Gdy z powodu pandemii szkoły zostały zamknięte, o edukację dzieci musieli się zatroszczyć rodzice. To przypomniało, że to na nich, a nie na państwie, ciąży pierwszy obowiązek wychowania dzieci
Gdy z powodu pandemii szkoły zostały zamknięte, o edukację dzieci musieli się zatroszczyć rodzice. I być może uświadomili sobie wówczas to, co Kościół głosi od wieków, a mianowicie że to na nich, bardziej niż na państwie, spoczywa pierwszy obowiązek wychowywania własnych dzieci. Szkoły działają jedynie zastępczo, w imieniu rodziców, i muszą się z ich głosem liczyć.
Był to także czas, kiedy można było więcej przeczytać i wiele spraw przemyśleć, uwalniając umysł od tumaniących wirusów.
Starożytny grecki uczony Plutarch powiedział, że umysł «nie jest jak naczynie, które trzeba napełnić, ale jak ognisko, które trzeba rozpalić». Edukacja to zatem nie tylko ćwiczące pamięć «wkładanie» materiału do głowy, ale przede wszystkim rozwijanie intelektualnego zapału. A chwilowe uwolnienie dzieci i studentów od szkolnego drylu być może wzbudziło w nich pragnienie innych metod nauczania.
Sięgając pamięcią do ostatnich miesięcy, dobrze jest zakodować te sprawy, które wzbudziły zachwyt, które zaintrygowały. Zauważyło się bowiem jakiś ład, jakiś sens, jakąś wewnętrzną harmonię poznawanej rzeczywistości, a to zaiskrzyło i zadziwiło. Podziw jest dostrzeżeniem, że coś prawdziwego się wie, ale są jeszcze inne rzeczy, których się nie wie i które intrygują. Takie chwile są niezwykle istotne w wyzwalaniu umysłu, ponieważ rozpalają intelektualny ogień.
Ważne jest, by tych momentów zachwytu nad prawdą nie gasić, tylko je cenić, nawet jeśli dotyczą spraw na pozór banalnych, ale dla dziecka czy studenta w danym momencie ważnych i fascynujących. Ograniczenie nauki do wkuwania narzuconych treści, na bazie autorytetu osoby nakazującej, nie rozwija samodzielnego myślenia i nie wiedzie do mądrości. Trzeba czegoś więcej.
Istotą kultury jest takie wyrobienie intelektu by zmierzał do prawdy, bo ona fascynuje. Społeczności, w których nie rozpala się umysłów, trwają w marazmie, w potulnym posłuszeństwie i niekiedy w ciągłych pretensjach do innych. Gdy ludziom nie zależy na prawdzie i zadowalają się tym, że znają jedynie półprawdy, a choć podświadomie wyczuwają, że one są nic nie warte, nie potrafią ich zastąpić czymś lepszym, trwają w zagubieniu, w ucieczce przed pewnością, i godzą się na to, że inni nimi manipulują. Wtedy wszelkie decyzje, i te życiowo ważne, i te codzienne, są podejmowane pochopnie, a skutki tego bywają żałosne.
Umysł wyzwolony nie jest tylko urzeczony zjawiskami, ale także stara się precyzyjnie dociec, jak rzeczywiście sprawy się mają. Kultura intelektualna to bowiem nie tylko nabywanie wiedzy i pamiętanie faktów. To coś więcej. To umiejętność dostrzegania istotnych momentów i ich oceniania. Pozwala ona sięgnąć głębiej niż powierzchowny turysta, który może i wiele krajów zwiedził, przez wiele muzeów przebiegł, ale nic nie rozumie z tego, co widział, bo brak mu kryteriów osądu, brak własnego myślenia. Trzeba być ponad swoją wiedzą i nie być przez nią przytłoczonym. Inaczej umysł, bombardowany seriami bieżących wiadomości, nie podejmuje żadnego wysiłku, niczego w głowie nie porządkuje i w sumie niczego nie rozumie, nic mądrego nie może zaproponować.
Dlaczego w społeczeństwach często dochodzi do skłócenia? Czy nie wynika to z tego, że ludziom brak kultury intelektualnej i tak naprawdę nic pewnego nie wiedzą, nie potrafią dokonywać istotnych rozróżnień, a więc nie umieją też się różnić i jednocześnie szanować? Człowiek dojrzały umysłowo potrafi zmierzyć się z poglądami, z którymi się nie zgadza, bo wie, że może być w nich ziarno prawdy, które warto wydobyć, ale też potrafi je właściwie umiejscowić wobec tego, co ważniejsze. Lekarstwem na skłócenie nie jest ucieczka od prawdy, zastąpienie jej ciągłą niepewnością czy krycie się pod płaszczem opinii innych, co może być aprobatą głupoty lub nihilizmu, ale umiejętność głębszego myślenia i zarazem wyjaśniania, przy szanowaniu godności tych, którym do kultury intelektualnej jeszcze daleko.
Nad jakością swego umysłu i jego rozwinięciem warto się zastanowić. Ale trzeba wiedzieć, czym są intelekt, rozum i wola. Jak funkcjonują i jaki jest ich sens. A także, jak mogą być rozwinięte lub też zahamowane. Tak jak uczeń poznaje materialne zjawiska fizyczne, chemiczne i biologiczne, jak poznaje owoce ducha, język, literaturę i doświadczenia społeczne, jak też ucząc się matematyki wyrabia zdolność precyzyjnego zestawiania danych i myślenia, podobnie też trzeba, aby uczniowie i studenci zaznajomili się z naturą, celowością i funkcjonowaniem władz duchowych. Programy nauczania, które pomijają te zagadnienia, są głęboko okaleczone.
Ktoś może powiedzieć: nad czym się tu zastanawiać? To są sprawy oczywiste, a więc nie potrzeba im poświęcać czasu. To samo można powiedzieć o gimnastyce. Do czego ona służy? Człowiek ma ciało, więc po co je ćwiczyć? A jednak zarówno ciało, jak i władze duchowe są godne uwagi. Od tysiącleci mędrcy starali się zgłębić, czym jest umysł, w czym intelekt różni się od rozumu i jak one współdziałają — lub też nie — z wolą oraz ze zmysłami oraz jakie są prawa rozwoju umysłowego. Zauważyli, że władze duchowe odgrywają centralną rolę w myśleniu i działaniu, a nawet drobny błąd w ich zdefiniowaniu ma poważne konsekwencje. Stąd, dla dobra życia osobistego i zbiorowego, warto zastanowić się nad samym umysłem, dokładnie sobie wszystko układając w głowie, aby rzeczywiście dochodziło do potęgowania jego naturalnych właściwości.
Niezwykle głębokie studium umysłu znajduje się w De veritate św. Tomasza z Akwinu. Ten średniowieczny myśliciel precyzyjnie wniknął w naturę umysłu. Skorzystał przy tym z dorobku Arystotelesa, ale go też rozwinął. Nie badał fizjologicznego, mózgowego podłoża umysłu, o którym oczywiście wiedział, ale starał się uchwycić samą rzeczywistość duchową, jaką jest umysł. Choć jest duchowy, umysł ma swą naturalną strukturę i właściwości oraz możność rozwoju i da się je dokładnie poznać, korygując przy tym nieświadome błędne założenia i domysły. Co ciekawe, w dobie wielkiego ideowego zamieszania, w czasach hitlerowskich, św. Edyta Stein, wówczas już karmelitanka, przetłumaczyła to fundamentalne dzieło na niemiecki. Nie każdy może sobie pozwolić na studiowanie dzieł św. Tomasza, bo i tematyka jest trudna, i wymaga żmudnego wysiłku. Ale nad wyzwoleniem swego umysłu warto się zastanowić.
Gdy się nie wie, czym są umysłowe władze poznawcze i jak funkcjonują, nie wytwarza się mechanizmów obronnych przed potocznymi, ale błędnymi sądami i odczuciami. A gdy się źle rozumie, czym jest wola, myśląc, że z natury jest wolna i nie potrzebuje wychowania, to nie wie się, czym jest wolność i że potrzebuje ona wyzwolenia i wychowania, co już ma wpływ na działanie, na odpowiedzialność, na społeczne umiejscowienie i na relację do Boga.
Św. John Henry Newman był zdania, iż uniwersytet nie ma dawać przygotowania do zawodu. Ma wychować dżentelmena z wyzwolonym umysłem. «Otworzenie umysłu, skorygowanie go, nadanie mu finezji, uzdolnienie go to tego, by znał, przetrawiał, rządził i posługiwał się swą wiedzą, danie mu władzy nad własnymi władzami, nauczenie go przykładania się, giętkości, metody, krytycznej dokładności, bystrości, zaradności, ukierunkowania i elokwentnego wyrazu, to wszystko jest zadaniem godnym poznawczej uwagi, porównywalnym z kultywowaniem cnoty, ale i też całkowicie odrębnym» (The Idea of a University).
Formacja intelektualna, niestety, uległa podobnym zmianom co etyka ekonomii. Kiedyś obowiązywała zasada, że jak towar się nie sprzedawał, produkowało się lepszy. To wiodło do poprawy poziomu produkcji. Teraz, gdy nie można sprzedać towaru, produkuje się gorszy i tańszy, ale za to docierający do większej liczby ludzi. Zastosowana w dziedzinie edukacji, ta zmiana sprawiła, że właściwie wszyscy mają maturę i wielu cieszy się tytułem naukowym. Ale czy wzrosła przez to kultura intelektualna? Czy ludzie potrafią samodzielnie myśleć, tworzyć i uodparniać się na fake newsy? Czy lepiej rozumieją człowieczeństwo i wiedzą, co daje najwyższe szczęście? Czy wiedzą, na czym polega ład dający wewnętrzny i zewnętrzny pokój?
W krajach, w których państwo nie ma monopolu na edukację, jest miejsce dla różnych tradycji i sposobów formowania umysłu. Rodzice mogą wybierać taki system nauczania, jaki uważają za stosowny dla swych dzieci. Posyłają je do wybranych szkół albo też sami organizują nauczanie domowe, mając pełną swobodę w zakresie doboru tematów, programów i podręczników. Tworzą stowarzyszenia podobnie myślących rodziców i nawzajem sobie pomagają, bez kontroli szkół i kuratoriów. Ci, którzy te sprawy dobrze rozumieją, zakładają szkoły, uczelnie i uniwersytety pielęgnujące wybraną tradycję kształcenia umysłów, wiedząc oczywiście, że są inne środowiska, które ich wartości i sposobów nauczania nie podzielają.
Gdy zakłada się — nie wiadomo dlaczego — że w kraju wszystko ma być identyczne, w efekcie uczniowie i studenci, a nawet i nauczyciele są traktowani jak bierna materia, urabiana według pomysłów aktualnej, a zarazem zmiennej politycznej poprawności. Im bardziej państwo jest autorytarne, tym bardziej rządzący boją się samodzielnie myślących.
Są ludzie, którzy przeszli przez system edukacyjny, który nie sprzyjał samodzielnemu myśleniu, bo ważniejsze od rozwijania inteligencji było mechaniczne wkuwanie pojęć i faktów, przyswajanie sobie narzucanych ideologii, odpowiadanie na bieżące potrzeby rynku lub chodziło jedynie o to, by dobrze wypaść w testach sprawdzanych przez maszyny. Gdy ci ludzie potem uświadomią sobie swoje braki, mogą sami zatroszczyć się o rozwój własnego myślenia, korygując to, co otrzymali, również po zakończeniu studiów, ale wymaga to świadomego przyłożenia się i wysiłku.
Ten, kto samodzielnie przestudiował fundamentalne zagadnienia, takie jak istota szczęścia, sens życia, wyrabianie sobie twórczej zaradności i odpowiedzialnej sprawczości, a więc te elementy podstawowego wykształcenia etycznego, które zostały pominięte w otrzymanej edukacji, lepiej rozumie siebie, lepiej daje sobie radę z własną psychiką i zmysłowością oraz lepiej rozumie społeczeństwo. Taki człowiek może mądrze pokierować swym życiem i znaleźć swe miejsce w świecie. A gdy przeobrażenia ekonomii i polityki wymuszą zmianę zawodu, człowiek o wyzwolonym umyśle sprawniej przystosuje się do nowej sytuacji. Być może postronni będą go uważać za dziwaka, bo nie myśli i nie zachowuje się tak jak inni, ale to dla niego będzie nieistotne. Człowiek intelektualnie dojrzały zawsze jest jakoś samotny, ale ceni sobie wolność myśli i uniezależnienie od mody i presji społecznej, i wie, że lepiej rozumie świat i samego siebie.
W tym wszystkim łaska wiary nie przeszkadza, a wręcz pomaga, ponieważ wyprowadza umysł dalej, ku życiodajnej objawionej tajemnicy. Wiara nie jest czapą, która spada na oczy, lecz wyostrzeniem umysłu. Rozum, właśnie dlatego, że jest rozumny, zna swoje granice i wie, że poza jego naturalnymi możliwościami jest jeszcze coś więcej, i dlatego z wdzięcznością może przyjąć ofiarowany dar. Wiara nie zabrania myślenia, czy to wewnątrz niej samej, czy też poza nią lub raczej obok niej. Co więcej, ona wprost zachęca do takiego myślenia, do wychodzenia umysłu ku pełni prawdy.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (7-8/2020) and Polish Bishops Conference