Najtrudniejszym zadaniem ewangelizatora jest...
Świętość to najpiękniejsza normalność,
jaką może osiągnąć człowiek.
Jest rzeczą oczywistą, że współcześni ewangelizatorzy powinni pełnić rolę Bożych proroków zarówno w odniesieniu do ludzi szlachetnych, jak i błądzących. Wobec ludzi cynicznych i przewrotnych powinni zdobywać się na odwagę demaskowania ich obłudy i złej woli. Jednak najtrudniejszym zadaniem ewangelizatora nie jest demaskowanie zła, lecz umacnianie ludzi szlachetnych na ich drodze dorastania do świętości. Właśnie dlatego ewangelizatorzy nie powinni ograniczać się do głoszenia ludziom dobrej woli podstawowych prawd o Bogu i człowieku. Każdego księdza, osobę konsekrowaną, rodzica, katechetę czy nauczyciela Bóg powołuje do jeszcze bardziej niezwykłego i do jeszcze trudniejszego zadania. Zadaniem tym jest komunikowanie słowa Bożego w taki sposób, by pomagać współczesnym ludziom w wypływaniu na głębię Ewangelii. Dopiero wtedy głoszenie Ewangelii staje się rzeczywiście szkołą bogatszego człowieczeństwa.
Niepokojącym znakiem jest sytuacja, gdy do księdza czy świeckiego ewangelizatora zgłaszają się jedynie ludzie zagubieni i poranieni, a w ogóle nie przychodzą ludzie młodzi, szczęśliwi i bogaci (zwłaszcza w sensie duchowym). To oczywiste, że ludzie poranieni i bezradni zawsze będą szukać pomocy i to nawet tam, gdzie w rzeczywistości nie mogą jej otrzymać. Sprawdzianem kompetencji nowego ewangelizatora nie jest to, że szukają go ludzie znajdujący się w materialnej czy duchowej potrzebie, ale że szukają go również ci, którzy są silni i radośni i którzy pragną nieustannie się rozwijać. Ewangelizator na wzór Chrystusa to zatem ktoś, kto nie tylko jest nadzieją dla pokrzywdzonych i poranionych, ale kto fascynuje i przyciąga również ludzi szczęśliwych i szlachetnych. To ktoś, kto nie tylko wspiera potrzebujących, ale kto potrafi umacniać mocnych oraz nieść nadzieję tym, którzy nie są jeszcze mocni, ale którzy w Chrystusie pragną stać się nowym człowiekiem.
Kompetentny ewangelizator to ktoś, kto potrafi głosić Ewangelię nie tylko w obliczu anonimowego tłumu ludzi dobrej woli, ale także twarzą w twarz ze współczesnymi ludźmi w małych grupach formacyjnych. Tego typu krąg słuchaczy słowa Bożego możemy nazwać duszpasterskimi grupami elitarnymi. Nazwa ta w żaden sposób nie oznacza, że chodzi tu o ludzi, którzy są już świętymi czy którzy mają prawo do poczucia moralnej wyższości wobec innych ludzi. Przecież i w tych grupach spotykamy osoby niedojrzałe, poranione czy takie, które przeżywają poważny kryzys. Czasami to właśnie bolesne odkrycie osobistej słabości i bezradności skłoniło tych ludzi do szukania grup formacyjnych. Elitarność tych grup nie wynika zatem w żaden sposób z doskonałości ich członków. Kryterium elitarności jest w tym przypadku zupełnie inne. Chodzi tu mianowicie o ludzi, którzy postanowili zainwestować siły i czas we własny rozwój, którzy — nie zawsze z powodzeniem — pragną wypływać na głębię Bożej miłości do człowieka i Bożej prawdy o człowieku. Elitarne grupy formacyjne to zatem wspólnoty niedoskonałych osób, które z pokorą uznają własne granice i które właśnie ze względu na swoją niedoskonałość szukają ludzi oraz wspólnot po to, by wzrastać w wierze, nadziei i miłości. Jeśli ktoś w tych grupach nie ma tego typu nastawienia, lub jeśli jest przekonany o własnej wyższości z samego faktu przynależności do jakiejś grupy formacyjnej, to tym samym jest tam obecny w sposób niedojrzały i zwykle nie skorzysta z szansy na rozwój.
Nowy ewangelizator nie tylko chętnie wspiera elitarne grupy formacyjne, lecz czyni coś znacznie więcej, a mianowicie sam wychodzi z nowymi propozycjami formacyjnymi. Potrafi też odważnie i z entuzjazmem proponować ludziom w różnym wieku i z różnych środowisk, by włączyli się do tworzonych przez niego grup modlitewnych, apostolskich czy charytatywnych. Kompetentny ewangelizator to ktoś, kto od samego Boga uczy się wielkiej wyobraźni miłości. To ktoś, kto nieustannie znajduje nowe propozycje duszpasterskie i kto chętnie korzysta z doświadczeń w tym względzie tych duchownych i świeckich, którzy już osiągnęli na tym polu dobre rezultaty. Ewangelizator według serca Bożego rozumie, że troska o elitarne grupy formacyjne to nie jego „dodatkowa” praca, ani nie przejaw jakiejś szczególnej ofiarności czy „nadgorliwości”. Przeciwnie, rozumie, że duszpasterstwo grup elitarnych jest zwyczajnym - a nie nadzwyczajnym! - elementem duszpasterstwa zwyczajnego! Ma też świadomość tego, że im bardziej wypływa na głębię Ewangelii i Bożej miłości z niektórymi ludźmi w swojej parafii czy innej wspólnocie, tym bardziej — chociaż pośrednio - pomaga wszystkim innym ludziom żyjącym w tym środowisku. Umacniając bowiem mocnych sprawia, że ludzie przez niego umocnieni będą wspierać tych, którzy są jeszcze niemocni i że przynajmniej niektórych z nich zachęcą do włączenia się w grupy i ruchy formacyjne.
Nowy ewangelizator potrafi ustrzec się „rasizmu” duszpasterskiego, który jest poważnym zagrożeniem w naszych czasach. „Rasizm” ten to niezgodne z Ewangelią przekonanie, że ludzie, którzy przeżywają trudności czy którzy zostali skrzywdzeni przez innych, mają nie tylko pierwszeństwo, ale nawet wyłączność, gdy chodzi o opiekę duszpasterską. Tego typu przekonanie to popadanie w drugą skrajność w stosunku do niedawno jeszcze obowiązujących — i równie błędnych — tradycji. Otóż w minionych dziesięcioleciach księża na ogół unikali kontaktu z ludźmi, którzy żyli w związkach pozasakramentalnych, nie chodzili do kościoła, nie przyjmowali księży z wizytą duszpasterską, albo którzy popadli w alkoholizm czy narkomanię. Trzeba obecnie powrócić do ewangelicznej równowagi w duszpasterstwie, to znaczy znajdować czas i docierać ze słowem Bożym do każdej grupy ludzi w danej parafii czy wspólnocie. Niektórzy księża czy katecheci świeccy tłumaczą brak elitarnych grup i ruchów formacyjnych w ich środowiskach tym, że nie znajdują wśród dorosłych, młodzieży czy dzieci osób chętnych do skorzystania z tego typu pogłębionej formacji. Jednak - poza skrajnymi przypadkami - brak małych grup czy ruchów formacyjnych w danej wspólnocie świadczy zwykle o tym, że sam ewangelizator nie ma w sobie wystarczającej głębi oraz wystarczających kompetencji potrzebnych do tego, by zafascynować współczesnego człowieka swoimi propozycjami duszpasterskimi.
Komunikacja pastoralna w małych grupach i ruchach formacyjnych umożliwia poprowadzenie współczesnego człowieka na taką głębię ewangelicznej miłości i mądrości, że rozumie on precyzyjnie wszystkie podstawowe zasady postępowania w każdej sferze życia. Taki człowiek potrafi również samodzielnie aplikować niezmienne normy Ewangelii do ciągle zmieniających się sytuacji. Dojrzale uformowany człowiek jest na tyle silny Bogiem i Bożą mądrością, że nie ma potrzeby radzić się innych ludzi, ani nie przeżywa niepewności wtedy, gdy znajduje się w nowej sytuacji albo w obliczu nowych życiowych zadań. Owocem pogłębionego korzystania z komunikacji pastoralnej w ramach małych grup i ruchów formacyjnych jest zatem chrześcijanin, który spełnia kryteria dojrzałości, jakie Chrystus wyznacza swoim uczniom: „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10, 16). Dojrzały chrześcijanin nie jest ani dobrotliwym naiwniakiem, którym można manipulować, ani inteligentnym i sprytnym grzesznikiem, który nikogo nie kocha. Kompetentny ewangelizator wie, że w punkcie wyjścia chrześcijaństwo adresowane jest do każdego człowieka. Chrystus posyła nas do współczesnego świata po to, by głosić Dobrą Nowinę wszystkim ludziom, także bardzo grzesznym i zagubionym. Jednak w punkcie dojścia chrześcijaństwo to formowanie duchowych mocarzy, ludzi zupełnie odnowionych i odrodzonych w Chrystusie. To formowanie tych, którzy potrafią tak mądrze myśleć i tak dojrzale kochać, że ten świat jest wobec nich bezradny i że niepokoi się w obliczu świadectwa ich życia.
Wzorem w wypływaniu na głębię Ewangelii poprzez pracę formacyjną z małymi grupami jest Chrystus, który obchodził miasta i wioski w Galilei po to, by od rana do wieczora głosić Dobrą Nowinę licznym zwykle grupom słuchaczy. Mimo tak intensywnego nauczania tłumów Jezus znajdował czas na to, by Bożą prawdę i miłość komunikować w elitarnych grupach wybranych przez siebie uczniów. Udzielał im dodatkowych wyjaśnień, odpowiadał na ich pytania i wątpliwości, analizował szczegóły, których nie sposób było analizować w obliczu tłumu ludzi. Komunikował prawdy i wartości, które można przekazać tylko w klimacie wyciszenia, tylko na górze samotności, albo jedynie w komunikacji twarzą w twarz i sercem w serce (por. Mt 17, 1-8).
Komunikacja pastoralna w małych grupach formacyjnych to przechodzenie od płycizny ogólników do głębi konkretów w odniesieniu do tego wszystkiego, co ważne dla współczesnego człowieka, a także dla jego dojrzałej relacji z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Dopiero wtedy, gdy wypływamy na głębię nauczania Jezusa, możemy zachwycić się Jego Ewangelią oraz perspektywami własnego rozwoju. Tytułem przykładu popatrzmy w jaki sposób ukazywać współczesnemu człowiekowi tajemnicę ludzkiej cielesności i ludzkiej radości w perspektywie Ewangelii. Zacznijmy od popatrzenia na cielesny wymiar człowieczeństwa.
Kompetentny ewangelizator ma świadomość, że żaden człowiek nie może osiągnąć chrześcijańskiej dojrzałości, jeśli nie zrozumie sensu własnego ciała i jeśli nie potrafi zintegrować swojej cielesności w ramach swego powołania do miłości i świętości. Pismo Święte ukazuje człowieka jako osobę wcieloną, która otrzymała ciało pochodzące z prochu ziemi (por. Rdz 2,7). W antropologii biblijnej cielesność jest tak ważna, że pozostanie integralnym elementem człowieka również po śmierci doczesnej. Pierwowzorem w tym względzie jest dla nas Chrystus, który „zmartwychwstał w swoim własnym ciele: <Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem> (Łk 24, 39)”. Mimo, że nietrwałe i porównywalne do gliny (por. 2 Kor 4, 7), ciało człowieka jest jedyne i niepowtarzalne. Poprzez ciało wyraża się osoba ludzka. Kto dotyka mojego ciała, ten dotyka mnie, jako osoby. Kto wyrządza mi cielesną krzywdę, ten krzywdzi mnie, a nie tylko moje ciało. To właśnie w swej cielesności w szczególny sposób doświadcza człowiek własnej słabości oraz kruchości swego losu: „Jestem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać — nie” (Rz 7, 18). Tak, jak nie istnieje człowiek poza swoją płciowością, czyli w oderwaniu od swego bycia kobietą lub mężczyzną, tak też nie istnieje człowiek poza swoją cielesnością.
Kompetentny ewangelizator wyjaśnia współczesnym słuchaczom słowa Bożego ignorowany przez wielu fakt, że ciało ludzkie wyraża to, co jest tajemnicą człowieka, a nie tajemnicą ciała. Nasze zachowania cielesne odsłaniają to, kim jesteśmy jako ludzie, jakimi kierujemy się wartościami, w jaki sposób rozumiemy sens życia i kim chcemy być dla innych ludzi. Kto poniża swoje ciało, ten poniża samego siebie. Kto przezwycięża słabości ciała, ten odnosi zwycięstwo nad sobą, a nie tylko nas swoim ciałem. Kto w sposób świadomy i odpowiedzialny kieruje ciałem, ten jest człowiekiem rozumnym i wolnym. Po grzechu pierworodnym w jakimś stopniu wszyscy ludzie przeżywają trudności w zrozumieniu sensu ciała i w kierowaniu własną sferą cielesną. Konsekwencją pierwszego grzechu był lęk człowieka w obliczu cielesności: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3, 10). W odniesieniu do ciała grożą postawy skrajne. Pierwsza skrajność to redukowanie człowieka do jego cielesności. Prowadzi to do różnych form cielesnego zniewolenia. Skrajność druga to wrogość wobec ciała i próba ucieczki od własnej cielesności.
Kompetentny ewangelizator pomaga współczesnemu człowiekowi w pogłębiony sposób zrozumieć sens ludzkiego ciała w świetle Ewangelii. Sens ten najpełniej odsłania Jezus, który będąc Synem Bożym, przyjął ludzkie ciało, aby w ten sposób stała się dla nas widzialna miłość niewidzialnego Boga. Wcielenie Syna Bożego rzuca pełne światło na tajemnicę ciała. Stwórca obdarzył nas cielesnością nie po to, byśmy się jej podporządkowali lub byśmy od niej uciekali, lecz po to, byśmy za pośrednictwem ciała mogli wyrażać miłość. Niewidzialny Bóg, który jest miłością, potwierdza, że na tej ziemi tylko miłość widzialna — a zatem wcielona w wysiłek, w pracowitość i ofiarność - jest miłością zdolną przemieniać człowieka oraz oblicze tej ziemi. Żadna religia ani żaden system filozoficzny nie ma takiej podstawy dla szacunku wobec ludzkiej cielesności, jak chrześcijaństwo. Tylko chrześcijaństwo od dwóch tysięcy lat głosi światu niezwykłą prawdę o Bogu, który stał się ciałem. Żaden system religijny czy filozoficzny nie ukazuje tak ścisłego związku między miłością i cielesnością, jak czyni to chrześcijaństwo. Chrystus upewnia nas, że sensem cielesności jest widzialne wyrażanie miłości za pomocą fizycznej obecności, ofiarnej pracowitości oraz czystej czułości. Ludzkiego ciała nie można wyłączyć z tajemnicy człowieka i z jego powołania do świętości. Każda próba takiego wyłączenia jest przejawem poważnego kryzysu człowieka. Przykładem może tu być próba rozróżniania między „psychiczną” a „fizyczną” zdradą małżeńską, w celu „usprawiedliwienia” tej ostatniej.
Kompetentny ewangelizator wyjaśnia, że dojrzały człowiek to ktoś, kto potrafi być panem własnej cielesności. Taki człowiek potrafi wyrażać więzi i wartości, które w oczywisty sposób przekraczają możliwości ciała. Dla przykładu, dłoń człowieka jest słabsza i mniej sprawna od dłoni niektórych gatunków małp. Ale tylko ludzka dłoń potrafi pisać poezję, grać na fortepianie, dawać znaki miłości, rozgrzeszać. To samo dotyczy całego ludzkiego ciała. Posiada ono sens i możliwości, które wynikają z włączenia ciała w strukturę człowieka. Dojrzały chrześcijanin ma świadomość, że on cały — łącznie ze swoim ciałem — jest świątynią Ducha Świętego i że sensem jego cielesności jest widzialne, ofiarne i czyste wyrażanie miłości (por. I Kor 6,13).
Inny przykład wypływania na głębię komunikacji pastoralnej w ramach małych grup formacyjnych jest wyjaśnianie współczesnemu człowiekowi ewangelicznego rozumienia radości. Pierwszy zadaniem ewangelizatora w tym względzie jest precyzyjne ukazanie różnicy między radością, a przyjemnością, gdyż obecnie wielu ludzi używa zamiennie te pojęcia. Tymczasem kto myli radość z przyjemnością, ten nie zazna radości, gdyż są to zupełnie różne rzeczywistości. Przyjemność jest osiągalna dla wszystkich ludzi, podczas gdy radość jest osiągalna tylko dla niektórych. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy coś zjeść, wyspać się, zaspokoić jakiś popęd czy odreagować złość. Tego typu zachowania osiągalne są dla każdego człowieka, począwszy od małych dzieci, a skończywszy na ludziach niedojrzałych czy zaburzonych. Doznanie przyjemności jest zatem czymś pospolitym, podczas gdy radość jest arystokratyczna, gdyż nie jest ona przeżywana przez wszystkich ludzi. Druga różnica polega na tym, że przyjemność można osiągnąć wprost i natychmiast. Wystarczy, na przykład, sięgnąć po smaczną potrawę czy zostać przytulonym przez kogoś, kto nas kocha. Tymczasem radość nie jest osiągalna wprost. Jest ona „ukryta” za miłością, to znaczy jest konsekwencją stawania się bezinteresownym darem dla innych. Właśnie dlatego ktoś, kto szuka radości, ten jej nie znajdzie. Natomiast ten, kto wymaga od siebie szlachetnego postępowania, ten wcześniej czy później poczuje się szczęśliwym człowiekiem.
Kolejna ważna różnica między radością a przyjemnością polega na tym, że przyjemność jest krótkotrwała (np. odczucie sytości po posiłku) i czasami prowadzi do przykrych doznań (np. na skutek przejedzenia się). Tymczasem radość jest trwała i nigdy nie prowadzi do cierpienia. Nie tracimy jej nawet wtedy, gdy przeżywamy jakieś trudności, np. problemy ze zdrowiem. Radość jest bowiem silniejsza od ciężarów życia, z którymi przychodzi nam się mierzyć. Skupianie się na przyjemności drastycznie zawęża horyzonty naszych pragnień i aspiracji. Może nawet prowadzić do życiowych tragedii. Przykładem są ludzie, którzy dla chwili przyjemności zdradzają małżonka, łamią własną przysięgę małżeńską czy zarażają się wirusem HIV. Podobnie ci, którzy dla przeżycia doraźnej ulgi emocjonalnej nadużywają alkoholu czy sięgają po narkotyk, wchodzą na drogę śmiertelnej choroby. Szukanie przyjemności jako sposób na życie okazuje się drogą do śmierci. Tymczasem radość umacnia naszą wolność i pomaga nam kochać jeszcze mocniej niż dotąd. Człowiek radosny potrafi obronić i zrealizować swoje najpiękniejsza aspiracje, pragnienia, marzenia i ideały.
Kompetentny ewangelizator ukazuje fakt, że ludzie, którzy nie szukają w życiu niczego większego, niż doraźna przyjemność, znajdują się w rozpaczliwej sytuacji. Jest przecież wyrazem rozpaczy to, że dla jakiego człowieka największą życiową aspiracją jest zaspokojenie cielesnych potrzeb czy rozładowanie popędu. Początkowo taki człowiek nie zdaje sobie sprawy z własnego położenia i z własnej rozpaczy. Jednak z każdym dniem staje się on kimś coraz bardziej powierzchownym, egoistycznym i prymitywnym. W konsekwencji nie potrafi już roztropnie myśleć, ani dojrzale kochać. Z czasem doświadcza coraz większego rozgoryczenia i pustki. Tymczasem dojrzały chrześcijanin rozumie, że jeśli chce doświadczać radości, to powinien czynić to, co wartościowsze, a nie to, co w danej chwili przyjemniejsze. Kto szuka jedynie przyjemnych doznań czy miłych nastrojów, ten nie dozna nigdy radości. Radość jest zarezerwowana dla tych, którzy kochają i zapominają o sobie po to, by być dobrym darem dla innych.
Radość sprawia, że nasze życie odsłania swoje najpiękniejsze oblicze, że z entuzjazmem podejmujemy nasze codzienne obowiązki i że odnajdujemy w sobie siłę do mierzenia się z nieuniknionymi przecież trudnościami. Gdy przeżywamy radość, wtedy nawet nasze ciało staje się silniejsze i bardziej odporne na choroby. Radość jest wielkim dobrem. Jezus właśnie dlatego uczy nas kochać, byśmy mieli w sobie Jego radość i aby nasza radość była pełna (por. J 17, 13). On wie, że radość jest pierwszym owocem miłości. Właśnie dlatego radości nie możemy zagwarantować sobie własną mocą. Gdy próbujemy zatrzymać radość mocą naszych pragnień lub gdy skupiamy się na aktualnie przeżywanej radości, wtedy traci ona na sile i stopniowo znika. Im bardziej tęsknimy za radością oraz im bardziej jej szukamy, tym bardziej oddala się ona od nas i tym szybciej przemija. Powyższe zjawisko nie jest czymś przypadkowym, gdyż skupiając się na dążeniu do radości, niepostrzeżenie oddalamy się od jej źródła, czyli od miłości. Rzeczywistym źródłem radości nie są ani nasze pragnienia, ani nasza psychika, lecz osoby, które kochamy oraz miłość, którą od nich przyjmujemy i którą im okazujemy. To właśnie dlatego człowiek najsilniejszej i najbardziej trwałej radości doświadcza człowiek wtedy, gdy tak mocno kocha, że zapomina o pragnieniu radości. Właśnie dlatego ludzie zakochani przeżywają wprawdzie silne zauroczenie emocjonalne, jednak nie jest ono tym samym, co trwała i spokojna radość. Człowiek zakochany nie skupia się bowiem na drugiej osobie i na trosce o jej rozwój, lecz koncentruje się głównie na własnych przeżyciach i potrzebach.
Pójście w głąb w rozumieniu radości pozwala odkryć to, z czego nie zdają sobie sprawy ludzie powierzchowni. Chodzi mianowicie o fakt, że radość jest osiągalna jedynie dla tych, którzy troszczą się o innych i którzy nie są nadmiernie skoncentrowani na własnych przeżyciach czy na pragnieniu radości. Tacy ludzie nie szukają łatwego szczęścia, ani nie mylą radości z przyjemnością. Wiedzą, że radość pojawia się wtedy, gdy jej nie szukamy, bo „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35). Natomiast ludzie smutni to ci, którzy oczekują miłości od innych, ale sami nie podejmują wysiłku, by kochać. Najbardziej intensywna i najtrwalsza radość płynie z więzi z Bogiem, ze zdumienia Jego obecnością, z zachwytu w obliczu Jego nieodwołalnej i bezinteresownej miłości. Bóg, który jest miłością, powołuje każdego z nas do świętości, bo tylko taki sposób życia przynosi radość wielką i trwałą.
Prowadzenie współczesnego człowieka ku takiej właśnie świętości jest ostatecznym celem komunikacji pastoralnej. Optymalne warunki, by ten cel osiągnąć, mają miejsce właśnie w pracy formacyjnej z małymi grupami. Kompetentny ewangelizator potrafi nie tylko zachwycić swoich słuchaczy perspektywą życia w świętości, ale też potrafi precyzyjnie ukazać istotę świętości w świetle Ewangelii. Punktem wyjścia w tym względzie jest przypominanie współczesnym ludziom o tym, że nasze podstawowe powołanie jest jednakowe: wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Powołanie szczegółowe — do małżeństwa i rodziny, kapłaństwa czy życia konsekrowanego — jest uwarunkowane dorastaniem do tego pierwszego i rozstrzygającego powołania, jakim jest świętość.
Jak w każdej dziedzinie, tak również w odniesieniu do świętości grożą skrajne postawy. Błąd pierwszy to mylenie świętości z doskonałością. Trzeba zatem wyjaśniać współczesnym ludziom, że nikt z nas nie jest powołany do doskonałości, lecz do świętości. Różnica jest tu zasadnicza, gdyż człowiek, który dąży do doskonałości, usiłuje być jak Bóg. Natomiast człowiek, który dąży do świętości, pragnie naśladować Boga. Pragnie zatem kochać Boga, samego siebie i bliźniego dojrzałą, heroiczną wręcz miłością, pomimo że przez całe życie doczesne pozostaje kimś niedoskonałym w swoim człowieczeństwie, a także w swoich kontaktach z samym sobą, z ludźmi i z Bogiem. Świętość mylona z doskonałością przeraża, gdyż — słusznie — jawi się jako coś nieosiągalnego. Trzeba wyjaśniać współczesnym ludziom, że — poza Maryją - nikt ze świętych nie był bezgrzeszny. Mocą szczególnej łaski Bożej Matka Chrystusa jako jedyna w historii przez całe życie pozostała bezgrzeszna, ale Ona też była w swym człowieczeństwie niedoskonała, np. nie rozumiała odpowiedzi swego dwunastoletniego Syna, którego odnalazła w świątyni (por. Łk 2, 50). Świętość to zatem nie to samo, co doskonałość czy bezgrzeszność.
Błąd drugi to ukazywanie karykatury świętości, która wtedy nie może pociągać ani fascynować współczesnego człowieka. Przeciwnie, wypaczona wizja świętości jawi się jako coś negatywnego i zupełnie niechcianego. Dla przykładu, karykaturalna wizja świętości to mylenie jej z cierpiętnictwem, z biernym dźwiganiem niezawinionego krzyża, z potulnością i naiwności, a nawet z zacofaniem czy ignorancją. Karykaturalna wizja świętości to także przekonanie, iż święty to jakiś odludek czy dziwak, człowiek nadstawiający każdemu policzek do bicia, albo dewot, który tylko na chwilę wychodzi z kościoła i to jedynie po to, by kupić kolejne pobożne czasopismo.
Kompetentny ewangelizator wyjaśnia, że świętość w perspektywie biblijnej to najpiękniejsza normalność, jaką może osiągnąć człowiek. Jest to bowiem normalność oparta na respektowaniu norm Ewangelii oraz na naśladowaniu Jezusa Chrystusa. On jest ostateczną normą ludzkiego rozwoju i powołania. Syn Boży w ludzkiej naturze wszystkim czynił dobrze. Swoją mocą, mądrością i dobrocią przemieniał tych, których spotykał. Ludzie szlachetni fascynowali się Jego słowami i czynami, a ludzie cyniczni i przewrotni wpadali w popłoch w Jego obliczu. Świętość Chrystusa nie odstrasza i nie pozostawia nas obojętnymi, lecz zdumiewa nas i pociąga. Zadaniem współczesnego ewangelizatora jest uwolnić swoich rozmówców od powierzchownych i naiwnych wizji świętości, ukazywanych w „pobożnych” hagiografiach czy ludowych legendach.
Istotą komunikacji pastoralnej w małych grupach formacyjnych jest zachwycanie współczesnego człowieka Bogiem, który stworzył nas nie z nicości, ale z samego siebie, gdyż tchnął w nas swoją miłość i uczynił nas podobnymi do samego siebie (por. Rdz 1, 26). Ten niezwykły Bóg dosłownie wychodzi z siebie i staje się człowiekiem, żeby poprzez osobiste spotkanie z Nim każdy z nas mógł stawać się kimś większym od samego siebie, czyli żeby stawał się świętym, podobnie jak On jest święty. Kompetentny ewangelizator potrafi upewnić współczesnych ludzi, że jeśli ich marzenia nie są zgodne z marzeniami Boga objawionymi w Ewangelii, to albo ludzie ci zrezygnowali ze swoich największych pragnień i aspiracji, albo nie rozumieją oni Bożych marzeń wobec nich. Taki ewangelizator potrafi też pomagać swoim rozmówcom w tym, by dostrzegali oni zarówno własną wielkość i godność, jak też słabość i ograniczoność. Realistyczne spojrzenie na samego siebie jest niezwykle ważne, gdyż człowiek, który nie dostrzega swoich ograniczeń, nigdy ich nie pokona, ten zaś, kto nie widzi swojej wielkości i godności, nie będzie aspirował do świętości. Najpiękniejszym owocem dojrzałej komunikacji pastoralnej w małych grupach formacyjnych jest świadoma, odważna i aktywna świętość wielu współczesnych ludzi na podobieństwo świętości, którą w naszych czasach zdumiewa Jan Paweł II, Matka Teresa z Kalkuty czy Ojciec Pio.
opr. mg/mg