Rodzina wielopokoleniowa - kiedyś była to norma. Może warto odkryć wartości, jakie niosą ze sobą więzi między pokoleniami wnuków i dziadków?
− Kiedy patrzę na różne rodziny, w których starszych osób nie traktuje się z należytym szacunkiem, to myślę sobie: dobrze, że u nas jest po prostu inaczej — przyznaje Danusia Stefańska. To prawda, wystarczy spojrzeć na jej wielopokoleniowy dom.
Wchodząc do domu, w którym mieszkają Danusia i Piotr Stefańscy, w pierwszym z pomieszczeń zauważa się dwa duże stoły. To przy nich często spotyka się cała rodzina − przeszło dwadzieścia osób. Kiedy się powiększała, zaczynało brakować miejsca na wspólne spotkania. Po zburzeniu małej altany, w jej miejsce Piotr dobudował więc dodatkowy pion domu, dzięki któremu na piętrze powstały pokoje dzieci, a na dole pokój gościnny. Było mu o tyle łatwiej, że zna się na rzeczy. Prowadzi bowiem zakład remontowo-budowlany, który zajmuje się głównie pracami wykończeniowymi. Teraz bez trudu przy wspólnych stołach mogą zasiąść Stefańscy ze wszystkimi swoimi bliskimi. − Nasz dom jest bardzo otwarty. Mamy nie tylko miejsce, ale też chętnie przyjmujemy gości — podkreśla Danusia, która na co dzień zamieszkuje piętro domu wraz z mężem i dziećmi: 8-letnią Julią i 12-letnim Bartkiem. Parter zajmuje natomiast jej mama i młodsza siostra.
Kiedy wszyscy się zejdą
Rodzina Danusi od czasów II wojny światowej mieszka w małej wiosce Urbanowo leżącej w połowie drogi między Opalenicą a Grodziskiem Wlkp. − Kiedy byłam małą dziewczynką, w kwietniu 1945 r., przyjechaliśmy z rodzicami ze Lwowa przydzieleni na gospodarstwo poniemieckie − wspomina mama Danusi, pani Helena. − Miałam siedmioro rodzeństwa, nasza rodzina była więc duża, ale zawsze dbaliśmy o to, żeby się spotykać. Tak też jest teraz i u nas. To tak miło, jak wszyscy zejdą się razem. Dbamy o to, żeby była między nami zgoda − dodaje seniorka rodziny.
W Urbanowie wszystko toczy się wokół szkoły. Klasy są mało liczne i stąd też prowadzi się rozmowy o zamknięciu placówki. A szkoda... W klasie Bartka jest 7 uczniów, na każdą lekcję musi więc być dobrze przygotowany. − Potem są tego efekty na konkursach, także z wiedzy religijnej — zauważa jego tata. − Ma w tym swój udział również babcia. Zresztą rano to z nią dzieci mówią pacierz. Babcia dużo też im czytała, gdy byli młodsi — dopowiada mama.
Już wiedziałam, że to on
Pytam Danusię i Piotra, jak się poznali. — Przypadkowo, w parku w Opalenicy na dożynkach − krótko odpowiada Piotr. − To może ja opowiem od początku − przejmuje inicjatywę Danusia. − Gdy studiowałam teologię, jeden z wykładowców, gdy wszedł na zajęcia w Dniu Zakochanych zapytał nas: „Co wy tutaj robicie?” i dodał: „Po zajęciach proszę podejść i odebrać karteczki”. Myśleliśmy, że to będzie jakieś zadanie. Patrzymy, a to modlitwa o dobrego męża czy żonę za wstawiennictwem św. Józefa. Zaczęłam się nią modlić i wówczas pokończyły się różne moje znajomości z chłopakami. Pomyślałam sobie: no to pięknie mnie św. Józef urządził. Poszłam więc w sierpniu w tej intencji na pielgrzymkę do Górki Duchownej i w dniu kiedy się ona skończyła pojechałam na te dożynki, o których mówił Piotr. Idę przez park, patrzę na tego człowieka i już wiem, że to jest on! — wspomina. Zaczęli wtedy ze sobą rozmawiać, a potem były pierwsze spotkania. − Kojarzyliśmy się już zresztą z wcześniejszych pielgrzymek do Górki Duchownej i do Częstochowy, na które wielokrotnie oboje chodziliśmy. Pamiętam nawet sytuację, gdy Piotr niósł mi plecak nie wiedząc, że będę jego żoną − opowiada Danusia dodając, że po raz pierwszy udała się na pielgrzymkowy szlak z tatą i rodzeństwem gdy skończyła II klasę. − Teraz czas na Julcię. W tym roku wybieramy się więc całą rodziną w ostatnim tygodniu sierpnia na trzydniową pielgrzymkę do Górki Duchownej — mówi.
