Kościół potrzebuje mężczyzn

Życie duchowe mężczyzny - to brzmi jak sprzeczność, być może dlatego, że w Kościele męska duchowość traktowana jest "po macoszemu" - tak jednak być nie musi

Donaldzie, przyjechałeś do Polski z serią konferencji, na których, inaczej niż ma to zazwyczaj miejsce w duszpasterstwie, większość stanowią mężczyźni.

Dzieje się tak pewnie dlatego, że zostało mi powierzone dzieło duszpasterstwa mężczyzn. Wspólnota, której jestem koordynatorem: Mężczyźni Świętego Józefa — właściwie teraz Men of St. Joseph International [Międzynarodowa Wspólnota Mężczyzn Świętego Józefa] — to grupa mężczyzn, w zasadzie ruch, tworzący już międzynarodowe duszpasterstwo. W pewnym sensie nasz ruch liczy sobie dopiero rok (rok temu złożyłem wniosek w Rzymie o uznanie nas za międzynarodową organizację zrzeszającą mężczyzn) — ale ja sam jestem zaangażowany w duszpasterstwo mężczyzn od dwudziestu pięciu lat. Pracowałem przez dwadzieścia lat w mojej diecezji, a wcześniej — z ekumeniczną grupą mężczyzn o nazwie Promise Keepers [Dotrzymujący obietnicy]. Moim zdaniem idea ruchu mężczyzn stanowi jeden z najważniejszych punktów odnowy Kościoła. Obecnie 20—25% katolików uczestniczy w niedzielnej mszy świętej i większość z nich to kobiety i dzieci. Mężczyźni w USA — jak też w całej Europie — mają problem, bo są przekonani, że kościoły są pełne dzieci i kobiet. Kobiety tak nie uważają, ale naprawdę dominują w Kościele. W konsekwencji mężczyznom wydaje się, że ceną za życie duchowe musi być częściowa utrata własnej męskości.

Duszpasterstwo mężczyzn może uświadomić im, że nie jest to wcale konieczne i że mężczyźni istotnie pełnią w Kościele role przywódców. Tak jest to zorganizowane i taka powinna być struktura rodziny: mężczyźni mają prowadzić resztę rodziny do Chrystusa. W większej części zachodniego świata tak się nie dzieje; to raczej matki i żony są źródłami duchowości w rodzinach. Dlatego nasz wysiłek idzie w kierunku udzielenia mężczyznom pomocy w nawiązaniu osobistej relacji z Chrystusem, aby potem mogli wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje rodziny.

Dlaczego Kościół potrzebuje mężczyzn?

Taki jest plan Boży. Od samego początku. Mężczyzna został stworzony, aby zarządzać swoją rodziną. Nie rządzić, ale zarządzać. Mężczyzna jest sługą-przewodnikiem swojej rodziny. Jako taki potrzebuje mądrości od Boga. Nie może sam spełniać tego zadania, nie może oprzeć się tylko na naturze. Mężczyzna jest z natury samolubny. I leniwy. Takie są jego naturalne cechy.

Ale kiedy patrzymy na Chrystusa, który jest naszym wzorem, widzimy plan Boży od samego początku — że mężczyzna ma brać odpowiedzialność za swoją rodzinę i być dla niej sługą-przewodnikiem. Tylko w taki sposób czujemy się spełnieni jako mężczyźni; czujemy, że nasze życie ma jakąś wartość. Większość mężczyzn nie zdaje sobie z tego sprawy w sensie intelektualnym. Dochodzą do wniosku, że ich marzeniem jest zarobić fortunę, często uprawiać seks i dobrze się bawić. Tak większość mężczyzn pojmuje radość — tymczasem takie życie nie przynosi spełnienia.

Spotykasz mężczyzn w różnych zakątkach świata — czy wszyscy oni mają podobne problemy?

Głoszę Ewangelię w dwudziestu różnych krajach, ale różnice między mężczyznami są bardzo małe. Mamy te same potrzeby. Kiedy podróżuje się po świecie, jasno widać to, że stanowimy jedno ciało: Ciało Chrystusa. Istnieją pewne różnice kulturowe, widoczne choćby w sposobie wychowywania dzieci — ale prawda jest taka, że wszyscy mamy te same pragnienia, tego samego Boga. To nas łączy. Różnice między krajami i potrzebami mężczyzn są bardzo małe.

Zapewne stąd tak uniwersalny patron dla wszystkich miejsc i czasów jak święty Józef, ale czy wspólnota ma jakieś inne wzorce świętych, których uznaje za swoje ideały?

Właściwie nie mamy innych postaci-przykładów, pokazujących, czym jest męskość. To jeden z naszych problemów: nie mamy dobrych przykładów tego, co oznacza bycie równocześnie świętym i męskim. Problem polega na tym, że w filmach modelem męskości jest „macho”, szorstki facet — a to nie jest dobry przykład. Pierwszym jednak mężczyzną (przed św. Józefem) — tym, którego głosimy — jest Jezus Chrystus. On jest tym najważniejszym mężczyzną, tym jedynym, którego możemy brać za przykład.

Co się tyczy większości pozostałych wzorców osobowych... Kiedy w wieku dwudziestu ośmiu lat przeżyłem nawrócenie, zastanawiałem się, w jaki sposób mam się stać człowiekiem duchowym. Byłem wówczas strażakiem; strażacy uważają, że mają w sobie męskość. Tkwi ona jednak głównie w ciele, nie w duchu. Nie wiedziałem, kogo mam naśladować, za kim mam iść, kto jest naprawdę święty. Widziałem to tak: kapłani są o wiele lepiej wykształceni niż większość mężczyzn — więc to ich od nich oddziela. Nigdy nie mają brudnych paznokci, zawsze są czyści. Nie myślą o zarobku, nie mogą współżyć — a pieniądze i seks to w pojęciu młodego chłopca dwie najważniejsze rzeczy. Jak więc mogę odnaleźć w kapłanie wzorzec do naśladowania? Nie chciałem żyć w taki sposób. Nie mogłem więc znaleźć dla siebie żadnego wzorca. Zacząłem czytać Biblię. Jezus był jedynym mężczyzną, za którym mogłem pójść.

W waszej formacji kładziecie mocny nacisk na postać Chrystusa, a program życia waszej wspólnoty nazywa się „Siedemdziesiąt dwie godziny do zmartwychwstałego życia”. Czy mógłbyś wyjaśnić co kryje się za tymi słowami?

To zasada życia w naszej wspólnocie. Według niej członkowie wspólnoty poświęcają jej siedemdziesiąt dwie godziny rocznie. Oznacza to, że spotykamy się raz w miesiącu. Korzystamy wtedy z pomocy książki Pt. Signpost [Drogowskaz]. Zawiera ona czytania biblijne, teksty z katechizmu oraz różnego rodzaju pytania inspirujące do refleksji, jak człowiek zareagowałby w określonych sytuacjach. Jest to więc nauka o modlitwie, o sakramentach i o życiu rodzinnym — o tego rodzaju rzeczach — i zajmuje tylko dwie godziny miesięcznie (czyli w sumie dwadzieścia cztery godziny rocznie). Poza tym raz w roku jedziemy na sześciogodzinną konferencję, organizowaną zawsze w sobotę. W sumie przeznaczamy na to wydarzenie cały dzień. Słuchamy wówczas zaproszonych gości — mężczyzn wygłaszających prelekcje na przeróżne ciekawe tematy związane z katolicyzmem. Oprócz tego są jeszcze rekolekcje, także raz w roku. Mogę powiedzieć z doświadczenia, że większość katolickich mężczyzn w Stanach Zjednoczonych nigdy nie była na rekolekcjach — nigdy albo prawie nigdy. Zatem w naszym odczuciu dla większości z nich jest to prawdziwa życiowa zmiana: że mogą wyjechać na weekend i posłuchać dobrych wykładów na tematy katolickie. Tematy chcemy ustalać odgórnie wraz z liderami, tak aby na całym świecie we wszystkich grupach dane rekolekcje odbywały się po tej samej linii, dotykały tych samych kwestii. Są to czterdziestodwugodzinne weekendowe sesje. Kiedy doda się te wszystkie godziny, otrzymujemy tytułowe siedemdziesiąt dwie godziny. Ponieważ Jezus zmartwychwstał po trzech dniach, nazwaliśmy nasz program „Siedemdziesiąt dwie godziny do zmartwychwstałego życia” z Jezusem Chrystusem. Mocno wierzymy, że jeśli poprosimy o zaangażowanie w wymiarze jedynie siedemdziesięciu dwóch godzin rocznie, dla wielu mężczyzn odpadnie standardowa wymówka, że nie mają na to czasu.

To podstawowa wymówka dotycząca codziennej modlitwy. Czy istnieje recepta na modlitwę mężczyzny?

Powiem krótko, opierając się na własnym doświadczeniu. Mamy Różaniec. Kiedy ludzie zaczynają wchodzić w modlitwę, zwykle proponuję im, żeby odmawiali Różaniec. Niektórym mężczyznom to się nie podoba, bo pociąga za sobą skupienie na Maryi — czasem mężczyźni mają problem z pobożnością maryjną, z tym zawierzaniem siebie kobiecie zamiast bezpośrednio Jezusowi — ale jest to prosty sposób na wejście w modlitwę.

Wystarcza to na pewien czas, ale potem musimy dojść do punktu, w którym zrozumiemy, że modlitwa jest rozmową z Bogiem. Musimy przeznaczyć czas na słuchanie. Większość ludzi nigdy nie słucha, kiedy się modli, i nie wierzy, że Bóg może do nich przemówić. Próbuję pokazać im, że w naturalnym porządku rzeczy powinni codziennie słyszeć Boga. Zwykle poprzez Pismo Święte. Lubię otwierać Biblię i słuchać Boga w Jego Słowie. Ale słuchanie Boga po prostu w naszych sercach jest bardzo ważne. Modlitwa jest rozmową; nie jest monologiem, ale dialogiem. A kiedy rozmawiamy z kimś ważniejszym od siebie, zwykle chcemy, żeby to przede wszystkim on mówił — my chcemy słuchać.

Ludziom trudno jest po prostu siedzieć i słuchać Boga, bo nie wierzą, że Go słyszą. Nawet jeśli naprawdę Go słyszą, nie rozumieją, nie mają wiary, która by to umożliwiła. Tego więc próbuję uczyć: wzrastanie w modlitwie to coraz bardziej uważne słuchanie Boga.

Od ponad czterdziestu lat codziennie przystępuję do Komunii świętej, codziennie odmawiam Różaniec — korzystam z tych podstawowych narzędzi służących do budowania relacji z Bogiem. Do tego trzeba potem dodać przyzwoite życie modlitewne, czyli stan, kiedy istotnie codziennie spędzamy czas na rozmowie z Bogiem.

To, co mówisz współgra z Rokiem Wiary, który obecnie przeżywamy w Kościele. W jaki sposób można dotrzeć do mężczyzn z tą prawdą?

Przyczyną nieporozumienia w przypadku wielu mężczyzn jest przekonanie, że wiara polega na dobrym zachowaniu; że człowiek święty to ten, który jest cichy i uprzejmy. Próbuję wyjaśniać, że wiara to coś potężnego. Lubię mówić o wierze, która przenosi góry. Chodzi o wiarę, która ma jakiś skutek. Nie o wiarę w coś tam, co znajduje się gdzieś daleko, ale wiarę w Boga, Który jest obecny wśród nas, Który czyni znaki i cuda. Święty Paweł powtarzał, że on głosi Ewangelię, a Bóg potwierdza to głoszenie znakami i cudami, które mu towarzyszą. Zawsze mówię: jeśli masz zamiar głosić Ewangelię, to lepiej niech temu głoszeniu towarzyszą znaki i cuda — bo jeśli tak się nie dzieje, to nie głosisz Jezusa Chrystusa. Bez cudów, bez mocy — to nie jest prawdziwa Ewangelia. Pełnia Ewangelii pociąga za sobą znaki i cuda.

W pewnym sensie w Kościele jedynym cudem, jaki mamy, jest Eucharystia. Ale jeśli ludzie nie wiedzą, czym jest ten cud — a większość katolików nie rozumie cudu Eucharystii — idą do kościoła bez celu. Idą zapłacić ubezpieczenie od ognia: żeby kiedyś nie pójść do piekła. Albo dlatego, że ich ojciec tam chodził. Nie mają żadnej osobistej relacji z Bogiem. Kiedy wchodzi się w taką relację, staje się ona mocą i w życiu zaczyna się dostrzegać cuda. Jeśli nigdy nie widziałeś w swoim życiu cudu, nie wszedłeś jeszcze w pełnię tego, czym jest Kościół.

Dlatego ja chcę o tym mówić, bo to przyprowadzi mężczyzn do Kościoła. Nie chodzi o bycie dobrym. Nigdy nie będziesz wystarczająco dobry. Musisz należeć do Boga. Dlatego chcemy, aby mężczyźni poświęcali swoje życie Bogu, a nie byciu dobrym — bo tego drugiego nigdy nie osiągną.

Dziękujemy za rozmowę.

o. Rozmawiali:
Piotr Hensel OCD,
o. Damian Sochacki OCD
Tłum. Katarzyna Dudek

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama