Św. Maksymilian Kolbe mówił, że jeśli katolicy nie będą mieć własnych mediów, kościoły opustoszeją. Czy przejęliśmy się tym ostrzeżeniem?
Pośród różnych myśli św. Maksymiliana Kolbe jedną z najczęściej cytowanych jest właśnie ta: „Możemy wybudować wiele kościołów. Ale jeśli nie będziemy mieli własnych mediów, te kościoły będą puste”. Co doprowadziło św. Męczennika z Auschwitz do takiej konkluzji?
Do napisania tego tekstu miałem kilka powodów. Zbliżała się kolejna rocznica urodzin Maksymiliana Kolbe (8 stycznia), a potem we wspomnienie św. Franciszka Salezego (24 styczna) papież Franciszek ogłosi swoje kolejne orędzie na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, a do tego wszystkiego kilka tygodni temu wraz z „dziećmi różańcowymi” z mojej parafii wybraliśmy się na pielgrzymkę do Niepokalanowa (skąd wróciłem z trzema tomami pism i konferencji Świętego). I znowu rozgorzała we mnie owa pasja, czy też zachwyt tym, co na polu medialnym uczynił ten duchowy syn Świętego Franciszka. I powróciło to natarczywe pytanie, czy dzisiaj mamy szansę uczynić choćby w minimalnym stopniu coś podobnego, albo chyba bardziej świadome własnej niemożności pytanie, czemu nam się jednak nie udaje?
Zanim jednak poszukamy, skąd u Maksymiliana wzięło się owo przekonanie o absolutnej konieczności postawienia na prasę, a potem na kolejne media, chcę podzielić się wrażeniem z krótkiej adoracji, którą mogłem przeżyć w niedawno oddanej do użytku kaplicy Wieczystej Adoracji. Została ona utworzona na prośbę stowarzyszenia Regina della Pace jako jedna z 12 lokalizacji Światowego Centrum Modlitwy o Pokój. Niepokalanów został wybrany jako naznaczony obecnością św. Maksymiliana Kolbe, który w czasie II wojny światowej złożył swoje życie w ofierze miłości i pokoju za drugiego człowieka, a wcześniej zawierzył je bezgranicznie Maryi Niepokalanej. Kaplica jest przepiękna i jak się okazało, kiedy już był gotowy jej projekt, natrafiono na list o. Maksymiliana, który w 1934 roku pisał z Japonii takie słowa do o. Floriana Koziury w kontekście rozbudowy sanktuarium: „Wyobrażam sobie piękną figurę Niepokalanej w wielkim ołtarzu, a na jej tle pomiędzy rozłożonymi rękami monstrancja w ciągłym wystawieniu Przenajświętszego Sakramentu. Bracia na zmianę adorują. Kto zaglądnie do kościółka „bazyliki”, pada na kolana, adoruje, spogląda na twarz Niepokalanej, odchodzi, a Ona z Panem Jezusem jego sprawę załatwia. I załatwia sprawy misyjne, twardych opoczystych serc pogańskich”. Dziwnym trafem okazało się, że wizja o. Maksymiliana została niemal dokładnie zrealizowana. A już patrząc w tę Niepokalaną Monstrancję właściwie wiadomo, co, a właściwie Kto był motorem wszelkiej działalności ojca Maksymiliana. Wszystko było dla Niej i przez Nią. Niepokalana w centrum wszystkiego.
A wracając do mediów, a zwłaszcza prasy i jej znaczenia to warto sięgnąć do źródeł. W referacie pisanym najprawdopodobniej w 1919 roku św. Maksymilian szeroko mówi o akcji katolickiej i już na samym początku zastrzega, że pominie „najważniejszy, chociaż niestety w naszych czasach nie dość ceniony dział akcji katolickiej, tj. modlitwę i wielkie znaczenie zakonów kontemplacyjnych. Opuszczę też działalność cierpienia i pokuty. Nawet o dobrym przykładzie, chociaż „exempla właśnie trahunt”, mówić tu nie zamierzam”. Pewnie się teraz zastanawiacie cóż takiego uznał za szczególnie istotne o. Maksymilian, skoro pominął — jak sam przyznaje — rzeczy najważniejsze w katolickim działaniu? Już oddaję mu głos: „Ograniczę się tylko do akcji słowa i to słowa drukowanego — prasy”. Następnie nasz Święty przytacza całą serię przykładów ludzi, bardzo często wrogich Bogu, Kościołowi i wierze katolickiej, którzy już od dawna zrozumieli jak wielkie znaczenie ma prasa. „Boć doprawdy słusznie powiedział Napoleon, jeszcze przed laty stu, kiedy niewielu jeszcze umiało czytać: „prasa jest piątą potęgą świata”. Dalej wymienia o. Maksymilian francuskiego Żyda Cremieux, który na zjeździe masonów 60 lat wcześniej nie wahał się mówić: „Miejcie sobie wszystko za nic, za nic pieniądze, za nic poważanie, prasa jest wszystkim. Mając prasę będziemy mieli wszystko”. A na międzynarodowym zjeździe rabinów w Krakowie w roku 1848 rabin angielski Mojżesz Montefiore głosił: „Jak długo gazety świata nie będą w naszych rękach, wszystko na nic się nie przyda. Bądźmy pomni przykazania XI: „Nie będziesz cierpiał nad sobą żadnej obcej prasy, abyś długo panował nad gojami”. Zapanujmy nad prasą, a wnet będziemy rządzić i kierować losami całej Europy”. W kolejnej części swojego wywodu Święty wykazuje jak wiele tytułów prasowych w tamtych czasach zostało przejętych przez środowiska wrogie Kościołowi i jak wielkie spustoszenie czynią w narodach. Cytuje ludowego pisarza Franza Wetzela: „Spojrzyjcie na dzisiejszy świat, jak się w ostatnich dziesiątkach lat odmienił! Kto sieje niewiarę między ludem? Kto odbiera mu nadzieję nieba i sprawia, że ten lud w rozkoszach ziemskich i używaniu szuka swego szczęścia? Kto przytłumił sumienie w sercach? Kto złamał prawo państwowe, zakłócił porządek publiczny, tak że coraz częściej powtarzają się zbrodnie wszelkiego rodzaju?! To wszystko dziełem wrogiej Kościołowi codziennej prasy. W kilku większych miastach Europy cały szereg przepłaconych pismaków - uskarżał się Wetzel - wylewa codziennie całą swą żółć na wszystko co katolickie. Setki gazet i dzienników powtarza to samo i w ten sposób jad ten wciska się z dnia na dzień w setki tysięcy rodzin, zatruwając miliony dusz. Tak pracuje olbrzymia maszyna codziennej prasy, stojąca na usługach niewiary i złych obyczajów”. Sam ojciec Maksymilian w pełni podzielał tę diagnozę i dlatego postulował zmianę, której pierwszym etapem powinno być „bezwzględne bojkotowanie złej prasy; następnie — popieranie dobrej”.
Tym co szczególnie mogło irytować w ówczesnej sytuacji było to, że znowu cytując Wetzla w tym względzie: „bezbożna prasa nigdy by była nie doszła do takiego rozwoju, gdyby miliony katolików nie popierało wrogich Kościołowi i tzw, bezbarwnych pism i dzienników, czy to abonowaniem czy też współpracą”. Właśnie dlatego w dalszym ciągu swojej konferencji o. Maksymilian cytuje wypowiedzi ówczesnych hierarchów, których dzisiaj, tak stanowczo wypowiedzianych, nie sposób już usłyszeć. Ot, choćby biskup Zwerger, który w 1884 roku jasno stwierdził: „Kto daje pieniądze na złą prasę, ten prowadzi wojnę przeciwko Kościołowi i nie może zwać się prawdziwym katolikiem”, a jeszcze dalej posunął się biskup Moguncji Kettler mówiąc, że „kto względem prasy jest obojętny, ten nie ma prawa zwać się wiernym synem Kościoła”. Kolejna wypowiedź to słowa arcybiskupa Saragossy Juana Soldevili y Romero wypowiedziane na kongresie dziennikarzy katolickich w roku 1910: „Dużo jest bogatych katolików, co swych bogactw używają na to, by fundować nowe kościoły i klasztory, albo je przyozdabiać w obrazy świętych. Bezsprzecznie bardzo to piękna rzecz! Ale, niestety, jeden nieszczęśliwy wypadek może to wszystko zniszczyć, podczas gdy owoce dobrego dziennika są wprost niezniszczalne. Czyżby zatem nie było lepszą rzeczą zakładać wielkie dzienniki dla dobra ludu? Dziennik jest w dzisiejszych czasach szybko strzelającym działem. Bóg tak chce!” Potem Maksymilian idzie jeszcze wyżej i cytuje papieży. Piusa IX który nazwał prasę „najpożyteczniejszym dziełem, które kładzie ogromne zasługi, Leona XIII stawiającego diagnozę, że „zła prasa zgubiła chrześcijańską społeczność, zatem trzeba jej przeciwstawić dobrą prasę” i wreszcie Piusa X, który w 1908 roku podczas audiencji do duchownych powiedział: „Ani lud, ani duchowieństwo nie rozumie znaczenia prasy. Powiadają, że przedtem prasy nie był, nie rozumiejąc, że czasy się zmieniły. Dobrze jest budować kościoły, mówić kazania, zakładać misje i szkoły, ale ten trud próżny będzie, jeżeli zaniedbamy najważniejszą broń dzisiejszych czasów, tj. prasę”. Dodajmy jeszcze na zakończenie słowa kardynała Pizy Pietro Maffi: „Wy głosicie kazania w niedzielę, dzienniki głoszą je co dzień, co godzinę. My mówicie do wiernych w kościele, a dziennik idzie za nimi do mieszkania. Wy mówicie pół godziny albo godzinę, a dziennik nie przestaje nigdy mówić”.
Po tym przedstawieniu sytuacji na polu ówczesnej medialnej bitwy ojciec podkreśla, jak olbrzymią przewagę mają przeciwnicy dysponujący „milionami i miliardami, a pracownik na niwie katolickiej prasy nie może wytężyć sił, by prace swe doskonalić i potęgować, bo musi po prostu walczyć o byt materialny dla swojej prasowej działalności”. Ale też wiemy, że o. Maksymilian nie ograniczył się tylko do postawienia diagnozy. Jego konkretnym przeciwdziałaniem tak trudnej sytuacji było ukazanie się w styczniu 1922 roku, pierwszego numeru „Rycerza Niepokalanej”, który prezentował na swoich łamach problemy społeczne, religijne, polityczne, a także filozoficzno-teologiczne. A potem wszystko potoczyło się lawinowo. W lutym 1925 roku nakład „Rycerza” osiągnął 25 000 egzemplarzy, w 1927 roku aż 65 000 egzemplarzy, a w 1927 roku rozpoczyna się budowa klasztoru i wydawnictwa w Teresinie. Powstaje Niepokalanów. W grudniu 1928 roku nakład „Rycerza” osiągnął 140 tys. egzemplarzy. W marcu 1930 roku o. Maksymilian z czterema zakonnikami dociera do Japonii a już w maju wychodzi pierwszy nakład „Rycerza” po japońsku — 10 000 egzemplarzy.
W 1936 roku Maksymilian wraca do Polski. Niepokalanów jest samowystarczalnym miasteczkiem. Wychodzą nowe tytuły, łączne nakłady idą w miliony. Bo Maksymilian wie, że trzeba oddziaływać jak najszerzej, aby wszystkich, cały świat zdobyć dla Niepokalanej. Jeszcze w Japonii pisząc sprawozdanie za 1934 rok Maksymilian zauważy, że „misjonarz pióra nie liczy swych owoców ilością wydanych metryk chrztu, ale jest wychowawcą masy, urabia opinię, łagodzi nienawiść ku katolicyzmowi, wyświetla i pomału usuwa z umysłów zastarzałe uprzedzenia i zarzuty, usposabia do stopniowej lojalności względem Kościoła, z czasem (mniej lub więcej długim) do pewnej sympatii, zaufania, wreszcie chęci zapoznania się bliższego z religią. Droga to długa, ale za to prowadzi nią taki misjonarz już nie tylko jednostki, ale masy”. Natomiast w jednej z konferencji wygłoszonych w 1936 roku do braci pracujących przy „Małym Dzienniku” powiedział, że „prasa to słowo, które nie przebrzmiewa, lecz dotąd tkwi, dopóki papier jest niezniszczony, chociaż może jest ono mniej żywe niż ustne. Są słowa, które szeroko rozbrzmiewają, lecz przebrzmiewają — to są przez radio nadane. Dalej sztuka. Sztuka dla sztuki to jeszcze nic, bo można ją zamknąć pod klucz, lecz sztuka dla widzów musi mieć dobry cel. Ale na razie prasa”. Potem będzie też radio, próbowano uruchomić telewizję. Wszystko przerwie wojna. Również życie o. Maksymiliana.
Dlaczego nigdy więcej nikomu, może z wyjątkiem o. Tadeusza Rydzyka, choć mówimy tu jednak o zupełnie innej skali, nie udało się osiągnąć takiego medialnego sukcesu? Odpowiedź zapewne tkwi w Niepokalanej. 27 czerwca 1936 roku o. Maksymilian powiedział do braci pracujących przy wydawaniu prasy w Niepokalanowie: „Redaktorzy w „Małym Dzienniku” i w ogóle w naszych wydawnictwach muszą być przejęci naszym ideałem, w niego się wczuwać, bo inaczej nie będą spełniać należycie swojego zadania. „Mały dziennik” wtedy będzie doskonały, kiedy będzie można podpisać: redaktor naczelny, redaktor odpowiedzialny — Niepokalana. Rozumie się, że to będzie wówczas, gdy każdy artykuł będzie tak napisany, że pod nim zamieścić byśmy mogli podpis: Niepokalana”. Św. Maksymilian nigdy nie chciał być człowiekiem mediów, chciał być narzędziem w ręku Niepokalanej. Pewnie również dlatego nie przyszło mu do głowy, żeby uważać swoje życie za bardziej warte ocalenia niż życie ojca rodziny. W pewnym sensie można powiedzieć, że jego życie, kiedy poświęcał się dla milionów ludzi, do których chciał dotrzeć poprzez środki społecznego przekazu i zdobyć ich dla Niepokalanej, było przygotowaniem go do oddania życia za „zaledwie i aż” jednego człowieka. On zawsze chciał dać maximum. Jak napisał o. Zdzisław Kijas „jego zapiski duchowe potwierdzają, że miał głęboką świadomość bycia powołanym do czegoś szczególnego. Po części przekonanie to wynikało z wiary, która uczy, że Bóg powołuje człowieka do przyjaźni z sobą, do świętości. Maksymilian szedł jednak dalej, żyjąc przekonaniem, że obok wspólnej wszystkim ludziom celowości życia, posiada on ponadto osobistą misję, cel właściwy wyłącznie dla siebie, z którego będzie rozliczany. Nie poznał go od razu w całości, lecz czuł na różne sposoby szczególne wezwanie, aby dać z siebie maximum (stąd Maksymilian, imię, którym zastąpił chrzestne Rajmund). Jego gorliwość, umiejętność wymagania od siebie, gotowość do poświęcenia i pracy..., wszystkie te postawy były na służbie celu, który sobie wyznaczył. Uważał, że skoro Bóg oddał mu się „w całości”, on chciał postąpić również w analogiczny sposób. Pragnął służyć Mu bez żadnego „ale”, czego wzorem była dla niego Maryja Niepokalana. Nie patrzył na innych, ale uważał, że jego obowiązkiem jest „przeglądać się” wyłącznie w Bogu, iść za Jego głosem, szanować w pierwszym rzędzie Jego wolę”. I tak czynił od początku aż do końca.
A na tytułowe pytanie niech każdy sobie odpowie sam.
opr. mg/mg