Szwajcarska waluta to dziś w Polsce wróg publiczny numer jeden - nie powinniśmy jednak wpadać w panikę
Szwajcarska waluta to dziś polski wróg publiczny numer jeden. Inwestorzy windują wartość franka, a kredytobiorcy z przerażaniem w oczach śledzą jego notowania.
Przez dekady walutą rezerwową na świecie był dolar. Utrata zaufania inwestorów do gospodarek krajów Unii Europejskiej spowodowała, że zaczęli oni szukać innej waluty na trudne czasy. Wybór padł na szwajcarskiego franka, uważanego za „bezpieczną przystań”. Konsekwencjami takiego stanu rzeczy była wyprzedaż walut regionu i nabywanie waluty Helwetów. Na plus zaliczono frankowi to, że jest poza strefą euro, borykającą się ze swoimi problemami finansowymi. W ten sposób frank stał się rodzajem „zastępcy” dolara, sztuczną walutą rezerwową. Efektem tego jest jego nadzwyczajna cena, ustanawiająca kolejne historyczne rekordy. - Przyczyną niesamowitej siły franka jest przede wszystkim niestabilna sytuacja na międzynarodowych rynkach finansowych, zwłaszcza w odniesieniu do dolara i euro. W tej sytuacji inwestorzy zwiększają popyt, m.in. na szwajcarską walutę i złoto. Zjawisko to wyjaśnia wzrost kursu franka, a tym samym cen złota - tłumaczy prof. Janusz Ostaszewski z Collegium Mazovia Innowacyjnej Szkoły Wyższej. Zwraca również uwagę, że wzrost kursu franka może być skutkiem gry przypominającej „bańkę spekulacyjną”. - Nie ma na to jednak twardych dowodów - dodaje prof. J. Ostaszewski. O tym, że wartość szwajcarskiej waluty może być efektem spekulacji na inwestycyjnym rynku przekonany jest za to Paweł Majtkowski, główny analityk firmy doradczej Expander. - Trzeba przyznać, że frank jest bardzo mocno przewartościowany. Poziomy, które osiąga nie są oparte o fundamentalne przesłanki, a jedynie o obawy inwestorów dotyczące sytuacji na światowym rynku finansowym - wyjaśnia P. Majtkowski.
Drożejący frank przyprawia o ból głowy posiadaczy kredytów w tej walucie, a więc ok. 700 tys. Polaków. Prawie połowa wszystkich pożyczek została zaciągnięta w 2007 i 2008 r. Do ich wzięcia skusiło niższe oprocentowanie w porównaniu do kredytów w innych walutach, w tym udzielanych w złotych, i niski kurs franka. Różnica między pierwszą ratą kredytu w złotych i franku ze stycznia 2008 r. wynosiła ok. 500 zł. Najwięcej pożyczek zaciągnięto w trzecim kwartale 2008 r., kiedy za jednego franka płacono nawet 1,90 zł. Na każde trzy udzielane w 2008 r. kredyty mieszkaniowe, aż dwa denominowane były w szwajcarskiej walucie. Tylko w pierwszym kwartale ubiegłego roku udzielono przeszło 37 tys. kredytów w szwajcarskiej walucie. W pierwszych trzech miesiącach 2011 r. - ponad dziesięciokrotnie mniej. Wysoki kurs franka oznacza wyższe raty kredytowe do spłacenia. Od początku roku notowania szwajcarskiej waluty poszły w górę o 19%. Rodzina, która w 2008 r. wzięła kredyt na 300 tys. zł rozłożony na 20 lat, spłacała wówczas ratę w wysokości 1550 zł. Obecnie comiesięczne zobowiązanie wzrosło do 2200 zł, czyli o ok. 700 zł.
Zdaniem Haliny Kochalskiej, analityka Open Finance, bijący coraz bardziej przerażające rekordy notowań frank nie jest jeszcze powodem do narodowej paniki. Podstawowe stopy procentowe w Szwajcarii są o ponad 4,5% niższe niż w Polsce. To powoduje, że mimo, wyższych 2,5-3 - krotnie marż, oprocentowanie kredytów frankowych nadal pozostaje korzystniejsze niż złotowych. - Frankowi kredytobiorcy nawet przy kursie 3,75 zł, jaki padł 5 sierpnia, nie powinni mieć jeszcze kłopotów na masową skalę. Nie powinni wpadać w tarapaty jeszcze przy kursie w granicach 4 zł - zapewnia H. Kochalska. Wszystko dzięki obowiązującej od lat w bankach rekomendacji S, której zadaniem jest ograniczenie dostępu do kredytów walutowych. Wprowadzona w życie 1 lipca 2006 r., nakazywała bankom, aby klient pożyczający walutę miał zdolność kredytową o 20% wyższą, niż gdyby brał pożyczkę w złotówkach. Traf chciał, że właśnie w 2008 r., gdy franki były tak popularne, w Polsce obowiązywały wysokie stopy procentowe. Rekomendacja S w praktyce oznaczała, że klienta na kredyt w kwocie 300 tys. zł we franku, z pierwszą wówczas ratą 1550 zł, powinno było w praktyce stać na pożyczkę z zobowiązaniem w wysokości o blisko 1000 zł wyższym. Aby dojść do maksymalnej granicy, wyliczanej wówczas zdolności kredytowej, frank musiałby dziś przebić barierę 4,5-4,6 zł. - Klienci z tamtego okresu nie mogą więc dziś tłumaczyć bankowi, że nie o takich możliwościach finansowych rozmawiali trzy lata temu - tłumaczy analityk z Open Finance.
Co można zrobić, gdy okazuje się jednak, że rosnąca rata przerasta nasze możliwości finansowe? Zdaniem analityków najgorszym wyjściem jest przewalutowanie kredytu na złotówki. - Trafimy z deszczu pod rynnę - ostrzega P. Majtkowski. - W momencie przewalutowania akceptujemy poziom obecnego kursu nie tylko na jedną ratę, ale całą kwotę, która zostaje po tej cenie przeliczona. Taka operacja wiąże się ze znacznym wzrostem zadłużenia wyrażonym w walucie krajowej - dodaje analityk Expandera. Przykładowo klient, który zaciągnął pożyczkę w wysokości 200 tys. zł kredytu denominowanego we franku szwajcarskim przy kursie w wysokości 2,5 zł, miał do spłaty 80 tys. franków. Zakładając, że oddał już część zadłużenia i pozostało mu do spłaty ok. 70 tys. franków, przy kursie 3,6 zł miałby do zwrotu 252 tys. zł, czyli więcej niż przed zaciągnięciem kredytu! Kiepskim pomysłem jest również wpłacanie co miesiąc troszeczkę więcej niż wynosi rata, aby szybciej pozbyć się kredytowego balastu. - Nie warto tego robić. Nie przy tym kursie - odradza P. Majtkowski.
Jeśli mamy kłopoty ze spłatą, lub myślimy, że takie problemy mogą się pojawić, trzeba przede wszystkim rozmawiać z bankiem i próbować szukać rozwiązań. - Zalecam wszystkim, którzy mają kredyty, żeby próbowali je spłacać w oryginalnej walucie, czyli przynosić franki szwajcarskie lub euro zakupione w kantorze bezpośrednio do banku - radzi analityk Expandera. Dzięki temu unikamy niekorzystnych kursów, które narzuca bank, a jednocześnie udaje nam się obniżyć ratę kredytu o kilkadziesiąt złotych. Taką możliwość mają klienci Kredyt Banku. - Otwieramy wtedy bezpłatny rachunek walutowy a'vista dedykowany do spłaty kredytu. Klient może go zasilić walutą w dowolnym dniu miesiąca, przed terminem spłaty raty. Może to zrobić w placówce banku wpłacając na rachunek walutę (np. zakupioną w kantorze) lub dokonując przelewu (przewalutowania) środków z rachunku złotowego na rachunek walutowy - wyjaśnia Katarzyna Walasik z Kredyt Banku.
Aby jednak mieć możliwość spłaty kredytu w walucie, klient banku musi podpisać aneks do umowy, który jest płatny. Pomocną dłoń kredytobiorcom wyciągnęli posłowie, którzy przeforsowali właśnie ustawę antyspreadową. - Sądzę, że już wrześniową ratę będziemy mogli zapłacić w oryginalnej walucie bez podpisywania aneksu - prorokuje P. Majtkowski.
Jeśli ktoś chciałby przeczekać wysoki kurs franka i nie spłacać w tym momencie rat, może spróbować wynegocjować z bankiem wakacje kredytowe, czyli zawiesić spłatę kilku czy nawet kilkunastu rat w oczekiwaniu na spadek kursu. - Trzeba jednak pamiętać, że nie ma pewności, iż kurs z czasem jeszcze bardziej nie wzrośnie. Przesuwane raty nie znikną i ostatecznie albo wydłużą okres spłaty kredytu, albo zostaną dopisane do wysokości kolejnych rat - tłumaczy H. Kochalska z Open Finance, która radzi zacisnąć pasa i czekać na lepsze czasy.
Kurs franka jest na nienaturalnie wysokim poziomie i kiedyś w końcu spadnie. Trudno jednak dywagować, który rekord jego wartości, podbijany aktualnie prawie codziennie, będzie tym ostatecznym. - Wszystko w rękach inwestorów. Chodzi o to, jaki poziom franka będą gotowi zaakceptować, nadal go kupując. Nie pokuszę się o określenie granicy, której szwajcarska waluta nie pokona - przyznaje P. Majtkowski. Próbę osłabienia siły franka podjął bank centralny Szwajcarii, obniżając stopy procentowe. Trudno jednak przewidzieć, jaka będzie reakcja rynków finansowych. - Możliwość skutecznego oddziaływania szwajcarskiego banku na osłabianie siły franka jest w dużym stopniu ograniczona, bowiem o jego sile decydują głównie czynniki odnoszące się do ogólnej sytuacji na globalnych rynkach finansowych. A to wykracza już poza granice jednego państwa, w tym przypadku Szwajcarii - tłumaczy prof. J. Ostaszewski z Collegium Mazovia.
Polaków spłacających kredyty czeka więc jeszcze sporo nerwowych chwil. Kilkadziesiąt lat okresu spłaty to bardzo długi czas i jeszcze naprawdę wiele się może zdarzyć...
Echo Katolickie 32/2011
opr. mg/mg