Kapłan – grzesznik powołany do świętości

Rozmowa z księdzem biskupem Andrzejem Siemieniewskim – wikariuszem generalnym archidiecezji wrocławskiej, kierownikiem Katedry Teologii Duchowości Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu

Kapłan – grzesznik powołany do świętości

Kapłan – grzesznik powołany do świętości

Rozmowa z księdzem biskupem Andrzejem Siemieniewskim – wikariuszem generalnym archidiecezji wrocławskiej, kierownikiem Katedry Teologii Duchowości Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu.

Co to znaczy być kapłanem?

Słowo „kapłan” pada zawsze w kontekście Kościoła. Jeśli za Benedyktem XVI przyjmiemy, że Kościół jest rodziną Bożą (Deus caritas est), to łatwiej nam będzie zrozumieć rolę kapłana. Z kolei Jan Paweł II nazywa go Pastores dabo vobis – „prezbiterem”, czyli „starszym”. Zatem kapłan to „starszy”, tylko uwaga – nie w sensie funkcyjnym, ale jako starszy, pierworodny brat w rodzinie. Myślę, że ksiądz ma pełnić przede wszystkim taką funkcję. W tym sensie także ojcowską – przypominać, że Pan Jezus przez chrzest powołuje nas do życia w rodzinie samego Boga Ojca.

Czy przy takiej definicji nie ma niebezpieczeństwa, że jego rola będzie przypominała bardziej protestanckiego pastora niż kapłana, który składa Ojcu ofiarę Jezusa Chrystusa?

Nie, bo według najstarszej tradycji biblijnej, kapłaństwo było posługą patriarchów, czyli najstarszych synów w rodzinie. To tradycja kapłaństwa jeszcze przedlewickiego, np. w odniesieniu do Noego, Abrahama, Jakuba. Dlatego, kiedy Jan Paweł II nazywa kapłana „starszym”, używając łacińskiego słowa senior i greckiego prezbiter, to od razu przypomina, że należy rozumieć słowo „starszy” w jego najgłębszym znaczeniu. A w najgłębszym znaczeniu mieści się zarówno autorytet kapłana, który składa ofiarę eucharystyczną (ofiarę Jezusa Chrystusa i ofiarę Kościoła), jak i autorytet nauczyciela, pasterza, który prowadzi, organizuje, troszczy się o lud Boży. Natomiast słowo „pastor” to słowo pochodzenia łacińskiego, które znaczy właśnie „pasterz”. I jest ono dobrze zakorzenione w naszej tradycji, głównie w formie określenia „duszpasterz”. To ważne żebyśmy nie zatracili tej pięknej nazwy, która musi się splatać ze słowami „kapłan” i „nauczyciel”. Wszystkie te znaczenia postaci księdza muszą nam się łączyć w jedno.

W 2005 r. Jan Paweł II w liście do kapłanów pisał, że składanie Ofiary Eucharystycznej musi oznaczać gotowość kapłana do złożenia ofiary także z własnego życia.

To bardzo ważny aspekt. Ten wątek pojawił się w ostatnim liście Jana Pawła II do kapłanów i był pisany już w perspektywie zapewne przeczuwanego, rychłego odejścia ze świata. Napisał tam, że życie kapłana musi mieć kształt eucharystyczny. Kapłan bierze z owoców tego świata: bierze chleb i wino, które przemienione w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa składa w ofierze Ojcu. Papież przypomina, że temu gestowi ma odpowiadać życie kapłana. Musi brać swoje ciało, modlitwę, pracę, czas, energię, zainteresowania i też składać je w ofierze Bogu. Jest tam takie piękne sformułowanie, że słowa konsekracji, które codziennie wypowiada, muszą się także stać słowami formacji. To, co wypowiada wobec chleba i wina, musi się też odnosić do niego.

Czyli „bierzcie i jedzcie” także mnie?

Coś w tym jest. W tradycji chrześcijańskiej dobrze zakorzenione jest porównanie człowieka do chleba. To jest to powiedzenie brata Chmielowskiego: „być dobrym jak chleb”, z którego każdy może wziąć sobie cząstkę czasu, zainteresowania, bo to się ludziom należy.

