Rocznice wydarzeń są doskonałą okazją do refleksji i podsumowań. Podobnie jest z rocznicą Światowych Dni Młodzieży, które rok temu odbyły się w Krakowie.
Rocznice wydarzeń są doskonałą okazją do refleksji i podsumowań. Podobnie jest z rocznicą Światowych Dni Młodzieży, które rok temu odbyły się w Krakowie.
Kiedy przypominam sobie wszystko, co rok temu działo się w diecezjach, a później w Krakowie, wciąż trudno powstrzymać emocje. Każde Światowe Dni Młodzieży są wielkim świętem młodego, żywego Kościoła. Od Madrytu są też częścią mojego życia.
Dzisiaj, po roku, stajemy przed pytaniem — jak zdaliśmy egzamin ze Światowych Dni Młodzieży? Jak się do nich przygotowaliśmy i jak dzisiaj z nich korzystamy? Czy owoce są widoczne czy nie? Może ulegliśmy pokusie myślenia, że zadanie zostało dobrze wykonane a rozdział pod tytułem ŚDM należy uznać za zamknięty?
Trudno ocenić, w jaki sposób ŚDM w Krakowie zostały przez Kościół wykorzystane. Niektóre rzeczy widać gołym okiem, np. w wielu parafiach powstały lub ożywiły się istniejące grupy, na nowo został odkryty wolontariat, polskie diecezje nauczyły się dobrej współpracy w dziedzinie duszpasterstwa młodzież. Jednak wiele rzeczy nie da się ocenić, bo należą do sfery duchowej. Przecież nie policzymy ile osób umocniło swoją wiarę w czasie ŚDM w Krakowie, ile osób się wyspowiadało, ile godzin kto spędził na modlitwie czy ile serc zostało poruszonych przez Ducha Świętego w czasie katechez. Niestety nie brakuje też miejsc, gdzie po zakończeniu wydarzeń w Krakowie kurz opadł, w centrach ŚDM zamknięto wszystkie okna, a zadaniem ostatniej osoby było zgaszenie światła.
W jednym z artykułów poświęconych ŚDM w Krakowie padło pytanie, dlaczego nie widać fajerwerków? Dlaczego teraz, rok po tym wydarzeniu Kościół wydaje się, że wrócił na kanapę? Nic bardziej mylnego! Odpowiedź na to pytanie daje nam jeden z punktów kwestionariusza przed Synodem „Młodzież, wiara, rozeznanie powołania”: W jaki sposób Światowym Dniom Młodzieży lub innym wydarzeniom krajowym lub międzynarodowym udaje się wejść do zwykłej praktyki duszpasterskiej? Z ŚDM nie jest tak, że „show must go on” — impreza musi trwać. Każda edycja jest w duszpasterstwie młodzieży punktem dojścia i jednocześnie punktem startu. To co przeżyliśmy, musimy w jakiś sposób przekuć na codzienność — na formację indywidualną i grupową. A duszpasterstwo młodzieży nie jest nieustannym świętem z dużą ilością atrakcji ale codzienną pracą.
Nie wolno zapomnieć o jeszcze jednej bardzo ważnej sprawie. Chodzi o samo pojęcie „Kościół”. Kiedy mówimy Kościół, bardzo często nasz wzrok kieruje się na księży i ewentualnie osoby konsekrowane. Tymczasem pytanie o owoce ŚDM należy postawić również młodym. Bo młodzi także są odpowiedzialni za to, co dzieje się w ich parafiach i diecezjach. Przygotowania do dni w diecezjach i ŚDM w Krakowie pokazały, co można osiągnąć dzięki wspólnej pracy. Bez kreatywności, zapału i pracy tysięcy młodych, sukces spotkania w Krakowie byłby niemożliwy.
Rok po ŚDM w Krakowie, kiedy emocje, zmęczenie i przeżycia już nieco opadły, warto zadać sobie kolejne pytanie — co dalej? Przed nami kolejne ważne wydarzenia — 2018 rok to ŚDM w wymiarze diecezjalnym, a przede wszystkim Synod „Młodzież, wiara, rozeznanie powołania”. Styczeń 2019 roku to ŚDM w Panamie. Każdy, kto patrzyłby na Światowe Dni Młodzieży jedynie jako na event duszpasterski, byłby w błędzie. Także, gdyby patrzył na fenomen ŚDM tylko z perspektywy spotkania w Krakowie. ŚDM są drogą, na którą zaprasza Kościół. Światowe Dni Młodzieży nie kończą się z chwilą błogosławieństwa w czasie Mszy Posłania. Trwają wciąż, nauczanie Papieża powinno być obecne w naszym codziennym duszpasterstwie, a przeżycia, które temu wydarzeniu towarzyszą, powinny być motywacją dla naszej osobistej formacji.
Ks. Emil Parafiniuk, Dyrektor Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM
opr. mg/mg