Bóg jest caritas

Miłość-caritas nie jest tylko jakimś rodzajem opieki społecznej, jest częścią natury Kościoła. Widać to w codziennych działaniach opolskiej Caritas

Bóg jest caritas

Tym tytułem popełniam nadużycie. Przez przemieszanie języków i automatyczne skojarzenie caritas z instytucją charytatywną Kościoła katolickiego nie domagam się jednak jej apoteozy. To jednak znamienne, że Benedykt XVI — jeden z najwybitniejszych teologów wśród papieży — pierwszą encyklikę zatytułował właśnie tak: „Deus est caritas”.

Benedykt XVI pisze słowa teologicznie mocne: „Caritas nie jest dla Kościoła rodzajem opieki społecznej, którą można by powierzyć komu innemu, ale należy do jego natury, jest niezbywalnym wyrazem jego istoty”. Tak — do istoty -  na równi z głoszeniem Słowa i z liturgią! Tak było już od początku dziejów chrześcijaństwa, przypomina papież. I podaje fundamenty Caritas Kościoła: jest ona najpierw odpowiedzią na potrzeby cierpiących i potrzebujących, wymaga kompetencji zawodowej (!), niezależności od partii i ideologii oraz musi być bezinteresowna.

To poniekąd może nawet dziwić. Benedykt XVI, który tak mocno dbał o prymat Boga w Kościele i świecie, podkreśla rolę posługi miłości wobec człowieka. Z kolei papież Franciszek, którego opcję na rzecz ubogich zdążyliśmy już poznać, przestrzega przed tym, żeby Kościół nie stał się „organizacją pozarządową”. Podobne ostrzeżenia formułuje także biskup opolski Andrzej Czaja kiedy mówi, że Kościół nie może stać się „instytucją rozwożącą obiadki dla ubogich”.

Więc jak to jest? Niebezpieczeństwa grożące wielkiej machinie instytucjonalnej Caritas są oczywiste. Zagubienie człowieka w trybach przepisów i utrata religijnego sensu codziennej pracy. To grozi każdemu. Dlatego potrzebna jest wewnętrzna czujność i praca duchowa. — Dziękuję Bogu za ludzi, którzy we właściwym miejscu i momencie upomnieli mnie słowami „przecież my jesteśmy Caritas” —   przyznaje ks. Arnold Drechsler, dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej. Temu, by trzy tysiące wolontariuszy opolskiej Caritas i pół tysiąca jej pracowników nie zapomniało czym jest Caritas służą częste dni skupienia, rekolekcje, pielgrzymki do grobu św. Jadwigi w Trzebnicy, lektury, żywe uczestnictwo w życiu parafialnym.

Liczby

W przytaczaniu liczb dotyczących działalności charytatywnej kryje się znane niebezpieczeństwo. W setkach, tysiącach czy milionach gubi się liczba z punktu widzenia chrześcijańskiego personalizmu najistotniejsza: jeden. Osoba, człowiek pojedynczy. To o niego przecież chodzi.

Jednak bez poznania niektórych liczb nie sposób zrozumieć fenomenu opolskiej Caritas: jej zakorzenienia w życiu parafialnym, ofiarności wiernych i skali codziennego wysiłku setek osób.

Oto więc kilka liczb:

23 wagony darów wysłanych dla ofiar wojny na Bałkanach w 1991 r.

804 761  osób, które w ciągu 11 lat skorzystały z programu żywnościowego PEAD.

48 Stacji Opieki Caritas w diecezji.

1 480 705 kilometrów pokonanych przez pielęgniarki Stacji, które w roku 2012 odbyły w 308 189 wizyt w domach chorych.

28 533 osoby, które skorzystały z zabiegów w 37 gabinetach rehabilitacyjnych w roku 2012.

ok. 50 milionów zł pomocy finansowej i rzeczowej przekazanej powodzianom w czasie „powodzi stulecia” w 1997 r.

1 464 834 zł zebranych w diecezji opolskiej dla ofiar powodzi w roku 2010. 

800 tysięcy zł ofiarowane w styczniu 2005 r. przez wiernych diecezji opolskiej dla ofiar tsunami w Azji południowo-wschodniej.

Caritas jazzband

Opowiada jeden z trzech tysięcy wolontariuszy opolskiej Caritas: — Naszym zadaniem jest przede wszystkim pomoc osobom starszym, chorym, samotnym,  niezaradnym życiowo, wspieranie rodzin wielodzietnych. Obok pomocy materialnej czasem ważniejsza jest rozmowa, słuchanie, a niekiedy wystarcza milcząca obecność. Często ci, którzy są w rzeczywistej potrzebie pozostają w ukryciu, niechętnie mówią o swoich problemach. Zdarza się natomiast, że o pomoc bez wahania proszą tacy, którzy nadużywają dobrej woli innych. Potrzeba odwagi i roztropności, aby pomagając nie zaszkodzić.

Parafialnych Zespołów Caritas w opolskiej diecezji jest 330. W każdym zespole — od kilku do kilkunastu wolontariuszy, którzy przez cały rok oddają swój czas, siły i pomysłowość, by pomóc bliźnim. To oni często mają najlepsze rozeznanie sytuacji i realnych potrzeb. Tworzą kulturę wolontariatu.

Ks. Drechsler wspomina, że jako uczeń ogólniaka odwiedzał podopiecznych Domu św. Karola w Koźlu, popularnie zwanego wtedy „Caritasem”. Wraz z kolegami grywał w czasie tych spotkań na akordeonie, a zespół zyskał sobie przydomek „Caritas jazzband”. Ta nazwa znakomicie pasuje do parafialnych grup Caritas. Wiadomo, jazzmani uwielbiają dawać długie koncerty. A jazzband Caritas — wyjątkowo długie. Ich jam session trwa na okrągło cały rok.

Szpital dojeżdża do domu

Samotności starszych chorych osób zaczęły właśnie wtedy zaradzać pielęgniarki Stacji Opieki Caritas. SOC to unikatowy w Polsce, szeroko zakrojony projekt pomocy pacjentowi w domu.

Stacje Opieki to największe dzieło rozpoczęte przez opolską Caritas już 22 lata temu i kontynuowane do dziś. W 1992 ks. Józef Dziuk z Gorzowa Śląskiego tak opisywał sytuację w swojej parafii i dekanacie:„Ani w Gorzowie ani w dekanacie nie ma szpitala, cały sprzęt jakim dysponują 2 siostry środowiskowe to aparat do mierzenia ciśnienia. Szczególnie smutna jest sytuacja ludzi starszych, chorych, leżących w domach. Nie ma telefonów, słabo funkcjonuje komunikacja, niektóre domy rozrzucone po polach i przy lasach nie mają nawet normalnej drogi dojazdowej. Ogromna większość młodzieży z tego terenu wyemigrowała do Niemiec pozostawiając starszych rodziców zupełnie samych”. I tak było — i jest — nie tylko w okolicy Gorzowa Śl.

Samotności starszych chorych osób zaczęły właśnie wtedy zaradzać pielęgniarki Stacji Opieki Caritas. SOC to unikatowy w Polsce, szeroko zakrojony projekt pomocy pacjentowi w domu. Pomysł zaczerpnięty został z niemieckiego systemu opieki, a pieniądze na rozruch potężnego systemu także pochodziły z Niemiec. Warunek, jaki postawił abp Alfons Nossol, przyjmując hojną ofertę niemieckiego rządu — z inicjatywy samego kanclerza Helmuta Kohla — był jasny: stacje muszą służyć nie tylko społeczności mniejszości niemieckiej, ale wszystkim mieszkańcom diecezji opolskiej.

Obecnie Stacje Caritas i funkcjonujące przy nich gabinety rehabilitacyjne oraz hospicja domowe finansowane są z kilku źródeł: budżetów samorządów, kontraktów NFZ.   

— Kierunek naszych działań wyznaczyły przede wszystkim potrzeby psychiczne człowieka. Najbardziej naturalnym środowiskiem przeżywania choroby i starości jest dom; miejsce, w którym człowiek czuje się u siebie, pośród bliskich i przyjaciół. Idealnym rozwiązaniem jest obecność człowieka starszego, chorego, a nawet umierającego w rodzinie, której należy zapewnić skuteczną pomoc socjalną i medyczną — podkreśla ks. Drechsler. Opieka pielęgniarek Stacji dostępna jest bez wielkich formalności i szybko. Wieloma osobami opiekują się przez lata, zaprzyjaźniają się z nimi, zyskują zaufanie, dostają klucze do domów. Są dostępne przez okrągły tydzień. Ich działalność zmieniła w sposób radykalny sytuację chorych w województwie opolskim — dotkniętym przecież najdotkliwiej w Polsce procesem wyludnienia i starzenia się. — Pielęgniarki Caritas są jednak jakieś inne. To chyba bierze się z tego, że one są bliżej ludzi, znają ich z domów — mówi mi lekarka rodzinna z dwudziestoletnim doświadczeniem.

„Nossol do Berlina!” - po sprzęt medyczny.

W połowie lat 90. ubiegłego wieku można było tu i ówdzie spotkać nienawistne napisy „Nossol do Berlina!”. To pod jednym z nich powstał rozbrajający tę niechęć realizmem i oddający sprawiedliwość dopisek: „Po sprzęt medyczny”.

Nie byłoby tak rozwiniętej instytucjonalnie opolskiej Caritas, a również  tak doposażonych na początku lat 90. XX wieku szpitali opolskich, gdyby nie jeden człowiek: arcybiskup Alfons Nossol. Nie ma w tym przesady. To jego wizja duszpasterstwa obejmującego ducha i ciało człowieka, sprawiła, że tak wielką rolę w życiu Kościoła lokalnego na Śląsku Opolskim spełnia Caritas. Ta wizja oraz idąca za nią odwaga i konsekwencja przyniosła skutki materialne. Zaowocowały kontakty, przyjaźnie i szacunek, jakie zyskał sobie arcybiskup swoją działalnością ekumeniczną oraz oddaniem sprawie pojednania polsko-niemieckiego. Poparcie wielu osób — od samego kanclerza i wybitnych hierarchów Kościoła w Niemczech — dla idei i wizji zarysowanych przez arcybiskupa Nossola stawały się ciałem. Pieniądze, jakie popłynęły na Śląsk Opolski z niemieckich instytucji oraz fundacji na rozwój Caritas, służącej przecież całej społeczności regionu, miały jednak także swoją gorzką cenę. Nie ma co ukrywać: abp Alfons Nossol w niektórych środowiskach zyskał sobie wrogów, którzy nie wahali się określać go nawet jako „germanizatora”. Dziś te głosy już ucichły wobec cierpliwej wymowy faktów, ale w połowie lat 90. ubiegłego wieku można było tu i ówdzie spotkać nienawistne napisy „Nossol do Berlina!”. To pod jednym z nich powstał rozbrajający tę niechęć realizmem i oddający sprawiedliwość dopisek : „Po sprzęt medyczny”.

Choroba, starość i odchodzenie

— Trudno oprzeć się stwierdzeniu, że doświadczenie i mądrość biskupa Nossola już 22 lata temu wskazały drogę, którą dzisiaj usiłują podążać autorzy polityki senioralnej, w ramach programu Specjalnej Strefy Demograficznej dla Województwa Opolskiego — podkreśla ks. Drechsler. W liście na Wielki Post 1992 bp Nossol pisał: „Najbiedniejszymi są zwłaszcza ludzie starsi i chorzy. Im trzeba koniecznie pomóc”. Za tymi słowami poszły czyny: rozbudowana sieć stacji opieki Caritas, gabinetów rehabilitacyjnych. Z myślą o ostatnim etapie życia przy stacjach zaczęły powstawać hospicja domowe i poradnie opieki paliatywnej — pierwsze w 1996 r. Obecnie pod znakiem Caritas działa 9 hospicjów domowych i 8 poradni paliatywnych. A od 2003 hospicjum stacjonarne w Starych Siołkowicach. 2 284 osoby otoczono w nim opieką paliatywną do początku roku 2014.

Ku peryferiom

Pomagać niepełnosprawnym dzieciom, nieść ulgę ciężko chorym i odchodzącym na drugi brzeg życia, sprawiać samotnym radość swoją obecnością, obdarowywać innych darami — to się jeszcze może wydawać jakoś psychologicznie potrzebne. Ale jaki jest profit z odwiedzania nocą pana Edka w jego domostwie, czyli legowisku umoszczonym w  śmietniku przy ul. Krakowskiej, głównym deptaku Opola? Chyba tylko i wyłącznie taki, że w panu Edku i wielu innych, znajdujących swój dom w pustostanach, na ogródkach działkowych czy gdzie tam jeszcze — widzi się kogoś więcej ponad człowieka o obskurnej powierzchowności, zniszczonego najczęściej przez własne błędy życiowe.

Wtedy — jeśli wzrok sięga poza odrażającą powierzchowność i odrzucający zapach — można się z panem Edkiem nawet jakoś zaprzyjaźnić. W Caritas są ludzie, którzy się w tym wręcz specjalizują. Kiedy opolscy dziennikarze chcą dotrzeć do bezdomnych wiedzą gdzie dzwonić. Podobnie noclegownia Caritas w Nysie, czy kuchnie w Raciborzu, Kluczborku, Głuchołazach i Nysie. Karmią, odziewają, udzielają pomocy lekarskiej tym, którzy z naszego punktu widzenia znaleźli się na absolutnym marginesie życia. Idźcie na peryferia egzystencjalne, wzywa nas teraz papież Franciszek. Byłem spragniony, a daliście mi pić, powiedział Syn Boga dwa tysiące lat temu.

Serce jak świat

W Stambule było piękne przedpołudnie, z dziesiątek minaretów po jednej i drugiej stronie Bosforu dobiegały zaśpiewy muezzinów. Biskup Louis Pelâtre, wikariusz apostolski w tym mieście opowiadał mi, jak niezwykłą rolę spełnia w życiu Kościoła w Turcji Caritas. Niewielka wspólnota katolicka, dziś uciskana w kraju, który jest przecież ziemią pierwotnego Kościoła, kojarzy się milionom Turków właśnie ze znakiem krzyża z wpisanym łacińskim słowem „miłość”. I nie tylko kojarzy się. Wielu muzułmanów włącza się w działania Caritas podczas katastrof humanitarnych. Bp Pelâtre, który w Turcji spędził już 43 z 73 lat swojego życia sens chrześcijańskiej obecności w tym kraju widzi w wiernej obecności, trwaniu w tajemnicy krzyża i świadczeniu dobra wszystkim. Oczywiście ze swoich skromniutkich środków Caritas Turcja nie byłaby w stanie nieść pomocy ofiarom częstych trzęsień ziemi czy setkom tysięcy uchodźców z Afganistanu czy obecnie z Syrii.

Często kiedy widzę stojących przed kościołem wolontariuszy Caritas z mojej parafii, a może zwłaszcza wtedy kiedy widzę panią Basię, która ma nieco wschodni typ urody, przypominają mi się słowa starego biskupa Stambułu. Te pieniądze, które wrzucamy do metalowej puszki — czy brzęczą czy szeleszczą — dzięki rozbudowanej siatce Caritas Internationalis trafiają w najdalsze punkty globu. Ratują, pomagają, dodają nadziei, są znakiem solidarności z ubogimi całego świata.

Biskupi opolscy — najpierw abp A. Nossol, teraz bp A. Czaja — nie wahają się często apelować o pomoc dla ofiar wojen i katastrof do wiernych diecezji. Czy wypada to pisać? Nasza, nie największa przecież diecezja, zwykle mieści się w czołówce złożonych w Polsce darów. Suma zbiórek w latach 1993-2013  wyniosła niemal 11, 5 miliona złotych. Obok zbiórek podczas dziewięciu klęsk żywiołowych w Polsce i pomocy dla Kościoła na Wschodzie były to akcje pomocy dla ofiar wojny na Bałkanach, w Ruandzie, Czeczenii, Iraku, Kosowie, Gruzji, Syrii, zamachu w Biesłanie, trzęsień ziemi w Indiach, Iranie, Pakistanie, Afganistanie, Aquili, Haiti, Japonii, tsunami w Azji Południowo-Wschodniej, cyklonu w Birmie, powodzi na Ukrainie, tajfunu na Filipinach, głodu w Afryce...

Jak w szwajcarskim zegarku

Rozwój opolskiej Caritas w ciągu 25 lat działalności musi w nieuprzedzonym obserwatorze budzić co najmniej szacunek, jeśli nie podziw. Nasza Caritas prowadzi 155 placówek leczniczych i terapeutycznych oraz pięć o charakterze socjalno-opiekuńczym. Stacje opieki, gabinety, hospicja, kuchnie, ośrodki formacyjno-wypoczynkowe. Zatrudnia 454 osoby, współpracuje z 60 gminami woj. opolskiego i śląskiego, 5 powiatami, a także z Narodowym Funduszem Zdrowia i Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Opole działa jak szwajcarski zegarek, słyszę w Caritas Polska.

Duma jest uzasadniona. Na szczęście ks. Drechsler jest świadomy niebezpieczeństw, jakie niesie nadmierna instytucjonalizacja. Rutyna, wygoda, biurokratyzm, kalkulacja,  arogancja, głupota — sam wylicza te niebezpieczeństwa w swojej książce „Odpowiedzialni za miłość”.

opr. Andrzej Kerner, Opole

«Nasza, nie największa przecież diecezja, zwykle mieści się w czołówce złożonych w Polsce darów. Suma zbiórek w latach 1993-2013 wyniosła niemal 11, 5 miliona złotych.»

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama