Futbolowe bałwochwalstwo

Nazywanie mistrzostw piłkarskich "świętem" jest absolutnie na miejscu - bo obecnie sport stał się swego rodzaju zastępczą religią

Trzy, dwa, jeden... start! Euro 2012 w końcu nas dopadło. Przez trzy czerwcowe tygodnie miliony ludzi w Europie celebrować będą święto piłki nożnej. Termin „święto” jest tu absolutnie na miejscu, bo w dzisiejszym świecie futbol pełni rolę czegoś w rodzaju zastępczej religii.

 

Zaczynało się niewinnie, kiedy w II poł. XIX w. w wiktoriańskiej Anglii spisano zasady tej gry, jej ówczesnym propagatorom zapewne przez myśl nie przeszło, że sto kilkadziesiąt lat później futbol stanie się nie tylko najpopularniejszą dyscypliną sportu, ale potężnym biznesem obracającym miliardami dolarów, a nawet swoistym kultem czczonym przez miliony „wyznawców”. Piłkarskie stadiony pełnią dziś rolę sanktuariów, najwybitniejsi gracze darzeni są histerycznym uwielbieniem, stawia się im pomniki. Co charakterystyczne, to stopniowe nabieranie cech religijnych przez futbol zbiegło się z odwracaniem się zachodnich społeczeństw od religii chrześcijańskiej. Kościoły na zachodzie Europy w niedziele w większości są opustoszałe, w tym samym czasie rozgrywki piłkarskie w Niemczech, Holandii czy Anglii cieszą się znakomitą frekwencją. Obserwując mecze piłkarskie i towarzyszącą im coraz bogatszą obrzędowość, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta rozbudowana oprawa służy tworzeniu ekwiwalentnej religii.

Futbolowe misterium

Przyjrzyjmy się bliżej świętu piłki nożnej. Rozpoczęcie meczu piłkarskiego, zwłaszcza większej rangi, obligatoryjnie poprzedza podniosła muzyka (słyszeli Państwo hymn Ligi Mistrzów?). Przy jej akompaniamencie na boisko wychodzą prowadzeni przez sędziów bohaterowie spektaklu, trzymając za ręce przejęte dzieci. Zgromadzeni na trybunach witają ich na stojąco. Rozpoczyna się mecz, zewsząd słychać chóralne śpiewy, na trybunach roi się od flag i transparentów. W jakimś momencie następuje zdarzenie kulminacyjne: piłka wpada do bramki. Zgromadzonych na stadionie ogarnia euforia, zdobywca gola podbiega do trybun, wykonując przy tym różne triumfalne gesty. Mecz dobiega końca, zebrani na stadionie fetują swoich bohaterów, po czym z radosną nowiną wracają do swoich domów.

Biblijne odniesienia

Wsłuchując się w język używany przez piłkarskich komentatorów, łatwo zauważyć, jak często i bezrefleksyjnie przy opisie meczu używają oni określeń wywodzących się z Pisma Świętego. Opisując zwycięstwo i związany z nim awans, mówi się, że drużyna i jej trener znalazła się w niebie. Z kolei porażka i odpadnięcie z rozgrywek w komentatorskim języku jest piekłem. Spadek z pierwszej do drugiej ligi to rodzaj czyśćca. 

Pójdźmy dalej. Podczas niedawnego finału Ligi Mistrzów w Monachium jeden z polskich sprawozdawców, relacjonując marsz przegranych piłkarzy Bayernu Monachium ku trybunie honorowej, mówił o „drodze krzyżowej”, którą ci muszą przejść. Przykłady takich lapsusów można by jeszcze bardzo długo mnożyć. Na marginesie, nie zauważyłem, by używanie języka Pisma Świętego do opisu meczu piłkarskiego wzbudziło kiedykolwiek protest któregoś z ekspertów w telewizyjnych studiach. W ten sposób oswaja się widzów z profanacją, stępia w nich religijną wrażliwość. 

Piłkarskie magisterium 

Rolę  magisteriów, określających futbolowy kanon, pełnią międzynarodowe organizacje  na czele ze Światową Federacją Piłki Nożnej (FIFA) i jej europejskim odpowiednikiem (UEFA).  Zasiadający w nich mędrcy, świadomi swojej medialnej i finansowej potęgi, cyzelują w swoich luksusowych szwajcarskich siedzibach szczegóły piłkarskiego bałwochwalstwa. Od kilku lat w imię tolerancji i zwalczania rasizmu obydwie te organizacje promują zakaz używania na stadionach symboli religijnych i nacjonalistycznych.  Skutki tej obłudnej polityki są odwrotne do zamierzonych, bo stadiony futbolowe, również na cywilizowanym Zachodzie, są często prawdziwym siedliskiem rasizmu i nietolerancji. Można przypuszczać, że obydwie te plagi udałoby się zdecydowanie ograniczyć, gdyby nie z trudem maskowana fobia owych magisteriów wobec  religii. Zarówno FIFA, jak i UEFA nie ukrywają swojej przychylności wobec homoseksualizmu. Europejska federacja piłkarska pozytywnie zareagowała na inicjatywy środowisk gejowskich, aby na stadionach otwierać tzw. tęczowe trybuny dla osób homoseksualnych. 

Powiew normalności

Na szczęście nie brakuje piłkarskich kibiców, którzy nie akceptują urabiania ich ulubionej dyscypliny na przedmiot parareligijnego kultu, nasyconego polityczną poprawnością. Na polskich stadionach, wśród rodzimych kibiców w ostatnich latach można zauważyć prawdziwe patriotyczne przebudzenie. Młodzi ludzie, hurtem klasyfikowani przez rządzącą ekipę jako prymitywni, agresywni kibole, wielokrotnie dawali w ostatnich miesiącach wyraz swojemu przywiązaniu do tradycyjnych wartości. Zdawałoby się zapomniane hasło naszych przodków: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, wśród wielu młodych polskich kibiców cieszy się autentycznym respektem. Takie postawy całkowicie odbiegają od  tworzonych w mediach stereotypów tej grupy.

Boża chwała na boisku

Mimo niechęci piłkarskich władz do religijnych demonstracji na stadionach, również wielu piłkarzy wręcz podświadomie odwołuje się do Boga. W telewizyjnych przekazach wciąż często zauważyć można piłkarzy żegnających się znakiem krzyża przed wejściem na boisko albo po strzeleniu gola. Ta „przesądność” nie dotyczy bynajmniej wyłącznie graczy wywodzących się z Ameryki Południowej, Afryki czy... Polski.

Kilka miesięcy temu podczas meczu eliminacyjnego Ligi Mistrzów w Krakowie pomiędzy miejscową Wisłą a Apoelem Nikozja zawodnik „Białej Gwiazdy” Patryk Małecki po strzelonej bramce zerwał z siebie klubową koszulkę, żeby zademonstrować inną. Był na niej wizerunek naszego błogosławionego papieża Jana Pawła II w ujęciu pokazanym w dniu jego beatyfikacji. Czyż nie piękny gest wdzięczności? Równie spektakularne było zachowanie znanego z religijnego zaangażowania kolumbijskiego piłkarza Radamela Falcao podczas majowego finału rozgrywek Ligi Europy w Bukareszcie. Falcao, który był głównym aktorem tego spotkania (zdobył w nim dwa gole), po każdej strzelonej bramce demonstrował  koszulkę z angielskim napisem, który można by strawestować „Uwierz, a zobaczysz chwałę Boga”. Właśnie w tej koszulce z takim napisem  (zapewne ku irytacji oficjeli z UEFA) Kolumbijczyk odbierał w błyskach fleszy trofeum za zwycięstwo. To był spontaniczny gest człowieka głębokiej wiary.

Mam nadzieję, że wbrew obowiązującym trendom podobnych gestów nie zabraknie także podczas meczów na polskich i ukraińskich boiskach w trakcie czerwcowych mistrzostw Europy. Tego Państwu i sobie życzę.          

 

Piłkarskie stadiony pełnią dziś rolę sanktuariów, najwybitniejsi gracze darzeni są histerycznym uwielbieniem, stawia się im pomniki.  Co charakterystyczne, to stopniowe nabieranie cech religijnych przez futbol zbiegło się z odwracaniem się zachodnich społeczeństw od religii chrześcijańskiej

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama