O IV Międzynarodowym Kongresie Rodzin w Manilii
W Manilii — stolicy Filipin w dniach 22-26 stycznia br. odbył się IV Międzynarodowy Kongres Rodzin, pod hasłem Rodzina chrześcijańska — dobra nowina na trzecie tysiąclecie. Serię tego rodzaju inicjatyw duszpasterskich rozpoczął Ojciec Święty Jan Paweł II w Roku Rodziny. Odbywają się one co 3 lata. Poza Watykanem (I — 1994 i II — 2000) krajem goszczącym uczestników Kongresu z całego świata była dotychczas jedynie Brazylia w 1997 roku. Myślę, że nie przez przypadek papież wybrał Filipiny na miejsce tegorocznego Kongresu Rodzin. Jest to jedyny kraj na kontynencie azjatyckim, gdzie rozwinął się katolicyzm. Filipiny nazywane są azjatyckim przedmurzem chrześcijaństwa. Z chrześcijaństwa bowiem wypływa tu prawo stanowione. Konstytucja filipińska broni życia od poczęcia i zakazuje rozwodów. Dlatego Ojciec Święty Jan Paweł II pokłada wielkie nadzieje w Filipinach. Nazwał nawet III tysiąclecie azjatyckim milenium.
Miałem wielkie szczęście uczestniczyć w Kongresie Rodzin, w tym doniosłym dla całego Kościoła wydarzeniu, jako jeden z dwudziestokilkuosobowej delegacji z Polski, której przewodniczył biskup łomżyński Stanisław Stefanek. Czuję się zatem zobowiązany, by choć w części podzielić się swoimi wrażeniami.
Filipiny w swojej historii zaznały wiele cierpień i prześladowań. Hiszpańska kolonizacja na Filipinach rozpoczęła się w 1521 roku, kiedy to na wyspy przypłynął Ferdynand Magellan. On to nazwał ten kraj Filipinami na cześć króla Filipa. W niedługim czasie przybyli tam pierwsi misjonarze, rozpoczynając owocny proces chrystianizacji. W 1896 r. Filipińczycy powstali przeciw hiszpańskim rządom i uwolnili się spod ich wpływów. Nie nacieszyli się jednak wolnością, gdyż w tym samym czasie trwała wojna hiszpańsko-amerykańska i w 1898 roku Filipiny dostały się pod władzę Amerykanów. Tak było do czasów II wojny światowej, kiedy na wyspach zaczęła się okupacja japońska. Dopiero 4 czerwca 1946 roku ogłoszono na Filipinach niepodległość. Jednak w 1965 roku prezydentem państwa został Ferdynand Marcos, który przez ponad 21 lat sprawował dyktaturę. Sygnałem do przemian stała się śmierć opozycjonisty Benigno Aquino, który został zamordowany w 1983 roku. I choć w 1986 roku prezydentem w sfałszowanych wyborach został ponownie Marcos, opozycja była na tyle silna, by odsunąć go od władzy. 2 miliony ludzi z różańcami w rękach wyszło przeciw czołgom Marcosa. Ich modlitwa i ogromne wsparcie ze strony ks. kard. Jaime'a Sina sprawiły, że żołnierze wyszli z czołgów i przyłączyli się do modlitwy. Prezydentem została żona zamordowanego, Corazon Aquino. We Mszy Świętej zamykającej Pastoralny Kongres Teologiczny IV Światowego Spotkania Rodzin Corazon Aquino uczestniczyła razem z obecną panią prezydent Glorią Macapagal Arroyo.
Stolica Filipin, Manilia, goszcząca ponad 6 tysięcy uczestników Kongresu, składa się właściwie z kilkunastu miast pełniących rolę dzielnic i tworzących całość. Manila jest miastem ogromnych kontrastów. Tuż przy ekskluzywnym hotelu wyrastają slumsy. Ludzie leżą na ulicach, szukając odrobiny pokarmu. Rolę transportu w mieście pełnią tzw. jeepneye, czyli busiki zbierające pasażerów prosto z ulicy. Ruch na ulicach stale jest duży, nawet nocą, w związku z tym zanieczyszczenie powietrza jest ogromne. Na Filipinach nie brakuje też innych środków transportu. Można przejechać się rikszą lub specjalnym motorem z koszem. Sami mieszkają najczęściej w bambusowych domach, a najbiedniejsi mają często „domy” z tektury, blachy, a nawet słyszeliśmy o mieszkających w grobowcach na cmentarzu.
Mimo trudnych warunków życia Filipińczycy są bardzo radosnym i pełnym życzliwości narodem. Są przy tym niezwykle gościnni. Każdy z uczestników IV Światowego Spotkania Rodzin został obdarowany naszyjnikiem z muszelek. Dla Filipińczyków niezmiernie ważne jest życie rodzinne, dlatego ich rodziny są liczne. Dziesięcioro dzieci w rodzinie nikogo nie dziwi. Statystyczny Filipińczyk w tym ponad 79-milionowym narodzie ma 20 lat. W stolicy kraju wszędzie widać bawiące się dzieci, po ulicach chodzi wiele młodych osób. Jednocześnie naród filipiński pokłada ufność w Bogu i żywi wielki szacunek do duchownych. Gdy Filipińczycy, widzą kapłana, natychmiast proszą o błogosławieństwo dla siebie i swoich dzieci.
Wyjazd na Filipiny utwierdził mnie w przekonaniu, że naród filipiński jest nadzieją dla Kościoła. Wiara Filipińczyków jest radosna, pełna optymizmu, czego nieraz brakuje w krajach europejskich, gdzie dużo się spekuluje, a mało Panu Bogu oddaje. Filipińczycy są bardzo gościnni i życzliwi wobec innych. Zaraz odpowiadali uśmiechem na uśmiech. Na każdym kroku widoczne również było to, że rodzina jest dla nich miejscem świadectwa życia Ewangelią. Oby to przeszło także na inne kraje. Myślę tu również o Polsce, gdzie szerzy się indywidualizm, gdzie wpływ wartości płynących z wiary na osąd życia codziennego jest coraz słabszy.
Kongres był wołaniem rodzin chrześcijańskich o to, aby zostały one katolickie i by pogłębiały swoje powołanie. Piękne były świadectwa rodzin na ten temat z różnych kontynentów. Uderzył mnie jeden z wykładów: przypomniano w nim wyraźnie, że rodzina to nie tylko instytucja społeczna, ale przede wszystkim sakrament. Na tym polega wielkość małżeństwa chrześcijańskiego, że jest to przymierze zawierane między sobą, ale wobec samego Jezusa Chrystusa, który jest jego fundamentem. Dlatego małżeństwo chrześcijańskie jest wołaniem w stronę przyszłości, ażeby na tym mocnym fundamencie budować przyszłość świata. Do chrześcijan należy również zadanie głoszenia światu z radością, której można uczyć się od Filipińczyków, oraz głębokim przekonaniem „dobrej nowiny” o rodzinie.
Bardzo głęboko przemówiło do mnie odczytanie uchwały Kongresu Dzieci, odbywającego się w tym samym czasie. Zostało to naprawdę wspaniale przygotowane: i dziewczynka wybrana do czytania, i sceny, które podczas czytania dokumentu były pokazywane na telebimie. Innym wzruszającym wydarzeniem była przepiękna liturgia Mszy Świętej kończącej Kongres, której przewodniczył kardynał Lopez Trujillo z Watykanu. Była ona niezwykle widowiskowa, ale bez uszczerbku dla sacrum. Pokazano, co znaczy radość z uczestnictwa w Liturgii.
Po Kongresie czekał mnie jeszcze tydzień pełen niezapomnianych wrażeń. Miałem okazję, wraz z ks. Mieczysławem Ozorowskim, towarzyszem podróży, odwiedzić Sorsogon - jeden z najbiedniejszych regionów Filipin. Pojechaliśmy tam na zaproszenie dwóch księży przypadkowo spotkanych na sali Kongresowej. Tak więc mogliśmy na żywo zetknąć się z pracą kapłanów i życiem tamtejszych rodzin.
Po kilkunastogodzinnej podróży autobusem, oczom naszym ukazał się zupełnie egzotyczny krajobraz: ryżowe pola uprawiane bawołami, lasy palm kokosowych i bananowców a w oddali wulkan. Na Filipinach znajduje się wiele czynnych wulkanów, większość wysp archipelagu jest pochodzenia wulkanicznego. Niektóre góry tkwią w środku malowniczych rozlewisk, jak Pianatubo, przykuwając wzrok, ale trzeba mieć świadomość, że mogą w każdej chwili ożyć, niosąc śmierć i zniszczenie. Czynne wulkany niosą grozę, ale przyciągają jednocześnie. Tym bardziej, że wulkan Mayon prezentował się w całej okazałości. Mieliśmy także okzję odwiedzić kościół zalany częściowo przez rzekę pyłów wulkanicznych.
Ważną sprawą dla nas była możliwość zetknięcia się z życiem codziennym przeciętnej rodziny, żyjącej na południu wyspy Luzon. Obserwując Filipińczyków, można uczyć się życzliwości i otwartości wobec osób, których się nie zna. Są bardzo gościnni. Ciekawa też jest ich religijność manifestowana na zewnątrz. Filipińczycy nie ukrywają jej, nie wstydzą się. Nie mówią: „jestem religijny, ale...”.
Potem jeszcze na kilka dni powróciliśmy do Manili i tym razem mogliśmy już więcej czasu poświęcić na zwiedzanie stolicy Filipin i okolicy. W manilskim sanktuarium Miłosierdzia Bożego czuliśmy się jak u siebie. Bo nie dość, że mieliśmy przed oczami ogromny, liczący 9 metrów obraz Jezusa Miłosiernego, przysłany tu z Krakowa przez siostry z sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, to obok były także wizerunki Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia i bł. s. Faustyny Kowalskiej. Opowiadaliśmy o Białymstoku — mieście miłosierdzia i Słudze Bożym Ks. Michale Sopoćko. Kustosz sanktuarium, który ma zorganizować pielgrzymkę do Polski: śladami Siostry Faustyny, obiecał przyjechać także do naszego miasta. Tak więc jest nadzieja na swoistą kontynuację naszego wyjazdu na Kongres do Manili. Na długo pozostaną w naszej pamięci treści tam usłyszane, niezapomniane wrażenia przy zwiedzaniu tego egzotycznego kraju oraz spotkania z ludźmi, radosnymi świadkami Chrystusa.
opr. ab/ab