Czas Cyganów [GN]

Europa wyrzuca ze swych granic Cyganów lub zamyka ich w gettach - czy to prawda, czy tylko pół prawdy?

Czas Cyganów [GN]

— To skandal — mówią o murze Cyganie z pobliskiego taboru: Marcel, Miszo, Ingrid i Peczo. Autor zdjęcia: Roman Koszowski

Jadą wozy kolorowe taborami... Sarkozy właśnie wyrzucił je z Francji. A Słowacy w Michalovcach odgradzają się od Indian Europy betonowym murem. Zdegenerowane tabory to jednak nie cała prawda o słowackich Cyganach. Która polska wioska zaadoptuje 120 dzieciaków?

Dzieli ich kilkaset metrów. I mur. Po jednej stronie szare blokowisko mające lata świetności dawno za sobą, po drugiej rozpadające się domki Cyganów. Dwa światy, które nie potrafią się porozumieć.

W Michalovcach na Słowacji, tuż przy ukraińskiej granicy, na jednym z osiedli wyrósł mur. Ma ponad 2 metry wysokości. Odgradza Słowaków od taboru cygańskiego. Przy ścianie, którą Izrael wybudował wokół palestyńskich osiedli, to słabiutka podróba. Jedynie kilka nieśmiałych graffiti. Pomyślany jest jednak tak sprytnie, że zespolony z wysokimi blokami tworzy prawdziwą zaporę. Cyganie, by wejść na teren osiedla, muszą obchodzić je szerokim łukiem.

Nieprawdziwa jest podawana w polskich mediach informacja, że Słowacy zamknęli w getcie cygańską osadę. To oni sami znaleźli się w potrzasku.

Pyskówki

Cyganka pchająca wózek ze złomem: „Oni strzelali do nas z wiatrówki. Tu, za zakrętem, stał facet i mierzył do Romów! ”

Pani Milena (50 lat), na spacerze z pudelkiem: „Dobrze, że wybudowano ten mur. Cyganie robili z klatek schodowych toalety. Wszystko było zabazgrane, zasikane. Wieczorami strach było wyjść z domu. Sąsiadkę napadli. Wywracali śmietniki, brali to, co było przydatne, i zostawiali cały ten burdel między blokami”.

Cyganka (tlenione włosy, różowy dres): „Oni rzucają w nasze dzieci butelkami. Ten mur to skandal! By dojść do lekarza, muszę drałować dokoła osiedla”.

— To prawda, czujemy się teraz jak w więzieniu, ale nie dawaliśmy już rady — opowiada pani Milena. Jej pudelek sika na mur. Po drugiej stronie ulicy widać inny świat. Mieszka w nim 1800 Romów. — Jak tu jest? Pokażę wam. Za 5 euro — przy rozwalającym się sklepiku stoi potężny Cygan. Jego sąsiedzi nazywają płot „nowym murem berlińskim”. Mur jest symboliczny. Pokazuje pęknięcie. Sam płot to jednak decyzja polityków — nie mają wątpliwości dwaj greckokatoliccy kapłani pracujący w sąsiedniej parafii. — Zbliżają się wybory samorządowe. A na tym łatwo zbić kapitał...

To nie pierwszy słowacki mur. Dwa lata temu podobny wyrósł w Preszowie. Odgrodził 2 tys. Romów. Decyzja radnych wywołała jednak protesty i mur rozebrano. W ubiegłym roku 130-metrowa bariera pojawiła się w Ostrovanach. Wał zbudowali też mieszkańcy Trebiszova.

Poranek 2 września. Po tygodniu ulewy pojawia się słońce. Na Słowacji początek roku szkolnego. Na kilkaset dzieciaków w szkole na osiedlu w Michalovcach jedynie kilkoro romskich dzieci. Reszta biega po ulicach. Nieustające wakacje? Nie bardzo. Maluchy pchają z rodzicami ciężkie wózki ze złomem.

Wujek dobra rada

„Gdy Pan Bóg zszedł na ziemię nie mógł się dogadać z Cyganami i wrócił z powrotem” - opowiada jeden z bohaterów „Czasu Cyganów” Kusturicy. Wraz z przystąpieniem do UE Rumunii i Bułgarii mniejszość romska osiągnęła status największej, bo prawie 5-milionowej grupy nie tylko bez państwa, ale i bez wykształcenia i pracy.

Bezkresne pola słoneczników. Osiołki ciągną cygańskie wozy. Szkoły straszą powybijanymi szybami. Przed odrapanym blokiem pasie się biały koń. Jedziemy przez tabory południowej Bułgarii. Toni Dimitrova śpiewa w radiu: „Na krańcu Europy żyjemy sobie jak w raju, mówią o nas, że jesteśmy biedni, ale my wiemy, że i tak jesteśmy »naj«”. Bułgarscy Romowie często nie rozumieją, o czym śpiewa. Nie znają języka urzędowego. W miasteczku Bełozem ludzie wychodzą z kościoła. Na oczach wiernych 10-letni Cygan podbiega do roweru jednej z kobiecin i odjeżdża w siną dal. Ta z płaczem rzuca się za nim. Bezskutecznie. Chłopak jest szybszy. Następnego dnia kradnie spod kościoła inny rower. Tym razem refleksem wykazuje się pracujący w parafii polski kapucyn. Ojciec Krzysztof Orzadowicz łapie chłopaka za rękę. Ten rzucając „mięsem”, pluje kapłanowi w twarz i ucieka. — Co robi w takich przypadkach tutejsza policja? — pytam mieszkańców Bełozem. — Jedzie do taboru i raz w miesiącu spuszcza mieszkańcom profilaktyczny łomot — opowiadają. To jedyne, co może zrobić. Nie mamy z nimi kontaktu. To inny świat.

Cytująca na lewo i prawo hasło: Liberté, Egalité, Fraternité Francja wyrzuciła przed dwoma tygodniami 200 Romów. Rząd prezydenta Sarkozy'ego ogłosił ich przymusową repatriację do Bułgarii i Rumunii. To ciekawe, bo jeszcze przed kilku laty zachodnia prasa pisząc o traktowaniu Romów w Europie Środkowowschodniej, grzmiała nieustannie o łamaniu praw człowieka. Ton wypowiedzi francuskich i włoskich dziennikarzy zmienił się po przyjęciu do Unii Rumunii i Bułgarii. Po 1 stycznia 2007 r. tysiące Romów postanowiło przenieść się do słonecznej Italii czy nad Sekwanę. Sarkozy, tuszując sprawę gospodarczego kryzysu, łatwo znalazł w nich „kozła ofiarnego”. Pełnią jego rolę od 500 lat.

— Wydalanie Romów nie jest żadnym rozwiązaniem. Istnieje ryzyko, że staną się wiecznymi imigrantami przerzucanymi z miejsca na miejsce — alarmował rumuński hierarcha bp Petru Gherghel z Jassów. — Jedynym rozwiązaniem problemu imigrantów jest ich integracja społeczna. Rumuńska Caritas od lat realizuje podobne projekty.

Ne boj sa Cigána!

Gdybym pracował dla brukowca, po dniu pobytu w Michalovcach miałbym gotowy materiał. Mur jednoznacznie dzieli dwa światy. Podział na białych i czarnych, dobrych i złych jest aż nazbyt widoczny. Ale rzeczywistość wschodnioeuropejskich przedmieść jest bardziej złożona. Dlatego docieramy do pierwszego Roma, który został wyświęcony na kapłana greckokatolickiego na Słowacji. Ks. Peter Horváth tłumaczył na słowacki książkę Adama Bartosza „Nie bój się Cygana”. — Zdegenerowane osiedla na obrzeżach miast. Góry śmieci, spalone klatki schodowe. Taki obraz widzimy w telewizorach. Ale to nie jest cała prawda o moim narodzie! — ks. Peterowi błyszczą oczy. — Aż 320 tys. słowackich Romów żyje absolutnie normalnie. Zasymilowali się. Mieszkają w blokach, wiejskich chatach, nie stwarzają problemów. Jest sporo inteligencji: lekarzy, psychologów. Ale o tym się nie mówi. Pokazuje się slumsy. To stereotyp.

