Czy będzie tańszy internet?

W Polsce koszty usług telekomunikacyjnych i internetowych są jedne z najdroższych w Europie - dlaczego?

W Polsce koszty usług telekomunikacyjnych i internetowych są jedne z najdroższych w Europie. Pod względem dostępu do szerokopasmowego Internetu, który obecnie jest takim samym dobrem cywilizacyjnym, jak elektryczność czy kanalizacja, wyprzedza nas nie tylko większość krajów członkowskich UE, ale też np. Białoruś. Pojawia się jednak szansa na poprawę tego stanu rzeczy. Reprezentujący rząd Urząd Komunikacji Elektronicznej zakończył właśnie trwający trzy lata spór z Telekomunikacją Polską, zmuszając ją wreszcie do niezbędnych inwestycji w odpowiednią infrastrukturę.

Nieudana prywatyzacja

Sprzedaż Telekomunikacji Polskiej francuskiemu koncernowi państwowemu France Telecom w 2000 r. była jedną z gorszych decyzji prywatyzacyjnych, jakie podjęto. Francuskie władze TP SA bez skrupułów wykorzystywały monopolistyczną pozycję na rynku. Poziom świadczonych usług nie tylko się nie poprawił, ale w potocznym odczuciu się pogorszył. Symbolem cynicznego podejścia do zwykłych klientów stała się tzw. Błękitna Linia. Ta specjalna infolinia po likwidacji wielu punktów obsługi była jedynym sposobem zgłoszenia reklamacji lub interwencji w sytuacji np. awarii. Ale z reguły był to rodzaj głuchego telefonu.
Ograniczano koszty, minimalizując inwestycje i utrzymując wysokie ceny. W efekcie odzyskano z nawiązką koszty zakupu, eksploatując rynek bez litości. Polacy płacąc zawyżone rachunki, byli tą przysłowiową wyciskaną cytryną, a francuski koncern mógł swobodnie w ramach zjednoczonej Europy transferować zyski do swego kraju.
Umowa prywatyzacyjna wyraźnie określała, że TP SA zarządza infrastrukturą telekomunikacyjną, czyli siecią kabli, różnego rodzaju łączeń i towarzyszących urządzeń, ale pod warunkiem, że będzie ją udostępniać innym firmom pragnącym świadczyć takie usługi detaliczne w tym zakresie. Infrastruktura budowana przez lata za pieniądze państwowe jest dobrem publicznym, ma znaczenie strategiczne dla funkcjonowania państwa i nie może stać się wyłączną własnością jednego operatora.
W zamian za eksploatację sieci i czerpanie z tego tytułu korzyści TP SA była zobowiązana do stałego inwestowania w jej rozwój i modernizację. Rzeczywistość była jednak inna. Nowi potencjalni abonenci mają duże trudności z uzyskaniem przyłącza. TP SA nie inwestuje też w rozwój nowoczesnej infrastruktury doprowadzającej Internet, co tworzy ograniczenia w dostępie do niego i znacząco zawyża koszty jego dostarczania.

Potwierdzenie starych zobowiązań

Przez wiele lat francuskie władze TP SA skutecznie unikały realizacji przyjętych zobowiązań inwestycyjnych. Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) — organ administracji państwowej odpowiedzialny za regulację rynku telekomunikacyjnego i pilnowanie, aby wszyscy uczestnicy tego rynku wywiązywali się ze swoich zobowiązań — przez wiele lat miał problemy z przywołaniem TP SA do porządku.
Sytuacja ma się zmienić po podpisaniu w październiku br. porozumienia między UKE a TP SA. Negocjacje trwały prawie rok, bo od listopada 2008 r., co pokazuje, jak trudno jest zmusić zagraniczny koncern do zrealizowania tego, do czego sam się zobowiązał. Przewiduje ono, że TP SA wybuduje 1,2 mln nowych linii telekomunikacyjnych. Będzie to 1 mln linii tzw. szerokopasmowego Internetu o przepustowości powyżej 6 Mb/s i 200 tys. linii o przepustowości od 2 do 6 Mb/s. Według deklaracji władz Spółki, będzie to 500 tys. zupełnie nowych linii, z tego 150 tys. ma powstać na terenach, gdzie obecnie nie ma żadnej infrastruktury telekomunikacyjnej, a 700 tys. zostanie gruntownie zmodernizowanych. Ma to kosztować ok. 3 mld zł, a ich uruchomienie — ok. 180 mln zł. Zobowiązanie to ma być wykonane do końca 2011 r.
Zobowiązanie to, które jest jedynie potwierdzeniem tego, co wynikało z wcześniejszych umów, w tym umowy prywatyzacyjnej, oprócz władz Spółki potwierdził też dominujący właściciel, czyli France Telecom. Ale uczynił to dopiero wtedy, gdy UKE zagroziło wprowadzeniem administracyjnego nakazu podziału TP SA na dwie części: na firmę zajmującą się działalnością detaliczną, czyli bezpośrednią sprzedażą usług poszczególnym klientom, oraz na firmę zarządzającą infrastrukturą i sprzedającą hurtowy dostęp do niej.
UKE wycofał się też z groźby obniżenia stawek za korzystanie z sieci przez innych operatorów. Zapowiedział, że nie zrobi tego do 2012 r., czyli do czasu wykonania planu inwestycyjnego, a zgodnie z prawem posiada takie możliwości.

Mądry Polak po szkodzie?

Samo podpisanie porozumienia nie przesądza jeszcze, że wszystko, co zostało w nim zapisane, zostanie zrealizowane. Tym bardziej że francuski właściciel dał w przeszłości wiele dowodów lekceważenia umów, które nie mają skutecznej sankcji. Może tym razem będzie inaczej. Prezes UKE Anna Streżyńska twierdzi, że Urząd na bieżąco będzie sprawdzał, czy TP wypełnia warunki porozumienia. Został zaplanowany system audytów. Poza tym nad Spółką ciągle ciąży groźba podziału, bo na razie decyzja w tej sprawie jest wstrzymana tylko na rok. Urząd może też obniżyć stawki na hurtowy dostęp do sieci płacony przez innych operatorów, co ostro uderzy po kieszeni TP SA. Trzeba liczyć, że Pani Prezes nie zabraknie determinacji i konsekwencji w korzystaniu z tych instrumentów nacisku.
Jednym z większych błędów umowy prywatyzacyjnej było to, że podziału nie dokonano na samym początku. Gdyby wtedy rozbito TP SA i np. sprzedano Francuzom tylko tę część, która zajmuje się usługami detalicznymi, a pozostałą część, zajmującą się infrastrukturą, pozostawiono w rękach państwa, dzisiaj prawdopodobnie nie mielibyśmy tego typu problemów. Sieć byłaby lepiej rozbudowana i nowocześniejsza, a usługi tańsze. Czy wyciągamy z tego właściwe wnioski? Gdy analizuje się niektóre z kolejnych planów prywatyzacyjnych, ma się jednak uzasadnione obawy, że tak nie jest.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama