List od misjonarza z Brazylii
Coraz częściej
otwieram pocztę internetową i tu .... nic. Nikt nie napisal do mnie z Polski
przez dwa tygodnie....Wiem, to przecież normalne. Czas leczy, ale też
zaciera związki. Wiosna w Polsce .....czas romantyków i
majówek....czas matur i kwiatów... A u nas zaczęła się jesień i deszcze
zalewają favele. Wielu straciło sens życia. Baraki mokre, cuchnące od wilgoci
... Wielu umarło przez choroby lub zawaleni błotem ... zjeżdżającym wraz z
barakami. Życie na faveli ... Czy nic się nie
zmieniło?
Jak
wszędzie niewiele. Małe gesty dobroci przemijaja prawie niezauważone, a
wielkie tragedie tylko na chwile zatrzymują nas w niemym zaskoczeniu. Tak
było ze śmiercią slynnego w Brazylii piłkarza, Serginho ( czyt. Serziniu ) . W
czasie meczu transmitowanego przez TV, upadł nagle bezwładny. Pilkarze dwóch
drużyn przerwali mecz i wraz z sędziami, wzięli się za ręce, aby
się i modlić na murawie stadionu. Kibice zamilkli. Jednak Serginho
umarł. Miał 30 lat. Byl silny, zdrowy i do końca nie przeczuwał tego
najważniejszego momentu w jego życiu.. Wielu brazylijczyków było w szoku.
Pytali mnie później - "Padre, jak to jest mozliwe?". No wlaśnie,
jak to jest możliwe umrzeć ... w końcu wszyscy wiemy, a nie wierzymy.
Śmierć jest zawsze niemym
zaskoczeniem.
Umarło
sie też pani Teresie, mojej czarnej parafiance,oddanej i zawsze z humorem. Źle
się poczuła wieczorem, a serce już miala trzy razy wieksze. To taka
choroba, którą wszczykuje robak w trakcie ukąszenia i nie ma lekarstwa. Pani
Teresa wiedziała, że umrze, ale nigdy nie mówila, ze serce ją boli. A bolalo
ją już od kilku lat. Zawsze się śmiała najgłośniej. Po dwóch godzinach
zadzwonili ze szpitala. Pani Teresie po prostu pękło serce. Na cmentarzu, już
na drugi dzień rano, tysiące ludzi płakało. Tylko moja Dansarina (tancerka),
jak ja nazywalem, stała spokojnie. To sześcio-letnia, przybrana
wnuczka pani Teresy. Czy nie rozumiala ? Wrecz przeciwnie. Kiedy wziąłem ją na
ręce, zadumana powiedziała mi -"Babcia jest już w niebie, ale gdzie ja
teraz będę mieszkać". Jej ojciec, młody chłopak murzyński, jest bandytą....i
nie ma go. Matka, żyjąca w baraku z kilkoma innymi dziećmi, już powiedziała,
że jej nie chce i ... że ona też powinna umrzeć. A moja Dansarina żyje i
śmieje się do mnie ... Powiedziano mi potem, ze ktoś ją wziął, oddal i policja
matce nakazała się nią opiekować. Byliśmy w baraku ją odwiedzić, ale mojej
Dansariny nie było. Sąsiedzi powiedzieli, że matka ją wywiozla ... I nikt
nie wie gdzie. Zostało mi zdjęcie z uśmiechem małej rozrabiary, co to już
wszystko w życiu widziała i przeżyła ... i to pytanie - "Gdzie
teraz mieszkasz malutka ?"
Umarła też pani Anna,
ta z na przeciwka "Domu nadzieji". Zawsze chodziła bez butów. Na boso, po
kamienistej, pełnej szkieł ścieżce Saramandaia. "I tylko niech mi ksiądz nie
każe chodzić w butach do kościoła, jak poprzednik, bo nie będę chodzić wcale.
Nie umiem chodzić w żadnych butach". - zawsze mi krzyczała przed wejściem. Nic
nie miała. Barak zabity deskami, małe radyjko z którym modliła sie całą noc i
... troszkę jedzenia. Była tak biedna, ale to ona oburzyla się, kiedy
zaniosłem jej trochę jedzenia. " Księże, to na Saramandaia nie ma już
ludzi biednych? Przeciez ja mam co jeść." Miała trochę ryżu i oleju. Była
bogata, nie przez to, że miała, ale przez to, że tak mało potrzebowała. Na
pewno do nieba poszła z butami. Módl sie za
nami.
Odszedł też
Grimaldo, szesnastoletni chłopiec. Dwa lata leżał na ziemi ... swojego domu.
Miał przestrzelony kregosłup. Nikt nie wie czy to policja czy bandyci
strzelali. Dwoje dzieci wtedy zgineło, a Grimaldo przeżył ... dwa lata w
cierpieniu. Kiedy zachodziłem do niego zawsze mi mówił, że nie jest najgorzej,
bo jego babcia, po wylewie już nie mówiła i jadła tylko przez sądę. Lekarze
dali jej kilka dni ...a żyje do dziś. Przeżyła Grimaldo. Zawsze mi
mówił, że jeszcze będzie grał w piłkę, bo przecież cuda się zdarzają.
"Ronaldo, też miał wypadek i wydawało się, że będzie na wózku, a strzela gole
jak Pele"- powtarzał ciagle Grimaldo. Zawsze na odchodne powtarzałem, że
zagramy kiedyś w jednej drużynie.Miał taka wiarę, radość życia i nadzieję ...
Na pewno dzisiaj gra lepiej niz Ronaldo ... z aniołami w niebie. Tylko
ja pozostałem z tym pytaniem, czy zagramy kiedyś w jednej drużynie ?
Pisze o śmierci, a
przecież mamy czas Zmartwychwstania, czas życia, wiosny, Zielonych Świąt.
Właśnie dlatego, bo przecież śmierć jest częścią Życia. To właśnie śmierć jest
narodzeniem, jak mówimy o świętych we wspomnieniu - on nie umarł - narodził
się dla nieba. Przecież przyjdzie i czas naszego narodzenia, a może dziś, a
może jutro ... Nie ważne. Ważna jest moc
czynu.
Piętnaście lat temu miałem możliwość
spacerować po cmentarzu Orląt Lwowskich. Na poczatku ze ściśniętym sercem
czytałem napisy o kilku i kilkunastoletnich dzieciach -POLAKACH, co nie bali
sie bólu i cierpienia i śmierci. Może się bali, ale czuli, że jest COŚ większe
od śmierci. ( nie zapomnijcie o cmentarzu we Lwowie ). Dopiero kiedy dotarłem
do grobu zastawionego świeżymi kwiatami, zrozumiałem więcej. To był grób
naszej Marji Konopnickiej. Były tam wygrawerowane jej słowa. One były dla
wszystkich, ale wtedy ona przemówila do mnie.
Do dzis ( po 15 latach ) pamiętam te słowa jak żywe:
"Proście wy Boga o takie mogiły,
które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły na dzień przyszłości ..."
Pani Mario. . . nasza żywa,
Wielka poetko. Bóg zapłać.
SARAMANDAIA,Salvador w Brazylii
Ks. Mariusz
Berko
opr. mg/mg