Ale wiemy też, że najtrudniejsza w percepcji kapłana jest rozbieżność między ideałem, do którego jest powołany, a ludzką słabością. Z jednej strony jest Chrystusem, który mówi: „to jest moje ciało”, „ja odpuszczam tobie grzechy”, a z drugiej strony jako „z ludu wzięty i dla ludu ustanowiony” niesie wszystkie wady tego ludu, z którego się wywodzi.

To oczywiste, że kapłan jest grzesznikiem. Każdy kapłan, nawet papież, raz w roku uczestniczy w rekolekcjach, które mają prowadzić go do nieustannego nawracania się, odkrywania i odpowiadania na Słowo Boże. Jan Paweł II przypominał, że kapłani tylko wtedy będą dobrymi spowiednikami, kiedy sami będą się często spowiadać. Ważna jest zatem ta świadomość, że ksiądz to grzesznik pomiędzy grzesznikami. Ale z drugiej strony – osoba w sposób szczególny wezwana do świętości. Bardzo nam tu pomoże lektura Ewangelii. Z jednej strony apostołowie są wywołani ze świata, powołani żeby przebywać z Jezusem, a więc uczyć się od Niego świętości: słuchają Jego słów, naśladują Jego czyny, uczą się życia Słowem Bożym we wspólnocie. A z drugiej strony widzimy ich jako ludzi słabych, np. wszystkie cztery Ewangelie opowiadają nam o zaparciu się Piotra. To bardzo znaczące podkreślenie.

Św. Piotr nawet po zmartwychwstaniu Jezusa i zesłaniu Ducha Świętego jest pełen lęku o to, co o nim powiedzą inni, aż Paweł będzie się czuł w obowiązku publicznie go upomnieć, jak to opisuje w Liście do Galatów.

To prawda. Św. Paweł mówi też o nowym i starym człowieku, którzy ze sobą walczą. Jest w nas zmaganie tego, co Paweł nazywa nowym człowiekiem albo duchem i tego, co nazywa starym człowiekiem albo ciałem. W Liście do Rzymian dramatycznie pyta: „Któż mnie wyzwoli z ciała, które wiedzie ku tej śmierci?”. I pisze, że nie czyni dobra, którego pragnie, ale zło, którego nie chce. To paradoks grzeszności i świętości.

Społeczeństwo i Kościół zmieniają swoje oblicza. Autorytet, jakim wcześniej cieszył się kapłan, dziś nie jest automatyczny, a wielu ludzi odchodzi od Kościoła, podając jako przyczynę postawę księży. To rzeczywiste powody czy raczej preteksty do ułatwienia sobie życia?

Tu są dwa aspekty. Po pierwsze, ksiądz powinien jak najbardziej myśleć, do czego został powołany i kim jest w ludzie Bożym oraz że jego słowo i postawa mają budzić wiarę, być przykładem ewangelicznych wartości. Po drugie jednak, Pismo Święte, Ewangelia powinny być dla chrześcijanina taką szczepionką ochronną przeciwko pokusom odchodzenia od Kościoła, jeżeli spotykamy niewłaściwego duszpasterza. A Ewangelie mówią wyraźnie, że już za czasów Jezusa można było natknąć się na Piotra, który się zaparł, Judasza, który zdradził, Jana i Jakuba, synów Zebedeusza, którzy pożądali jak najlepszych miejsc. Dlaczego ewangeliści przytaczają wszystkie te fakty? Właśnie dlatego, żeby przedstawić Kościół realistycznie. Bo Kościół to Piotr w najlepszych chwilach zapału i gotowości do męczeństwa, ale także w chwilach słabości. Chrześcijanin ostatecznie ufa nie drugiemu człowiekowi, nawet duszpasterzowi, ale Jezusowi Chrystusowi. Jak mówi św. Paweł: „Ufam temu, który przyoblekł mnie mocą”. Także tu są dwa aspekty: zobowiązanie księdza do bardzo szczególnego stylu życia jako tego, który ma być świadkiem, ale też świadomość, że Ewangelia zaszczepiła nas przeciwko utożsamianiu Dobrej Nowiny z postawą jednego czy drugiego księdza. Czymś innym jest moc Boża, moc Ducha Świętego, która działa w Kościele, a czymś innym poszczególni duszpasterze, którzy czasem dorastają do Dobrej Nowiny, a czasem nie.

W społeczeństwie, które się laicyzuje, kapłan to już nie ta sama postać, którą z daleka pozdrawiało się słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.

Do procesu laicyzacji też sami doprowadzamy, kiedy stajemy się niewidoczni. Pewnie, że sutanna to nie jedyny sposób na widoczność księdza, ale jeden ze sposobów. Powinny zawstydzać nas siostry zakonne. One chodzą w habitach i w ten sposób nasze miasta widzą, że są to osoby konsekrowane, poświęcone Bogu, które nawet strojem o tym przypominają.

Czy wierni powinni zwracać księdzu uwagę, kiedy widzą, że coś jest nie tak?

Dam taki przykład. Pamiętam moje kazanie sprzed kilku lat, akurat do wspólnoty, gdzie byli też katecheci. Po mszy świętej podchodzi jeden z nich i mówi: „Proszę księdza, to kazanie to już ksiądz mówił trzy tygodnie temu”. Ponieważ w różnych gremiach miałem spotkania i msze święte, zdarzyło mi się powtórzyć to samo kazanie. To dobrze, że ktoś wtedy przyszedł, bo mógłbym je powiedzieć i trzeci raz. Jeżeli to jest powiedziane życzliwie, z zainteresowaniem i po to, żeby pomóc, to myślę, że prawie zawsze będzie przyjęte jak najlepiej.

Jaka jest perspektywa roli księdza w laicyzującym się społeczeństwie? Pójdziemy drogą kościołów Francji, Niemiec, Hiszpanii czy raczej Włoch? Czy to będzie zupełnie inny model?

Po pierwsze, żadne prognozy futurologiczne dotychczas nigdy się nie sprawdziły. Po drugie, rzeczywiście następuje laicyzacja i pluralizacja społeczeństwa. Choć przyszłości nie znamy, to możemy przypuszczać, że te procesy będą się nasilać. Spróbujmy jednak popatrzyć na to pozytywnie. Nie chodzi o to, żeby się cieszyć, że wiara będzie miała mniejsze znaczenie albo zamiast wielu katolików, będzie ich mało. Natomiast chodzi o to, żeby zobaczyć, że to jest powrót do naturalnego kontekstu rozwoju wiary, do czasów Nowego Testamentu, kiedy Dobra Nowina była głoszona w kontekście pluralistycznym, a często wrogim. Dlatego, jeśli dziś w Europie, w Polsce sytuacja staje się podobna, to nie jest to powód do załamywania rąk.

A na co powinni zwracać uwagę rodzice, chcąc wychować dzieci w duchu miłości do Kościoła?

Rodzic jako ten, który jest odpowiedzialny za życie w rodzinie, powinien przypominać, że oprócz naturalnej rodziny, jest też rodzina nadprzyrodzona. Że w rodzinie nadprzyrodzonej, którą można spotkać w parafii, na katechezie są ci, których nazywamy księżmi. Jak dzieci mają traktować księdza? Jako tego, który składa ofiarę eucharystyczną, przypominając słowa Pana Jezusa z wieczernika, który uczy prawd wiary i jest pasterzem w rodzinie Bożej. Ale w rodzinie potrafimy też patrzeć na krewnego jako na człowieka ze słabościami, przyzwyczajeniami, wadami. Umiemy widzieć i dobre, i złe strony. Czy kiedy człowiek stopniowo odkrywa u swoich rodziców wady, przestaje ich kochać, szanować, cenić ich zdanie? Na ogół nie. Jedynie dorósł do tego, żeby zauważyć, że są tylko ludźmi. Myślę, że w takim procesie dojrzewania w postrzeganiu kapłana rodzice mogą i powinni pomagać swoim dzieciom.


rozmawiał
ks. Andrzej Godyń SDB

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama