Homilia podczas Mszy św. w Niedzielę Miłosierdzia Bożego 8.4.2018
W II Niedzielę Wielkanocną, czyli Miłosierdzia Bożego w Mszy św., której Papież Franciszek przewodniczył na placu św. Piotra, uczestniczyło m.in. ponad 550 kapłanów mianowanych misjonarzami miłosierdzia podczas Nadzwyczajnego Jubileuszu 2016 r. Poniżej zamieszczamy papieską homilię.
W dzisiejszej Ewangelii wiele razy powtarza się słowo «widzieć»: «Uradowali się uczniowie, ujrzawszy Pana» (J 20, 20); następnie powiedzieli Tomaszowi: «Widzieliśmy Pana» (w. 25). Lecz Ewangelia nie opisuje, jak Go widzieli, nie opisuje Zmartwychwstałego, uwydatnia tylko jeden szczegół: «Pokazał im ręce i bok» (w. 20). Jakby nam chciała powiedzieć, że uczniowie w ten sposób rozpoznali Jezusa: poprzez Jego rany. Tak samo było z Tomaszem: on także chciał zobaczyć «na rękach Jego ślad gwoździ» (w. 25), a gdy zobaczył — uwierzył (w. 27).
Musimy podziękować Tomaszowi, mimo jego niewiary, bo nie zadowolił się słowami innych, że Jezus żyje, ani też zobaczeniem Go w ludzkiej postaci, ale chciał zajrzeć do wnętrza, dotknąć Jego ran, znaków Jego miłości. Ewangelia nazywa Tomasza «Didymos» (w. 24), czyli bliźniakiem, i jest on w tym naprawdę naszym bratem bliźniakiem. Bo i nam nie wystarcza wiedzieć, że Bóg istnieje: nie wypełnia naszego życia Bóg zmartwychwstały, lecz odległy; nie pociąga nas Bóg daleki, chociaż sprawiedliwy i święty. Nie, my także potrzebujemy «zobaczyć Boga», przekonać się, dotykając własnymi rękami, że zmartwychwstał, i zmartwychwstał dla nas.
Jak to możemy zobaczyć? Podobnie jak uczniowie: przez Jego rany. Patrząc tam, uświadomili sobie, że kochał ich nie na żarty i że im przebaczył, mimo że niektórzy z nich się Go zaparli i Go opuścili. Zagłębienie się w Jego rany to kontemplowanie bezmiernej miłości, która wypływa z Jego serca. To jest droga. To zrozumienie, że Jego serce bije dla mnie, dla ciebie, dla każdego z nas. Drodzy bracia i siostry, możemy uważać i mówić, że jesteśmy chrześcijanami i opowiadać o wielu pięknych wartościach wiary, ale podobnie jak uczniowie potrzebujemy zobaczyć Jezusa, dotykając Jego miłości. Tylko w ten sposób możemy dotrzeć do istoty wiary i, podobnie jak uczniowie, znaleźć pokój i radość (por. ww. 19-20) silniejsze niż wszelkie wątpliwości.
Tomasz, widząc rany Pana, zawołał: «Pan mój i Bóg mój!» (w. 28). Chciałbym zwrócić uwagę na ten zaimek, który Tomasz powtarza: mój. Jest to zaimek dzierżawczy i, jeśli się nad tym zastanowimy, mogłoby zdawać się nie na miejscu odnoszenie go do Boga: czyż Bóg może być mój? Czyż mogę sobie przywłaszczyć Wszechmogącego? Tak naprawdę, mówiąc mój, nie obrażamy Boga, ale oddajemy cześć Jego miłosierdziu, ponieważ to On chciał «stać się naszym». I tak jak w historii miłosnej, mówimy Mu: «Dla mnie stałeś się człowiekiem, dla mnie umarłeś i zmartwychwstałeś, a zatem jesteś nie tylko Bogiem; jesteś moim Bogiem, jesteś moim życiem. W Tobie znalazłem miłość, której szukałem, i o wiele więcej, niż mogłem sobie wyobrazić».
Bóg nie jest obrażony, że jest «nasz», ponieważ miłość wymaga zaufania, miłosierdzie wymaga zaufania. Już na początku dziesięciu przykazań Bóg powiedział: «Ja jestem Pan, Bóg twój» (Wj 20, 2) i potwierdził: «Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym» (w. 5). Oto propozycja Boga, zazdrosnego i miłującego, który przedstawia się jako twój Bóg. A ze wzruszonego serca Tomasza płynie odpowiedź: «Pan mój i Bóg mój!». Zagłębiając się dzisiaj poprzez rany w tajemnicę Boga, rozumiemy, że miłosierdzie nie jest jedną z Jego cech, lecz bije z Jego serca. A zatem, jak Tomasz, nie żyjemy już jako uczniowie wątpiący, pobożni, lecz niezdecydowani; my także stajemy się prawdziwie zakochani w Panu! Nie powinniśmy bać się tego słowa: zakochani w Panu.
Jak można zakosztować tej miłości, jak można dzisiaj dotknąć miłosierdzia Jezusa? Wskazuje nam to Ewangelia, gdy podkreśla, że już w Wielkanoc wieczorem (por. w. 19), to znaczy zaraz po zmartwychwstaniu Jezus, jako pierwszą rzecz, daje Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów. Aby doświadczyć miłości, trzeba przez to przejść: otworzyć się na uzyskanie przebaczenia. Otworzyć się na przebaczenie. Pytam siebie i każdego z was: czy ja otwieram się na przebaczenie? Aby doświadczyć tej miłości, trzeba przez to przejść. Czy otwieram się na przebaczenie? «Lecz, Ojcze, pójście do spowiedzi wydaje się trudne...». Jesteśmy kuszeni, aby wobec Boga postępować jak uczniowie w Ewangelii: schować się za zamkniętymi drzwiami. Uczynili to ze strachu i my też się boimy, wstydzimy się otworzyć i wyznać grzechy. Niech Pan obdarzy nas łaską zrozumienia wstydu, postrzegania go nie jako zamkniętych drzwi, lecz jako pierwszy krok do spotkania. Gdy doświadczamy wstydu, musimy być wdzięczni: oznacza to, że nie godzimy się na zło, i to jest dobre. Wstyd jest ukrytą zachętą duszy, która potrzebuje Pana, by przezwyciężyć zło. Dramat jest wtedy, gdy już nie wstydzimy się niczego. Nie lękajmy się odczuwania wstydu! I przejdźmy od wstydu do przebaczenia! Nie lękajcie się wstydu! Nie lękajcie się!
Istnieją natomiast drzwi zamknięte przed przebaczeniem Pana, a jest to pogodzenie się. Pogodzenie się to drzwi zawsze zamknięte. Doświadczyli tego uczniowie, którzy w dzień Paschy z goryczą stwierdzili, że wszystko wróciło jak wcześniej: dalej byli w Jerozolimie, zniechęceni; «rozdział Jezusa» wydawał się skończony i po długim czasie przebywania z Nim nic się nie zmieniło, pogódźmy się. Także i my możemy pomyśleć: «Od tak dawna jestem chrześcijaninem, ale nic się we mnie nie zmienia, zawsze popełniam te same grzechy». I zniechęceni, wyrzekamy się miłosierdzia. Ale Pan nas wzywa: «Czy nie wierzysz, że moje miłosierdzie jest większe od twojej nędzy? Czy grzeszysz na nowo? Na nowo proś o miłosierdzie i zobaczymy, kto wygra!». Poza tym — kto zna sakrament przebaczenia o tym wie — to nieprawda, że wszystko pozostaje takie samo. Za każdym razem przebaczenie pokrzepia, dodaje otuchy, bo za każdym razem czujemy się bardziej miłowani, mocniej przytuleni przez Ojca. A kiedy, będąc miłowanymi, upadamy ponownie, doświadczamy więcej bólu niż wcześniej. Jest to ból dobroczynny, który powoli oddziela nas od grzechu. Odkrywamy wtedy, że siła życia to uzyskać Boże przebaczenie i pójść naprzód, od przebaczenia do przebaczenia. Tak płynie życie: od poczucia wstydu do poczucia wstydu, od przebaczenia do przebaczenia. Takie jest życie chrześcijańskie.
Obok wstydu i rezygnacji są jeszcze inne drzwi zamknięte, czasami opancerzone: nasz grzech, sam grzech. Kiedy popełniam wielki grzech, jeśli mówiąc uczciwie, sam nie chcę sobie wybaczyć, dlaczego to miałby mi przebaczyć Bóg? Te drzwi są jednak zaryglowane tylko z jednej strony, naszej; dla Boga nigdy nie są nie do pokonania. On, jak naucza Ewangelia, lubi wchodzić — słuchaliśmy tych słów — właśnie «przez zamknięte drzwi», gdy każde wejście zdaje się zagrodzone. Bóg dokonuje tam cudów. Nigdy nie postanawia, by od nas odejść, to my Go zostawiamy na zewnątrz. Ale kiedy wyznajemy nasze grzechy, dzieje się rzecz niesłychana: odkrywamy, że właśnie ten grzech, który oddalał nas od Pana, staje się miejscem spotkania z Nim. Tam Bóg zraniony w swej miłości wychodzi naprzeciw naszym ranom. I sprawia, że nasze nędzne rany stają się podobne do Jego chwalebnych ran. Jest to przemiana: moja nędzna rana jest podobna do Jego chwalebnych ran. Bo On jest miłosierdziem i dokonuje cudów w naszej nędzy. Jak Tomasz, prośmy dzisiaj o łaskę rozpoznania naszego Boga: znalezienia w Jego przebaczeniu naszej radości, znalezienia w Jego miłosierdziu naszej nadziei.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2018) and Polish Bishops Conference