Przemówienie podczas audiencji generalnej 28.12.1966
W XXX rozdziale pierwszego życiorysu świętego Franciszka z Asyżu, napisanym w r. 1228 na polecenie papieża Grzegorza IX, brat Tomasz z Celano w Abruzzach, który był pierwszym biografem świętego, opowiada o początkach szopki, to znaczy scenicznego przedstawienia narodzenia Pana naszego Jezusa Chrystusa według opowiadania Ewangelii świętego Łukasza, do którego dołączono w sposób umowny osiołka i wołu (dodatek ten wywodzi się z Iz 1,3; święty Ambroży, wraz z innymi, przypomina to w swoim Expositio Evang. Lc 2,42; PL 15,1568). Brat Tomasz pisze, że największą ambicją świętego Franciszka było zawsze i we wszystkim trzymać się świętej Ewangelii. "Pokora wcielenia, a szczególnie miłość męki do tego stopnia zajmowały jego umysł, że rzadko chciał on myśleć o czym innym. Wspomina się w tej materii i obchodzi się ze czcią to, co zrobił on na Boże Narodzenie, na trzy lata przed swoją śmiercią (to znaczy w 1223 r.), w pewnej miejscowości, zwanej Greccio. Żył w tych okolicach niejaki Jan, człowiek o dobrej sławie i jeszcze lepszym życiu, którego święty Franciszek szczególnie kochał, będąc bowiem szlachetnym i powszechnie poważanym, za nic miał szlachectwo krwi, a zależało mu jedynie na szlachectwie ducha. I tak, jak to często czynił, święty Franciszek, polecił wezwać go na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem i powiedział mu tak: "Jeżeli pragniesz, byśmy uroczyście obchodzili to ścięto Zbawiciela w Greccio, idź tam przede mną i przygotuj, co ci powiem. Bo oto pragnę uroczyście obchodzić pamiątkę Dzieciątka w Betlejem narodzonego i na własne oczy oglądać to ogołocenie, w jakim się ono znalazło, gdyż wszystkiego tego mu zabrakło, czego nowonarodzonemu potrzeba; chciałbym widzieć, jak był położony w żłobie, na słomie, blisko osiołka i wołu". I ten zacny i pobożny człowiek postarał się wtedy i we wskazanym miejscu przygotował wszystko, co mu święty powiedział"" (Vita prima r. 30, w Analecta franciscana X, s. 63).
Takie są początki naszej szopki.
Takie ludowe przedstawienie opowiadania Ewangelii, dobrze znane wszystkim, od razu myśl naszą skłania do zastanowienia się nad sposobem, w jaki Zbawiciel chciał, aby go poznano; nadto do poznania pierwszego obowiązku, jaki my ludzie mamy względem tego tajemniczego Brata, który między nas przyszedł, a którego my mamy poznać. Poznanie pierwsze jest zmysłowe, to jest to, jakie święty Franciszek chciał dać sobie samemu i innym, budując szopkę, która daje nam możność wpatrywać się oczyma ciała. Jest to jakaś bardzo naturalna forma poznania, jaką Chrystus Pan raczył dać tym uprzywilejowanym, którzy zbliżyć się mogli do niego w ciągu jego doczesnego życia, "w onym czasie", jak to czytamy w Ewangelii podczas Mszy świętej. Jest to forma do pozazdroszczenia, jej dobrodziejstwem wszyscy chcieli byśmy się cieszyć, a święci jeszcze bardziej niż inni. Przypomnijcie sobie to, co mówią pasterze po zwiastowaniu anielskim: "Zobaczmy to, co się zdarzyło" (Łk 2,15); świadectwo apostołów: "...to, cośmy oczyma naszymi widzieli, to, cośmy oglądali, czegośmy rękami dotykali." (l J 1,1); i to pragnienie Tomasza: "Jeżeli nie zobaczę... jeżeli nie dotknę... nie uwierzę" (J 20,25).
Ale to poznanie zmysłowe odgrywało jedynie początkową, częściową i przejściową rolę: dawało pewność konkretną, pozytywną, historyczną tym, którzy później przez swoje przepowiadanie spełniać mieli zadanie dawania świadectwa o ludzkiej i cudownej rzeczywistości Jezusa, budzenia tej nowej formy świadectwa, na której opiera się cała budowla religijna założona przez Chrystusa: wiara. Sam Pan Jezus nam to powiedział: "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" (J 20,29). "Przez wiarę bowiem chodzimy, a nie przez widzenie", pisze święty Paweł (2 Kor 5,7).
Lecz pozostaje fakt, że przyjście Chrystusa na świat rodzi dla nas problem i obowiązek poznania go. A jak go poznać? Oto pytania, które każdy powinien sobie postawić: czy ja znam Jezusa Chrystusa? Czy znam go naprawdę? Czy znam go wystarczająco? Jak go lepiej mogę poznać? Nikt nie może na te pytania odpowiedzieć w sposób zadowalający, nie tylko dlatego, że poznanie Chrystusa stawia tak wielkie problemy i suponuje głębie tak wielkie, że jedynie ignorancja, a nie rozum, może pretendować do posiadania zadowalającego pojęcia o Chrystusie; ale i dlatego także, ponieważ wszystek postęp, jaki się uczyniło w poznaniu Chrystusa, zamiast nasze pragnienie poznania zaspokajać, jeszcze je bardziej zaostrza. Dowodem tego jest doświadczenie tych, co studiują, a jeszcze bardziej przeżycia świętych.
Wobec tego trzeba nam wyruszyć na poszukiwanie Jezusa. Trzeba nam zgłębić to wszystko, co o nim wiedzieć możemy. A to sprowadza nas do obrazu szopki, to znaczy do przypomnienia tekstu Ewangelii. Pierwsze poznanie, jakie o Chrystusie mieć powinniśmy, znajdujemy w Ewangeliach. Skoro nie mieliśmy przywileju poznania Zbawiciela w sposób bezpośredni zmysłami naszymi, to mamy starać się mieć o nim poznanie historyczne, poznanie wspomnień pewnych, przykładając należytą wagę do ludzkiej postaci, w której Słowo Boże się objawiło.
Ale tutaj zaraz powstają wielkie spory, wielkie trudności, cała chmara opracowań i interpretacji, starających się pomniejszyć historyczną wartość Ewangelii, szczególnie rozdziałów opowiadających o narodzeniu Pana Jezusa i o jego dziecięctwie. Wspomnimy tu jedynie o tym dowartościowywaniu historycznej treści tych cudnych kart Ewangelii, abyście umieli bronić, naukowo i przez wiarę, tego pełnego pociechy bezpieczeństwa i pewność, że karty te nie są jakimś wymysłem ludowej wyobraźni, ale mówią prawdę. "U apostołów - pisze ktoś, kto się na tym zna, kardynał Bea - jest autentyczna staranność historyczna w tym znaczeniu, w jakim to rozumie grecko-łacińska historiografia, to znaczy w sensie historii kierującej się rozumem i chronologicznie uporządkowanej, która jest sama w sobie celem, ale zarazem troszczy się o wydarzenie przeszłe jako takie, z zamiarem podania i wiernego przekazania faktów i danych z przeszłości".
Dowód tego mamy w samym pojęciu "świadka", "świadectwa", "dawania świadectwa", jakie ponad sto razy, w różnych formach, znajduje się w Nowym Testamencie (Uhisforidfe des Evangiles synoptiques w la Civilta cattolica, 1964; 2,417-436 i 16-545). Właśnie w tym samym znaczeniu i z całą swą powagą wypowiedział się Sobór: "Święci autorzy napisali cztery Ewangelie, wybierając niektóre z wielu wiadomości przekazanych ustnie lub pisemnie; ujmując pewne rzeczy syntetycznie lub objaśniając, przy uwzględnieniu sytuacji Kościołów; zachowując wreszcie formę przepowiadania, ale zawsze tak, by nam przekazać szczerą prawdę o Jezusie" (Dei. Verbum, 19).
W ten sposób wierni uspokojeni oddawać się powinni z jakąś świętą pasją przede wszystkim lekturze i studium źródeł Pisma świętego, mówiących nam o Panu Jezusie. Wiara ma się karmić tą świętą nauką. Jeżeliśmy dobrze obchodzili uroczystości Bożego Narodzenia, jeżeliśmy się również ze świętą prostotą zatrzymywali przed szopką, to powinniśmy także pragnąć tego "zysku największego, jakim jest poznanie Jezusa Chrystusa (Flp 3,8), które Paweł święty stawiał ponad wszystko inne.
Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.1 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1970
opr. kk/mg