Pijemy pyszną kawę na plebanii. Parzyła ją żona młodego greckokatolickiego księdza. Po plebanii biega trójka maluchów. — Jedynie ok. 90 tys. słowackich Romów żyje w taborach przypominających slumsy. Nie chcą się zasymilować. Tam nie ma mowy o żadnej ewangelizacji. Nie zaczynasz nawet od zera, ale od minus jeden! Trzeba by było najpierw ich uczyć myć ręce i sprzątać. Tak jest w Michalovcach. Ks. Peter pracuje w dwóch parafiach. W jednej mieszkają sami Słowacy, w drugiej niemal wyłącznie Romowie. Gdzie na Msze w tygodniu przychodzi więcej wiernych? W Blatnych Remetach w czasie wschodniej liturgii modli się prawie pięćdziesiątka Romów (w słowackiej wiosce przychodzi kilka osób). Czy Cyganie nudzą się na długiej bizantyjskiej liturgii? Nie. Bo uwielbiają śpiewać.

— Jak słowaccy parafianie zareagowali, gdy przed siedmioma laty dowiedzieli się, że ich proboszczem będzie Rom? — Niespecjalnie się ucieszyli, pisali nawet petycje do biskupa. Uprzedzenia wzięły górę — opowiada ks. Peter. — Ale wszystko skończyło się po pierwszej Mszy. Odtąd nie miałem już żadnych problemów. Zaprzyjaźniliśmy się.

Łatwo o gęsty od agresji artykuł ze slumsów spod Bardejova czy Michalovic. Trudniej o teksty o romskiej rodzinie, która (podobnie jak kilkadziesiąt innych mieszkających obok) żyje spokojnie, czysto, schludnie. Wzdłuż jezdni w Blatnych Remetach kilkadziesiąt zadbanych domków. Żadnej demolki, rozpadu, chaosu. Słońce oświetla barwne ogródki, dojrzewające dzikie wino. To wioska niemal w całości romska. Romowie mieszkają tu od kilkuset lat. Anna i Milan Gunárovie czekają na nas w drzwiach. W ramy obrazu Świętej Rodziny zatknęli kilkanaście zdjęć swych synów i wnuków. Na centralnym miejscu pokoju gościnnego obraz „Jezu, ufam Tobie”. Obok krzyż.

Dzieciaki wygrały bitwę

Spokój, cisza. Na ulicach wioski mnóstwo kolorowo ubranych dzieci. W Blatnych Remetach mieszka ich aż 240! Skąd tyle maluchów? 40 rodzin z wioski przyjęło do siebie 120 romskich dzieci z domów dziecka. To naprawdę robi wrażenie. Nie wyobrażam sobie podobnego gestu Polaków czy Słowaków. I tu tkwi sedno problemu. Po słowackich wioskach nie biega nawet połowa maluchów, które znajdziemy w dzielnicach romskich. Romowie wygrywają demograficzną bitwę. Turyści podróżujący po wschodniej Słowacji przecierają oczy ze zdumienia. Na ulicach spacerują tłumy śniadych, czarnowłosych dzieci. Już teraz wydają się większością uśpionych miasteczek. Turystę wchodzącego do supermarketu w Bardejowie otacza tłum cygańskich klientów kupujących piwo Šariš czy Velkopopovicky Kozel. Według spisu ludności z 2001 r., na Słowacji mieszka tylko 91 tys. Romów. Tym danym nie można jednak ufać. Faktyczna liczba ludności cygańskiej jest wielokrotnie większa. Według danych rządowych, jest ich ponad 400 tys. Skąd ta rozbieżność? Wielu Romów nie przyznało się do swego pochodzenia, a w rubryce „narodowość” wpisywali „Słowak” albo „Węgier”. Wielu demografów twierdzi, że już teraz słowaccy Romowie stanowią ok. 10 proc. ludności państwa. Ich duży przyrost naturalny sprawia, że to oni stanowią coraz częściej większość mieszkańców wschodnich miejscowości. Tym bardziej że to młode społeczeństwo: kobiety w wieku 15—59 lat stanowią w nim ok. 54 proc., a mężczyźni ok. 57 proc. Rzadko spotyka się małżeństwa mieszane, sprzyjające asymilacji grupy. „Demografowie twierdzą, że przy takim przyroście naturalnym za pięćdziesiąt lat Romowie w całej Słowacji będą stanowili większość — pisze Andrzej Stasiuk w swym »Fado«. — Tak więc Polska ma szansę sąsiadować od południa z pierwszym cygańskim państwem w dziejach. To oczywiście żart, bo niechęć Cyganów do instytucji państwa znana jest od kilkuset lat”.

