Zawód: rodzic [GN]

Prowadzenie rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka - ciągły problem z biurokracją

Zawód: rodzic [GN]

W rodzinnych domach dziecka w całej Polsce wychowuje się tylko 2261 dzieci, w państwowych prawie 25 tys. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono

Od 2005 r. liczba dzieci w rodzinnych domach dziecka wzrosła o... 9. Winna jest biurokracja, niekompetencja i bezduszność urzędników. Teraz to ma się zmienić.

Rząd kończy właśnie prace nad założeniami nowej ustawy, która ułatwi zakładanie i prowadzenie rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka. Rodzice prowadzący rodzinne domy dziecka poczują się bardziej komfortowo, bo pracować będą na kilkuletnich kontraktach. Będą też mieli prawo do co najmniej 20-dniowej przerwy w wykonywaniu zadań, a czas opieki zastępczej będzie wliczany do emerytury.

To nie koniec zmian. Projekt „Ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej nad dzieckiem” ma zachęcić samorządy do promowania rodzicielstwa zastępczego. Zmiana prawa zapobiegnie takim przypadkom, jak ten z Lubelszczyzny, gdzie powstał duży nowoczesny dom dziecka w gminie, która nie miała takich potrzeb. Dzieci do niego sprowadzono z Pomorza.

Z placówki do mamy i taty

W rodzinnym domu dziecka mieszka maksymalnie ośmioro dzieci, w placówce — nawet sto. Najwyższa Izba Kontroli, która w 2007 r. przyjrzała się 30 domom dziecka, stwierdziła, że żaden z nich nie spełnia przewidzianych prawem standardów. W domu dziecka w Szczecinie-Zdrojach przebywało 99 wychowanków — trzykrotnie więcej niż powinno. W placówce dla maluchów w Łodzi w sypialniach spało 18 dzieci zamiast 5. W sierocińcu w Krakowie jeden pokój do wypoczynku przypadał na 36 dzieci. Straż pożarna wykryła nieprawidłowości w 77 proc. placówek, a sanepid w 67 proc. Niedobrze wypadła też ocena kadry: w co trzeciej skontrolowanej placówce dzieci nie miały zagwarantowanej opieki nocą, a w co piątej — także podczas codziennych zajęć. NIK wykryła też umieszczanie w domach dziecka nieletnich, którzy orzeczeniem sądowym powinni być skierowani do młodzieżowych placówek socjoterapeutycznych i ośrodków wychowawczych. Przez to prawie w co trzecim domu dziecka ujawniono zachowania godzące w godność i poczucie bezpieczeństwa wychowanków.

W zwyczajnym domu, który przyjmuje w opiekę dzieci, panują zasady i zwyczaje rodzinne. Dzieci pozbawione domu lub mające w pamięci jego wypaczony obraz od nowa muszą nauczyć się normalności, tego, że tata całuje mamę na dzień dobry, a rodzeństwo pomaga sobie w odrabianiu lekcji. Ta codzienność jest dla nich bezcenna. Opieka mamy i taty, a nie wychowawcy, nadrabianie braków w rozwoju i edukacji, dopilnowanie w nauce dają efekty. Według badań Fundacji Świętego Mikołaja, chociaż większość dzieci trafiających do rodzinnych domów dziecka ma opóźnienia edukacyjne, a często także opóźnienia rozwojowe i zaniżoną samoocenę, aż jedna trzecia z nich potem kończy studia.

Skoro więc oczywiste jest, że pod okiem zastępczych rodziców dziecko rozwija się lepiej, dlaczego w ciągu czterech lat przybyło zaledwie siedem rodzinnych domów dziecka? Na mapie Polski jest Wrocław, gdzie takich placówek działa 28 i gdzie więcej dzieci wychowuje się pod opieką zastępczych rodziców niż w państwowych placówkach. Ale jest też Opolskie, z zaledwie jednym rodzinnym domem dziecka.

Urzędoodporni

— Nie mamy własnych dzieci i kilkanaście lat temu postanowiliśmy założyć rodzinny dom dziecka. Nie mieliśmy odpowiedniego lokalu, a urzędnicy nie byli zainteresowani naszym pomysłem. Kiedy prosiliśmy o duże mieszkanie lub dom z ogrodem, mówili, że to fanaberie — wspominają Katarzyna i Leszek Dobrzyńscy ze Szczecina (obecnie rodzice dla sześciorga dzieci). — Nawiązaliśmy więc kontakt z Ośrodkiem Adopcyjnym Stowarzyszenia Rodzin Katolickich i przy wsparciu ośrodka przeszliśmy szkolenie, a potem rozpoczęliśmy starania o założenie domu dziecka. Udało się nam po 44 miesiącach, dzięki pomocy mediów i szczęśliwym zmianom kadrowym w szczecińskim urzędzie.

Dobrzyńscy postanowili przetrzeć szlak innym. Byli współorganizatorami szczecińskiego Tygodnia Rodzicielstwa Zastępczego, założyli grupę wsparcia rodzicielstwa zastępczego i duszpasterstwo rodzin zastępczych i adopcyjnych. Leszek Dobrzyński jako poseł napisał do wszystkich rodzinnych domów dziecka, że mogą liczyć na jego pomoc. W odpowiedzi dostał ponad 70 listów, maili i telefonów, z których większość była skargą na lokalnych urzędników — na łamanie prawa, złośliwość czy niezrozumienie idei rodzicielstwa.

Rodzice szczerze pisali o tym, że przez powiatowe centra pomocy rodzinie, sądy i lokalnych urzędników są „traktowani jak margines społeczny”, który chce „zarobić na dzieciach”. Przy jakichkolwiek problemach urzędnicy nie szczędzą im komentarzy typu: „wiedzieliście państwo, na co się decydujecie”, „zawsze możecie zrezygnować”, „jak sobie nie radzicie, to oddajcie dzieci”. Szczególnie ciernistą drogę przechodzą rodzice zastępczy, którzy chcą pod swój dach przyjąć więcej dzieci i zmienić status na zawodową rodzinę zastępczą. Wówczas jeden z rodziców rezygnuje z pracy zawodowej, by poświęcić się pracy z dziećmi. Urzędnicy jednak myślą ekonomicznie: skoro dzieci są już w rodzinie, po co za to więcej płacić.

— Panie z centrum pomocy rodzinie bardzo starały się nas zniechęcić. Mówiły, że przyjęcie nowych dzieci skomplikuje nam życie, że więcej dzieci oznacza więcej chorób, wizyt u lekarza i tym podobnych i że naszą decyzją możemy skrzywdzić biologiczne dzieci — mówi rodzina zastępcza z Katowic, która od kilku lat stara się o przekształcenie w rodzinny dom dziecka dla dzieci niepełnosprawnych.

Firma zwana rodziną

Z badań Fundacji Świętego Mikołaja wynika, że prowadzącym rodzinne domy dziecka najbardziej przeszkadza nadmiar biurokracji, papierkowej roboty oraz to, że urzędnicy traktują ich jak instytucję, a nie jak rodzinę.

— Muszę mieć fakturę na każdego kupionego lizaka. Z pieniędzy przeznaczonych na ubrania nie mogę dziecku opłacić wycieczki szkolnej. Muszę gromadzić stosy faktur, rachunków i prowadzić szczegółową ewidencję. Tracę czas, który mogłabym poświęcić dzieciom — mówi Edyta Wojtasińska, prowadząca Rodzinny Dom Dziecka (14 wychowanków) w Żabcach k. Białej Podlaskiej.

Do tej pory rodzice zawodowi byli zatrudniani na umowę-zlecenie, co było dla nich bardzo niekorzystne, bo nie mogli na przykład dostać kredytu z banku. Teraz rząd proponuje, by powiaty zawierały z nimi kilkuletnie kontrakty. Rodzice chcieliby również, by w rodzinnym domu dziecka mogła być zatrudniona także inna osoba, na przykład współmałżonek. Chociaż pod opieką rodzinnych domów dziecka może być najwyżej ośmioro dzieci, w praktyce jest ich czasami więcej. Kuriozum jest też wpisanie ośmiogodzinnego dnia pracy, bo przecież opieka nad dziećmi jest całodobowa.

Do tej pory zawodowi rodzice nie mogli liczyć na przerwę w pracy, bo przecież „są rodziną” — problemem był pobyt w szpitalu czy konieczny dłuższy wyjazd. Urlop jest rodzicom niezbędny, bo do rodzinnych domów dziecka trafiają dzieci z problemami, z bagażem trudnych doświadczeń i deficytami, które dorośli muszą cierpliwie i krok po kroku pokonywać. To trudna i intensywna praca, która z przyjęciem kolejnych dzieci zaczyna się od nowa. Tymczasem w umowach z rodzinnymi domami dziecka nagminnie wpisywane jest zastrzeżenie, że nie mogą one powierzyć dzieci opiece osób trzecich.

— Ustawiczne szkolenie, profesjonalne poradnictwo, superwizja, możliwość korzystania z wypoczynku — to wszystko przeciwdziałać będzie wypaleniu zawodowemu — mówi Katarzyna Napiórkowska z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. — W tym czasie dziećmi będą się opiekowały tzw. rodziny pomocowe, którymi będą inne rodziny zastępcze lub już przeszkoleni kandydaci na rodziców zastępczych.

Henryk i Alicja Cieplikowie z Częstochowy 30 lat temu zakładali jeden z pierwszych domów dziecka w Polsce. Od tej pory wychowali i wypuścili w świat 31 dzieci. Ich zdaniem, urzędnicy powinni zadbać też o to, by dorosłe dzieci, opuszczające rodzinne domy dziecka, miały gdzie zamieszkać.

Psycholog pod ręką

Nie wiadomo dokładnie, ile rodzinnych domów dziecka się rozpada, gdyż nikt nie prowadzi takich statystyk. Wiadomo jednak, że rodzice rezygnują, bo w wychowaniu powierzonych im dzieci napotykają problemy, które ich przerastają.

— Trudności zaczynają się, gdy wychowankowie wchodzą w okres dojrzewania. Wtedy wyraźnie powraca problem odrzucenia i szukania własnych korzeni — mówi Daniel Fąferko ze Stowarzyszenia Zastępczego Rodzicielstwa. — Żeby rodzina przez to przeszła, musi mieć wsparcie innych rodzin i pomoc psychologa specjalizującego się w problemie osierocenia.

Nowe prawo przewiduje, że kandydaci na rodziców zastępczych przejdą specjalistyczne szkolenie i odpowiednią kwalifikację pod kątem konkretnych dzieci, by zmniejszyć ryzyko niepowodzeń. Ponadto rodzice będą mieli stały dostęp do pomocy psychologa i pedagoga, żeby na bieżąco radzić sobie z problemami. Oprócz wstępnego kursu, będą szkolić się systematycznie.

— Potrzebne są specjalistyczne szkolenie i pomoc superwizora, obiektywnie oceniającego funkcjonowanie dzieci i ich opiekunów — potwierdza Michał Rżysko z Fundacji Świętego Mikołaja, która co roku finansuje kilka takich projektów.

Więcej pieniędzy

Jeśli ustawa w tym roku przejdzie drogę legislacyjną i nie dotkną jej rządowe oszczędności, od przyszłego roku rodzice zastępczy dostawaliby więcej pieniędzy. Do 1000 zł ma wzrosnąć pomoc finansowa na utrzymanie jednego dziecka w rodzinie zastępczej w niespokrewnionych rodzinach zastępczych i w rodzinnych domach dziecka. Oprócz tego rodziny otrzymają 200-złotowe dodatki na dzieci niepełnosprawne i niedostosowane społecznie. Pensje rodziców zawodowych nie będą niższe niż 1800 zł brutto. Pomoc finansowa na utrzymanie dziecka i wynagrodzenia rodziców będzie waloryzowana. Poza tym dzieci będą otrzymywać dodatek na wypoczynek, rodzice zaś — pomoc na remonty mieszkań i jednorazowy dodatek związany z przyjęciem dziecka. Rodziny zastępcze będą mogły starać się o pieniądze w przypadkach losowych, także w przypadku specjalnych potrzeb edukacyjnych dziecka.

Gmina też zapłaci

Tylko 2 proc. dzieci w domach dziecka jest sierotami naturalnymi, reszta ma rodzinę, której odebrano lub ograniczono prawa rodzicielskie.

— W ustawie zaproponowaliśmy, żeby gminy uczestniczyły w pokryciu kosztów pobytu dziecka w rodzinnej pieczy zastępczej lub w placówce opiekuńczo-wychowawczej, w pierwszym roku w wysokości 20 proc., w drugim — 40 proc., a w kolejnych w 50 proc. — mówi Katarzyna Napiórkowska. Mamy nadzieję, że to zachęci gminy do intensywniejszej profilaktyki i pracy z rodzinami zagrożonymi, a w przypadku, gdy dziecko jednak trafi do opieki zastępczej — do podjęcia takich działań, by jak najszybciej mogło wrócić do domu.

Urzędnicy będą więc kalkulować, bo utrzymanie dziecka w placówce kosztuje miesięcznie ok. 2,5 tys. zł, w rodzinnym domu dziecka —1,8 tys. zł., a w rodzinie zastępczej zawodowej — 1,2 tys. zł. Ponadto powiaty nie będą mogły kierować do placówek dzieci młodszych niż siedmioletnie, a w dalszej perspektywie — poniżej dziecięciu lat. Ten zapis spowoduje, że wzrośnie zapotrzebowanie na rodziny zastępcze. Urzędnicy będą też mieli obowiązek zapewnienia lokali do prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Teraz zdarza się, że przeszkodą w ich zakładaniu jest brak odpowiednio dużego mieszkania lub domu.

Ograniczenie wieku dzieci przyjmowanych do domów dziecka nie oznacza, że one całkowicie znikną. Zawsze będą dzieci, które z różnych względów nie mogą trafić do rodzin zastępczych albo jako nastolatki same wybiorą pobyt w placówce. Dobrze byłoby jednak, żeby za kilka lat udało się odwrócić proporcje i żeby większość dzieci znajdowała nowe rodziny.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama