Franciszek „nie zakazuje Mszy trydenckiej, nie znieważa i nie spycha do podziemi”, jak trąbią niektóre media, ale próbuje przywrócić pełną kontrolę biskupów nad wspólnotami zwolenników rytu nadzwyczajnego. Co nim powoduje?
Franciszek „nie zakazuje Mszy trydenckiej, nie znieważa i nie spycha do podziemi”, jak trąbią niektóre media, ale próbuje przywrócić pełną kontrolę biskupów nad wspólnotami zwolenników rytu nadzwyczajnego. Co nim powoduje?
Szczerze mówiąc nie bardzo mi się podoba nowe zawołanie zwolenników Mszy w rycie nadzwyczajnym, które stało się popularne po opublikowaniu Motu proprio Traditionis custodes papieża Franciszka regulującego możliwości jej sprawowania. Nie podoba mi się po pierwsze dlatego, ponieważ znowu jest „małpowaniem” pewnej akcji, która kojarzy mi się z poprawnością polityczną i jest coraz bardziej zideologizowana, a po wtóre użycie języka angielskiego przez zwolenników łaciny trochę mi zgrzyta, chyba że uznamy, że angielski to jej współczesna forma. Niemniej jednak trzeba przyznać, że dokument papieski wywołał co najmniej małe trzęsienie ziemi i chciałbym podzielić się pierwszymi refleksjami.
Na początek warto przytoczyć najbardziej kontrowersyjne zapisy Motu proprio. W artykule 3 czytamy: „W diecezjach, w których dotychczas jest obecna jedna lub więcej grup celebrujących według Mszału sprzed reformy z 1970 r., biskup: niech się upewni, że grupy te nie wykluczają ważności i prawowitości reformy liturgicznej, nakazów Soboru Watykańskiego II i Magisterium papieży; niech wskaże jedno lub więcej miejsc, w których wierni należący do tych grup mogą gromadzić się na sprawowanie Eucharystii (jednak nie w kościołach parafialnych i bez tworzenia nowych parafii personalnych); niech ustanowi we wskazanym miejscu dni, w których dozwolone są celebracje eucharystyczne z użyciem Mszału Rzymskiego, promulgowanego przez św. Jana XXIII w 1962 r. (...); niech mianuje kapłana, który jako delegat biskupa będzie odpowiedzialny za celebracje i opiekę duszpasterską nad tymi grupami wiernych. Kapłan winien nadawać się do tego zadania, posiadać umiejętność posługiwania się Missale Romanum sprzed reformy z 1970 r., znać język łaciński w stopniu pozwalającym na pełne zrozumienie rubryk i tekstów liturgicznych, być ożywiony żywą miłością pasterską i poczuciem komunii kościelnej. Jest bowiem konieczne, aby odpowiedzialny kapłan miał na uwadze nie tylko godne sprawowanie liturgii, ale także opiekę duszpasterską i duchową nad wiernymi; niech w parafiach personalnych, erygowanych kanonicznie dla dobra tych wiernych, przeprowadzi stosowne sprawdzenie ich rzeczywistej przydatności dla rozwoju duchowego i niech oceni, czy należy je utrzymać, czy też nie; niech zatroszczy się o to, by nie zezwalać na tworzenie nowych grup”.
Dokument stwierdza też, że „prezbiterzy, którzy już celebrują według Missale Romanum z 1962 r., poproszą biskupa diecezjalnego o pozwolenie na dalsze korzystanie z tego uprawnienia” (art 5), natomiast ci, którzy będą wyświęceni po opublikowaniu Motu proprio i będą chcieli tak celebrować „muszą zwrócić się z formalną prośbą do Biskupa diecezjalnego, który przed udzieleniem zezwolenia skonsultuje się ze Stolicą Apostolską” (art 4).
Jednocześnie z publikacją Motu proprio papież Franciszek wystosował list do biskupów, w którym przedstawia swoje racje. Powołując się na swoich poprzedników, którzy promulgowali dokumenty na temat możliwości używania Mszału Rzymskiego promulgowanego przez św. Piusa V, wydanego przez św. Jana XXIII w 1962 r., Franciszek podkreśla, że ich intencją było przede wszystkim pragnienie „zażegnania schizmy związanej z ruchem kierowanym przez abp. Lefebvre'a. Skierowana do biskupów prośba, aby wielkodusznie zaakceptowali „słuszne życzenia” wiernych, którzy prosili o używanie tego Mszału, miała zatem na względzie motywację eklezjalną — przywrócenia jedności Kościoła”.
