Przemówienie podczas wizyty na Kapitolu w Waszyngtonie - Podróż Papieża Franciszka na Kubę i do USA (19-28.09.2015)
W czwartek 24 września rano Franciszek uczestniczył jako pierwszy papież we wspólnej sesji Kongresu Stanów Zjednoczonych na Kapitolu w Waszyngtonie i wygłosił tam przemówienie. W siedzibie Kongresu przyjął go przewodniczący (speaker) Izby Reprezentantów John Boehner z Partii Republikańskiej. Papież odbył z nim kilkunastominutową rozmowę, w której uczestniczyli m.in. przedstawiciele Stolicy Apostolskiej — Sekretarz Stanu kard. Pietro Parolin, substytut do spraw ogólnych abp Giovanni Angelo Becciu i sekretarz ds. relacji z państwami abp Paul Richard Gallagher — oraz kilku amerykańskich biskupów. Następnie Papież wszedł na salę wspólnych obrad obu izb Kongresu: niższej — Izby Reprezentantów, i wyższej — Senatu. Posiedzenie prowadzili John Boehner oraz Joe Biden, przewodniczący Senatu i wiceprezydent USA. Obecni byli także sekretarz stanu John Kerry i inni najbliżsi współpracownicy prezydenta Baracka Obamy, przedstawiciele władz sądowniczych i korpusu dyplomatycznego. Po przemówieniu wygłoszonym przez Papieża po angielsku, głos zabrał John Boehner. Następnie zaprowadził on Ojca Świętego do Sali Posągów, gdzie znajduje się figura św. Junipera Serry, i do Sali Kopuły, w której został przekazany w darze Bibliotece Kongresu cenny egzemplarz Biblii, oraz na balkon Kapitolu, skąd do zgromadzonych na zewnątrz kilkanastu tysięcy osób Papież powiedział po hiszpańsku: «Dzień dobry wam wszystkim! Dziękuję wam za wasze przyjęcie i waszą obecność. Dziękuję osobom najważniejszym, które tu są: dzieciom. Pragnę prosić Boga, by im błogosławił! Panie, Ojcze nas wszystkich, błogosław ten lud, błogosław każdego z nich, błogosław ich rodziny, daj im to, czego najbardziej potrzebują. I proszę was, bardzo proszę, abyście modlili się za mnie. A jeśli wśród was jest ktoś, kto nie jest wierzący lub nie może się modlić, proszę — uprzejmie — abyście dobrze mi życzyli. Z serca dziękuję. Niech Bóg błogosławi Amerykę!». Z siedziby Kongresu Franciszek udał się do parafii św.Patryka na spotkanie z bezdomnymi. Zamieszczamy papieskie przemówienie podczas wspólnej sesji Kongresu.
Panie Wiceprezydencie, Panie Przewodniczący Izby Reprezentantów, czcigodni Członkowie Kongresu, drodzy Przyjaciele!
Jestem bardzo wdzięczny za zaproszenie, abym przemówił do zgromadzenia plenarnego Kongresu «kraju wolnych, ojczyzny dzielnych ludzi». Chciałbym wierzyć, że powodem tego jest fakt, iż ja też jestem synem tego wielkiego kontynentu, od którego wszyscy otrzymaliśmy tak dużo i za który ponosimy wspólną odpowiedzialność.
Każdy syn lub córka danego kraju ma misję, osobiste i społeczne zadanie. Waszym zadaniem jako członków Kongresu jest sprzyjanie, przez działalność ustawodawczą, aby ten kraj rozwijał się jako państwo. Wy jesteście obliczem jego ludu, jego przedstawicielami. Waszym powołaniem jest obrona i gwarantowanie godności waszych rodaków w ich niestrudzonym i wymagającym wysiłku dążeniu do dobra wspólnego, bo to jest głównym celem każdej polityki.
Społeczność polityczna jest trwała, kiedy uznaje, że jej powołaniem jest dążenie do zaspokojenia wspólnych potrzeb, przez dbanie o rozwój wszystkich swoich członków, zwłaszcza tych, którzy są słabsi lub zagrożeni. Podstawą działalności legislacyjnej jest zawsze troska o ludzi. Do tego zostaliście zachęceni, powołani i zwołani przez tych, którzy was wybrali.
Wasza praca nasuwa mi na myśl postać Mojżesza, i to w dwóch aspektach. Z jednej strony, patriarcha i prawodawca ludu Izraela symbolizuje potrzebę narodów, by zachować żywe poczucie jedności za pomocą sprawiedliwego ustawodawstwa. Z drugiej strony, postać Mojżesza prowadzi nas bezpośrednio do Boga, a tym samym do transcendentnej godności osoby ludzkiej. Mojżesz daje nam dobrą syntezę waszej pracy: od was oczekuje się, że będziecie chronili, za pomocą prawa, obraz i podobieństwo ukształtowane przez Boga w każdym ludzkim obliczu.
Dziś chciałbym zwrócić się nie tylko do was, ale za waszym pośrednictwem do całego ludu Stanów Zjednoczonych. W tym miejscu, wraz z ich przedstawicielami, chciałbym wykorzystać tę okazję, by nawiązać dialog z wieloma tysiącami mężczyzn i kobiet, którzy usiłują każdego dnia uczciwie wykonywać swoją pracę, aby przynieść do domu swój chleb powszedni, żeby oszczędzać pieniądze i krok po kroku budować lepsze życie dla swoich rodzin. Ci ludzie nie ograniczają się jedynie do płacenia podatków, ale we właściwy sobie, cichy sposób podtrzymują życie społeczne. Przez swoje działania rodzą solidarność i tworzą organizacje, które pomagają ludziom najbardziej potrzebującym.
Chciałbym również nawiązać dialog z licznymi osobami starszymi, które są skarbnicą mądrości ukształtowanej przez doświadczenie, a które starają się na wiele sposobów, w szczególności poprzez wolontariat, dzielić się swoimi dziejami i swoimi przemyśleniami. Wiem, że wiele z nich jest na emeryturze, ale są wciąż aktywne. Nadal pracują, aby budować ten kraj. Pragnę również dialogu z tymi wszystkimi ludźmi młodymi, którzy dokładają starań, by realizować swoje wielkie i szlachetne pragnienia, którzy nie dali się zwieść powierzchownym propozycjom i którzy zmagają się z trudnymi sytuacjami, często spowodowanymi niedojrzałością wielu dorosłych. Pragnę dialogu z wami wszystkimi i chciałbym go prowadzić odwołując się do pamięci historycznej waszego narodu.
Moja wizyta przypada w okresie, gdy ludzie dobrej woli upamiętniają kilku wielkich Amerykanów. Pomimo zawiłości historii i realiów ludzkiej słabości ci mężczyźni i kobiety, niezależnie od ich wszystkich różnic i ograniczeń, potrafili dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu — niektórzy za cenę swego życia — budować lepszą przyszłość. Ukształtowali oni podstawowe wartości, które będą trwać wiecznie w duchu amerykańskiego ludu. Lud z takim duchem może przejść wiele kryzysów, napięć i konfliktów, zawsze znajdując siłę, by iść naprzód z godnością. Ci mężczyźni i kobiety ukazują nam sposób widzenia i interpretowania rzeczywistości. Czczenie ich pamięci inspiruje nas do tego, by nawet pośród konfliktów, w konkretnym życiu codziennym czerpać z naszych najgłębszych zasobów kulturowych.
Chciałbym wspomnieć czworo spośród tych Amerykanów: Abrahama Lincolna, Martina Luthera Kinga, Dorothy Day i Thomasa Mertona.
W bieżącym roku przypada 150. rocznica zamachu na prezydenta Abrahama Lincolna, strażnika wolności, który niestrudzenie pracował, aby «ten naród, z pomocą Boga, doczekał się odrodzenia idei wolności». Budowanie wolnej przyszłości wymaga umiłowania dobra wspólnego i współpracy w duchu pomocniczości i solidarności.
Wszyscy dobrze zdajemy sobie sprawę z niepokojącej sytuacji społeczno-politycznej w dzisiejszym świecie i jesteśmy nią głęboko zatroskani. Nasz świat jest coraz bardziej miejscem gwałtownych konfliktów, nienawiści i brutalnych zbrodni, popełnianych nawet w imię Boga i religii. Wiemy, że żadna religia nie jest wolna od form indywidualnych złudzeń czy ekstremizmu ideologicznego. Oznacza to, że musimy być szczególnie wyczuleni na wszelkiego rodzaju fundamentalizmy, czy to natury religijnej, czy też każdej innej. Konieczna jest delikatna równowaga, by zwalczać przemoc stosowaną w imię religii, ideologii lub systemu gospodarczego, i chronić równocześnie wolność religijną, intelektualną i swobody indywidualne. Ale jest też inna pokusa, której musimy szczególnie się wystrzegać: upraszczający redukcjonizm, który widzi tylko dobro lub zło; lub, jeśli wolicie — sprawiedliwych i grzeszników. Współczesny świat ze swoimi otwartymi ranami, które naznaczają wiele naszych braci i sióstr, wymaga od nas przeciwstawiania się wszelkim formom polaryzacji, która podzieliłaby go na te dwa obozy. Wiemy, że próbując uwolnić się od wroga zewnętrznego, możemy ulec pokusie umacniania wroga wewnętrznego. Naśladowanie nienawiści i przemocy tyranów i morderców jest najlepszym sposobem, aby zająć ich miejsce. Jest to coś, co wy, jako ludzie, odrzucacie.
