Najbardziej spontaniczna i wyjątkowa

Ta pierwsza pielgrzymka była najbardziej spontaniczna, otwarta i wyjątkowa. Przygotowywana przez całą archidiecezję, wszystkich ludzi. To była dla nas wielka próba, pierwszy raz mieliśmy zorganizować tak wielkie zgromadzenie wiernych.

To były inne czasy... Służba Bezpieczeństwa zastraszała nas. Zabraniali przyprowadzania na spotkania z Ojcem Świętym dzieci i ludzi starszych – pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski wspomina ks. infułat Bronisław Fidelus, proboszcz Bazyliki Mariackiej w Krakowie.

Nastoletnia młodzież jedynie z opowiadań rodziców może znać atmosferę pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do ojczyzny. Proszę o garść wspomnień z tamtego pamiętnego czerwca.

Ta pierwsza pielgrzymka była najbardziej spontaniczna, otwarta i wyjątkowa. Przygotowywana przez całą archidiecezję, wszystkich ludzi. To była dla nas wielka próba, pierwszy raz mieliśmy zorganizować tak wielkie zgromadzenie wiernych. To była także wielka odpowiedzialność – zwłaszcza przed władzami państwowymi, które zarzucały nas pytaniami i przedstawiały różne zastrzeżenia, wskazując na niebezpieczeństwa związane, jak to mówili, ze zgromadzeniem masowym. Straszyli, że będą wypadki śmiertelne, połamania i omdlenia. Z jednej strony była więc spontaniczność, bo dopiero wszystkiego się uczyliśmy tego, a z drugiej strony był strach, czy rzeczywiście nie wydarzy się coś złego.

Był okres komunizmu. Trudno było dostać cokolwiek, wszystkie towary były reglamentowane, trzeba je było zdobywać. Mieliśmy więc przydział na gwoździe, kable, deski. Zorganizowano dwa komitety – kościelny i państwowy. Spotykaliśmy się wspólnie na zebraniach. Tam decydowaliśmy kto i za co będzie odpowiedzialny. I na przykład ksiądz odpowiadał za nagłośnienie, a z ramienia miasta jakiś pan. Podobnie za ruch, komunikację, transport, bezpieczeństwo. Musieliśmy jakoś wspólnie pracować. Myślę, że wtedy wielu ludzi pracujących w urzędach przekonywało się do księży, gdyż uchodziliśmy za dobrych organizatorów. Urzędnicy czy dyrektorzy inaczej zachowywali się na takich oficjalnych zebraniach, a inaczej, gdy współpracowaliśmy bardziej bezpośrednio. Zauważaliśmy ogromne zniewolenie i zastraszenie tych ludzi. W rozmowach prywatnych przyznawali się do kościoła, do uczęszczania na Mszę Świętą, nawet prosili o bilety wstępu na Błonia. Po tej pierwszej pielgrzymce jakby coś w nich pękło, otworzyli się. Poczuli swoją siłę, jako ludzie wierzący.

Jaka była Księdza rola w organizacji pierwszej pielgrzymki?

Byłem wiceprzewodniczącym całej organizacji. Czuwałem nad całością. Musiałem być wszędzie, wiele załatwić. Była to duża odpowiedzialność, ale jakoś sobie radziliśmy, mimo braku takich środków technicznych jak dzisiaj. Towarzyszyła mi ogromna życzliwość i pomoc ludzi. Całe Błonia grodziliśmy i wytyczaliśmy sektory systemem gospodarczym. Członkowie krakowskich parafii przychodzili i ciężkimi, dziesięciokilogramowymi młotami wbijali specjalne pale. Drewno sprowadzaliśmy z gór. Od razu było widać, że to na Błonia, bo było tak równo poukładane.

Rok 1979. Służba Bezpieczeństwa inwigilowała, kontrolowała całość przygotowań. Czy organizatorzy stosowali jakieś triki, aby „obejść, przechytrzyć system”?

Zastraszano nas. Zabraniano przyprowadzania na spotkania z Ojcem Świętym dzieci i ludzi starszych. Grożono stratowaniem dzieci i zasłabnięciem, a nawet śmiercią osób w podeszłym wieku. Chciano powiększać strefy bezpieczeństwa, konsultowano się z Biurem Ochrony Rządu, które w tej sprawie miało głos decydujący. Odsuwano wiernych od ołtarza, poszerzano drogi dojazdowe i ścieżki między sektorami, po to by zmieściło się jak najmniej ludzi.

Wydrukowano 500 tysięcy biletów wstępu na Mszę Świętą. Stanęliśmy przed dylematem, co robić, bo chętnych było dużo więcej. Zamówiliśmy pieczątkę: „Bilet na dwie osoby”. I na tych pięciuset tysiącach biletów siostry zakonne stemplowały ten napis. Dzięki temu liczba wiernych z oficjalnymi biletami podwoiła się. (...)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama