmierci życie nadal trwa. Ten Bóg, w którego oni wierzą, w żadnym wypadku nie może być Ojcem naszego Pana Jezusa Chrystusa. We współczesnym świecie filozofia materialistyczna otwarcie odrzuca jakąkolwiek możliwość życia po śmierci: istnieje tylko ten świat i nic więcej. I tak jak przed naszym narodzeniem nie istnieliśmy, podobnie i po naszej śmierci będziemy nicością.
Inni nie odrzucają możliwości istnienia życia po śmierci, odwołując się do argumentów filozoficznych i religijnych (platońskie tezy o nieśmiertelności duszy; starożytne i współczesne teorie na temat wędrówki dusz). Odrzucają jednak chrześcijańską wiarę w zmartwychwstanie ciał albo się z nią nie zgadzają. Według Tertuliana, tym, co wzbudziło sprzeciw Ateńczyków wobec Pawła, była jego wiara w zmartwychwstanie ciał, „nie naśmiewaliby się oni z niego, gdyby mówił tylko o odtworzeniu czy ponownym powstaniu duszy, co było częstą opinią w przyjmowanej przez nich filozofii”. Jednak Paweł, dodaje tenże autor, „głosi zmartwychwstanie, o jakim nigdy dotąd nie słyszano”, podważając w ten sposób poglądy ludzi i budząc gniew niewierzących.
Idąc po tej samej linii, trzeba otwarcie powiedzieć, że teorie na temat reinkarnacji czy wędrówki dusz, które znajdują posłuch w społeczeństwach zachodnich (według niektórych sondaży około jedna czwarta Europejczyków wierzy w reinkarnację), mimo iż wskazują na ukryte w sercu człowieka pragnienie wieczności, są nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Jedną z przyczyn tej niezgodności jest to, że chrześcijaństwo dowartościowuje konkretne, niepowtarzalne ciało każdej osoby i uważa je za podstawę ludzkiej tożsamości.
Cała ta wiara-nadzieja, wraz ze wszystkim, co się z nią wiąże, ze wszystkimi implikacjami, którym się przypatrujemy i będziemy się przypatrywać w dalszym ciągu, jest możliwa dzięki Chrystusowi. To oznacza również, że Chrystus żył nadzieją, i że my, idąc za Nim, żyjemy tą samą nadzieją, która była w Nim. Chciałbym wykorzystać tę okazję, aby powiedzieć, że bardzo się ucieszyłem, iż Franco Ardusso (autor książki nr 12 z tejże serii) stwierdza: „Również Jezus był człowiekiem wierzącym”. Ja twierdzę podobnie: również Jezus żył nadzieją.
Warto zestawić tekst Hbr 12,2 (Jezus jako ten, który nam przewodzi w wędrówce wiary) z Dz 3,15: Jezus jest głową, Dawcą życia, Tym, który nas poprzedza w drodze do życia i w ten sposób otwiera nam bramy nadziei. Chrystus przyjął ciało podobne do ciała grzesznego (Rz 8,3, por. 1 Kor 5,21), a więc wszedł w sytuację charakteryzującą się pozbawieniem chwały Bożej (Rz 3,23). Dlatego Jezus nieustannie prosi o to, czego nie posiada i co ma nadzieję otrzymać: „Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie wpierw, zanim świat powstał” (J 17,5; por. J 7,39). Jezus wyraża tę prośbę w posłuszeństwie (Hbr 5,8), oddając się całkowicie Bogu i pragnąc, aby zawsze wypełniała się Jego wola zgodnie z obranymi przez Niego drogami. Jezus ukazuje przez to, jak powinna wyglądać prawdziwa nadzieja, nadzieja całkowicie teologalna, to znaczy oparta tylko na Bogu.
Oparcie się tylko na Bogu oznacza odrzucenie wszelkich metod, które odwołują się do władzy, prestiżu, manifestowania swojej wielkości, a także pobożności. Taki jest sens opowiadania o kuszeniu Jezusa (Mt 4,1-11): pokłada On bezgraniczną ufność w Bogu i wyrzeka się innych środków, które po ludzku wydają się bardzo skuteczne. Na krzyżu nieprzyjaciele Jezusa drwią z Niego, gdyż „zaufał Bogu”, a Bóg Go nie wybawia (Mt 27,42-43). Dla arcykapłanów i uczonych w Piśmie bezsilność Jezusa jest wyraźnym dowodem, że nadzieja, którą On pokłada w Bogu, nie jest prawdziwa. Nie ulega wątpliwości, że w tym momencie najwyższej słabości Jezus wciąż ma nadzieję, a Jego nadzieja jest w pełni teologalna, daleka od odwoływania się do władzy, niezachwianie ufająca w wierność Boga: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23,46). Pośród cierpień nadzieja nie zawodzi (Rz 5,3-5).
opr. mg/mg