Dobrze, ale nie beznadziejnie

Sondaże: młodzież widzi potrzebę ślubu kościelnego, ale jednocześnie zbyt łatwo godzi się na rozwody

Młodzież widzi potrzebę ślubu kościelnego, ale jednocześnie zbyt łatwo godzi się na rozwody.

Z jednej strony z sondażu, który dla „Rzeczpospolitej” przeprowadziła GfK Polonia, wynika, że prawie 80 proc. osób w wieku 18-26 lat uważa, że małżeństwo ma i będzie mieć duże znaczenie. I że zdecydowana większość (82 proc.) młodych Polaków uważa, że ślub kościelny jest potrzebny i ważniejszy od ślubu cywilnego. Z drugiej okazuje się, że mimo przywiązania do ślubów religijnych, wśród młodzieży panuje powszechne przyzwolenie na rozwód. 94 proc. badanych akceptuje taki koniec nieudanego małżeństwa, którego Kościół nie uznaje. Cieszyć się czy się martwić?

Łyżka dziegciu

- Publikowane w „Rzeczpospolitej” wyniki badań pokazują, że polska młodzież oparła się hasłom społecznej modernizacji. Niespodziewanie okazała się grupą konserwatywną, choć wmawiano nam, iż młodzi marzą o związkach bez zobowiązań. Tymczasem niemal 80 proc. badanych uznaje, że małżeństwo nadal jest ważną instytucją społeczną - ucieszył się Michał Szułdrzyński, komentując efekty sondażu.

Ale już internauci wpisujący się pod jego tekstem nie wszyscy podzielali jego radość. „Coś rozwiewa się ten obraz konserwatywnej młodzieży uważającej rodzinę za świętość. Z moich obserwacji, które oczywiście nie mogą stanowić podstawy do uogólnień, ale które pokrywają się niejako z wynikami tego badania, wynika, że ślub kościelny jest ważny, bardzo ważny jako ładna ceremonia. Wymiaru duchowego i Boga w tym niewiele” - napisał „wrezz”, odnosząc się do 94 proc. dopuszczających rozwody. „Te 80 procent i 94 procent jest bardzo wymowne” - stwierdził „Bat” na innym forum i dodał: „Świadczy to tylko o tym, że młodzi ludzie nie traktują ślubu «kościelnego» jako sakrament, a tylko jako czynność obrzędową, by nie powiedzieć rozrywkę ludową. Bo jak inaczej wytłumaczyć te 94 proc.”.

Familiocentryzm

W roku 2007 dr Tomasz Biernat, adiunkt w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, opublikował w miesięczniku „Wychowawca” (nr 7-8/2007) wyniki badań przeprowadzonych w latach 2004-2006 w pięciu województwach: kujawsko-pomorskim, pomorskim, wielkopolskim, małopolskim i dolnośląskim. Badacze poszukiwali odpowiedzi na szereg pytań: W perspektywie dokonujących się przemian społeczno-kulturowych istotne staje się pytanie o to, jak młode pokolenie Polaków zapatruje się na małżeństwo, rodzinę i prokreację? Jakie czynniki wpływają na stosunek do tych wartości? Jakie są plany życiowe młodych ludzi związane z tymi sferami i co je warunkuje? Jak wyobrażają sobie oni swoje przyszłe związki, relacje małżeńskie i rodzinne? Wynika z nich przede wszystkim „Familiocentryczny rys młodego pokolenia”. Rodzina, małżeństwo i dzieci wysoko plasują się w hierarchii wartości młodzieży. „Szczęśliwe życie w rodzinie” uzyskało najwyższą rangę spośród czternastu wybieranych wartości. Młodzież preferuje rodzinę w tradycyjnym kształcie, jako wspólnotę rodziców i dzieci połączonych miłością, wzajemnym oddaniem i zrozumieniem. Ale, jak zauważa dr Biernat, „aspekty psychoemocjonalne w motywacjach prorodzinnych zdecydowanie dominują nad czynnikami ekonomicznymi, społecznymi i religijnymi”.

Już w tych badaniach sprzed około pięciu lat młodzi ludzie przejawiają skłonność do rozszerzania definicji rodziny. Włączają w jej zakres także różne inne formy życia partnerskiego, niemieszczące się w klasycznych definicjach rodziny: małżeństwo bez dzieci, związki kohabitacyjne (także bez potomstwa), samotna matka, samotny ojciec z dzieckiem, związki homoseksualne z dziećmi - (prawie 20 proc.!). „Zmiana definicji rodziny nie wiąże się jednak z chęcią tworzenia takich związków” - zaznacza dr Biernat.

Na próbę

Tylko 20 proc. młodych Polaków uważa, że małżeństwo jest przestarzałą instytucją — wynika z sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej”, przeprowadzonego od 4 do 8 marca tego roku. W relacjonowanych przez Biernata badaniach z lat 2004-2006 ta liczba jest o wiele mniejsza, wynosi zaledwie 7 proc. Jednak badacz z Torunia zauważył wtedy: „Na uwagę zasługuje stosunkowo wysoki odsetek osób niezdecydowanych (nie wiem - 17 proc.), co może świadczyć o kontestowaniu tej instytucji”. Wygląda na to, że miał rację.

Uważna analiza zamieszczonych w „Rzeczpospolitej” grafik prowadzi do jeszcze jednego spostrzeżenia. 40 proc. deklaruje, że chce żyć i mieszkać z partnerem/partnerką, aby sprawdzić, czy go poślubi. W badaniach z lat 2004-2006 aż połowa badanych zdeklarowała, że chce żyć i mieszkać z partnerem/partnerką, aby się „sprawdzić”, zanim podejmie decyzję o ślubie. Zdaniem dr. Biernata wynika to z pragmatycznego, a nie idealistyczno-romantycznego podejście do małżeństwa. A potwierdzeniem jest według niego wysoka aprobata dla rozwodów (wtedy 78 proc.). „Małżeństwo ma służyć pogłębianiu intymności, samopoznaniu i samorozwojowi. Idealistyczno-romantyczna wizja rodziny zderza się z wysokimi standardami oczekiwań wobec instytucji małżeństwa, w których szczególnego znaczenia nabiera pragnienie stałego, wiernego, nasyconego bliskością związku dwojga osób” - wyjaśniał dr Biernat.

Forma do wypełnienia

Dla mnie ważną wskazówką w refleksji nad obydwoma badaniami jest zacytowana przez „Rzeczpospolitą” wypowiedź dwojga młodych, którzy kończą w tym roku studia w Warszawie, wkrótce zamierzają się pobrać i założyć rodzinę. „Małżeństwo będzie ukoronowaniem naszego związku — mówią zgodnie. Ślub będą zawierać w kościele. — Ze względu na tradycję, w jakiej zostaliśmy wychowani, i nasze przekonania religijne to naturalne rozwiązanie — dodają”.

Najpierw tradycja, potem religia. Nasuwa się uproszczenie i uogólnienie „najpierw forma, potem treść”. A jak wynika z rozmów z wieloma księżmi i z wieloma młodymi, często przywiązanie do formy znacznie wyprzedza przywiązanie do treści. Forma pozostaje więc często pusta i przez to jej trwałość jest zagrożona. Między innymi przez trendy lansujące „nietradycyjne modele rodziny”, o których napisał w „Rzeczpospolitej” Szułdrzyński.

Myślę, że wyniki badań stosunku młodych Polaków do małżeństwa i rodziny z jednej strony mogą napawać nadzieją. Ale z drugiej powinny być wyzwaniem. Przede wszystkim dla Kościoła katolickiego w Polsce. Bo kto inny może tę w znacznym stopniu pustą formę wypełnić treścią? Doświadczenia ostatnich kilkunastu lat pokazują, że na państwo nie ma co liczyć. Dlatego uważam, że jest dobrze, ale nie beznadziejnie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama