Przemówienie podczas audiencji generalnej 16.09.1970
Celem tych naszych rozmów o nastawieniu ludzi współczesnych do religii, do wiary w Boga i w Chrystusa jest ustalenie, w jaki sposób i dlaczego ci ludzie dzisiejsi są areligijni czy niewierzący. Jesteśmy przekonani, że powody, które mogłyby usprawiedliwiać takie ich postawy negatywne, dałyby się zredukować do dwóch: postęp kultury i przemiany społeczne, choć mogłyby i powinny one sprzyjać lepszemu przyjęciu wiary katolickiej i jej wyrażeniu. Jesteśmy przekonani, że nasza wiara jest stworzona dla człowieka i to dla człowieka dzisiejszego bardziej niż dla wczorajszego. Wiara nie jest alienacją, nie jest konstrukcją chwiejną, nie jest koncepcją przestarzała, nie jest nauką bezpłodną ani obciążającą. Wiara jest światłem, pełnią, życiem, których tak bardzo potrzebuje i którymi tak bardzo cieszy się człowiek, który im bardziej jest rozwinięty, bardziej wykształcony, bardziej dojrzały, bardziej spragniony pewności, tym więcej, tym bardziej doświadcza ich wyzwalającej i zbawczej mocy(1).
Oto więc poważane pytanie: dlaczego dziś tak trudno sprawić, by człowiek współczesny przyjął wiarę? Może to sprawa dekadencji religijnej? A może dyspozycje psychiczne człowieka nie sprzyjają myśli o Bogu, religii, o wierze przyjętej i przeżytej? Zagadnienie to jest zbyt obszerne i złożone, by dać na nie odpowiedź natychmiastową i prostą Wymagałaby ona przede wszystkim dokładnej i szerokiej analizy warunków, w jakich znajdują się społeczeństwa i poszczególne jednostki, by można było coś powiedzieć o często spotykanym negatywnym nastawieniu do religii. Nie będziemy teraz o tym mówić, ale ponieważ tyle się dyskutuje o aktualnym kryzysie religijnym, dobrze będzie, jeśli każdy z was zastanowi się nad tym: dlaczego ludzie wydają się dziś niechętni wierze? Ze względu na jakie poglądy, na jakie obyczaje, na jakich nauczycieli, na jakie zjawiska, na jakie środowiska? Stawiamy ten problem przed każdym z was.
Zastanówmy się natomiast nad inną stroną tego zagadnienia. Popatrzmy na ten problem nie od strony człowieka opornego, obojętnego czy wrogiego wobec orędzia ewangelicznego, ale od strony nauczyciela, który je głosi. Popatrzmy na sposób, formę, metodę, język, gorliwość i miłość, które cechują przekazywanie orędzia. Ten aspekt zagadnienia religijnego jest dziś szczególnie dobrze przemyślany. Stawia się nam po prostu pytanie: w jaki sposób przedstawiać dziś religię katolicką naszemu pokoleniu? Jest to zagadnienie podstawowe, dotyczące stosunku, jaki zachodzi między wiarą a człowiekiem, przede wszystkim z punktu Widzenia pedagogicznego: jak głosić wiarę? Jak czynić ją zrozumiałą, chętnie przyjmowaną, pożądaną, skuteczną, współczesną? Czy sposób jej podawania i nauczania - przedawniony, ciemny, oderwany od życia przeciwny tendencjom i upodobaniom naszych czasów nie jest powodem, że nie znajduje dziś ona słuchaczy i wyznawców?
Czyż nie trzeba odnowić kerygmy, to znaczy sposobu głoszenia orędzia chrześcijańskiego, jeżeli chcemy, by zdobyło ono słuchaczy i naśladowców?
Mając czas, powinniśmy się nad tym zatrzymać, ponieważ - jak każdy to widzi - waga wspomnianego stosunku między wiarą i człowiekiem jest decydująca tak dla wiary, jak i dla człowieka. A cóż istotnie czyni Kościół: biskup, duszpasterz, nauczyciel, apologeta, katecheta, misjonarz, pisarz, kaznodzieja, teolog? Czyż nie usiłują nieustannie przykładać Słowo Boże do życia ludzkiego, by znalazło ono w tym Słowie zbawienie? Pomijamy tu bardzo doniosłą tajemniczą stronę zagadnienia: zbawienne przyjęcie Słowa Bożego przez słuchaczy jest łaską. Wchodzimy w bardzo delikatną problematykę łaski, która jest darem, darem, za który odpowiedzialność ponosi wolność ludzka. Wolność ta jednak nie jest sprawczą - ona współdziała, ale nie działa, tak że pozostają w mocy przeraźliwie prawdziwe słowa Pana Jezusa: "otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją"(2). A św. Augustyn powiada: bez łaski "na nic się nie zda głoszenie prawdy człowiekowi" - nihil prodest homini omnis praedicatio(3). Skuteczność wysiłku religijnego spełnianego przez kogokolwiek jest ostatecznie tajemnicą Bożą.
Ograniczamy się jednak do ukazania mądrości i niebezpieczeństwa, jakie niesie wysiłek dostosowywania nauczania religijnego do biernej postawy słuchacza, czy to będzie osoba, czy naród. Mądrość: tu jest cały apostolski geniusz Kościoła. Sztuka ta polega na szerzeniu, wyjaśnianiu, w pewnej mierze na wytłumaczeniu, dostosowaniu doktryny Pana Jezusa do umysłu i mentalności słuchacza, to jest człowieka potrzebującego pouczenia religijnego. Czyż nie było to jednym z celów ostatniego Soboru? Czy jednym z celów reformy liturgicznej nie było uczynić obrządek zrozumiałym? Czy nie w tym właśnie celu wprowadzono języki nowożytne do kultu i do teologii? Czy przedstawienie prawd wiary w formach i terminach zrozumiałych i przystępnych nie jest stałą troska nauczania religii? Czy nie jest nią dostosowywanie go do wieku, charakteru i kultury słuchaczy? Obowiązek uwzględniania możliwości intelektualnych i duchowych jest tak wielki, że nigdy dostatecznie go nie wypełnimy. To w tym stałym obowiązku skutecznego przekazywania doktryny religijnej ukazuje się właściwe Kościołowi "umiłowanie prawdy"(4). Ale to pragnienie mnożenia środków i form wyrazu w nauczaniu religii katolickiej podlega podstawowemu prawu: nienaruszalności nieskazitelnej doktryny katolickiej. Prawda religijna przybrana w rozmaitą szatę słowną, zawarta w krótkich sformułowaniach katechizmowych czy rozprowadzana w traktatach teologicznych, interpretowana w myśl tego czy innego systemu filozoficznego, byleby zawsze zgodnego ze zdrowym rozsądkiem(5), musi być zawsze autentyczna i przynajmniej wirtualnie zupełna, nawet w zestawieniu z najróżnorodniejszymi warunkami życia ludzkiego.
Ten sam w sobie najbardziej godny pochwały wysiłek, zmierzający do przyjęcia przez ludzi współczesnych nauki wiary, kryje w sobie, a raczej ujawnia dziś niebezpieczeństwo, wielokierunkową pokusę, którą możemy nazwać relatywizmem doktrynalnym.
Mówi się: trzeba wiary na dzisiejsze czasy. W porządku. Sobór, szczególnie w konstytucji Gaudium et spes, nastawionej w całości na zacieśnienie więzów między Kościołem i światem i na ukazanie wartości rzeczy ziemskich i człowieka rozpatrywanego w jego życiu przyrodzonym oraz na docenianiu wartości nowoczesnego postępu - poucza, że wiara jeszcze dziś służy zbawieniu ludzkości. Ale nie przez to, że Kościół dostosowuje wiarę do wymagań opinii ludzkich, lecz przez to, że wędruje - według Soboru - ze swoim paradoksalnym krzyżem, który jest zgorszeniem i głupstwem dla świata, a mocą i mądrością Bożą(6), z krzyżem, który pokornie i odważnie niesiony Przez wierzących, także i dzisiaj będzie miał moc nawracania ludzi do zbawienia Chrystusowego. Tego właśnie oczekuje się od duszpasterzy i od wiernych Ludu Bożego. Od nas wszystkich, którzy jesteśmy przekonani, że bez tej charakterystyki prawdy, pewności prawd religijnych i wierności wszelkie próby wzywania innych do słuchania Chrystusa będą próżne i wątpliwe.
Przypisy:
1. Por. J. D a n i e l o u, L`Avenir da la relłgion. Paris 1968.
2. Mt 13, 13.
3. Aug., De civitnte Dei 15, 6 (PL 41, 442).
4. 2 Tes 2, 10.
5. Por. DWCH nn. 7 i 10.
6. Por. 1 Kor 1, 20 nn.
Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 108 - 111.
opr. kkk/mg