Telewizja podglądaczy: przejściowa moda czy przyszłość?
Małgorzata Grzyb
"Big Brother" stał się tematem publicznych dyskusji na długo przed debiutem na antenie TVN. Komentatorzy różnej maści i dziennikarze otwarcie wyrażali dezaprobatę dla programu, przedstawiając go jako apogeum złego smaku, oburzając się na promowanie wścibstwa (jeśli nie podglądactwa), czy wreszcie zarzucając autorom wykorzystywanie uczestników programu. Mimo to, 4 marca, w dniu premiery programu, przed telewizorami zasiadło ponad 6 milionów ludzi i widownia "Wielkiego Brata" stale rośnie.
Dlaczego widzowie chcą oglądać grupę zwyczajnych przecież ludzi zamkniętych w odosobnieniu? Dlaczego interesują się ich zachowaniem? I czy zainteresowanie to przetrwa?
Skandale
Istnieją co najmniej dwa powody popularności "Big Brother". Po pierwsze, program daje uczestnikom szansę na własne pięć minut sławy. Po wtóre, zaspokaja on odwieczną ciekawość, wychodzi naprzeciw naszemu zainteresowaniu meandrami życia innych ludzi. Z tego właśnie powodu sukces programu w dużej mierze zależy od osobowości jego uczestników. Przecież to ich zachowania - i ich wybryki - przyciągają nas przed telewizory i decydują o tym, czy zechcemy obejrzeć następne odcinki.
Wszędzie tam, gdzie w domu Wielkiego Brata rozgrywały się skandale, program cieszył się olbrzymią widownią. Zarówno słynna scena erotyczna sfilmowana w holenderskiej edycji programu, jak i dyskwalifikacja nieuczciwie postępującego uczestnika w Wielkiej Brytanii zgromadziły przed ekranami milionowe rzesze widzów, przez co program skupiał na sobie powszechną uwagę zarówno opinii publicznej, jak i mediów.
A Szwedom się nie spodobał
W większości krajów, gdzie "Big Brother" pojawił się na antenie, odnosił wielkie sukcesy. Zyskiwał sobie oglądalność znacznie wyższą niż średnia dla danej stacji telewizyjnej w porównywalnym czasie antenowym. Co więcej, popularność programu rosła z tygodnia na tydzień, wraz z tym, jak konflikty i małe dramaty codziennego życia ujawniały prawdziwą osobowość uczestników.
Ważnym czynnikiem okazywało się też przyznane widzom prawo do decydowania o tym, którzy z mieszkańców domu Wielkiego Brata zostaną w nim dalej, a którzy będą musieli się wyprowadzić. Oglądalność wzrastała bowiem znacznie co tydzień w dniu głosowania, by w dniu wyłonienia zwycięzcy osiągać niebotyczne wręcz rozmiary (wykresy 1 i 2).
Jednak nie na wszystkich rynkach "Big Brother" święcił takie triumfy. W Szwecji na przykład mieliśmy do czynienia z drastycznym spadkiem liczby widzów w miarę edycji kolejnych odcinków. Podczas gdy pierwszy przyciągnął przed telewizory 600 tys. ludzi, każdy kolejny oglądany był przez średnio 190 tys. widzów (wykres 3).
Amerykańska wersja "Wielkiego Brata" przegrała rywalizację z innym programem pokazującym "konstruowaną rzeczywistość" w zdecydowanie ładniejszym otoczeniu. Nadawany w tym samym okresie i przez tę samą stację telewizyjną "Survivor", który pojawił się na antenie CBS, ukazywał szesnaścioro ludzi odciętych od świata w malowniczych tropikach, na wyspie w pobliżu Borneo. Atrakcyjniejsza była także główna nagroda rywala, magiczny milion dolarów ("Big Brother" oferował jedynie pięćset tysięcy).
Wobec braku jakichkolwiek intryg w "Big Brother", Amerykanie zaczęli dochodzić do przekonania, iż w programie nie dzieje się zbyt wiele, co doprowadziło do znacznego spadku liczby widzów. Pierwszy odcinek programu obejrzało 22,5 mln ludzi, jednak oglądalność szybko spadła do 10,4 mln widzów, a liczba ta oznacza, iż Stany Zjednoczone okazały się być jedynym rynkiem, na którym "Big Brother" nie osiągnął większej oglądalności niż przeciętna dla stacji telewizyjnej, która go wyemitowała (wykres 4).
Przegrana "Wielkiego Brata" okazała się całkowita: finał programu "Survivor" obejrzało 51 mln Amerykanów, co dało mu drugie miejsce na liście programów z najwyższą oglądalnością w całej historii CBS.
Prawdziwy hit - w Internecie
"Big Brother" jest chyba pierwszym programem telewizyjnym, który zaistniał na wielką skalę w sieci www, jako strona oferująca przez całą dobę nie ocenzurowane relacje z życia uczestników. Z danych firmy Intel wynika, że brytyjską stronę "Big Brother" codziennie odwiedzało 1,5 mln internautów. W tygodniu poprzedzającym wyłonienie zwycięzcy liczba ta wzrosła do 2,5 mln dziennie, a w rekordowym dniu wyniosła aż 7,8 mln milionów, dzięki czemu strona "Wielkiego Brata" stała się najczęściej odwiedzaną stroną w Wielkiej Brytanii. Podobnie działo się w Niemczech. W dwa dni po emisji pierwszego odcinka prawie 2,5 mln Niemców odwiedziło jego stronę internetową. W ciągu całego czasu emisji niemieckiej edycji "Big Brother" gościło na niej 308 mln internautów.
Czy "Big Brother" jest przejściową modą, czy może podglądactwo stanowi przyszłość telewizji? Biorąc pod uwagę liczbę stacji telewizyjnych na całym świecie, które zdecydowały się na produkcję programu, możemy chyba twierdzić, że apetyty na nową telewizyjną rzeczywistość rosną. Jednak, jak to zwykle bywa z każdym nowym rodzajem programu, wkrótce pojawi się pewnie mnóstwo kiepskich imitacji "Wielkiego Brata" i w końcu oglądanie na ekranach telewizorów zwykłych ludzi w niezwykłej sytuacji zacznie nam się powoli nudzić. Powstaje więc oczywiste pytanie: co producenci telewizyjni wymyślą później?
Program "Big Brother" powstał w Holandii, gdzie najpierw planowano umieścić uczestników w odciętym od reszty świata domu na cały rok. Ponieważ jednak produkcja programu zakrojonego na tak wielką skalę kosztowałaby ponad 20 mln dolarów, zdecydowano się na skrócenie czasu trwania programu. Poza Holendrami program nakręciły telewizje w dwunastu innych krajach (Niemcy, Hiszpania, USA, Wielka Brytania, Portugalia, Szwajcaria, Szwecja, Belgia, Dania, Norwegia, RPA i Polska). Widzowie holenderscy i niemieccy obejrzeli już dwie edycje "Wielkiego Brata".
Nalot na Big Brothera
Brytyjska gazeta "The Sun" usiłowała wpłynąć na zachowanie uczestników programu wysyłając nad dom Wielkiego Brata helikopter, z którego zrzucano ulotki informujące o nieuczciwym zachowaniu jednego z jego mieszkańców (wkrótce stał się on znany opinii publicznej jako Nasty Nick). Jednak próba nie powiodła się. Na czas "nalotu" wszystkim uczestnikom programu kazano przejść do sypialni kobiet, zapobiegając w ten sposób przemyceniu informacji z zewnątrz.
Big Brother przymyka oko
Niemiecka edycja "Big Brother" o mały włos nie doszłaby do skutku. Tuż przed emisją pierwszego odcinka niektórzy politycy i przywódcy religijni przypuścili atak twierdząc, że program gwałci zapis konstytucji Niemiec, gwarantujący poszanowanie godności ludzkiej. Producenci wybrnęli z tej trudnej sytuacji zobowiązując się, że codziennie wyłączą wszystkie kamery na jedną godzinę.
Big Brother z gwiazdami
W marcu tego roku brytyjska stacja telewizyjna Channel 4 rozpoczęła emisję specjalnej, tygodniowej edycji "Big Brother". 9 marca próg słynnego domu Wielkiego Brata przekroczyło sześcioro ludzi ze świata muzyki, sportu i telewizji, ulubieńców z pierwszych stron gazet. Podobnie jak w zwykłej edycji programu, jedno z nich codziennie otrzyma nakaz eksmisji, o którym zdecydują telefonicznie widzowie. Zyski z połączeń telefonicznych przekazane zostaną na rzecz Comic Relief, brytyjskiej organizacji charytatywnej zajmującej się walką z nierównościami społecznymi w Wielkiej Brytanii i najbiedniejszych częściach świata.
Grande Fratello? Grande cesore!
Publiczna awantura wybuchła w związku z erotyczną sceną we włoskiej edycji "Big Brother". Kiedy dwójka uczestników schowała się przed okiem kamery za sofą, dodatkowo jeszcze okrywając się pierzyną, ekrany telewizorów zgasły, a połączenie internetowe uległo nagłej awarii. Władze stacji telewizyjnej Canale 5 tłumaczyły później, że przyczyną przerwy w nadawaniu programu były kłopoty techniczne, jednak sceptycy głośno twierdzili, że Grande Fratello zmienił się w grande censore.
Autorka jest dyrektorem ds. mediów w domu mediowym Initiative Media; małgorzata.grzyb@initiativemedia.com
opr. MK/PO
|