O uśmiechu w kościele

Czy chrześcijaństwo jest smutne?

Wielki Post dobiegał końca. Zbliżał się dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Znów radośnie odezwać się miały dzwony, organy miały zabrzmieć najpiękniejszym „Alleluja”... Właśnie to „Alleluja” sprowokowało mnie do rozmowy z księdzem Romanem Kempnym o radości i uśmiechu w kościele. Często zapominamy, że w kościele wolno się uśmiechać, że czas zmartwychwstania ma być rzeczywiście czasem radości. Ksiądz Roman zawsze się uśmiechał i zachęcał do tego, by być pogodnym. Myślę, że dziś, kiedy Chrystus Zmartwychwstał, ksiądz Roman chciałby, byśmy się cieszyli tak zwyczajnie, po ludzku. Dlatego pozwalam sobie przypomnieć audycję emitowaną kilka lat temu w Radiu Katowice, zatytułowaną „O uśmiechu w kościele...”.

Katarzyna Widera: Jest taki wiersz księdza Jana Twardowskiego „O uśmiechu w kościele”:

„W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie maski
do skrupulanta który 
ciągle dmucha spowiednikowi w pompkę ucha...”.

Trzeba się uśmiechać w kościele do wszystkiego, tymczasem kiedy patrzymy na wiernych zgromadzonych w naszych kościołach, widzimy na twarzach smutek, nawet wówczas, gdy głoszone są słowa: Radujmy się...

Ks. Roman Kempny: Myślę, że bierze się to m.in. stąd, że uśmiech, radość nieraz przez ludzi są przyjmowane jako coś mało poważnego. A jeśli coś jest mało poważne, to nie przystoi, by było eksponowane w miejscu świętym, sakralnym. Chociaż wiele się zmienia pod tym względem i chrześcijanie są bliżsi radosnej nowinie, której nie tylko słuchają, ale którą mają żyć na co dzień. Kościoły tradycji wschodniej, zwłaszcza Kościół armeński, mają w swojej liturgii wielkanocnej tzw. Rizus Paschalis — śmiech wielkanocny. Kiedy w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego diakon odczytał z Ewangelii relację pierwszych świadków o zmartwychwstaniu, wszyscy obecni w świątyni wybuchali gromkim śmiechem. To była ich odpowiedź na usłyszaną Dobrą Nowinę, chociaż w tym czasie ich współbracia byli prześladowani za wiarę. „Śmiech wielkanocny” jest więc nierozerwalnie związany z wiarą chrześcijańską i winien znajdować odzwierciedlenie w życiu codziennym.

K. W.: O radości w kościele pisał również Paweł VI...

Ks. R. K.: Paweł VI wydał nawet encyklikę, którą zatytułował „Gaudente in Domino”, czyli „Radujcie się w Panu”. Jest to dokument mało znany, chociaż został opublikowany po polsku. Papież wskazuje na źródła chrześcijańskiej radości i optymizmu oraz na potrzebę apostołowania przez radość i pogodę ducha. Wspomina też świadków radości, uśmiechu i pogody ducha, którzy są znani z historii Kościoła i są wśród nas również. Św. Tomasz Morus na przykład, oczekując w więzieniu na wykonanie wyroku śmierci, modlił się tak: „Zechciej mi dać zdrowy żołądek Panie, a także nieco do jedzenia. Zechciej mi dać zdrowe ciało i umiejętność zachowania go. Panie obdarz mnie zmysłem humoru, daj mi łaskę rozumienia się na żartach, ażebym zaznał w życiu trochę szczęścia, a i innych mógł nim obdarzyć”. Warto do tych słów modlitwy Tomasza Morusa często wracać, zwłaszcza na początku nowego dnia, byśmy naładowani radością mogli nią obdarzać tych, których spotykamy w ciągu dnia.

K. W.: Czy w Biblii znajdujemy miejsca, nad którymi można się uśmiechnąć?

Ks. R. K.: Myślę, że piękny poemat o stworzeniu świata, zapisany w Księdze Rodzaju, jest wielkim uśmiechem Pana Boga nad całym dziełem stworzenia, a później jeszcze wspanialszym dziełem odkupienia. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Pan Jezus raz po raz wzruszał się, przeżywał radość. Apostołowie wracają zadowoleni z pierwszej wyprawy misyjnej, kiedy nawet złe duchy im się poddają, kiedy mogli uzdrawiać. Apostoł Paweł często wzywa: „Radujcie się w Panu, jeszcze raz powtarzam, radujcie się”. W Ewangelii jak refren, przewija się wezwanie do chrześcijańskiej radości i optymizmu.

K. W.: Radość odkrywamy w codziennych sytuacjach. W „Niecodzienniku”, czyli zbiorze anegdot ks. Twardowskiego znalazłam następującą historyjkę: „Dostałem list. Pisała nieznajoma Pani: W intencji księdza noszę pokrzywy pod koszulą”...

Ks. R. K.: Wielu zabawnych historii dostarcza codzienność, również ta przeżywana we wspólnocie Kościoła, czy w świątyni. Ktoś z przyjaciół opowiadał mi, jak ze swoim synem stał w kościele, gdy ksiądz dość szybko odczytywał zalecania za zmarłych: „Módlmy się za duszę Jana, za duszę Piotra, za duszę Marcina...”. I ten chłopczyk odzywa się do swojej mamy: „Mamo, chodźmy stąd, bo ten ksiądz wszystkich zadusi”. Tak więc są nieraz zabawne sytuacje wypływające zarówno z biegu słów, wyrażeń, zwrotów, nieraz zdarzają się one nam, duszpasterzom, i dopiero po czasie przychodzi refleksja... Gdy pierwszy raz głosiłem kazanie na pierwszej placówce, rozpocząłem homilię następująco: „W dzisiejszej Ewangelii jest taka sytuacja, w której Pan Jezus...”. Przychodzę na śniadanie i proboszcz zwraca mi uwagę, że sytuacja czy scena jest w teatrze, a w Ewangelii wszystko dzieje się naprawdę, więc nie ma „takiej sceny”, ale jest wydarzenie. „Użyj innego słowa” — radził. Na następnej Mszy świętej wychodzę na ambonę i zaczynam: „Jest taka sss...” — uświadomiłem sobie, że mam użyć innego słowa, ale żadne nie przychodziło mi do głowy. Zobaczyłem uśmiech na twarzach zgromadzonych i powiedziałem: „Jest taka scena w Ewangelii...”.

Do zabawnych sytuacji dochodzi często podczas ślubów, zwłaszcza jeśli część gości weselnych nie zna miejscowych tradycji. Na przykład w tradycji śląskiej jest tzw. pójście na ofiarę podczas Mszy świętej. Kiedyś państwo młodzi poszli w lewą stronę ołtarza, tak jak należy, a część gości, nie bardzo wiedząc, o co w tym wszystkim chodzi, poszła krótszą drogą, czyli prawą stroną. W pewnym momencie za ołtarzem doszło do zderzenia tych dwóch pochodów. Zimną krew zachował jedynie pan kościelny, który otworzył drzwi zakrystii i powiedział: „Najlepiej jeśli państwo wyjdą przez zakrystię na zewnątrz”.

Myślę, że człowiek z dobrym poczuciem humoru, z natury swej jest dobry, dlatego też trzeba sobie nawzajem życzyć „zdrowego humoru”. Nie wulgarnego, poniżającego człowieka, uszczypliwego, ale „zdrowego humoru”. Myślę, że wtedy codzienność nasza będzie nie tylko radośniejsza, ale bardziej dobra, w sensie pomnażania dobra. Nieżyjący już pomocniczy biskup katowicki Kurpas często mawiał: „Twoje działanie musi być z afektem, żeby był efekt, a nie tylko życiowy defekt”. Życzę wszystkim zdrowego humoru i dobrego uśmiechu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama