Przemówienie podczas spotkania z chorymi - podróż apostolska do Kamerunu i Angoli 17-23.03.2009
Księża kardynałowie, pani minister spraw socjalnych, panie ministrze zdrowia, drodzy bracia w biskupstwie, drogi księże biskupie Josephie Djida, panie dyrektorze Ośrodka im. kard. Légera, drodzy członkowie personelu opiekuńczego, drodzy chorzy!
Bardzo pragnąłem spędzić te chwile z wami i cieszę się, że mogę was pozdrowić, drodzy bracia i siostry, którzy dźwigacie ciężar choroby i cierpienia. W tym bólu nie jesteście sami, bo sam Chrystus solidaryzuje się z wszystkimi, którzy cierpią. Ukazuje On chorym i cierpiącym miejsce, jakie zajmują w sercu Boga i w społeczeństwie. Ewangelista Marek podaje nam przykład uzdrowienia teściowej Piotra: «Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę» (Mk 1, 30-31). W tym fragmencie Ewangelii widzimy, że Jezus spędza cały dzień z chorymi, aby nieść im ulgę. Pokazuje nam On w ten sposób, poprzez konkretne gesty, swoją braterską czułość i życzliwość względem wszystkich, którzy mają złamane serce i zranione ciało.
W tym Ośrodku, noszącym imię kard. Paula-Émile'a Légera, syna ziemi kanadyjskiej, który przybył do was, aby nieść ulgę ciałom i duszom, nie zapominam o niepełnosprawnych, czy to ruchowo, czy umysłowo, ani o tych, którzy noszą w swoim ciele ślady przemocy i wojen, o przebywających we własnych domach, w szpitalach, w wyspecjalizowanych ośrodkach czy przychodniach. Myślę także o wszystkich chorych, a tutaj, w Afryce, zwłaszcza o ofiarach chorób takich jak aids, malaria i gruźlica. Wiem, z jak wielkim zaangażowaniem Kościół katolicki prowadzi u was skuteczną walkę z tymi strasznymi plagami; zachęcam go do wytrwałego kontynuowania tego tak pilnie potrzebnego dzieła. Wam, którzy doświadczacie choroby i cierpienia, całym waszym rodzinom pragnę przynieść w imieniu Pana nieco pociechy, zapewnić was raz jeszcze o moim wsparciu i zachęcić, abyście się uciekali do Chrystusa i do Maryi, którą On dał nam za Matkę. Ona zaznała cierpienia i poszła za Synem drogą wiodącą na Kalwarię, zachowując w swym sercu tę samą miłość, którą Jezus przyniósł wszystkim ludziom.
W obliczu cierpienia, choroby i śmierci chciałoby się krzyczeć z bólu jak Hiob, którego imię oznacza «cierpiący» (por. Grzegorz Wielki, Moralia in Job, I, 1, 15). Nawet Jezus krzyczał tuż przed śmiercią (por. Mk 15, 37; Hb 5, 7). W miarę jak stan naszego zdrowia pogarsza się, wzmaga się nasz lęk, a niektórzy skłonni są wątpić w obecność Boga w ich życiu. Hiob natomiast był świadomy Bożej obecności; jego wołanie nie było krzykiem buntu; z otchłani jego cierpienia wyłania się jego rosnąca ufność (Hi 19; 42, 2-6). Jego przyjaciele, jak każdy z nas w obliczu cierpienia bliskiej osoby, próbowali go pocieszać, ale ich słowa były puste, nic nie znaczące.
Wobec tak wielkiego bólu czujemy się bezsilni i nie potrafimy znaleźć właściwych słów. Gdy brat czy siostra są pogrążeni w tajemnicy Krzyża, pełne szacunku i współczujące milczenie, modlitewna obecność, serdeczny gest pociechy, pełne dobroci spojrzenie i uśmiech mogą czasem zdziałać więcej niż dużo słów. Takie było doświadczenie grupki mężczyzn i kobiet, a wśród nich Najświętszej Maryi Panny i apostoła Jana, którzy szli za Jezusem, gdy doznawał największych cierpień w czasie męki i śmierci na krzyżu. Jak mówi Ewangelia, był pośród nich Afrykanin, Szymon z Cyreny. Kazano mu pomóc Jezusowi nieść krzyż w drodze na Golgotę. Człowiek ten, chociaż nie z własnego wyboru, przyszedł z pomocą Mężowi Boleści, kiedy wszyscy Jego uczniowie opuścili Go i wydali na pastwę brutalnej przemocy. Historia mówi nam więc, że Afrykanin, syn waszego kontynentu, za cenę własnego cierpienia współuczestniczył w bezgranicznym cierpieniu Tego, który odkupił wszystkich ludzi, łącznie ze swoimi oprawcami. Szymon z Cyreny nie mógł wiedzieć, że ma przed sobą Zbawiciela. Został «przymuszony» do udzielenia Mu pomocy (por. Mk 15, 21); nakazano mu to, nakłoniono go siłą. Ciężko jest zgodzić się nieść czyjś krzyż. Dopiero po Zmartwychwstaniu mógł pojąć, co uczynił. Bracia i siostry, podobnie jest z każdym z nas: kiedy jesteśmy w odmętach wielkiej boleści i buntu, Chrystus ofiaruje nam swą miłującą obecność, chociaż trudno nam czasem zrozumieć, że On jest przy nas. Dopiero ostateczne zwycięstwo Pana ukaże nam ostateczne znaczenie prób, przez jakie przechodzimy.
Czy nie można by powiedzieć, że każdy Afrykanin jest w pewnym sensie członkiem rodziny Szymona z Cyreny? Każdy Afrykanin, który cierpi, i tak samo każda osoba, która cierpi, pomaga Chrystusowi nieść Jego krzyż i razem z Nim wchodzi na Golgotę, by kiedyś razem z Nim zmartwychwstać. Kiedy patrzymy na haniebną mękę, jaką musiał znieść Jezus, kiedy wpatrujemy się w Jego oblicze na krzyżu i widzimy, jak strasznie cierpi, wiara pozwala nam przez chwilę zobaczyć promieniejące oblicze Zmartwychwstałego Pana, który mówi nam, że cierpienie i choroba nie będą mieć ostatniego słowa w naszym ludzkim życiu. Modlę się, drodzy bracia i siostry, żebyście umieli rozpoznać samych siebie w Szymonie z Cyreny. Modlę się, drodzy bracia i siostry chorzy, żeby wielu z was spotkało przy swoim łóżku Szymona.
Od chwili Zmartwychwstania aż po nasze czasy niezliczona liczba świadków z wiarą i nadzieją zwracała się do Zbawiciela rodzaju ludzkiego, dostrzegając Jego obecność pośród swego największego cierpienia. Niech Ojciec miłosierdzia łaskawie wysłucha modlitw tych wszystkich, którzy zwracają się do Niego. Odpowiada On na nasze wołania i modlitwę tak jak chce i kiedy chce, dla naszego dobra, a nie według naszych pragnień. Do nas należy rozeznanie Jego odpowiedzi i przyjęcie darów, które On ofiarowuje nam jako łaskę. Wpatrujmy się w Ukrzyżowanego z wiarą i odwagą, bowiem od Niego pochodzi życie, pocieszenie i uzdrowienie. Nauczmy się wpatrywać w Tego, który pragnie naszego dobra i potrafi ocierać łzy z naszych oczu. Nauczmy się ufnie oddawać Mu się w objęcia, niczym małe dziecko w ramiona matki.
Święci dali nam tego piękny przykład swoim życiem, całkowicie oddanym Bogu, naszemu Ojcu. Św. Teresa z Avili, która powierzyła swój klasztor opiece św. Józefa, została uzdrowiona z choroby właśnie w dniu jego święta. Mawiała, że nigdy nie modliła się do niego na próżno, i polecała go wszystkim, którzy mówili, że nie potrafią się modlić: «Nie rozumiem, jak można pomyśleć o Królowej Aniołów i o tych latach, które przeżyła z Dzieciątkiem Jezus, a nie dziękować zarazem świętemu Józefowi za poświęcenie, z jakim wówczas ich oboje opieką swoją otaczał. Kto nie znalazł jeszcze mistrza, który by go nauczył modlitwy wewnętrznej, niech sobie tego chwalebnego Świętego weźmie za mistrza i przewodnika, a pod wodzą jego nie zbłądzi» (Księga życia, 6). Ta święta widziała w św. Józefie nie tylko orędownika za zdrowie ciała, ale także orędownika za zdrowie duszy, nauczyciela modlitwy.
I my również wybierzmy go na naszego nauczyciela modlitwy! Nie tylko my, którzy cieszymy się dobrym zdrowiem, ale także wy, drodzy chorzy i całe rodziny. Myślę w szczególności o was, członkach personelu szpitalnego, i o wszystkich, którzy pracują w służbie zdrowia. Towarzyszenie cierpiącym, poświęcanie im uwagi i otaczanie ich opieką to uczynki miłosierdzia i miłości, które Bóg docenia: «Byłem chory, a odwiedziliście Mnie» (Mt 25, 36). Waszym zadaniem, naukowcy i lekarze, jest stosować wszystko, co się godzi, aby nieść ulgę w cierpieniu; do was należy przede wszystkim chronić życie ludzkie — macie być obrońcami życia od jego poczęcia aż po naturalny kres. W przypadku każdego człowieka poszanowanie życia jest prawem i zarazem obowiązkiem, bowiem każde życie jest darem Boga. Chcę wraz z wami dziękować Panu za wszystkich, którzy w taki czy inny sposób działają w służbie osób cierpiących. Zachęcam kapłanów i osoby odwiedzające chorych do niesienia im pociechy i wsparcia duchowego poprzez czynną i przyjazną obecność w szpitalnych strukturach duszpasterskich bądź opiekę kościelną w domach. Bóg, zgodnie ze swoją obietnicą, da wam sprawiedliwą zapłatę i wynagrodzi was w niebie.
Zanim pożegnam się z wami indywidualnie i was opuszczę, pragnę zapewnić każdego o mojej modlitwie i o tym, że sercem jestem z wami. Pragnę również wyrazić wam moje pragnienie, aby nikt z was nie czuł się nigdy samotny. Bowiem każdy człowiek, stworzony na obraz Chrystusa, powinien stać się bliźnim dla swojego bliźniego. Powierzam was wszystkich i wszystkie wstawiennictwu Maryi Dziewicy, naszej Matki, i wstawiennictwu św. Józefa. Niech Bóg sprawi, abyśmy byli jedni dla drugich zwiastunami miłosierdzia, czułości i miłości naszego Pana i niech On wam błogosławi!
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2009) and Polish Bishops Conference