Czy można dzisiaj dobrze wychować dziecko? - Można. Choć jest to trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej
Współcześni rodzice mają dzisiaj mnóstwo narzędzi pomocnych w wychowaniu dzieci. Podręczniki, poradniki, przeróżne publikacje, seminaria, internetowe blogi. Problem w tym, że wiele z nich pisze o ojcostwie i macierzyństwie jak o nauce paralotniarstwa lub wędkowania, a z innych wyłania się jedynie chaos dobrych rad.
Czy można dzisiaj dobrze wychować dziecko? - Można. Choć jest to trudniejsze niż kiedykolwiek w dziejach - przyznaje dr Jacek Pulikowski, ekspert poradnictwa rodzinnego.
Rządy, programy szkolne, prawo, które chce decydować o wychowaniu, media, szkodliwe treści, wszechobecny hedonizm - to tylko część wyzwań, z jakimi muszą mierzyć się rodzice. - „My jesteśmy porządni, więc i nasze dzieci będą porządne” - słyszę często. Niestety, możemy sparzyć się na tym przekonaniu. Dzisiaj bowiem mamy niespotykany atak sił zła, m.in. poprzez sferę seksualności. Niektórzy mówią np., iż dziecko jest wpadką, wypadkiem przy pracy. To straszne słowa. Wyrażają niegodne podejście człowieka do daru, jakim powinno być dziecko - podkreśla J. Pulikowski.
Ekspert poradnictwa rodzinnego zwraca uwagę, iż jednym z wrogów wychowania jest bezrozumność. - Świat rezygnuje z rozumu. Zakazuje myśleć. Nasze dzieci nie są uczone analizowania, szukania związków przyczynowo-skutkowych. Mają jedynie zapamiętać. Niedawno w Hiszpanii nauczyciel powiedział na lekcji, że z biologicznego punktu widzenia istnieją tylko dwie płcie określone przez chromosomy: XX - kobieta oraz XY - mężczyzna. Czysta, sucha wiedza naukowa. Tymczasem za jej przypomnienie mężczyzna został na rok zawieszony w prawach wykonywania zawodu, otrzymał też naganę i karę - opowiada J. Pulikowski, dodając, iż choć większość nauczycieli dostosowuje się do panujących standardów, na szczęście, nie robią tego wszyscy.
Kolejny wróg to bezwolność. - Kiedy chodziłem do szkoły, żadne dziecko w Adwencie i Wielkim Poście nie jadło cukierków. Wszystkie się umartwiały. Może w dziecinny sposób, ale odmawiały sobie przyjemności. Tymczasem dzisiaj sami pakujemy im kalendarze adwentowe, by codziennie zjadły czekoladkę. Zagubiliśmy ducha ascezy. Został wyśmiany, wyszydzony, odesłany do ciemnogrodu - podkreśla, wyjaśniając jednocześnie, że jeżeli dzieci nie nauczą się dla treningu czy umartwienia odmawiać sobie przyjemności, nie odmówią sobie również złych rzeczy, które zaoferuje im świat. A co za tym idzie - pogubią się i nie będą potrafiły wybrać dobra.
Zdaniem J. Pulikowskiego mamy dzisiaj wysyp fałszywych wizji wychowawczych, w dodatku wygłaszanych przez profesorów z tytułami. Wielu proponuje tzw. wychowanie bezstresowe. - Robimy wszystko, by dziecko dobrze się czuło, by nie było mu przykro. Co gorsza, w terapii ludzi dorosłych popełnia się ten sam błąd. Wspomniana teoria, polegająca na spełnianiu zachcianek, bez karcenia, sprawia, iż wychowujemy domowych tyranów. To my, rodzice, mamy wiedzieć, co jest dla dziecka dobre, kierując je w konkretną stronę, a nie mówiąc: niech samo zdecyduje, czy chce być kobietą czy mężczyzną, katolikiem czy ateistą. Naszym zadaniem jest przede wszystkim wychowanie człowieka zdolnego do miłości, kochania Boga oraz bliźniego - przypomina.
Ogromne znaczenie w prawidłowym wychowaniu dziecka odgrywa stabilizacja rodzinna. - Kiedy chodziłem do szkoły, na 40 chłopa w klasie tylko jeden nie miał taty, bo umarł. A jak jest dzisiaj? - pyta retorycznie J. Pulikowski. - Dlatego tym bardziej nasze dzieci potrzebują świadectwa miłości rodziców, trwałości. Przytulajmy się przy nich, mówmy sobie miłe rzeczy, a jak się pokłócimy, to pojednajmy się na ich oczach - zachęca, ostrzegając przy tym, że dzisiaj atak na rodzinę jest ogromny. Próbuje się redefiniować jej pojęcie. - Obecnie nawet w polskiej czytance nie może być mamy, taty i dzieci, bo to podobno mowa nienawiści, nietolerancja - zauważa.
Przeciwnikami wychowania są również tempo życia, któremu ulegliśmy, oraz złe treści dostępne na jedno kliknięcie urządzenia, które większość dzieci ma w kieszeni. - Demencja cyfrowa to nowa jednostka chorobowa. Nastolatki mają zaniki pamięci na skutek nadużywania mediów elektronicznych. To przerażające, ale dzieje się na naszych oczach. Warto jednak pamiętać, iż jeśli tatuś nie panuje nad mediami elektronicznymi, to zapomnijmy, że dziecko zapanuje - zaznacza J. Pulikowski, dodając, że dzisiaj zadaniem wychowawczym rodziców jest wyrwanie dzieci ze świata, który próbuje nam je ukraść, z powrotem do rodziny.
Ekspert przyznaje, że - jak pokazuje jego zawodowa praktyka - wielu rodziców nie rozumie, o co chodzi w wychowaniu. - Nie wystarczy wytyczyć kierunek, ale pociągać dzieci do wartości, idąc przodem. Nigdy popychać z wygodnego fotela - radzi, przypominając zapomnianą ideę samowychowania. - Mamy ukierunkować dzieci na system wartości, na Boga i popchnąć je, wystrzelić z łuku jak strzałę - mówi.
Zdaniem J. Pulikowskiego bardzo ważne jest też wychowanie do odpowiedzialności, zwłaszcza chłopców. - Gdyby spytano mnie dzisiaj, co jest największym brakiem w dzisiejszym świecie, odpowiedziałbym, że właśnie brak męskiej odpowiedzialności. A jak ją zdefiniować? Po prostu: wiem, co robię, znam tego skutki i je przyjmuję. W przeciwnym razie mamy do czynienia z dysfunkcyjnym facetem, mężem i ojcem - twierdzi, a na pytanie, jak uczyć odpowiedzialności, odpowiada: - Nie wyręczać. Dziecko ma ponosić skutki swoich błędów. Koniecznym elementem jest także nieustanne osłanianie dziecka modlitwą. - Warunki są obiektywnie trudne i bez pomocy odgórnej nie zwyciężymy w wychowaniu - zastrzega.
J. Pulikowski zwraca uwagę, iż mamy dzisiaj mnóstwo poradników zawierających złote rady typu: co zrobić, by dziecko zjadło kaszkę, by słuchało, kiedy mówimy itd. Tymczasem, myśląc poważnie o wychowaniu, musimy najpierw stworzyć warunki rozwoju. Czego dziecko potrzebuje najbardziej? - Czterech rzeczy. Pierwsza to miłość, druga to miłość, trzecia to miłość i czwarta to… też miłość. Ale chodzi o cztery zupełnie różne rodzaje miłości, które są niezastępowalne - odpowiada.
Pierwsza to miłość mamy. Dziecko ma być kochane od chwili poczęcia. Druga - miłość taty. Zdaniem J. Pulkowskiego nawet najgenialniejsza kobieta nie jest w stanie zastąpić ojca. Trzecia to miłość między rodzicami. - Nie musi być ona cukierkowa, ale realna i stabilna. Dziecko ma mieć subiektywną pewność, że mama z tatą czasami się ze sobą nie zgadzają, nawet są na siebie wściekli, ale się kochają i będą ze sobą do końca życia. To daje poczucie bezpieczeństwa, które jest podstawą rozwoju - podkreśla.
Czwarta - miłość Boga, który kocha zawsze. - To miłość niezależna od naszych poglądów czy zachowania. Musimy sobie uświadomić, że jest ktoś taki, kto nas bezgranicznie i bezwarunkowo kocha. I mamy to przekazywać dzieciom - apeluje, zwracając uwagę, że człowiek niekochany nie widzi sensu życia. - Nawet gdy „nawali” miłość mamy, taty czy ta pomiędzy rodzicami, a dziecko wierzy, że Bóg je kocha, nie straci poczucia sensu życia -zapewnia J. Pulikowski.
Znany i ceniony specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego ma też kilka rad dla współczesnych ojców. Pierwsza to czas. - Jeśli mężczyzna nie nauczy się poświęcać go żonie, będzie mu trudno zrobić to dla dzieci - tłumaczy. Druga to dotyk, który ma ogromną moc przekazywania pozytywnych emocji. - Pierwszego dnia po powrocie ze szpitala moja mądra żona włożyła w moje ręce nasze nowo narodzone dziecko, bym je wykąpał. Chętnie bym wtedy malował mieszkanie, budował garaż, byle tego uniknąć. Bałem się, ale wziąłem je na ręce i już nie wypuściłem - opowiada. - Ojciec, który kąpie dziecko, nawiązuje z nim genialny kontakt. Znam przypadki, że nawet najzagorzalszy kibic porzucał oglądanie meczy i biegł kąpać swoje dziecię. Tylko to było w stanie oderwać go od telewizora. Dziecko w rękach ojca jest bezpieczne, dlatego przytulajmy, bierzmy na kolana, łaskoczmy, ze starszym synem siłujmy się na rękę, a nastoletnią córkę otoczmy męskim ramieniem - dodaje J. Pulikowski.
Kolejna rady to życzliwe spojrzenie w oczy i po prostu bycie z dzieckiem na jego poziomie. - Wreszcie wycieczka z tatą, najlepiej z nocowaniem. Chodzi o to, by syn lub córka miało ojca tylko dla siebie. Uczmy się tracić czas dla dzieci, bo to inwestycja - zaznacza.
J. Pulikowski zwraca też uwagę na moc ojcowskiego błogosławieństwa. Rodzic, który kreśli znak krzyża nad głową dziecka, nie może spowodować tego, żeby omijały je zderzaki piratów drogowych, pokusy, wściekłe psy i koszmary nocne. Ale może prosić. Modlitwa za dzieci to jeden z najważniejszych obowiązków mamy i taty.
Tekst powstał na podstawie konferencji J. Pulikowskiego wygłoszonych 8 i 9 października w parafii Bożego Ciała w Siedlcach.
Echo Katolickie 50/2021