Wspólnie odkrywamy Polskę
Bartosz Józef (to drugie imię z racji obietnicy złożonej św. Józefowi podczas modlitwy o dobrego męża) od maleńkości interesował się zamkami i rycerzami. Najpierw budował zamki z klocków, a potem zaczął się rozczytywać w książkach na temat rycerzy. − Gdy Julcia miała 2 latka, byliśmy w Malborku no i się zaczęło. Podróżujemy szlakami historycznymi, np. trzy lata temu podążaliśmy Szlakiem Orlich Gniazd, odwiedziliśmy też Zamek Królewski w Warszawie — wymienia mama. − W tym roku wyruszamy w okolice Wałbrzycha, zwiedzimy m.in. zamek w Książu — dodaje tata. W wytyczaniu wakacyjnych tras inspiracją dla rodziny jest książka „Najpiękniejsze miejsca — cuda Polski”, którą Bartek dostał na początku swojej edukacji w szkole jako nagrodę. − Staramy się, żeby nasze kilkudniowe wycieczki nie były zbyt męczące, chociaż muszę przyznać, że czas spędzamy na nich dość intensywnie. Miejsce, w którym mieszkamy daje nam bowiem tak wiele okazji do wypoczynku, że nie szukamy go podczas wyjazdów — zaznacza Danusia.
Kiedy pytam Bartka o jego wrażenia z tych wypraw, utwierdzam się jedynie w tym, że są one dla dzieci bardzo pouczające. − Najbardziej podobało mi się pod Grunwaldem. Oglądaliśmy tam inscenizację bitwy, a kiedy potem w szkole na lekcji mówiliśmy o niej, to dużo na ten temat wiedziałem — przyznaje z dumą.
Kibicują nie tylko tacie
Wakacje, podczas których z racji wykonywanego zawodu Danusia ma wolne, wykorzystuje też na odwiedziny u dalszej rodziny, zabierając ze sobą Julię i Bartka. Dzieci jeżdżą również z mamą na wycieczki rowerowe, pomagają jej w ogrodzie i w robieniu zapraw. − Chętnie ze mną spędzają czas w kuchni. Każde z nich ma zresztą swoją specjalność: Bartek przygotowuje gyrosa, a Julcia robi desery. Oj, czasami to mamy tutaj uciechę! − śmieje się Danusia. Obiady w ich domu przygotowuje jednak babcia Helena, a rodzina spożywa je na parterze. − Staramy się, żeby mama czuła, że jest nam potrzebna. Zresztą wspólne posiłki łączą — tłumaczy Danusia.
Z Piotrem natomiast dzieci najchętniej grają w piłkę. Zresztą zamiłowanie do niej Bartek przejął właśnie po tacie. − Ciągle kopią na podwórku i wciągają w to Julcię — przyznaje z uśmiechem Danusia i dodaje, że lubią też wspólnie oglądać mecze w telewizji, a wcześniej regularnie jeździli kibicować drużynie Groclinu do Grodziska. Żona i dzieci kibicują też Piotrowi, kiedy gra na tutejszym boisku ze swoją drużyną oldboyów „Pogrom Urbanowo”. − Rzadko nam się to zdarza. Przypominamy sobie jednak wówczas, jak to się kiedyś grało — wyznaje Piotr.
A pani jak postąpiła?
Na co dzień Danusia jest katechetką w Gimnazjum w Opalenicy. Wcześniej uczyła religii w różnych placówkach edukacyjnych. W sumie nazbierało się już 15 lat doświadczenia pedagogicznego. Ciekawa jestem, jakie są jej sposoby na wychowywanie młodzieży w wieku gimnazjalnym, który przecież uważa się za najtrudniejszy. − Młodzież potrzebuje, żeby jej wysłuchać, czasami chce się też podzielić swoimi przeżyciami. Uczniowie ciągle zadają mi pytanie: „A pani jak postąpiła?”. Sprawdzają, czy jestem wiarygodna. Zadają zresztą bardzo indywidualne pytania. Wówczas muszę być po prostu świadkiem. Oczywiście są tacy, którzy nie zainteresują się religią, choćby nie wiem jakie było świadectwo katechety. Zawsze jednak mam nadzieję, że może kiedyś coś się w nich obudzi. Na ten moment daję im do myślenia, że można żyć inaczej, że nie trzeba iść z prądem − opowiada.
Stefańscy w niedzielnych Mszach św. uczestniczą w kaplicy w Urbanowie, a Bartek służy podczas nich przy ołtarzu. Jego tata również był ministrantem przez 19 lat w Dakowach Mokrych, skąd pochodzi. Czują się zresztą związani z tą kaplicą, bowiem ufundowali ją dziadkowie Danusi, a później opiekowali się tym miejscem jej rodzice. − Kiedy zdarza nam się jednak być na Mszy w kościele parafialnym w Opalenicy, to zaraz zauważają to moi uczniowie. Słyszę potem: „Widziałem panią z mężem w kościele”. To dla nich bardzo ważne świadectwo − zaznacza.
Już nic nie trzeba dodawać
Danusia prowadzi też przy Gimnazjum w Opalenicy Szkolne Koło Caritas im. Jana Pawła II istniejące od 31 grudnia 2002 r. − Byliśmy pierwszym takim kołem w archidiecezji poznańskiej i od początku jestem jego opiekunem — wyjaśnia. Spotkania organizacyjne koła, które ma prawie 80 członków, odbywają się co tydzień. Uczniowie zaangażowani w jego działalność cyklicznie przeprowadzają m.in. akcje zbiórki żywności w sklepach, którą później rozdziela Ośrodek Pomocy Społecznej. Zbierają też kasztany skupowane przez nadleśnictwo, a uzyskane w ten sposób środki przekazują na cele charytatywne. Prowadzą również zbiórkę plastikowych nakrętek, a pieniądze z ich sprzedaży przeznaczają na pomoc niepełnosprawnym dzieciom. − Odkładanie nakrętek nic nas nie kosztuje, a wdzięczność rodziców tych dzieci jest niesamowita — stwierdza Danusia.
Młodzież odwiedza też pacjentów w zakładzie opiekuńczo-leczniczym w Opalenicy, w którym przebywają starsze osoby. − Uczniowie nie mają obowiązku uczestniczyć w tych wizytach. Niektórym brakuje odwagi, żeby odwiedzać takie miejsca. To jest jednak dla nich najlepsza lekcja, po której już nic nie trzeba dodawać o cierpieniu — przekonuje Danusia. Młodzi ludzie odmawiają z chorymi Różaniec, a w Wielkim Poście odprawiają w szpitalu Drogę Krzyżową. — Jest to dla nich spore przeżycie — dodaje.
Danusia podkreśla również, że od czerwca jej koło Caritas zaczęło w I czwartki miesiąca uczestniczyć we wspólnej adoracji Najświętszego Sakramentu. − Po beatyfikacji Jana Pawła II postanowiliśmy, że będzie to taki nasz dar dla niego. Idziemy bowiem tam, gdzie nas prowadzi papież, czyli do Jezusa − podkreśla.
opr. mg/mg