Na ratunek małżeństwu

Mężem i żoną jesteśmy aż do śmierci - mówią członkowie Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar”

We wrześniu łukowska Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” przeżywała trzecią rocznicę istnienia. Ognisko funkcjonuje przy parafii św. Brata Alberta. Jego członkowie przekonują, że każde sakramentalne małżeństwo, które przeżywa kryzys, można uratować.

Zdaniem członków WTM „Sychar” współpraca z Jezusem Chrystusem pozwala doprowadzić do odrodzenia związku. - Wielka jest moc sakramentalnego małżeństwa. Stanowi ono przymierze małżonków z Bogiem. W momencie, gdy mąż i żona oddalają się, czasem odchodzą od siebie, psuje się ich relacja, przechodzą kryzys i następuje separacja lub rozwód, małżeństwo trwa nadal. Mężem i żoną jesteśmy aż do śmierci - mówi Małgorzata, moderator łukowskiego ogniska WTM „Sychar”. Dodaje, że sakrament małżeństwa jest darem Boga, który pozwala odtwarzać wspólnotę małżeńską niemal w każdej sytuacji. - Nasza wspólnota stara się pokazywać istotę wiernej miłości, zgodnie ze złożoną przysięgą małżeńską, w myśl słów Jezusa: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt 19,36). Jest to droga powołania każdego małżonka sakramentalnego, droga prowadząca do świętości i zbawienia - tłumaczy.

- Kryzys w małżeństwie w wielu przypadkach jest próbą sił i testem charakteru. Trudności, które dotykają małżonków, nie zawsze są czymś złym. W takiej sytuacji trzeba zwrócić się ku Bogu i zawierzyć Mu wzajemne relacje. Małżeństwo, w którym doszło do separacji czy rozwodu cywilnego, przed Bogiem trwa nadal. Uważam, że separacja czy pozew rozwodowy nie zwalniają mnie ze złożonej przysięgi małżeńskiej. Moja żona ciągle jest moją żoną - podkreśla Jerzy, lider łukowskiego ogniska.

Przed i po rozwodach  

Do wspólnoty trafiają małżonkowie z bardzo różnymi problemami. - Mogą to być trudności związane ze wzajemną komunikacją, przemocą, uzależnieniami, ewentualnie kryzysem wiary - wylicza krajowy duszpasterz wspólnoty Sychar ks. Paweł Dubowik.

- Przychodzą do nas ludzie doświadczający zdrady małżeńskiej, będący w trakcie procesu cywilnego o rozwód, z problemami dotyczącymi podziału majątku, przeżywający ból z powodu utrudnionych kontaktów z dziećmi - wyjaśnia Jerzy. Są to poważne problemy, nad którymi nie można przejść do porządku dziennego. - Zgłaszają się do nas także osoby, które mimo piętrzących się trudności nadal mieszkają razem, starając się ratować małżeństwo. Mamy też ludzi, którzy trwają w nieformalnej separacji, będących w trakcie rozwodu lub po nim - opowiada Małgorzata.

Walka z problemami w małżeństwie jest możliwa, choć truizmem byłoby twierdzenie, iż przychodzi łatwo. - Jedynym rozwiązaniem jest praca nad sobą; nie wolno w niej ustawać. Wymaga ona dużego samozaparcia i chęci, ale w przymierzu z Bogiem sukces jest możliwy do osiągnięcia - przekonuje ks. P. Dubowik. - To Bóg pokazuje, jak wyjść z kryzysu. My stosujemy maksymę: „czekać, nie czekając”. W praktyce oznacza to, iż staranie o naprawę małżeństwa zaczynamy od siebie. Bóg i wsparcie we wspólnocie wytyczają nam drogę, a my decydujemy się nią podążać. Staramy się ożywiać nasze relacje z Bogiem. To pomaga pokonać nawet największe problemy - zauważa moderator ogniska.

Wsparcie i anonimowość

Kiedy możemy powiedzieć o rozpoczęciu procesu uzdrawiania małżeństwa? Zdaniem członków ogniska Sychar dzieje się tak w momencie, gdy przynajmniej jedno z małżonków otwiera się na nawrócenie. Istotą łaski w sakramencie małżeństwa jest powrót małżonków do pierwotnej miłości, do Boga, a następnie do siebie. - Czasem trwa to kilka miesięcy, zdarzają się też przypadki powrotu po kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach. Nie ma reguły. Uczestnicząc w spotkaniach, poznajemy swoje historie, co pomaga podejmować decyzje we własnych sprawach. Staramy się podążać drogą Bożej miłości. Odrzucamy własny egoizm, pychę i inne negatywne emocje. Naprawę zaczynamy od siebie. Modlimy się za współmałżonka, życząc mu jak najlepiej. Jest nadzieja, że Bóg to wszystko poukłada - zaznacza Małgorzata. - Jestem osobą szczęśliwą, gdy żyję w przymierzu z Bogiem. Wtedy się rozwijam, buduję swoje życie od nowa na prawdziwym fundamencie, dostrzegam jego inne aspekty. Właśnie tak działa wspólnota; daje siły do życia, z których korzystamy - argumentuje moderatorka.

Bardzo ważne w funkcjonowaniu WTM „Sychar” są spotkania formacyjne. W łukowskim ognisku odbywają się one w drugi oraz czwarty wtorek miesiąca po wieczornej Mszy św. - Spotkania rozpoczynają się modlitwą. Są organizowane w konkretnym celu, służą głównie do wzajemnego wspierania się. Osoba, która zabiera głos, mówi o własnych doświadczeniach, poglądach i przemyśleniach, nie ocenia postawy innych, nie krytykuje, nie udziela rad. To jedna z cech charakterystycznych naszych spotkań. Drugą jest całkowita anonimowość. To, co dzieje się na spotkaniu, o czym się mówi, nie powinno wyjść na zewnątrz - wyjaśnia Jerzy. Członkowie wspólnoty Sychar uczestniczą także w rekolekcjach ogniskowych i ogólnokrajowych.

12 kroków

Sychar na co dzień stara się realizować metodę tzw. 12 kroków ku dojrzałości. Opierają się one na wskazaniach Pisma Świętego, kierują człowieka do przeciwstawiania się zniewoleniu, odrętwieniu, jak również ku pomocy bliźniemu. Kroki pomagają identyfikować własne słabości, a także dbać o zdrowie duchowe. Rzeczą najważniejszą jest jednak powierzenie problemów Bogu oraz przeprowadzenie rachunku sumienia. Dopiero wtedy można otworzyć się na pozytywne zmiany i starać się porządkować codzienne życie. Kolejna kwestia to utrzymywanie łączności z Bogiem oraz niesienie chrześcijańskiego posłannictwa innym ludziom. Można powiedzieć, iż „12 kroków” to swego rodzaju recepta na rozwój, szczęście i lepsze życie.

W wychodzeniu z kryzysu w związku liczy się empatia. - Powiedziałabym, że to element miłości, której szukamy. To bodziec do „zarzucania wędki”, czyli wyjścia z miłością i przebaczeniem, mimo często skomplikowanej historii, w kierunku drugiego człowieka. Trudno przewidzieć, czy to wyjście będzie udane. Jeśli jednak człowiek próbuje, niewykluczone, że w końcu przyniesie pożądane efekty. Bóg daje nam miłość, a my dzielimy się nią z drugim człowiekiem. W taki właśnie sposób działa empatia - wyjaśnia Małgorzata.

Członkowie łukowskiego ogniska Sychar zgodnie twierdzą, iż bardzo wiele zawdzięczają parafii św. Brata Alberta. - Korzystamy z posługi tutejszych kapłanów. Cieszymy się też ogromną życzliwością parafii. To dla nas bardzo ważne - mówią ludzie ze wspólnoty. - Podczas każdego spotkania staramy się budować swoją miłość do Boga. Nasze ognisko systematycznie się rozwija. Ciągle przychodzą do nas nowi ludzie, a co najważniejsze: podczas spotkań panuje atmosfera skupienia, a także łączności z Bogiem. Pomaga to realizować szczytne ideały, do wypełniania których wspólnota została powołana - podsumowuje ks. Kamil Frączek, opiekun łukowskiego ogniska Sychar.

 

Świadectwo

Bogna i Adam są młodzi, ale zdążyli już doświadczyć boleśnie prawdy, że aby wzrastać, trzeba obumrzeć. Przed kilkoma laty przeszli poważny małżeński kryzys.

Adam: Zaczęło się to cztery lata po ślubie i rozwijało stopniowo. Nie było widoczne gołym okiem. Co więcej, pokazało, że bardzo łatwo żyć w zakłamaniu...

Bogna: Nie akceptowałam swojej przeszłości ani życia małżeńskiego: ciąży itp. Czułam się zniewolona. Szatan to szybko wykorzystał, znaleźli się ludzie, którzy zachęcili mnie do zmiany życia. Sugerowali, żebym nie akceptowała swojego męża, który nie zwraca na mnie uwagi. Złe emocje narastały, aż przerodziły się w nienawiść do niego: obwiniałam go za swoje poczucie nieszczęścia. Doszło do tego, że weszłam w relację z kimś innym... Kiedy prawda ujrzała światło dzienne, rozpętała się wojna.

Adam: Nie wiedziałem, że ona cierpi. Nie przejmowałem się więc tym za bardzo, bo nie przypuszczałem, że może to wywołać taki kryzys. Wszystko we mnie narastało, aż nastąpił wybuch; bariery w postaci uprzejmości, wyuczonej moralności przestały istnieć. Zaczęło się ważenie argumentów: lepiej się rozwieść, czy nie, co z dziećmi, pracą itp. Wiedziałem, że nie ma większego znaczenia, czy postanowię walczyć o małżeństwo, ponieważ nie miałem dość siły, by się trzymać jakiejkolwiek decyzji. Pamiętam jednak, że mimo ogromnych problemów z modlitwą codziennie rano odmawiałem „Anioł Pański”. Nie wiem, skąd się to wzięło... Dziś powierzenie spraw Panu Bogu w tej krótkiej modlitwie nazwałbym punktem zwrotnym w walce o swoje małżeństwo.

Bogna: Nie myślałam wtedy o Bogu. Teraz widzę, że to jednak On dał mi siłę, by zakończyć romans będący formą żebrania o miłość... Przyszedł dzień, że zaczęłam przepraszać Adama. Odbudowywanie naszego małżeństwa odbywało się stopniowo. Powoli przechodził mi gniew, potem zaczęłam więcej się modlić. Dostrzegłam, że Adam cierpi, bo mnie kocha. Uzmysłowiłam sobie, że ja też go kocham, a kryzys jest pleciony rękami diabła.

Adam: Kiedy poczułem się zdradzony przez żonę, zrozumiałem, że ja to samo wyrządzam Panu Bogu, gdy grzeszę, zdradzam Go, odchodzę. To odbierało mi skłonność do osądzania żony i zrzucania na nią winy. Sytuacja była trudniejsza niż proste oskarżenie żony o niewierność. Zmuszała mnie to do trwania w sytuacji bez wyjścia. Odejście nie było żadnym rozwiązaniem. Myślałem: „Jeżeli przy moim zaangażowaniu i Opatrzności, która nad nami czuwała, ona nie jest dla mnie, to która jest?”. Zobaczyłem także, że nasze dzieci zaczęły nosić w sobie cierpienie. To był hamulec. I dopiero kiedy moja koncepcja upadła, zacząłem powoli oddawać swoje życie Bogu, mówiąc: „Skoro Ty widzisz coś w tych gruzach, to buduj”. Bóg stał się dla mnie kimś realnym w życiu.

Bogna: Bóg dopuścił grzech, żebym zobaczyła, kim jestem naprawdę. Wcześniej bolały mnie cudze opinie, teraz patrzę na Boga. Mam inne spojrzenie na mój krzyż, chcę akceptować to, co On daje. Przedtem kochałam siebie, a nie męża. Teraz widzę, że jesteśmy jedno, a dzieci są owocem naszej miłości.

Świadectwo pochodzi ze strony www.sychar.org.pl (skróty itp. - od red.)

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama