Seks po Bożemu

Katolicki wstręt do seksu - norma czy patologia?

„To nie po katolicku nie czerpać przyjemności z seksu i nie mieć na niego ochoty". I kto to mówi? Włoscy kardynałowie i biskupi. Czy to jakiś przewrót obyczajowy? Wcale nie, to jedynie pokazuje, jak niewiele wiemy o poglądach Kościoła na temat seksu małżeńskiego.

Seks po Bożemu
Marc Chagall - Kochankowie w bzie

„Ciekawe, skąd się biorą dzieci w wielodzietnych rodzinach katolickich. Pewnie przynosi je bocian” - tak żartuje jeden z moich znajomych, odpowiadając na zarzuty tzw. niewierzących na katolicki „wstręt do seksu". Tyle że oni wcale nie twierdzą, że my tego w ogóle nie robimy. Oni sądzą, że Kościół sprawił, że robimy to tylko po ciemku i z zaciśniętymi zębami. Tymczasem okazuje się, że Kościół przynosi wyzwolenie, a jedyne, czego wymaga, to wierności. Oczywiście są problemy, ponieważ przez wieki przyzwyczailiśmy się patrzeć na seks nie po chrześcijańsku, tylko po manichejsku. Dzisiaj musimy to nadrobić.

Seksofobia Kościoła?

Trzy lata temu ukazała się we Włoszech książka, z której pochodzi ten szokujący dla niektórych cytat. W dosłownym tłumaczeniu publikacja ma tytuł: „Grzech tego nie robić", a jej autorami są teolog Elisabetta Broli i katolicki publicysta Roberto Beretta. Jest to zbiór wywiadów z włoskimi kardynałami i biskupami na tematy związane z seksem. I co możemy przeczytać? „Dziś porządny katolik uprawia miłość, a wzgardzanie Boskim darem seksu jest wbrew naszej wierze", „W razie problemów zalecamy zwracać się z modlitwą o wstawiennictwo do św. Foutina, patrona impotentów". Jeden z autorów nawołuje: „Chcemy się otrząsnąć z przesądów o seksofobii Kościoła". Nie ma jeszcze polskiego przekładu tej pozycji, ale to nie znaczy, że jesteśmy pozbawieni wsparcia Kościoła w tej kwestii. Zdarzają się kapłani, którzy o seksie mówią wprost i bez niepotrzebnej pruderii. Pozostaje mieć nadzieję, że niedługo żadne katolickie małżeństwo nie powie: „Mimo że od lat poznajemy naukę Kościoła, w kwestii współżycia małżeńskiego czuliśmy się przez Kościół opuszczeni. Na kursie przedmałżeńskim dość powierzchownie traktowany jest ten wymiar małżeństwa. Skupiono się na zakazach (antykoncepcji, aborcji, stosunku przerywanym) i nauce rozpoznawania płodności. Pojawiła się w nas nawet myśl, że właściwie jedynym sposobem na zachowanie czystości małżeńskiej jest całkowita wstrzemięźliwość".

Wolność!

Zorganizowana miesiąc temu przez Mistrzowską Akademię Miłości w Warszawie debata pt. „Seks jest OK" zgromadziła tłumy. Podobnie jest na rekolekcjach dla małżeństw prowadzonych przez o. Ksawerego Knotza. Po takich naukach okazuje się, że katolicy wcale nie muszą być sfrustrowani, ponieważ seks daje im naprawdę radość. Katolikom zarzuca się, że zapraszają „do łóżka" Chrystusa. Owszem, tak samo jak do innych sfer życia małżeńskiego. Oto jedno ze świadectw napisanych po powrocie z rekolekcji organizowanych przez Apostolstwo Małżeństw „Szansa spotkania": „Jestem żoną od 14 lat. Dotychczasowe moje mylne myślenie o sferze życia seksualnego przechodziło różne fazy - od fascynacji po głębokie kryzysy i poczucie zniechęcenia. Pełno było rozterek moralnych i spychania spraw seksu do gorszej kategorii. Pożycie przestało nas do siebie zbliżać. Intuicyjnie czułam, że coś tu jest nie tak. Czas rekolekcji, wizja człowieka, miłości Boga do pary ludzkiej, docenienie, nobilitacja sfery seksualnej były dla mnie prawie rewolucyjnym przewrotem, kopernikańskim odkryciem. To nie wokół zagrożenia, grzeszności ma się obracać moje życie w tej sferze, ale wokół ogromnej wartości, tajemnicy i wagi pożycia małżeńskiego we wzrastaniu mnie jako żony i mojego małżeństwa ku Bożemu zamysłowi, ku Jego miłości. Wiem teraz i czuję to, że w akcie małżeńskim - nie tylko tym, który jest wprost nastawiony na poczęcie - chce być Bóg, że On w nim jest i że jest to Mu miłe. Ważne dla mnie było uporządkowanie myślenia na temat przyjemności seksualnej i na temat pokusy w tym zakresie. Był to czas uwolnienia wizji małżeństwa z kajdan fałszywego rygoryzmu, który bardziej niszczył, niż chronił miłość i więź w moim małżeństwie. Bogu niech będą dzięki, że ktoś wreszcie głosi tę naukę Kościoła. Taka wizja jest jedyną drogą małżeństwa wierzącego. Trzeba strzec tej misji" - pisze Agnieszka. I dodaje: „Wróciła mi wiara w Kościół, jako Matki miłującej swoje dzieci".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama