Wyścigi psich zaprzęgów to nie jednorazowa atrakcja, ale sposób na życie
Niektórzy maszerzy w sezonie jesienno-zimowym wyjeżdżają na zawody ponad 20 razy. Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
Psie zaprzęgi to drogi sport. Żeby odnosić prawdziwe sukcesy, nie wystarczy tylko kupić szczeniaka
za 3 tys. euro. Trzeba go jeszcze wychować, zadbać o dobrą kondycję i żywienie. Nade wszystko zaprzyjaźnić się z nim.
Radosław Ekwiński, członek Polskiego Związku Sportu Psich Zaprzęgów, w jednym ze swoich artykułów napisał: „W Polsce są ludzie, którzy zarazili się wirusem psich zaprzęgów — i tak im zostało. Nie byli nigdy na Alasce ani w podbiegunowej Skandynawii — choć właśnie tam o ten rodzaj infekcji najłatwiej. Nie wyssali swego psiego losu z mlekiem matki — bo jeżeli nawet dziadek kiedykolwiek rozwoził pocztę, to robił to co najwyżej Rometem, na pewno nie psim zaprzęgiem. Kiedyś może zaczytali się Londonem, kiedyś — na zimowym spacerze w parku — zapatrzyli się w niebieskie jak styczniowe niebo oczy przypadkowo spotkanego syberyjskiego husky. Zaczytali lub zapatrzyli o jedną chwilę za długo...”.
W styczniu w Jakuszycach koło Szklarskiej Poręby przez 4 dni o podium walczyło ponad 400 psów, które miały do pokonania 200 km. „Husqvarna Tour” jest jednym z najtrudniejszych średniodystansowych wyścigów psich zaprzęgów w tej części Europy. Przygotowywanie zaprzęgu do zawodów to praca niemal całoroczna. Aż trzy razy w tygodniu trzeba pamiętać o treningu, a każdy z treningów to pokonanie około 18 kilometrów.
Słownik
Przewodnikiem psiego zaprzęgu nie jest najsilniejszy pies, ale człowiek, maszer, który porusza się na saniach, wózku lub na nartach ciągniętych przez psy. Na czele biegnie pies zwany „lead-dog”, co znaczy lider. Tuż za nim jest „swing”, który w przyszłości może zająć pozycję lidera. W dalszej kolejności biegnie „team”, drużyna najczęściej młodych, początkujących zawodników. Miejsce tuż przy saniach zarezerwowane jest dla „wheel”, najsilniejszego psa, który bierze na siebie główny ciężar.
Maszerzy startują w trzech klasach ze względu na ilość psów w zaprzęgu. W klasie limitowanej na zaprzęg składa się maksymalnie 6 psów, zaś w nielimitowanej od 8 do 10. Trzecią kategorią jest ski-jouring, czyli wyścig narciarzy ciągniętych przez psy.
Najczęściej wykorzystywanymi rasami są: husky, pies grenlandzki, malamut, samojed, greyster. Te ostatnie to mieszanka psów myśliwskich, które z pozoru nie pasują do sań i śniegu. Ale greyster cieszy się dużym powodzeniem wśród maszerów ze względu na osiągane prędkości. Ich jedyną wadą jest naturalny pociąg do polowań, co nieraz powodowało, że zaprzęg zamiast poruszać się wytyczoną trasą, zbaczał w las za stadkiem saren. Z tego samego powodu Łukasz Paczyński ze Świeradowa-Zdroju kilka razy lądował w zaroślach.
Jedna rodzina
Łukasz Paczyński nie wie, jak to się stało, że pokochał psy. Przyznaje, iż w dzieciństwie nie miał ulubionego szczeniaka, ale sympatią darzył oswojonego szczura. Dopiero po ślubie kupił dwa szczeniaki, choć żona o tym drugim dowiedziała się po trzech miesiącach. Teraz ma 13 greysterów. Może sobie na to pozwolić, bo mieszka na uboczu, prawie w lesie, co ułatwia treningi. Psami opiekuje się cała rodzina.
— Żona jest kimś w rodzaju menedżera, organizuje, dzwoni, pilnuje terminów. Siedmioletnia córka Martyna lubi wizyty w kojcu i dba o to, aby psy miały wodę i karmę. Starszy od córki Oliwer rzadziej odwiedza kojec, ale za to chce jeździć zaprzęgiem — opowiada Łukasz.
Paczyńscy w wakacje nie wyjeżdżają na Majorkę, ale nad polskie jeziora, bo psy uwielbiają wodne szaleństwa, a przy okazji szlifują mięśnie. Czworonogi nie żyją obok rodziny maszera, ale stają się jej częścią i pod nie podporządkowuje się wszystko inne.
— Zdarza się, że psy są przyczyną rozwodu, bo druga strona nie jest w stanie zaakceptować pasji współmałżonka — mówi Radosław Ekwiński.
Drogi sport
Radosław Ekwiński kilka lat temu miał własny zaprzęg składający się z dziewięciu psów. Jeździł na zawody, dbał o dobrą kondycję załogi, powiększał stado. Ale w pewnym momencie musiał wybierać — mieszkanie z rodziną przez resztę życia w jednym pokoju u rodziców, albo normalna praca na etacie i własne lokum. Wybrał to drugie. Jego psy trafiły do przyjaciół na Litwę. Ekwiński od kilku lat pomaga przy organizacji zawodów w Jakuszycach.
Psie zaprzęgi to drogi i wymagający sport. Nie wystarczy kupić szczeniaka po dobrych rodzicach za 3 tys. euro, trzeba go jeszcze wychować, a później bez przerwy dbać o kondycję, dobre żywienie, a nawet samopoczucie. Wyprawa na zawody to również niemały wydatek, który zwrócić się może tylko zwycięzcom; w jeden weekend jest się na zawodach w Polsce, w drugi we Włoszech, a jeszcze w kolejny w Czechach albo Niemczech. Wielu maszerów w sezonie jesienno-zimowym zalicza nawet 25 zawodów! Na takie wyprawy może sobie pozwolić ktoś, kto ma zapewnione źródło dochodu i nie jest to praca etatowa od 8.00 do 16.00. Kimś takim jest właśnie Łukasz Paczyński, który ma własną aptekę, albo Marek Wójcik, właściciel firmy budowanej w Niemczech, gdzie mieszka od lat.
Hooo...
Marek Wójcik przyjechał na zawody spod holenderskiej granicy, jakieś 900 km od Jakuszyc. W wyposażonym w specjalne kojce samochodzie dostawczym przywiózł 12 z 40 swoich psów rasy husky syberyjski. Za samochodem ciągnął jeszcze kemping sypialny, bo żaden porządny maszer nie będzie spał w hotelu, tylko obok swoich czworonogów, w tak zwanym psim miasteczku. Wójcik z załogą odwiedza w sezonie nie tylko Polskę, ale także Czechy, Włochy, Norwegię. Zawody to rywalizacja, ale również sprawdzian wyjątkowej relacji, jaka łączy psa i maszera. Sport ten urasta do rangi sztuki, w której największe sukcesy odnosi się wtedy, kiedy istnieje silna więź pomiędzy psami i ich właścicielem.
Psie miasteczko budzi się o 4.00. Maszer wyprowadza psy na zewnątrz i przypina je do specjalnego łańcucha. Najpierw piją i jedzą psy (1 kg mięsa na dzień), a na końcu ich właściciel. Po śniadaniu maszer przygotowuje się do zawodów, poleruje i szlifuje płozy sań. Każdy z wyścigów trwa przeważnie około dwóch godzin i liczy kilkadziesiąt kilometrów. Do prowadzenia zaprzęgu nie wolno używać bata czy lejców, stosuje się wyłącznie komendy głosowe, takie jak na przykład „haik”, czyli naprzód, „whoa” — stój, „gee” — prawo, „haw” — lewo, „ho” — szybciej, „hooo” — wolniej. Uderzenie psa jest równoznaczne z dyskwalifikacją maszera i jego zaprzęgu.
Złoto tylko dla niektórych
Radosław Ekwiński zanim zdecydował się na psy, najpierw przez rok biegał, ćwiczył, a w największe mrozy spał w namiocie. Taką drogę powinien przejść każdy, kto chce prowadzić zaprzęg. Musi to być odpowiedzialna decyzja, bo w hodowli nie można sobie pozwolić na fuszerkę. Czasami ktoś kupi szczeniaka rasy husky i trzyma go w zamknięciu, jak pewien młody warszawiak. Kiedy wrócił po pracy do swojego pięknego mieszkania na Starym Mieście, jego husky właśnie kończył zdzierać klepkę w przedpokoju, raniąc sobie przy tym łapy. Psy zaprzęgowe potrzebują aktywności, bo ruch wpisany jest w ich naturę. Nie są one pisane temu, kto lubi długo spać.
— To złoto tylko dla niektórych — podkreśla R. Ekwiński.
Złoto właśnie dla kogoś takiego jak maszerka Ajka z Warszawy, która w wieku dwudziestu kilku lat porzuciła wygodne życie i wraz z malamutami przeniosła się do barakowozu w Bieszczadach.
opr. mg/mg