Przemówienie podczas audiencji generalnej 19.02.1969
Z obrzędu posypania głów popiołem wypływa takie bogactwo i taka jasność znaczenia, że nie potrzeba tu objaśnień i komentarzy. Obrzęd ten przemawia sam i mówi nam wiele rzeczy poważnych. Mówi o swoim odwiecznym trwaniu w duchowości naszej religii: początek jego sięga bowiem Starego Testamentu, wspomina o nim Ewangelia, wchodzi bardzo wcześnie do liturgii chrześcijańskiej, stanowi część dyscypliny pokutników i należy do sakramentaliów Kościoła. Łączy się z rozpoczęciem wielkiego postu, określając jego cel pokutny i przygotowawczy do obrzędów wielkanocnych. Mówi nam o postawie człowieka wobec tajemnicy zbawienia, o tragicznym i nędznym losie człowieka: człowiek jest grzeszny i śmiertelny, wciąż łudzi się, że posiada życie, sam siebie okłamuje ufając rzeczom, które wydają się trwać, a kres im kładzie śmierć, obracając w niwecz, w popiół całą naszą pewność, całe nasze bogactwo. Ona to otwiera przed nami swoje przepastne królestwo, które - jeżeli jest pozbawione światła wiary - staje się ciemnym i strasznym królestwem śmierci. Ten obrzęd wskazuje więc na nasz nieunikniony los, los stworzeń śmiertelnych, synów czasu i spadkobierców skazania za grzech. Jednocześnie zaś wskazuje na nasz tragiczny los istot nieśmiertelnych, odpowiedzialnych przez wieczność wobec Boga żywego utraconego przez nas; istot potrzebujących Boga i niezdolnych dojść do Niego przy pomocy swoich sił niedoskonałych i już zużytych w pogoni za złudnymi nadziejami. Obrzęd ten mówi nam o rozpaczy człowieka, który ufa samemu sobie. Mówi nam o nicości filozofii właściwej naszemu egzystencjalizmowi, gdy odchodzi od żywego źródła Chrystusa. Zmusza nas - w zamykającym ten obrzęd głuchym milczeniu - abyśmy wzywali miłosierdzia i zbawienia. Wskazuje nam drogę ku Odkupieniu, ku tajemnicy wielkanocnej.
Jest to więc obrzęd, który tworzy wewnętrzny i całkowity sens istnienia ludzkiego i dramatycznie pobudza osobiste sumienie, przedstawiając mu przeznaczenie naszego życia. W ten sposób sumienie ma warunki, by ustalić swoją podstawową orientację, którą w języku duchowym nazywamy nawróceniem. To ewangeliczna metanoia. To jest wewnętrzna przemiana, nawrócenie serca, to jest właśnie pokuta, czyli na tajemnicy łaski oparte otwarcie nas na Królestwo Boże. Gdy mówimy o pokucie, myśl nasza biegnie ku aktom ascezy i ku praktykom umartwiania się i miłości, które dają duszy i działaniu ludzkiemu poczucie przemiany duchowej, a na tym właśnie polega pokuta. Kościół jednak każe nam powtarzać w tych dniach słowa proroka Joela: "Nawróćcie się do mnie całym swym sercem przez post i płacz, i żałobę. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie wasze szaty! Nawróćcie się do Jahwe. Boga waszego! On bowiem jest łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli(1). Kościół przypomina w ten sposób, że pokuta jest właśnie faktem psychicznym, moralnym i wewnętrznym, jest zwrotem umysłowości, zmianą naszego sposobu oceniania samych siebie, skruchą, serdecznym wyznawaniem duchowym, które jest więcej warte niż wszelki zewnętrzny akt pokuty. Gdy tego zabraknie, wszelkie zewnętrzne akty pokuty będą pozbawione szczerości i wartości. Jezus poucza nas, że należy unikać zewnętrznej hipokryzji aktów pokuty właściwych środowisku faryzejskiemu. Nigdy całkowicie nie znika dążność ludzka do zastąpienia realnej cnoty jej zewnętrznymi objawami. Mówiąc pokuta, myślimy też o sakramencie noszącym tę nazwę. Sakrament ten zapewnia nam łaskę właściwą pokucie, zapewnia pogodzenie się z Bogiem i żywotną łączność z jego nadprzyrodzoną obecnością w naszych duszach, poprzez daną Piotrowi przez Chrystusa "władzę kluczy", to jest władzę odpuszczania grzechów, wtedy gdy wiara i skrucha umożliwiają skuteczność tego odpuszczenia.
To wszystko jest nam dobrze znane. W tym kręgu doktryny, uczuć, aktów religijnych i pokutnych, naprawienia zła i odradzania dobra, praktyki sakramentalnej, sprawiedliwej i prawdziwej pokory - zawiera się to, co jest najcenniejsze w praktyce życia katolickiego. Tu cudownie odnawia się potrójny porządek: najpierw w odważnym i zbawiennym ocenianiu własnej nędzy (przypomnijcie przypowieść o synu marnotrawnym: in se reversus - przywrócony sobie). Dusza ponownie staje się szczera ze sobą, wchodzi w siebie, poznaje siebie i oskarża się z absolutną odwagą: odrzuca to, co ją wewnętrznie zbezczeszczą, i odzyskuje władanie sobą. Człowiek znów staje się godny nazwy człowieka. Potem następuje niezwykłe, niezasłużone spotkanie z Bogiem, z Jego nieskończoną łagodnością, z Jego ogromną, czujną dobrocią. Z Bogiem, który oczekuje tylko odpowiedniego momentu, by okazać swoją wszechmoc poprzez swoje miłosierdzie(2). To rodzi się nowe życie. To nadprzyrodzony prąd łaski znów zaczyna ożywiać nasze przyrodzone życie wprowadzając w nie Ducha Bożego Ożywiciela. To jest to największe szczęście, które może spotkać człowieka nie mającego poprzednio prawa utrzymywania z Bogiem więzi uzyskanej przez chrzest. Ta jest zmartwychwstanie w nowej pełności i w nowej radości prawdziwie wielkanocnej. Trzecim odbudowanym porządkiem jest porządek kościelny: grzesznik, jeżeli nie odrzucił wiary w sposób wyraźny wyłączający go ze społeczności wiernych, pozostaje członkiem Kościoła, lecz pozostaje członkiem nieczynnym, sparaliżowanym i - jak gdyby - duchowo martwym, społecznie zaś pozbawionym żywej łączności z Mistycznym Ciałem Chrystusa.
O tym wszystkim przypominają nam teksty ostatniego Soboru, o tym mówi też Nasza Konstytucja Apostolska Paenitemini z 17 lutego 1966 r. Dobrze uczynimy zwracając się ku tym źródłom najnowszym, które włączą nas w zbawienny nurt Ewangelii i czcigodnej tradycji Ojców i Soborów (szczególnie Laterańskiego IV i Trydenckiego). One to ukażą nam, że dawny obrzęd wielkopostny nie jest sprawą z zamierzchłych czasów, nie jest rzeczą zakrzepłą w pewnych formach zewnętrznych, lecz jest sprawą żywą i aktualną, właśnie dla nas, dla ludzi naszego wieku, dla ludzi tak potrzebujących odnalezienia siebie samych, Boga i Kościoła w tajemnicy Paschalnej Pana Jezusa.