I dalej pisze Franciszek, że z dopowiedzi na kwestionariusze, które rozesłał celem weryfikacji stosowania Motu proprio Summorum Pontificium Benedykta XVI ujawniła się sytuacja, która go „smuci i niepokoi, utwierdzając w przekonaniu o potrzebie interwencji. Niestety, pasterska intencja moich poprzedników, którzy zamierzali „dołożyć wszelkich starań potrzebnych do tego, by ci, którzy prawdziwie chcą jedności Kościoła mogli w tej jedności pozostać lub do niej powrócić”, była często poważnie lekceważona. Możliwość zaoferowana przez Jana Pawła II,
a z jeszcze większą wielkodusznością przez Benedykta XVI, mająca na celu przywrócenie jedności ciała kościelnego, z uszanowaniem różnych wrażliwości liturgicznych, została wykorzystana do powiększenia dystansów, zaostrzenia różnic i budowania przeciwieństw, które ranią Kościół i hamują jego postęp, narażając go na ryzyko podziałów”. I dalej Franciszek dodaje „jeszcze jeden powód jako podstawę mojej decyzji: w słowach i postawach wielu osób coraz wyraźniej widać, że istnieje ścisły związek między wyborem celebracji według ksiąg liturgicznych sprzed Soboru Watykańskiego II,
a odrzuceniem Kościoła i jego instytucji w imię tego, co uważają za „prawdziwy Kościół”. Jest to zachowanie sprzeczne z komunią, podsycające dążenie do podziału — „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa” — na które apostoł Paweł zareagował stanowczo [23]. Właśnie w celu obrony jedności Ciała Chrystusa jestem zmuszony odwołać zezwolenie udzielone przez moich Poprzedników”.
I już zupełnie na zakończenie tej części: „Wskazania dotyczące postępowania w diecezjach są podyktowane głównie dwiema zasadami: z jednej strony, aby zadbać o dobro tych, którzy się zakorzenili w uprzedniej formie celebracji i potrzebują czasu na powrót do Rytu Rzymskiego promulgowanego przez świętych Pawła VI i Jana Pawła II; z drugiej strony, aby powstrzymać tworzenie nowych parafii personalnych, związanych bardziej z pragnieniem i wolą poszczególnych prezbiterów, niż z rzeczywistą potrzebą „świętego wiernego Ludu Bożego”.
Zwłaszcza ta pierwsza zasada ujawnia, że papież Franciszek jednak uważa formę nadzwyczajną za czasową i przejściową, ukierunkowaną na ostateczny powrót wszystkich wiernych do liturgii posoborowej.
Niestety, nie mamy tutaj miejsca, aby dokonać głębszej analizy ruchu skupiającego zwolenników rytu tradycyjnego. Jest różnie w różnych krajach, pamiętajmy że papież reaguje globalnie i jego obawy niekoniecznie muszą dotyczyć sytuacji w każdym miejscu świata. Niemniej statystyczny użytkownik Internetu w naszym kraju mógł się spotkać się z wypowiedziami zwolenników nadzwyczajnej formy Mszy Świętej roszczącymi sobie prawo do bycia „prawdziwym Kościołem” i atakującymi nie tylko Franciszka, ale i Jana Pawła II, i Sobór Watykański II. Być może jest ich niewielu, ale w sieci są bardzo aktywni, znacznie bardziej niż wspólnoty, które nie łączą zamiłowania do rytu nadzwyczajnego z kontestacją wszystkiego późniejszego.
Ciekawy głos w tej sprawie dociera od biskupa Jean-Pierre Batuta, ordynariusza diecezji Blois, który sam jako proboszcz odprawiał liturgie w rycie zwyczajnym i nadzwyczajnym. Uważa on, że Motu proprio papieża Franciszka jest surowe, ale konieczne. „To, co niepokoi papieża Franciszka, to wszystkie ekscesy, które są sprzeczne z Motu proprio jego poprzednika. Pierwszym przekroczeniem jest stawianie obu form rytu rzymskiego na tym samym poziomie, tak jakby forma nadzwyczajna była tylko w jakiś sposób formą zwyczajną „bis”. Forma nadzwyczajna nie może stać się formą zwyczajną dla tych, którzy ją wybierają. Stoi to w sprzeczności ze stwierdzeniem Benedykta XVI, że obecny Mszał Rzymski jest zwyczajną formą modlitwy Kościoła. Drugie przekroczenie nie jest wspomniane w dokumencie papieża, ale zdarza się często we Francji i bez wątpienia w innych krajach. Od Mszy św. w formie nadzwyczajnej przeszliśmy do wszystkiego innego: brewiarza, sakramentów, katechizmu itd. Elementy te zostały „przemycone” wraz z formą nadzwyczajną”.
Widać więc, że działy się rzeczy niepokojące. Pewnie zwolennicy rytu nadzwyczajnego wskażą teraz inne sytuacje w Kościele, które są równie niepokojące, a może bardziej, a papież nie reaguje, ale nie tym się teraz zajmujemy. Jednak aby popatrzyć nieco szerzej zacytuję jeszcze opinię cystersa o. Wincentego Polka, z którą się w pełni zgadzam: „Motu proprio idzie delikatnie, bo nie chce wywoływać silniejszych niż to konieczne, tąpnięć w Kościele. Obecnie sytuacja Kościoła jest taka: z prawej strony burty statku jest szykujący się patriarchat, który uważa się za jedynego prawowitego spadkobiercę mszału Piusa V. Jeśli powstanie obrządek i cała struktura wokół niego, która strzeże Tradycji, to czego depozytariuszem jest Rzym? Tylko Soboru Watykańskiego II? A czym jest Sobór Watykański II bez odniesienia do wszystkich soborów, które go poprzedzały? A z lewej strony burty statku, za Alpami papieskiego Rzymu, rozwija się niemiecka droga synodalna, która rości sobie prawo, do bycia jedynym autentycznym depozytariuszem Soboru Watykańskiego II. Jeśli po ludzku papieski Rzym przegra obie te bitwy, to czego spadkobiercą się jawi? Wbrew pozorom jesteśmy świadkami frontalnego ataku na dziedzictwo św. Piotra, na papieski Rzym. Papież zaczyna - według mnie - od gaszenia pożaru tam, gdzie jest najłatwiej licząc na formalne deklaracje tradycjonalistów. Zobaczymy teraz, na ile są one rzeczywiste, a na ile zmyłką. Proszę zauważyć, że zarówno św. Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI nie chcieli zgodzić się na wyświęcenie biskupa dla tzw. zwolenników starego rytu. Doskonale wiedzieli, czym to się może skończyć. Od tego zaczęła się schizma z lefebrystami. Papież Franciszek ma odwagę - jak w pokerze - powiedzieć: „Sprawdzam” i podporządkowuje cały ruch tzw. miłośników starego mszału, zwyczajnej hierarchii Kościoła katolickiego. Mało kto rozumie, o co toczy się stawka. I na siłę wszystkim próbuje się wciskać tylko jeden klucz interpretacyjny tego dokumentu, że papież jest nietolerancyjny i rozbija przez to Kościół. Jest wręcz odwrotnie. Papież walczy jak może o jedność Kościoła. Nie czeka, aż powstaną fakty dokonane i już nie do cofnięcia”.
Niektórzy biskupi, choćby w Stanach Zjednoczonych, podjęli natychmiastowe kroki, głównie w celu umożliwienia sprawowania liturgii w rycie nadzwyczajnym zgodnie z nowymi rozporządzeniami. W Polsce, też już są reakcje, na przykład na terenie diecezji warszawsko-praskiej zostały zawieszone wszelkie liturgie według nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego do czasu, kiedy zostanie wskazane miejsce i prezbiter do ich celebracji. Te refleksje będą mieć oczywiście ciąg dalszy, kiedy poznamy rozporządzenia biskupa Damiana odnośnie diecezji kaliskiej.
opr. mg/mg