Nietykalni

Europejczycy szurając kapciami po muzealnych posadzkach, podziwiają płótna mistrzów. Romowie są w stanie pozostawić swe osady i przenieść się z dnia na dzień w inne miejsce. Koczownicy XXI w. nijak nie pasują do standardów europejskich. Wiele wyjaśnia już sama nazwa: angielskie „Gypsy”, francuskie „Gitan”, czy słowiańskie „Cygan” pochodzą z języka greckiego i oznaczają coś „nietykalnego”.

Pod Bardejowem władze miasta, chcąc zlikwidować rudery, w których mieszkali Romowie, wybudowały im nowe bloki, coś w rodzaju naszych TBS-ów. Problem? Cyganie nie chcą się tam przeprowadzić. W Preszowie widzieliśmy nowy romski blok. Odrapane tynki, spalone klatki schodowe, garaże z powyrywanymi drzwiami. — Nie da się inaczej? — prowokuję księdza Horvátha. — Musicie wejść w nasz sposób myślenia — odpowiada. — Żyjemy w rozdarciu między osiadłym trybem życia a wędrówką koczowników. Jesteśmy gdzieś w połowie drogi. Wielki exodus z Indii był w X w. Szliśmy przez Egipt, Grecję, Bałkany, Rumunię. Tu dotarliśmy w XIII—XIV w., ale aż do XVI w. byliśmy koczownikami. Nie da się tego zapomnieć. Przyrównuję to do sytuacji Indian w Stanach. Byłem tam niedawno. Spotykałem się z żyjącymi Indianami. Dramat. Wielu wpadło w alkoholizm. Dlaczego? Bo biali wyrwali ich z ich środowiska i wrzucili w swe ramy: nakazali żyć wedle europejskich schematów. A oni nie potrafili tego znieść. Podobnie jest z Romami. Najgłośniejszą słowacką dzielnicą cygańską jest koszycki Lunik IX. „Porządni ludzie” omijają go szerokim łukiem. Mieszka tu 6 tys. Romów. Słowacy zbudowali im normalne bloki. Ale Romowie nie potrafią tak żyć. Na dzień dobry porozbijali szyby, spalili parkiety, zniszczyli klatki schodowe. Cyganie nie mieszczą się w europejskich ramach — opowiada ks. Peter. — Mówię często księżom: „Nie bójcie się iść do taborów. Romowie przyjmą was z otwartymi rękami, bo kapłan jest dla nich autorytetem. Nie omijajcie tych osiedli”. Ojej, muszę kończyć. Zaraz zaczyna się liturgia. 1 września to nie tylko dzień niepodległości Słowacji, to w kalendarzu wschodnim początek roku liturgicznego.

Wracamy do Michalovców. Co kilka minut z taboru wychodzi jakiś Cygan. Złowrogo patrzą na szary mur. Idą dokoła. W trawie widać już wydeptaną ścieżkę. Ksiądz Peter ma rację. Brakuje szaleństwa Pawłów, Cyrylów i Metodych, którzy mieliby odwagę wejść do romskich gett z Dobrą Nowiną. Karol de Foucauld czy Mała Siostra Magdalena nie wahaliby się ani chwili. Słowacy, którzy traktują często Kościół jak firmę świadczącą usługi dla ludności („Chrzty, komunie, wesela, pogrzeby. Sp. z o.o.”), są bezradni. I stawiają mury. Paradoksalnie zamykając w gettach samych siebie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama