Problem rodziny często polega na tym, że ktoś tam coś wie, ten z tym rozmawia, z tamtym nie rozmawia, ten wie o problemie, tamten nie, ale nikt nie powie wprost, o co chodzi
Problem rodziny często polega na tym, że ktoś tam coś wie, ten z tym rozmawia, z tamtym nie rozmawia, ten wie o problemie, tamten nie, ale nikt nie powie wprost, o co chodzi...
Czy dużo jest par, które przychodzą do gabinetu dlatego, że mają ze swoimi rodzicami jakieś problemy?
Rzadko się zdarza, żeby przychodzili od razu z tak zdefiniowanym problemem. To najczęściej wychodzi w trakcie terapii. Czasami te wpływy są bardzo subtelne. Kiedyś zgłosiła się do mnie para, która – jak się dopiero potem okazało – postanowiła odizolować dziadków od swojego dziecka, bo uważała, że ci mają na nie toksyczny wpływ. Dziadkowie poszli z tym do sądu, bo – co nie wszyscy wiedzą – mają prawo widywać swoje wnuki. Nie wiem, jaki finał miała ta sprawa, bo wcześniej skończyli terapię... Ta sytuacja pokazuje, że wiele rzeczy wychodzi dopiero w trakcie terapii, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że najbardziej cierpią na tym dzieci. Jeśli dorośli chcą ze sobą toczyć wojny, niech je sobie toczą, ale niech nie włączają w to dzieci! A tak dzieje się bardzo często.
A czy przychodzą ludzie, którzy mają problemy z teściami-mężczyznami?
Próbuję sobie przypomnieć... Jeśli tak, to zazwyczaj problem polega na tym, że teściowie-mężczyźni nie angażują się w relacje, że się wycofują. Odwrotnie niż z teściowymi, które najczęściej się angażują, i to aż za bardzo. Zazwyczaj jednak problem dotyczy całej rodziny. Jak już mówiłem, rzadko się zdarza, żeby para przychodziła, bo ma problem z teściami. Najczęściej już podczas naszych spotkań dowiaduję się, że pani dzwoni do swojej mamy pięć razy dziennie i z nią wszystko konsultuje, a nie z mężem. Nie pamiętam, żeby ktoś przyszedł z powodu teścia.
A teściowej?
To tak.
Czyli w tych wszystkich dowcipach jest trochę prawdy.
Ziarno prawdy na pewno w nich jest. A może zbytnio uproszczamy, bo relacje mogą być bardzo skomplikowane. Dobrze to widać np. na imprezach rodzinnych. Zazwyczaj jedna z osób w parze jest aktywna, ale to nie znaczy, że ona dominuje w tym związku. Władza może należeć do tej drugiej osoby, takiej szarej eminencji. Jeśli gdzieś w towarzystwie żona zacznie krzyczeć na męża, wtedy inni mówią: „Ale on ma straszną żonę”. Nie zauważają jednak jego sprytu i tego, że to on ją sprowokował. Coś powiedział, wykonał jakiś gest czytelny tylko dla tych dwojga. Przecież każdy z nas doskonale wie, w jaki sposób jednym gestem czy słowem wyprowadzić bliską osobę z równowagi.
Z teściami jest analogicznie. Można zadać pytanie, na ile to teściowa jest taka straszna, a na ile zachowuje się tak, a nie inaczej, bo ktoś lub coś ją prowokuje. Kobiety często są wydelegowane do czegoś, słyszą: „To ty jej powiedz, bo jesteś kobietą, matką, teściową”. Tak więc nie wiemy do końca, na ile teściowe same z siebie coś robią, a na ile są wkręcane np. przez swoich mężów.
Może też się zdarzyć, że synowa ma odpowiedni charakterek i kiedy teściowa spotka się z taką synową...
W relacji zawsze uczestniczą przynajmniej dwie strony. Nawet gdy wydaje się, że teściowa jest okropna, a synowa taka biedna, można zapytać, dlaczego ta synowa pozwala sobą manipulować. Co takiego w niej jest, że nie postawi teściowej granicy? A może jest w niej coś takiego, co prowokuje teściową?
Czy kiedyś przyszli na terapię sami teściowie?
Zdarzało się, ale to były pojedyncze konsultacje. Nigdy nie prowadziłem dłuższej terapii teściów czy z teściami. Owszem, zdarzało się tak, że przychodziły pary z tak pogmatwanymi relacjami, że czasem zapraszałem i teściów. Ale było to dość ryzykowne z mojej strony, bo zapraszając ich, daję im znak, że niejako są na równych prawach z parą. To jest to, o czym już wspomniałem. Teściowie nie są partnerami dla swoich dzieci.
Dlatego kiedy pracuję z parą, staram się tak prowadzić terapię, żeby oni sami sobie ułożyli relacje albo je zakończyli, bo i tak czasami się zdarza. Poza tym istnieje niebezpieczeństwo, że kiedy zaproszę teściów, to tym samym osłabię parę małżeńską. To tak jakbym wyraził opinię: „wy sobie nie poradziliście, więc ja muszę się z tym zmierzyć”.
Natomiast często zdarzało mi się zapraszać na terapię dzieci. Problem rodziny często polega na tym, że ktoś tam coś wie, ten z tym rozmawia, z tamtym nie rozmawia, ten wie o problemie, tamten nie, ale nikt nie powie wprost, o co chodzi.
Doświadczenie terapeutyczne pokazuje jednak, że nawet mimo niedomówień już małe dzieci doskonale wiedzą, co się w rodzinie dzieje. Przecież my też jako dzieci wiedzieliśmy o wielu różnych rzeczach, o których często dopiero po latach można było powiedzieć wprost. Nie jest więc tak, że jak nie ma dziecka na terapii, to my je chronimy. Jeśli w domu kłótnie wybuchają przy dziecku, ono czuje napięcie, jakiś problem w rodzinie. Dobrze jest z dziećmi o tym rozmawiać, bo wtedy wiedzą, że problem został nazwany, jest ktoś, kto się nim zajmie, ktoś, kto pomoże rodzicom się dogadać. Dlatego staram się pracować z rodzicami i ich dziećmi. Oczywiście są pewne tematy, jak życie intymne rodziców czy wcześniejsze związki, które zostają między mną a parą.
Jest to fragment książki:
Grzegorz Iniewicz, Beata Legutko, Jak (prze)żyć z teściami,
ISBN: 9788375959567, Wydawnictwo M, 2015
Przepełniona humorem, a jednocześnie bogatą psychologiczną wiedzą rozmowa o tym, w jaki sposób budować relację z teściami.
opr. ac/ac