Media coraz częściej kreują rzeczywistość, zamiast ją przedstawiać. Niestety, nie chodzi tu tylko o sztukę, ale także o fakty...
Coraz częściej mamy do czynienia z inscenizowaniem wydarzeń przez media — kreowaniem tzw. faktów prasowych. Różnego rodzaju aranżacje medialne to codzienność. Już sama obecność mediów, relacjonowanie przez nie określonych wydarzeń, zmienia ich charakter, przebieg i zachowania uczestników. Niemiecki socjolog Hans M. Kepplinger udowadnia, że ludzie coraz częściej żyją w sztucznie wytworzonej i wykreowanej przez media rzeczywistości.
Wiedzę o medialnym świecie symulakrów (kopii bez oryginału), wypracowaną przez francuskiego socjologa kultury Jeana Baudrillarda, i jego tezę „rzeczywistość nie istnieje” świat polityki wykorzystuje z premedytacją. Z rzeczywistością podstawioną, zdaniem co wnikliwszych analityków mediów i politologów, mieliśmy do czynienia podczas transformacji ustrojowej i tzw. telerewolucji w krajach dawnego Ostbloku, gdy rozpadał się system komunistyczny, m.in. w Polsce, Rumunii, Czechach, Bułgarii. W Rumunii podczas symulowanej rewolty nigdy nie skazano żadnego terrorysty strzelającego do ludzi, na potrzeby propagandy odegrano przedstawienie socjotechniczne, gdy z magnetofonów umieszczonych na dachach domów puszczano taśmy z nagranymi seriami karabinów maszynowych. Cała historia zmian ustrojowych została bardzo sprawnie i wiarygodnie opowiedziana przez media, tak że mało kto mógł pomyśleć, że to telewizyjne widowisko zorganizowane przez służby.
W okresie rumuńskiej transformacji ustrojowej dyrektor Rumuńskiej Telewizji Publicznej Alina Mungiu zauważyła, że media — czy nawet cały system medialny — spełniły bardzo istotną funkcję semiotyczną, działając wręcz jako substytut struktur nieobecnych w rumuńskim społeczeństwie, gdy telewizja „zastępowała władzę i opozycję, elity polityczne oraz czasem nieefektywnie pracujący parlament”. Daniela Roventa-Frumusani, profesor na Wydziale Dziennikarstwa i Studiów nad Komunikowaniem na Uniwersytecie w Bukareszcie, uważa, że „rewolucja rumuńska była nie tylko w najwyższym stopniu telerewolucją, ale także początkiem rewolucji w komunikowaniu”. Opisując rumuńskie załamanie komunizmu, z jego bezwzględnymi służbami Securitate, Roventa-Frumusani pisze wprost o nowej tożsamości, definiowanej jako demontaż starego świata z wykorzystaniem koniunkcji z uwiedzeniem i upozorowaniem opisywanym przez Jeana Baudrillarda. Opisując rumuńską „telerewolucję”, podkreśla, że w pierwszym okresie transformacji media, a przede wszystkim telewizja, zyskały magiczne konotacje. Był to okres „sakralizacji mediów masowych (coś jest prawdą, ponieważ było w telewizji)”, a głównym symbolem stała się „przedziurawiona flaga, oznaczająca zarówno zniknięcie ideologii marksistowskiej, jak też zobrazowanie pustki i próżni”.
W powyższym świetle łatwiej zrozumieć informacje o tym, że członkowie powołanej latem 2006 r. komisji do zbadania okresu władzy komunistycznej w Rumunii w rozmowach prywatnych z ówczesnym prezydentem państwa informowali, że nie mają dostępu do akt członków Biura Politycznego Rumuńskiej Partii Komunistycznej. Historycy rumuńscy podają, że obecnie archiwami RPK opiekują się archiwa państwowe, jednak nikt nie wie, czy mają one w swoich zasobach również akta osobowe. Nie wiadomo, gdzie się one znajdują i kto nimi dysponuje.
Profesor Jadwiga Staniszkis, specjalistka socjologii polityki i sowietologii, zajmująca się tematem transformacji społeczeństw postkomunistycznych oraz instytucjonalizacji postkomunistycznego porządku, potwierdza rozgrywanie w krajach dawnego Ostbloku scenariuszy rozpisanych w poszczególnych odcinkach „telerewolucji”. Opisując przemiany przełomu lat 80. i 90. w krajach posowieckich, używa trzech pojęć Baudrillarda: symulacja, simulacrum i hiperrealność. Objaśnia, że to, co działo się w Polsce, okrągły stół, to hiperrealność, gdyż wszystko — jej zdaniem — było przedstawione „w formie rytuału realniejszego niż rzeczywistość, ale przywołującego pewne realne wątki, symbole, strony”. Symulacja, zdaniem Staniszkis, była wtedy, gdy „trzeba było symulować drugą stronę opozycji, np. okrągły stół”. Simulacrum zaś objawiło się wtedy, gdy „trzeba było pewne elementy podreżyserować”. Profesor w tym kontekście przywołuje także przykład „aksamitnej rewolucji” w Czechosłowacji, gdy z czasem się okazało, że wiec studentów został od początku do końca przygotowany przez służby specjalne.
Czas, który obecnie przeżywamy w Polsce, znów coraz częściej wypełniają zdarzenia inscenizowane — znów obserwujemy kopie bez oryginału. Aktorzy na scenie politycznej coraz częściej potykają się o własne nogi. Widownia, która zaczyna się w tym już nieźle orientować, uderza salwami śmiechu — co oznacza, że dramat zmienia się w groteskę. Wystarczy otworzyć jakikolwiek kanał stacji informacyjnej i popatrzeć na pierwszą z brzegu konferencję prasową kierujących partii czy jej rządowych agencji.
opr. mg/mg