Suma 80 kwacha, czyli około 18 złotych kosztowało życie Juniora, który zaczął przychodzić do Iciloto. Wcześniej zdał do 8 klasy, ale nie chodził do szkoły, bo rodziców nie było stać na czesne i materiały szkolne.
W drugiej połowie stycznia do Iciloto przyszedł zapłakany chłopak. Ksiądz Michał podszedł do niego zapytać, co się stało:
– Dlaczego płaczesz?
– Płaczę, bo mam problem – odpowiedział chłopiec.
– Jaki Ty masz problem? – dopytywał misjonarz
– No mam taki problem, że właściciel jednego sklepu wysłał mnie, żebym kupił olej jadalny do gotowania. Już kilka razy coś dla niego kupowałem, w zamian otrzymywałem coś do jedzenia lub kilka kwacha. Tym razem dał mi 80 kwacha na zakupy. Tamtego dnia, gdy pojechałem do sklepu po olej, była straszna ulewa. W czasie tej ulewy schowałem się pod jakimś dachem w mieście, obok mnie stało mnóstwo ludzi. Gdy ulewa się skończyła pojechałem dalej. W sklepie okazało się, że nie mam pieniędzy, które dał mi właściciel sklepu na kupienie oleju. Wróciłem i opowiedziałem mu, co się stało. Zdenerwował się, krzyczał i powiedział, że mam dwa dni, żeby przynieść mu pieniądze inaczej, już nie będę chodził po tym świecie.
Właściciel sklepu zasugerował, że zabije chłopca. W Makululu krążyło wiele złych historii o czynach tego mężczyzny. Mówiono, że przez niego ktoś zachorował, zmarł lub zaginął. Oskarżano go o używanie afrykańskiej magii. Sytuacja chłopca była bardzo poważna. Choć dług nie był wysoki, to mógł kosztować go zdrowie lub życie. Rodzice chłopca próbowali negocjować, prosić o wybaczenie, ale nie mieli pieniędzy, żeby zwrócić za syna dług. Oddali swoje dziecko w ręce właściciela sklepu, mógł z nim zrobić, co tylko chciał, a oni nie mieliby żadnych praw i roszczeń. Niestety nikt nie wstawił się za rodziną.
Wtedy Junior zdecydował się przyjść do Iciloto i opowiedzieć swoją historię. Ksiądz Michał następnego dnia pojechał do sklepu i szukał właściciela.
– Gdy jechaliśmy do sklepu, jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest to brat Jezusa. Dopiero, gdy pojechaliśmy do właściciela tego sklepu, tam był ojciec i matka chłopców. Dopiero ich poznaliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać z właścicielem sklepu, jak tą sprawę załatwić. On był bardzo zdecydowany.
– Ja chciałem pieniędzy, ale ich nie dostałem. Zrobię mu coś i on już po tym świecie nie będzie chodził. Rodzice powiedzieli, że mogę zrobić z nim co chcę, bo nie mają tych pieniędzy – odpowiedział.
Ksiądz Michał wyjął 80 kwacha i dał właścicielowi. Powiedział:
– To są Twoje pieniądze, które powinien Ci oddać Junior lub jego rodzice, ale nie mają takiej sumy. Ja Ci to daję, więc teraz Junior jest w moich rękach.
W ten sposób chłopiec odzyskał wolność i przestał bać się o własne życie. Suma 80 kwacha, czyli około 18 złotych kosztowało życie Juniora, który zaczął przychodzić do Iciloto. Wcześniej zdał do 8 klasy, ale nie chodził do szkoły, bo rodziców nie było stać na czesne i materiały szkolne.
– Juniora uratowaliśmy za 80 kwacha. Niewiele. Gdyby do nas nie przyszedł, to nie wiemy, co by się z nim stało. Jestem przekonany, że to jest łaska, bo chłopiec trafił do nas w czasie, gdy odmawialiśmy nowennę do św. Jana Bosko. Wiele cudownych rzeczy działo się podczas modlitw za jego pośrednictwem. Jan Bosko przysłał Juniora do Iciloto, płaczącego i proszącego o pomoc – opowiada ks. Michał.
Junior zaczął chodzić do szkoły salezjańskiej w Makululu. Od stycznia do marca regularnie uczęszczał na zajęcia, a potem placówka edukacyjna musiała zostać zamknięta z powodu Covid-19. Po kilku tygodniach ks. Michał dowiedział się, że chłopiec zaczął wychodzić na całe dnie i nie pomaga w domu.
Ojciec zniknął w lutym, do tej pory nie wiadomo, gdzie się znajduje i co robi. Pomógł znów ks. Michał:
– Poprosiliśmy, by przyszedł do Iciloto następnego dnia. Przyszedł, porozmawialiśmy z nim, zachęciliśmy, by zaczął przychodzić do nas i pomagał w domu.
Jak na razie działa to dobrze.
Jednak kolejnym poważnym problemem okazała się choroba mamy Jezusa i Juniora.
Po zniknięciu męża, w domu została mama i siedmioro dzieci. Chłopcy zostali zabrani do Iciloto, domu dziecka prowadzonego przez ks. Michała Wziętka. Kobieta i pozostałe dzieci otrzymują od salezjanów jedzenie. Dom, w którym mieszkają nie jest ich, więc będą musieli się wyprowadzić, jak wróci właściciel. W każdej chwili mogą zostać wyrzuceni na ulicę. Nikt nie upomni się o ich prawa i nie zapewni lokalu zastępczego. Wiele rodzin w Makululu mierzy się z podobnymi problemami.
Kobieta od miesiąca choruje. Większość dnia leży z bólem głowy, opuchniętymi i obolałymi nogami, a ostatnio doszedł mocny kaszel. Cierpienie tej kobiety i dzieci jest wielkie. Ksiądz Michał zabrał ją do szpitala państwowego. Wyniki badań pod kątem gruźlicy są negatywne. Kobieta została też przebadana pod kątem wirusa AIDS. Misjonarz przewiózł ją do prywatnego szpitala, żeby miała dobrą opiekę. Trzeba czekać.
W domu dziecka księża razem z chłopcami rozpoczęli nowennę do Miłosierdzia Bożego o zdrowie dla chorej kobiety. Wszyscy, którzy mieszkają lub przychodzą na placówkę misyjną zbierają się o 15.30 na wspólnej modlitwie koronki, litanii do Serca Pana Jezusa i jednej części różańca.
Niestety okazało się, że mąż zostawił ją i dzieci. Zamieszkał z inną kobietą. Wygląda na to, że nie ma zamiaru pomagać w utrzymaniu i wychowaniu własnych dzieci. A kobieta martwi się, jak sobie teraz sama poradzi. Czuje się lepiej, ale potrzebuje dużo wsparcia.
opr. M.T.
Zobacz więcej zdjęć do artykułu
opr. ac/ac