Cud w piekle

Recenzja filmu "Molokai - historia Ojca Damiana", reż. P. Cox

„Politycy i dziennikarze na całym świecie mogą się pochwalić niewieloma bohaterami, którzy mogliby być porównani do ojca Damiana z Molokai. Kościół katolicki, wręcz przeciwnie, liczy tysiącami tych, którzy za przykładem ojca Damiana poświęcili siebie ofiarom trądu. Warto poszukać źródła tego heroizmu” — słowa Mahatmy Ghandiego najlepiej chyba oddają intencje twórców filmu, który bez większej reklamy jeszcze w marcu wszedł na ekrany naszych kin. Jednak niewielu widzów będzie mogło go obejrzeć, bo krąży po Polsce tylko w jednej kopii.

Nakręcony w Belgii film Paula Coxa opowiada historię, która ponad wiek temu rozegrała się na Molokai, jednej z wysp archipelagu hawajskiego. Tam właśnie na skaliste, bezludne wybrzeże wysepki wywożono chorych na trąd z całych Hawajów, by powstrzymać epidemię tej strasznej, budzącej powszechny lęk, nieuleczalnej wtedy choroby. Wkrótce też wydano zarządzenie, że ten, kto znalazł się na Molokai, obojętnie, chory czy zdrowy, musi pozostać na wyspie do końca życia. Chorzy w brutalny sposób oderwani od najbliższych, pozbawieni jakiejkolwiek opieki medycznej, przebywali tu w kompletnej izolacji, w straszliwych warunkach, zdani wyłącznie na siebie i ewentualnie sporadyczną pomoc rodzin. Skąpe dostawy żywności odbywały się raz na miesiąc, a zdarzało się, że w razie sztormowej pogody łodzie z prowiantem zawijały jeszcze rzadziej. Wyspa praktycznie stała się wielką umieralnią, gdzie zniekształceni chorobą ludzie konali w cierpieniach i samotności.

Do tego piekła stworzonego chorym na rajskich wyspach przez innych ludzi trafił bohater filmu „Molokai — historia ojca Damiana”. Rząd autonomicznego wtedy jeszcze królestwa zwrócił się do Kościoła katolickiego z prośbą o wysłanie na wyspę księdza, kiedy władze innych kościołów nie mogły zdecydować się na wydelegowanie swoich misjonarzy. Ojciec Damian, flamandzki duchowny, został wybrany spośród kilku ochotników, którzy zgłosili się na wezwanie biskupa, by nieść pociechę chorym na Molokai. O tym, jak trafny, a zarazem kłopotliwy był to wybór, biskup Maigret przekonał się już wkrótce. „Nikogo nie dotykaj” — przykazał księdzu biskup w trosce o zdrowie Damiana.

Chociaż misjonarz miał już pewne doświadczenia w opiece nad trędowatymi, w najbardziej pesymistycznych przewidywaniach nie przypuszczał, że sytuacja chorych może być aż tak tragiczna. I nie chodziło tu tylko wyłącznie o fizyczny wpływ choroby, ale także o psychiczne i społeczne skutki pozostawienia chorych samym sobie. Głód, brak lekarza, lekarstw i środków opatrunkowych, opieki prawnej i duchowej doprowadził do kompletnej dezorganizacji więzi społecznych wśród mieszkańców wybrzeża Molokai, gdzie zapanowały chaos i bezprawie, a najsilniejsi mieszkańcy wyspy terroryzowali słabszych, wyrzucając ich z domów i zabierając żywność, porywając kobiety i dzieci, zmuszając je do prostytucji. Administrator wyspy w obawie o własne zdrowie dawno już zrezygnował z jakichkolwiek starań, by ulżyć położeniu chorych.

Ojciec Damian nie wykonał zalecenia swego biskupa. Narażając się na ryzyko zarażenia, traktował chorych jak wszystkich innych dotkniętych nieszczęściem bliźnich. Opatrywał ich rany, karmił, zdecydowanie bronił przed gwałtem i przemocą, i — co najważniejsze — w każdym z nich widział człowieka, któremu należy pomóc. Nie czynił różnicy pomiędzy katolikami i wyznawcami innych religii, a odnowiony własnym wysiłkiem kościół z trudem mieścił uczestników odprawianych w nim Mszy świętych. Film jest hołdem złożonym osobie beatyfikowanego w 1995 roku misjonarza, który w beznadziejnej sytuacji dokonał niemalże cudu, bo jak inaczej nazwać to, co udało mu się osiągnąć na Molokai, i który fascynował już sobie współczesnych. Twórcy „Molokai...” przedstawili jego postać w sposób niezwykle wyrazisty i zarazem wielowymiarowy. Nie jest to jakaś nudna, trudna do strawienia hagiografia, ale fascynujący, pełen dramatyzmu obraz ze znakomitymi zdjęciami Nino Martinettiego i muzyką Paula Grabowsky'ego. Myślę, że po obejrzeniu filmu znajdziemy odpowiedź na postawione przez Ghandiego pytanie — „...gdzie znajduje się źródło tego heroizmu?”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama