Polska szkoła od lat jest stanie permanentej reformy. Kolejna podstawa programowa, właśnie zatwierdzona, budzi poważne zastrzeżenia
Polska szkoła jest od lat w stanie permanentnej reformy. Autor zdjęcia: Józef Wolny
Nowa podstawa programowa dla szkół zatwierdzona przez minister Katarzynę Hall budzi poważne zastrzeżenia polonistów, historyków, pedagogów. Niepokoi ograniczenie nauczania historii, wąski kanon lektur i same założenia projektu.
Szkoły ponadgimnazjalne praktycznie utracą charakter ogólnokształcący. Po pierwszej klasie uczniowie będą musieli wybierać specjalizację pod kątem przedmiotów maturalnych i przyszłych studiów. Profile matematyczno--przyrodnicze będą miały zminimalizowaną humanistykę, a humaniści silnie zredukowane zajęcia z przedmiotów ścisłych. Liczba obowiązkowych lektur zostanie ograniczona do minimum. Kurs historii zakończy się dla większości uczniów w pierwszej klasie ponadgimnazjalnej. To tylko niektóre ze zmian, które wprowadza nowa podstawa programowa.
Stosowne rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej zostało podpisane dzień przed Wigilią ubiegłego roku. Być może ten przedświąteczny termin i zawirowania wokół sześciolatków spowodowały, że ta całościowa reforma programowa oświaty umknęła uwadze mediów
Podstawa programowa jest najważniejszym dokumentem w całym systemie oświaty. Określa on cele i treści nauczania, które państwo ma obowiązek zapewnić w ramach systemu edukacji. Dotyczy to zarówno szkół samorządowych, jak i szkół prywatnych, także katolickich. Będzie to także podstawa dla egzaminów na zakończenie podstawówki, gimnazjum oraz matury.
Oświata dla gospodarki?
Nowa podstawa programowa jest dostosowaniem naszego systemu oświaty do zaleceń Parlamentu Europejskiego. Nad tym projektem pracowało ponad 100 ekspertów powołanych przez ministerstwo. Pełna ich lista nie została udostępniona. Dlaczego? MEN odpowiada, że eksperci nie muszą sobie tego życzyć, a poza tym końcowy efekt jest wypadkową ich prac i różnych konsultacji, dlatego nie wszyscy muszą utożsamiać się z całością dokumentu. Prace nad podstawą były dofinansowane ze środków unijnych. Tytuł projektu: „Doskonalenie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół pod kątem jej zgodności z wymogami gospodarki opartej na wiedzy”.
— Gospodarka jest ważna, ale to nie ona powinna wyznaczać priorytety edukacyjne — komentuje siostra Maksymiliana Wojnar z Rady Szkół Katolickich. — Podstawa wylicza trzy cele kształcenia ogólnego: zdobycie wiadomości, umiejętność ich wykorzystania oraz sprawne i odpowiedzialne funkcjonowanie w świecie. W poprzedniej podstawie zapisano, że „nadrzędnym celem działań edukacyjnych szkoły jest wszechstronny rozwój ucznia”. Teraz tego zabrakło. Dominuje nastawienie czysto praktyczne. Niepokoi także to, że nie akcentuje się wychowawczej roli szkoły. Owszem, w programie szczegółowym tu i ówdzie zwraca się na to uwagę, ale brakuje jasnego założenia, że wychowanie jest ważnym celem edukacji. Już dziś szkoła niedomaga pod tym względem. Można się obawiać, że wychowawcza rola szkoły zostanie jeszcze bardziej osłabiona.
— Ta podstawa jest bardzo nowocześnie napisana od strony metodycznej, ale niepokoi mnie jej fundamentalne założenie, które traktuje edukację jako towar na rynku. Skutek jest taki, że przy przedmiotach humanistycznych prawie wcale nie mówi się o wartościach, ale wszystko sprowadza się do umiejętności. W poprzedniej podstawie we wstępie były opisane pewne założenia antropologiczne, w nowej tego nie ma — podkreśla Piotr Bejnar-Bejnarowicz, dyrektor Liceum Przymierza Rodzin w Warszawie.
Liceum za mało ogólnokształcące
Nowa podstawa wprowadza ciągłość programową między gimnazjum a liceum w zakresie wielu przedmiotów. Nauczanie ogólne obejmować będzie trzy lata gimnazjum i pierwszą klasę szkoły ponadgimnazjalnej. Uczniowie po pierwszej klasie muszą się zdecydować na specjalizację. Ci, którzy wybiorą poszerzoną wersję przedmiotów ścisłych, będą uzupełniać wiedzę humanistyczną na zajęciach nazwanych „historia i społeczeństwo”. Z kolei humaniści będą uzupełniać wiadomości z przedmiotów ścisłych na tzw. przyrodzie. Druga i trzecia klasa liceum stanie się czymś w rodzaju kursu przygotowującego do egzaminu maturalnego i przyszłych studiów.
— Wybieranie specjalizacji w tak wczesnym wieku nie jest dobre, bo człowiek jeszcze wtedy nie wie, co go interesuje. To będzie kosztem jego rozwoju. Nasza oświata daje duże możliwości rozwoju uczniom bardzo uzdolnionym. Gorzej mają się ci „czwórkowi”. Reforma pogłębi to zjawisko, ponieważ podstawa jest przygotowana dla przeciętnych, czyli „trójkowych”. To będzie równanie w dół. Będziemy kształcić ludzi-komputery pozbawionych ogólnej wiedzy humanistycznej, bez zakorzenienia w kulturze — komentuje s. Wojnar.
— Ciężar zdobywania wiedzy ogólnokształcącej zostaje przeniesiony do gimnazjum, które od strony programowej zostaje wydłużone do czterech lat. A przecież gimnazjum jest najtrudniejszym etapem dojrzewania — akcentuje Piotr Bejnar-Bejnarowicz.
Za mało historii
Obowiązkowy kurs historii dla wszystkich uczniów zakończy się w pierwszej klasie liceum. Uzupełniający przedmiot historia i społeczeństwo przewiduje 10 przekrojowych bloków tematycznych, z których nauczyciel wybiera tylko cztery.
— Do tej pory w szkołach uczono historii w dwóch cyklach, w gimnazjum i liceum, czyli dwa razy po trzy lata. W pierwszym cyklu, w gimnazjum, uczniowie zapoznawali się z uproszczoną faktografią. Natomiast później, w liceum, wchodzili w pogłębione omówienie problemów. W praktyce różnie to wychodziło. Jeśli jednak ten program zostanie tak uproszczony, jak chce MEN, będzie to miało fatalne skutki. Ministerstwo chce wprowadzić tylko jeden cykl, który zakończy się już w pierwszej klasie liceum. Z konieczności ten kurs będzie bardzo okrojony. I niestety, uczeń liceum przez ostatnie dwa lata przed maturą nie będzie uczył się historii w ogóle. To spowoduje, że straci i tak już powierzchowną wiedzę, którą sobie przyswoił w gimnazjum — uważa prof. Wojciech Roszkowski.
Reforma może prowadzić do wykształcenia obywateli Europy i świata, którzy nie poznali dobrze swoich korzeni narodowych.
— Propozycje MEN to, moim zdaniem, powielanie najgorszych wzorców zachodnich. Historii powinno się uczyć dłużej — podkreśla prof. Roszkowski.
Nowe pomysły na lektury
Od kilku lat kolejni ministrowie edukacji układają własną listę lektur. W gimnazjum i liceum obowiązują dziś dwa spisy lektur: w klasach trzecich wersja min. Giertycha, w klasach pierwszych i drugich wersja min. Legutki. Obowiązkowy kanon obejmuje w gimnazjum około 20 książek, a w liceum 30, nie licząc kilkunastu mniejszych utworów. Nowa podstawa przynosi kolejną, tym razem radykalną, zmianę. Określa ona, że uczeń w gimnazjum powinien przeczytać nie mniej niż 5 książek rocznie, a w szkołach ponadgimnazjalnych nie mniej niż 13 w ciągu trzech lat nauki. Zestaw proponowanych lektur jest bardzo szeroki, nauczyciel ma swobodę wyboru, ale tylko nieliczne utwory są obowiązkowe dla wszystkich. W liceum jest ich zaledwie 8, z czego niektóre bardzo krótkie. Jeśli tak jest, to na egzaminach wymagać będzie można treści tylko tych lektur, które uznano za obowiązkowe. To może powodować, że mniej ambitni poloniści skoncentrują się tylko na tych utworach.
Nie brakuje jednak wśród polonistów opinii, że nowa podstawa jest wyrazem realizmu. Ich zdaniem, aktualna lista lektur jest tak przeładowana, że uczniowie i tak nie czytają ich wszystkich. Lepiej jest wyznaczyć pewne absolutne minimum, co wyzwoli nauczycieli od presji realizacji niewykonalnych programów.
— Taka droga prowadzi na manowce — uważa polonista Piotr Bejnar-Bejnarowicz. — Szkoła powinna stawiać wymagania, skłaniać uczniów do lektury, a ich znajomość egzekwować. Jeśli polonisty nie wspiera w tym podstawa programowa, to będzie mu trudniej. Tak wąski kanon obowiązkowych lektur może prowadzić do tego, że zagubi się pewna wspólnota doświadczeń kulturowych. Czytanie książek jest jednym z podstawowych sposobów budowania tej wspólnoty. Poza tym wybór Gombrowicza i Schulza jako reprezentantów literatury XX wieku wydaje się bardzo arbitralny. To autorzy godni czytania, ale dlaczego tylko oni?
Wśród lektur dla liceów nie ma ani jednej książki Henryka Sienkiewicza. W gimnazjum obowiązkowa będzie jedna powieść: „Quo vadis”, „Krzyżacy” lub „Potop”. Jednak kto w gimnazjum zdecyduje się na omawianie „Potopu”? Zatem już wkrótce Polacy ze średnim wykształceniem nie będą wiedzieli, skąd pochodzą słowa: „Kończ waść, wstydu oszczędź” albo „Ociec, prać?”. Gdy minister Roman Giertych przedstawił propozycję lektur bez Gombrowicza, podniosła się medialna wrzawa, propozycje minister Hall nie wywołują tylu emocji. Czy istnieją dwie polskie kultury, z których jedną reprezentuje Sienkiewicz, a drugą — Gombrowicz i tylko jedna jest „słuszna”? — To kwestia mód — twierdzi prof. Aleksander Nalaskowski. — Gombrowicz jest modny i jego krytyka szkoły także. Ale rugowanie Sienkiewicza, Krasińskiego i Słowackiego to skazywanie ich na kulturowy niebyt. Wiąże się z tym ogromne ryzyko historyczne, za które odpowiedzialność ponosi MEN.
Czy wobec tego nie należy zaapelować o poszerzenie kanonu lektur obowiązkowych? — Tutaj liczyłbym na rozsądek i sumienie polonistów. Z tą „nacją” nie jest tak źle. Sądzę, że obronią to, co najcenniejsze — uspokaja prof. Nalaskowski.
Ta reforma wymaga reformy
Nowa podstawa programowa będzie wchodzić w życie stopniowo. W roku szkolnym 2009/2010 nowe programy obowiązywać będą w pierwszych klasach szkoły podstawowej i w gimnazjach. Reforma programowa stopniowo będzie obejmować kolejne roczniki. Do szkół ponadgimnazjalnych dotrze w roku szkolnym 2012/2013. Zanim zostanie w pełni wdrożona, minie 6 lat. Jedną z nowości nowej podstawy będzie wprowadzenie obowiązkowej etyki dla uczniów wszystkich szczebli edukacji, którzy nie uczęszczają na religię.
Nowa podstawa programowa została już podpisana. Czy można jeszcze coś zmienić?
— Ratunkiem byłoby poprzedzenie tego bardzo „technicznego” dokumentu czymś w rodzaju wprowadzenia, w którym zapisano by ogólne założenia koncepcji kształcenia — przekonuje siostra Wojnar. — Tam powinien pojawić się wyraźny zapis, że system oświaty ma służyć wychowaniu i wszechstronnemu rozwojowi człowieka. W obowiązującej od 18 lat preambule Ustawy o systemie oświaty czytamy, że „nauczanie i wychowanie — respektując chrześcijański system wartości — za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki. Kształcenie i wychowanie służy rozwijaniu u młodzieży poczucia odpowiedzialności, miłości ojczyzny oraz poszanowania dla polskiego dziedzictwa kulturowego, przy jednoczesnym otwarciu się na wartości kultur Europy i świata”. Te ogólne zasady powinny być uwzględnione w akcie wykonawczym, jakim jest rozporządzenie ministerstwa.
Na razie grupa historyków różnych opcji sformułowała zgodny sprzeciw wobec pomysłów MEN. Pod protestem opublikowanym w „Rzeczpospolitej” podpisali się m.in. Andrzej Paczkowski, Wojciech Roszkowski, Piotr Wandycz, Bohdan Cywiński czy Paweł Wieczorkiewicz. Historycy apelują „o rozważenie przez osoby zarządzające polską oświatą konieczności przemyślenia na nowo konsekwencji tak rewolucyjnej reformy programowej dla przyszłego kształcenia młodych polskich obywateli. Ta sprawa wymaga otwartej, szerokiej debaty. Ta reforma wymaga reformy — zasadniczej”.
Współpraca:
Szymon Babuchowski, Przemysław Kucharczak
opr. mg/mg