Naszą reakcją musi być natomiast nadzieja i uzdrowienie, pokój i sprawiedliwość. Wymaga się od nas odwołania się do odwagi i inteligencji, aby rozwiązać wiele dzisiejszych kryzysów geopolitycznych i ekonomicznych. Nawet w krajach rozwiniętych zbyt widoczne są skutki niesprawiedliwych struktur i działań. Celem naszych wysiłków powinno być przywracanie nadziei, naprawianie krzywd, wywiązywanie się z zobowiązań, a tym samym promowanie dobrobytu jednostek i narodów. Musimy iść naprzód razem, zjednoczeni, w odnowionym duchu braterstwa i solidarności, wielkodusznie współpracując na rzecz dobra wspólnego.
Stojące przed nami dzisiaj wyzwania wymagają od nas odnowienia tego ducha współpracy, który zrodził tak wiele dobra w historii Stanów Zjednoczonych. Złożoność, powaga i pilność tych wyzwań wymagają, abyśmy połączyli nasze zasoby i talenty oraz postanowili wspierać się wzajemnie, z poszanowaniem naszych różnic i przekonań sumienia.
W tym kraju różne wyznania religijne w znacznym stopniu przyczyniły się do budowania i umocnienia społeczeństwa. Ważne jest, aby dzisiaj, podobnie jak w przeszłości, głos wiary nadal był słuchany, bo jest to głos braterstwa i miłości, który stara się wydobyć z każdej osoby i każdego społeczeństwa to, co najlepsze. Taka współpraca jest źródłem siły w walce o wyeliminowanie nowych globalnych form niewolnictwa, jakie zrodziły się z poważnych niesprawiedliwości, które można pokonać tylko dzięki nowej polityce i nowym formom społecznego konsensusu.
Myślę tutaj o historii politycznej Stanów Zjednoczonych, gdzie demokracja jest głęboko zakorzeniona w umysłach Amerykanów. Wszelka działalność polityczna musi służyć dobru osoby ludzkiej i je promować, a jej podstawą musi być poszanowanie jej godności. «Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie są stworzeni równymi; że Stwórca obdarzył ich pewnymi niezbywalnymi prawami; że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście» (Deklaracja Niepodległości, 4lipca1776 r.). Jeśli polityka ma naprawdę służyć człowiekowi, to nie może być ona zniewolona przez gospodarkę i finanse. Polityka jest natomiast wyrazem naszej nieodpartej potrzeby współistnienia w jedności, aby wspólnie budować największe dobro wspólne: dobro wspólnoty, która poświęca interesy partykularne, aby w sprawiedliwości i pokoju dzielić swe dobra, interesy, swoje życie społeczne. Nie lekceważę wiążących się z tym trudności, ale wspieram was w tym wysiłku.
Myślę tutaj także o marszu, który Martin Luther King poprowadził przed pięćdziesięciu laty z Selmy do Montgomery w ramach kampanii podjętej, ażeby spełniło się jego «marzenie» o zapewnieniu Afroamerykanom pełnych praw obywatelskich i politycznych. To marzenie wciąż inspiruje nas wszystkich. Cieszę się, że Ameryka jest nadal dla wielu krainą «marzeń». Marzeń, które prowadzą do działania, do udziału, do zaangażowania. Marzeń, które rozbudzają to, co najgłębsze i najprawdziwsze w życiu ludzi.
W minionych wiekach miliony ludzi przybyły na tę ziemię, aby zrealizować swoje marzenie o budowaniu przyszłości w wolności. My, mieszkańcy tego kontynentu, nie boimy się cudzoziemców, ponieważ wielu z nas kiedyś było cudzoziemcami. Mówię wam to jako syn imigrantów, wiedząc, że wielu z was również jest potomkami imigrantów. Bolesne jest, że prawa tych, którzy byli tu znacznie dłużej od nas, nie zawsze były szanowane. Tu, w sercu amerykańskiej demokracji pragnę raz jeszcze zapewnić te ludy i ich kraje o moim najwyższym szacunku i uznaniu. Te pierwsze kontakty często były burzliwe i gwałtowne, ale trudno jest oceniać przeszłość według kryteriów współczesności. Niemniej jednak, gdy obcy żyjący pośród nas zwraca się do nas, nie możemy powtarzać grzechów i błędów z przeszłości. Musimy teraz postanowić żyć możliwie jak najbardziej szlachetnie i sprawiedliwie, tak wychowując nowe pokolenia, by nie odwracały się plecami do naszych «bliźnich» i wszystkiego wokół nas. Budowanie kraju wymaga od nas uznania, że musimy nieustannie utrzymywać relacje z innymi, odrzucając mentalność wrogości, a przyjmując postawę wzajemnej pomocniczości, dając z siebie to, co najlepsze. Ufam, że możemy to uczynić.
Nasz świat stoi w obliczu kryzysu uchodźców o rozmiarach, jakich nie widziano od II wojny światowej. To stawia przed nami wielkie wyzwania i wymaga wielu trudnych decyzji. Także na tym kontynencie tysiące osób zmuszonych jest do udawania się na północ w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich bliskich, w poszukiwaniu większych szans. Czyż nie tego pragniemy dla naszych własnych dzieci? Nie możemy przerażać się ich liczbą, ale raczej powinniśmy widzieć w nich osoby, patrząc im w twarz i słuchając ich historii, starając się zareagować najlepiej jak możemy na ich sytuację. Zareagować w sposób zawsze humanitarny, sprawiedliwy i braterski. Musimy strzec się przed powszechną dziś pokusą: odrzucania tego, kto nastręcza problemów. Pamiętajmy o złotej zasadzie: «Wszystko (...), co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!» (Mt 7, 12).
Reguła ta wskazuje nam wyraźny kierunek. Traktujmy innych z taką samą miłością i współczuciem, z jakimi sami chcemy być traktowani. Starajmy się dla innych o takie same możliwości, o jakie zabiegamy dla siebie. Pomagajmy innym się rozwijać, tak jak sami chcielibyśmy być wspomagani. Jednym słowem, jeśli chcemy bezpieczeństwa, dawajmy bezpieczeństwo; jeśli chcemy życia, dawajmy życie; jeśli chcemy szans, zapewniajmy szanse innym. Miara, jaką stosujemy wobec innych, będzie miarą, jaką czas zastosuje wobec nas. Złota zasada przypomina nam również o naszej odpowiedzialności za ochronę i obronę życia ludzkiego na każdym etapie jego rozwoju.
Wiedziony tym przekonaniem od początku mojej posługi opowiadałem się na różnych poziomach za zniesieniem kary śmierci na całym świecie. Jestem przekonany, że jest to najlepszy sposób postępowania, ponieważ każde życie jest święte, każdy człowiek jest obdarzony niezbywalną godnością, a społeczeństwo może jedynie mieć korzyść z rehabilitacji osób skazanych za przestępstwa. Ostatnio moi bracia biskupi tutaj, w Stanach Zjednoczonych, ponowili swoje wezwanie do zniesienia kary śmierci. Nie tylko ich wspieram, ale również popieram tych wszystkich, którzy są przekonani, że sprawiedliwa i konieczna kara nie może nigdy wykluczać wymiaru nadziei i dążenia do rehabilitacji.
W obecnych czasach, kiedy tak ważne są kwestie społeczne, nie mogę nie wspomnieć służebnicy Bożej Dorothy Day, która założyła Catholic Worker Movement. Jej działalność społeczna, umiłowanie sprawiedliwości i sprawy uciśnionych inspirowane były Ewangelią, jej wiarą i przykładem świętych.
Jak wielki postęp osiągnięto w tej dziedzinie w wielu częściach świata! Jak wiele zrobiono w pierwszych latach trzeciego tysiąclecia, aby wyprowadzić ludzi ze skrajnego ubóstwa! Wiem, że podzielacie moje przekonanie, iż znacznie więcej należy jeszcze uczynić i że w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nie wolno utracić ducha globalnej solidarności. Jednocześnie chciałbym was zachęcić, abyście pamiętali o tych wszystkich ludziach wokół nas, którzy są więźniami cyklu ubóstwa. Także oni potrzebują nadziei. Walkę z ubóstwem i głodem trzeba prowadzić stale i na wielu frontach, zwłaszcza zaś z ich przyczynami. Wiem, że również dziś wielu Amerykanów, podobnie jak w przeszłości, pracuje nad rozwiązaniem tego problemu.
Jest rzeczą oczywistą, że część tego wielkiego wysiłku to tworzenie oraz podział dóbr. Właściwe korzystanie z zasobów naturalnych, odpowiednie stosowanie technologii oraz regulowanie ducha przedsiębiorczości to istotne elementy gospodarki, która stara się być nowoczesna, integrująca i zrównoważona. «Przedsiębiorczość, będąca szlachetnym powołaniem zmierzającym do wytwarzania bogactwa i udoskonalania świata dla wszystkich, może być bardzo owocnym sposobem promowania regionu, w którym zlokalizowane są jej działania, zwłaszcza jeśli przyjmuje, że tworzenie miejsc pracy jest nieuniknioną częścią jej służby na rzecz dobra wspólnego» (Laudato si', 129). To dobro wspólne obejmuje również ziemię, główny temat encykliki, którą niedawno napisałem, aby «nawiązać dialog ze wszystkimi w odniesieniu do naszego wspólnego domu» (por. tamże, 3). «Potrzebujemy konfrontacji, która nas wszystkich połączy, ponieważ wyzwanie ekologiczne i jego ludzkie korzenie dotyczą i dotykają nas wszystkich» (tamże,14).
W Laudato si' wzywam do odważnego i odpowiedzialnego wysiłku «zmiany kursu», (por. tamże, 61), aby zapobiec najpoważniejszym skutkom degradacji środowiska naturalnego spowodowanej przez działalność człowieka. Jestem przekonany, że możemy coś zmienić, i nie mam wątpliwości, że ważną rolę do odegrania mają w tej dziedzinie Stany Zjednoczone oraz ten Kongres. Nadszedł czas odważnych działań i strategii, mających na celu wdrażanie «kultury troski» (tamże, 231) i «zintegrowanego podejścia do walki z ubóstwem, aby przywrócić godność wykluczonym i jednocześnie zatroszczyć się o naturę» (tamże, 139). «Ludzka wolność jest zdolna do ograniczenia techniki, ukierunkowania jej» (tamże, 112); «rozpoznania, jak powinniśmy ukierunkowywać, kształtować i ograniczać naszą władzę» (tamże, 78); wprzęgnięcia technologii «w służbę innego rodzaju postępu, zdrowszego, bardziej ludzkiego, bardziej społecznego i bardziej integralnego» (tamże, 112). Jestem przekonany, że odnośnie do tego znakomite instytucje naukowe i badawcze Ameryki mogą wnieść w nadchodzących latach istotny wkład.
Przed stu laty, na początku I wojny światowej, którą papież Benedykt XV określił mianem «bezsensownej rzezi», urodził się inny znaczący Amerykanin: cysterski mnich Thomas Merton. Jest on nadal dla wielu ludzi źródłem inspiracji duchowej i przewodnikiem. W swojej autobiografii napisał: «Przyszedłem na świat... z natury wolny, stworzony na obraz Boga, byłem jednak więźniem własnej gwałtowności i własnego egoizmu, na podobieństwo świata, w którym się urodziłem. Był on istotnie obrazem piekła, pełen ludzi takich jak ja, kochających Boga, a jednocześnie Go nienawidzących; stworzonych do Jego miłości, a zamiast niej żyjących w lęku i w beznadziejnych, sprzecznych ze sobą pragnieniach». (Siedmiopiętrowa góra, 1972 r., Znak, s. 7). Merton był przede wszystkim człowiekiem modlitwy, myślicielem, który zakwestionował pewniki swoich czasów i otworzył nowe horyzonty dla dusz i dla Kościoła. Był także człowiekiem dialogu, promotorem pokoju między narodami i religiami.
W tej perspektywie dialogu chciałbym wyrazić uznanie dla wysiłków podejmowanych w minionych miesiącach na rzecz przezwyciężenia historycznych różnic związanych z bolesnymi epizodami z przeszłości. Moim obowiązkiem jest budowanie mostów i pomaganie wszystkim ludziom na wszelkie możliwe sposoby, by czynili to samo. Gdy kraje, które były w konflikcie, wchodzą na drogę dialogu — dialogu, który być może został przerwany z najbardziej uzasadnionych powodów — dla wszystkich otwierają się nowe możliwości. Wymagało to i wymaga odwagi i śmiałości, które są czymś innym niż nieodpowiedzialność. Dobry przywódca polityczny to ten, kto mając na uwadze interesy wszystkich, w duchu otwartości i pragmatyzmu, wykorzystuje odpowiedni moment. Dobry przywódca polityczny zawsze woli inicjować procesy, niż zajmować przestrzenie (por. Evangelii gaudium, 222-223).
Służenie sprawie dialogu i pokoju oznacza również autentyczną determinację, aby zminimalizować, a w przyszłości ostatecznie położyć kres wielu konfliktom zbrojnym na całym świecie. Musimy tutaj zadać sobie pytanie: dlaczego śmiercionośna broń sprzedawana jest tym, którzy planują zadawać niewypowiedziane cierpienia jednostkom i społeczeństwom? Niestety, jak wszyscy wiemy, odpowiedź brzmi: po prostu dla pieniędzy — pieniędzy, które przesiąknięte są krwią, często niewinną krwią. W obliczu tego haniebnego i karygodnego milczenia naszym obowiązkiem jest zmierzenie się z tym problemem i powstrzymanie handlu bronią.
Trzech synów i córka tej ziemi — cztery postacie i cztery marzenia: Lincoln — wolność; Martin Luther King — wolność w pluralizmie i odrzucenie wykluczenia; Dorothy Day — sprawiedliwość społeczna i prawa osób; i Tomasz Merton, zdolność do dialogu i otwartość na Boga.
Czworo przedstawicieli Amerykanów.
Zakończę moją wizytę w waszym kraju w Filadelfii, gdzie wezmę udział w Światowym Spotkaniu Rodzin. Pragnę, aby podczas całej mojej wizyty wiodącym motywem była rodzina. Jak istotną rolę odegrała rodzina w budowaniu tego kraju! Jak bardzo zasługuje nadal na nasze wsparcie i zachętę! Nie mogę jednak ukryć mego niepokoju o rodzinę, która jest zagrożona, być może jak nigdy wcześniej, od wewnątrz i z zewnątrz. Kwestionowane są podstawowe relacje, a także sama podstawa małżeństwa i rodziny. Mogę tylko potwierdzić znaczenie, a przede wszystkim bogactwo i piękno życia rodzinnego.
W szczególności chciałbym zwrócić uwagę na tych członków rodziny, którzy są najbardziej zagrożeni, na młodych. Przed wieloma z nich rysuje się przyszłość pełna niezliczonych możliwości, ale liczni inni zdają się zdezorientowani i pozbawieni celu, uwięzieni w beznadziejnym labiryncie przemocy, nadużyć i rozpaczy. Ich problemy są naszymi problemami. Nie możemy ich unikać. Musimy zmierzyć się z nimi razem, rozmawiać o nich i poszukiwać skutecznych rozwiązań, a nie grzęznąć w dyskusjach. Ryzykując zbytnie uproszczenie, moglibyśmy powiedzieć, że żyjemy w kulturze, która wywiera na ludzi młodych presję, by nie zakładali rodziny ze względu na brak perspektyw na przyszłość. A ta sama kultura proponuje innym tak wiele opcji, że również oni są odwodzeni od założenia rodziny.
Kraj może być uznawany za wielki, kiedy broni wolności, tak jak czynił to Lincoln; kiedy krzewi kulturę, która pozwala ludziom «marzyć» o pełnych prawach dla wszystkich swoich braci i sióstr, jak starał się to czynić Martin Luther King; gdy walczy o sprawiedliwość i o sprawę uciśnionych, jak czyniła Dorothy Day w swojej niestrudzonej działalności, będącej owocem wiary, która staje się dialogiem i sieje pokój — w kontemplacyjnym stylu Tomasza Mertona.
Starałem się w tych uwagach ukazać niektóre bogactwa waszego dziedzictwa kulturowego, ducha narodu amerykańskiego. Chciałbym, aby ten duch nadal się rozwijał i wzrastał, tak aby jak najwięcej ludzi młodych mogło być dziedzicami i mieszkać w kraju, który tak wiele osób zainspirował do marzeń.
Niech Bóg błogosławi Amerykę!
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (10/2015) and Polish Bishops Conference