Karol Bielecki pokazał, że nawet poważny wypadek nie musi oznaczać końca kariery sportowej!
W czerwcu całą sportową Polskę obiegła wstrząsającą informacja. Piłkarz ręczny, reprezentant Polski Karol Bielecki w meczu z Chorwacją doznał bardzo poważnego urazu oka. Mimo starań lekarzy i dwóch operacji, oka nie udało się uratować. Wydawało się, że to będzie tragiczny koniec jego kariery i że w wieku 28 lat przedwcześnie będzie musiał zakończyć swoją przygodę ze sportem.
Karol jednak się nie poddał. Mimo negatywnych opinii lekarzy, podjął próbę powrotu do gry. „Wiem, że jest szansa i chcę ją wykorzystać. Nie mogę dopuścić do nawet małego zaniedbania, bo potem sobie tego nie wybaczę. Zrobię wszystko, by jeszcze wrócić do sportu” powiedział wtedy.
Szczypiornistę czekała mozolna rehabilitacja. Musiał nie tylko nauczyć się funkcjonować z jednym okiem ale i na nowo grać w piłkę ręczną. Wraz z lewym okiem stracił bowiem około 30 procent pola wzroku oraz zdolność przestrzenności widzenia. Aby zabezpieczyć zarówno uszkodzone jak i zdrowe oko sprowadzono dla niego specjalne okulary ze Stanów Zjednoczonych.
Pod koniec lipca Karol wrócił do treningu i brał już udział w grach sparingowych. Ale ciągle nie wiadome było jak poradzi sobie w rywalizacji „na poważnie”. Pierwszy mecz w nowym sezonie ligowym przesiedział na ławce rezerwowych. Trener jego klubu — Polak gra w lidze niemieckiej w Rhein Neckar Löwen - zapowiedział, że zagra w drugim meczu. „Wiedziałem, że znowu wszyscy będą na mnie patrzeć i zdawałem sobie sprawę, że jeśli sobie nie poradzę, jeśli popełnię za dużo błędów, to będę musiał zrezygnować z gry. Każdy by powiedział: „no tak, Bielecki w sparingach sobie radził, ale do walki na serio już się nie nadaje". Bundesliga to brutalny świat. Nie dajesz rady, odpadasz.” powiedział po meczu.
31 sierpnia Karol Bielecki powrócił do gry. I zrobił to w wielkim stylu, zdobywając 11 goli i zostając najlepszym zawodnikiem spotkania! Gdy zdobył pierwszą bramkę wybuchnął wielką radością, a wraz z nim 10 tysięcy kibiców znajdujących się na trybunach. Potem były kolejne gole i kolejne eksplozje szczęścia. Pod koniec meczu cała hala na stojąco skandowała "Karol, Karol". Sam szczypiornista nie ukrywał łez wzruszenia. Płakał też menedżer klubu i wielu fanów zespołu, gdyż wszyscy znali historię Karola i w czerwcu przeżywali jego dramat.
„Wielkie słowa uznania i olbrzymi szacunek dla Karola. Czapki z głów. Z uwagi na jego popisową grę łatwiej mi zaakceptować porażkę" powiedział nawet trener pokonanej drużyny przeciwnej.
Teraz jak mówi sam zawodnik: „Karol Bielecki wrócił na dobre!”
opr. mg/mg