Lepsze wrogiem dobrego

O jakości usług w Polsce.



Lepsze wrogiem dobrego

Leszek Stafiej

Gwoździem w mózg

Mój znajomy Z.Z. kupował wodę toaletową dla kuzyna w eleganckiej warszawskiej perfumerii. W sklepie było jeszcze pusto. Przy kasie gawędziły chichocząc dwie młode sprzedawczynie w przesadnym makijażu. Z.Z. nie zna się na kosmetykach, więc sprawdzał zapachy: psiknął sobie na przegub, potem na drugi, na przedramię. Ale im bardziej testował, tym bardziej zapachy mieszały się ze sobą. Pojawili się klienci. W końcu nie miał już gdzie psikać, więc psiknął sobie na szyję. I wtedy usłyszał głośny, pełen oburzenia i surowej przygany głos ekspedientki: — Proszę pana! Proszę się nie perfumować!

Nie można od razu być i mądrym, i bogatym, pięknym i zdrowym. Do wszystkiego trzeba dojrzewać. To, że mamy wolny rynek, marketing i zarządzanie oraz telewizję satelitarną, że potrafimy żuć gumę w kościele i jeść chipsy w teatrze, spryskiwać się takimi perfumami, jak nasi zachodni sąsiedzi oraz to, że zagłosowaliśmy za Unią nie oznacza, że jesteśmy gotowi. Trzeba kilku pokoleń. Najpierw bogaci są cinkciarze. Małpują obce wzorce oduczając się złych nawyków z takim samym trudem, z jakim uczą się jeść nożem i widelcem i trzymać łokcie przy sobie. Wysyłają dzieci na zagraniczne studia. I dopiero na końcu któreś tam ma własną mieszczańską kulturę.

Zanim to nastąpi, trzeba wykazać dużo wytrwałości i odporności. Nie należy tracić nadziei. Od trzech lat jeżdżę fordem. Narzeczony mojej córki stwierdził, że to najbanalniejsza marka na świecie. Ale ja jestem zadowolony. W przeciwieństwie do niego wiem, com wart. Więc nie muszę się wzmacniać żadnym czerwonym porche. Mam jednak pewne słabości. Przez dwa lata serwisowałem swojego forda w niedużym prywatnym zakładzie autoryzowanym przy ulicy Dobrej. Nie raz, nie dwa dowcipkowałem z umazanym smarami mechanikiem. Zaglądałem do silnika, oglądałem podwozie. Poznałem szefa. Było trochę ciasno, ale swojsko, miło, solidnie i stosunkowo niedrogo. Więc nie wiem, na prawdę nie wiem, co mnie podkusiło, żeby kolejny przegląd auta powierzyć wielkiemu salonowi o dumnej nazwie Ford Plaza. A tam: zupełnie inny, jakże lepszy, zachodni świat, prawdziwa Europa! Wizytę zamawiam przez telefon. Dzwonię chyba ze sto razy, bo wciąż zajęte. — Pierwszy wolny termin za dwa tygodnie — informuje rezolutny damski głos. Przyjeżdżam w umówionym dniu, a tu, na tablicy moje nazwisko. Trochę przekręcone, ale da się rozpoznać. Za kontuarem — jak w centrali telefonicznej: szereg recepcjonistek szczebiocze przez telefon. Przy biurkach ukrawaceni, ugrzecznieni, energiczni i bardzo kompetentni specjaliści stukają w klawiatury komputerów. A już szczególnie zawzięcie stuka mój opiekun. Ze swadą i bez trudu przekonuje mnie, że trzeba wymienić klocki i rozrząd. Spory wydatek, ale nie będę żałował. On wie, bo ma takiego samego forda. No trudno. Skoro trzeba. Wpisują mnie do komputera, dają długi wydruk, zabierają kluczyki i umawiają po odbiór na konkretną popołudniową godzinę. Trochę długo, ale przecież widzę, że tu ruch jak na lotnisku w Paryżu. Na wszelki wypadek zapisują mój numer telefonu. Godzinę przed terminem dzwonią, że nie zdążą. Szkoda, bo się umówiłem. Przekładam spotkanie. Wreszcie trzy godziny po terminie dzwonią, że gotowe, że wóz już jest w myjni. Biorę taxi. Mojego opiekuna już nie ma, skończył zmianę. Nowemu jest przykro z powodu spóźnienia. W dodatku wprawdzie wymienili złamaną ramę fotela kierowcy, ale nie mogą wymienić ani zaszyć podartej tapicerki, ani przykleić bocznych listew. Nie prowadzą takich usług. I nie wiedzą, kto je prowadzi. Ale reszta, proszę bardzo: tam jest kasa, a potem kluczyki do odbioru.

Płacę krocie. Auto stoi na parkingu. Jest nie umyte. Bez listew. Z podartą tapicerką. Zgłaszam pretensję. Nie umyte? Ach, ci niesolidni mechanicy! (Jacy mechanicy? Nie widziałem żadnych mechaników!). Jest nam doprawdy bardzo przykro, ale ta tapicerka to nie nasza wina. Najlepiej znaleźć gdzieś jakiegoś prywatnego tapicera. Wyjeżdżam wściekły.

Samochód umyłem. Tapicerkę zaszyła żona. W górach hamulce grzały mi się i dymiły. Po tygodniu zadzwoniła bardzo rezolutna panienka. Prowadzi badania na temat jakości usług Ford Plaza. Czy mam jakieś uwagi? O, tak, miałem, i to dużo. Ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Nie skomentowała moich żalów. Obiecała, że otrzymam odpowiedź. Pożegnała mnie raczej z ulgą.

Minęły trzy miesiące. Dotąd nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Muszę więc odpowiedzieć sobie sam. Zmieniam warsztat. Wracam na Dobrą.


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama