O Spotkaniach Muzyków w Ludźmierzu: To co zrobił "Ludźmierz" w moim życiu jest niesamowite. Przyjechałem tam popatrzeć na "wariatów", to było w 94 roku, zaraz po operacji mojego serca...
Co Litza powiedział w Rytychbłotach
W poprzednim numerze RuaH zamieściliśmy relację z X Ogólnopolskich Spotkań Muzyków Chrześcijan, które odbyły się w wakacje w Rytychbłotach na Pojezierzu Brodnickim. Są one kontynuacją spotkań w Ludźmierzu. Wśród uczestników znalazł się Robert Friedrich Litza (2 Tm 2,3, Arka Noego), którego wypowiedź (fragmenty) zamieszczamy poniżej. O Spotkaniach Muzyków w Ludźmierzu: To co zrobił "Ludźmierz" w moim życiu jest niesamowite. Przyjechałem tam popatrzeć na "wariatów", to było w 94 roku, zaraz po operacji mojego serca... Na oddziale kardiochirurgii w Poznaniu, gdy umierałem, przeżyłem jakby fizyczne dotknięcie przez Pana Boga. Wtedy zaczęło się dla mnie Nowe Życie, bo zobaczyłem, że "ciałko" to nie wszystko, że jednak jest Coś Więcej. Mimo, że odtąd chodziłem na Msze, że wróciłem do Kościoła, Pan Bóg cały czas wzywał mnie do tego, do czego wzywa ostatnio Ojciec Święty w słowach - "Wypłyń na głębię!". Szczególnie mnie, który nie pochodziłem z ruchu "Światło-Życie", ale z "ciemność-śmierć". Pojechałem do Ludźmierza żeby zobaczyć ludzi dziwnych, i zobaczyłem, że tańczą, podskakują, ktoś upada... Zapytałem wtedy siebie - "To jest Kościół, do którego ja mam wracać? To są ludzie, których ja nie rozumiem!". Na szczęście w Ludźmierzu Pan Bóg dotknął mnie tak mocno, że wkrótce ja też leżałem i powiedziałem - "Ja się nie zgadzam, ja będę sam decydował, czy wierzę w Ciebie, Panie Boże, czy nie!". Ale Pan Bóg miał na mnie sposób i od tego czasu zaczęła się moja "przygoda" z Nim, mimo że byłem już we wspólnocie neokatechumenalnej. Od tamtego momentu, kiedy z moją żoną patrzyliśmy na Roberta Cudzicha, Andrzeja Dziewita, o. Bujnowskiego i jego brata, na wszystkich - podejrzliwie, nagle okazało się, że to, co wtedy "odpaliliśmy", do dzisiaj jest jakoś dla nas ważne. Wdzięczność ogromna za "Ludźmierz". Mimo, że nie wszyscy z Tymoteusza brali w nim czynny udział, to jednak jak od świecy tu "odpalaliśmy" i przenosiliśmy ten płomień dalej. O 2 Tm 2,3: Chcę powiedzieć, że właściwie nie wiadomo, kto założył 2 Tm 2,3... Były rozmowy ludzi, którzy są we wspólnotach neokatechumenalnych, Marcin Pospieszalski też gdzieś w tym wszystkim brał udział... I nagle powstał zespół. Zresztą pierwszy raz zagraliśmy - w Ludźmierzu! A potem przyszedł lęk przed koncertami... Mówiłem - "Na każdym koncercie muszą być ze dwie karetki, bo na pewno będą nas zabijać!". Później okazało się, że są inne problemy, że długa droga przed nami... Zanim zaczną zabijać nas, najpierw my sami w zespole możemy "się pozabijać". Dzięki Ludźmierzowi zrozumiałem, nie boję się tak tego nazwać, że jestem "liderem" w zespole. Na katechezie usłyszałem żeby nie bać się "liderstwa", żeby je realizować. Zauważyłem, że w Tymoteuszu pojawiło się pełno "liderów", każdy miał wizję, tyle że w innym kierunku. I płyty powstawały tylko dzięki Duchowi Świętemu... Potem pojawiły się koncerty, a jeszcze później Tymoteusz tzw. "zastępczy", bo niektórzy "liderzy" nie zawsze mogli grać po parafiach. Znacie historię Tymoteusza - ci co mogli, to jeździli. Natomiast, co dla nas było mocnym doświadczeniem Ludźmierza - to, że zawsze znalazła się grupa ludzi, która stała jak armia i modliła się za nas. Na początku "Ludźmierz" dał nam ostrego kopa. Wylecieliśmy, zaczęliśmy mówić i moralizować wszystkich w całej Polsce. Jest ogromna przepaść między "moralizować", a "ewangelizować". Dzisiaj uczymy się ewangelizować. Ale cośmy tam "namoralizowali"- to nasze. Wypraw krzyżackich nie robiliśmy, Pan Bóg nas uratował! To, że z Tymoteuszem ruszyliśmy głosić Słowo, było potrzebne nam samym. Dzisiaj to wszyscy widzimy. Kiedyś między każdą piosenką (o ile tu można mówić o piosenkach, bo wszystkie teksty są z Pisma Świętego) każdy z nas chciał coś powiedzieć. Dzisiaj między utworami jest totalne milczenie. Czasem ktoś tam coś zapowie i to nawet nie po polsku... Widzę, że Tymoteusz jest dla nas ogromną pomocą, żeby się nawracać. Patrząc na zespół widzimy co Pan Bóg przez te lata dla nas zrobił. Że tej pychy jest już coraz mniej, teraz trzeba się jeszcze modlić o pokorę. Dlatego też prosimy wszystkich po koncertach o modlitwę, bo bez niej nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Artysta jest narażony na najbardziej podstępne zasadzki demona. Bez Ducha Świętego nikt nic nie powie. Jeżeli jest konflikt choćby z jednym z muzyków, przenosi się on na cały zespół. O innych zespołach: Trochę z przerażeniem patrzyliśmy ostatnio na młode zespoły, które powstają w Polsce jak grzyby po deszczu. Młodzi ludzie myślą w nich często - "Ja będę Budzym", ja będę udawał Litzę". Myśleliśmy - "Co my zrobiliśmy?" Zaczęliśmy się bać - "Co to jest, za kim oni idą, za idolami?" Ale pociecha przyszła bardzo szybko, bo okazało się, że ci młodzi ludzie przestali do nas dzwonić z pytaniami - "A jaki kabel, jaka kostka, jaki fuzz, czy możesz mi pomóc wybrać wzmacniacz?" Telefony nagle się urwały i okazało się, że oni weszli do wspólnot. Ostatnio byli z nami na Eucharystii chłopcy z 3 Sióstr i okazało się, że działają we wspólnocie Ruchu Rodzin Nazaretańskich, Pneuma - w neokatechumenacie, okazuje się, że ci ludzie mają źródło! O odpowiedzialności: Gdy grałem z Acid Drinkers, dostaliśmy kiedyś trzy minuty w Telewizji, żeby puścić teledysk i w eter poleciała jakaś tam piosenka, po prostu takie nic nie mówiące g... Ułożyliśmy ją w pośpiechu w studio. Czas antenowy jest bardzo drogi. Poczułem wtedy na sobie wielką odpowiedzialność - że zmarnowałem te trzy minuty, zamiast powiedzieć ludziom coś, co dałoby im nadzieję. I potem pojawiły się pragnienia... Gdy dowiedziałem się, że "Słuchaj Izraelu" Tymoteusza było śpiewane na pielgrzymce do Częstochowy, moje serce już było gorące, żeby pisać podobne piosenki. Może były w tym znowu jakieś ludzkie słabości, że chcę być doceniony, ale wiedziałem od razu, że chciałbym je "robić". Następną piosenką był hymn Festiwalu Song of Songs, który jest grany w Toruniu do dzisiaj. Kolejna piosenka, jego mutacja - "Nie boję się, gdy ciemno jest" Arki - nic innego nie umiałem! Był to dla mnie ogromny zaszczyt, że śpiewało się ją gdzieś na pielgrzymce, którą ja wiele lat osądzałem. I dzisiaj czuję, że nie marnuję czasu. Te trzy minuty w "Ziarnie", czy gdziekolwiek, są wykorzystane, aby śpiewać to co głosi Kościół, co usłyszę we wspólnocie. Czuję na sobie totalną odpowiedzialność! O pieniądzach: Jako człowiek, który ma mało wspólnego z Panem Bogiem, z każdym rokiem zaczynam Go coraz bardziej poznawać. I jestem przerażony jaką ma Potęgę, jaką Moc, jaką Siłę! Problemy finansowe, to nie jest problem dla Boga. Kiedyś słyszałem - "Czemu nie masz? Bo się źle modlisz". - Jak to źle się modlę? Dobrze się modlę. - "Źle się modlicie i nie macie". I zobaczyłem jedno, że nie potrafię się modlić, traktuję Boga w sposób typowy dla religii naturalnej, to jest - "Ty, Boże, będziesz na moje posyłki!". Często spotykamy się z opinią, że zespoły chrześcijańskie mają pewną "ideę". - "Wy gracie dla idei!" Jeżeli ktoś gra dla "idei", to ja mu naprawdę współczuję. Jezus Chrystus nie jest żadną ideą! Chrześcijaństwo, to nie religia w sensie naturalnym - złożymy ofiarę, żeby Bóg dał nam deszcz, dam Mu trzy krówki, bo potem muszę mieć ich dziesięć, dam cztery marchewki, ale żeby potem pole mi obrodziło... To jest pogaństwo, to jest wykorzystywanie Pana Boga do własnych interesów! Tak jest! Zbliża się sesja w szkole - jest pełen kościół i - "Boże, ja Cię proszę o szóstkę!". Módl się o sprawiedliwą ocenę! Chrystus jest faktem w życiu człowieka. Być może robię z siebie dzisiaj "durnia" dlatego, że Jezus jest faktem w moim życiu. Gdy przestałem grać z zespołami (Acid Drinkers, Kazik na Żywo - przyp.red.), nie miałem przez pół roku ani złotówki. Moją rodzinę żywili bracia ze wspólnoty. Wyrzucono nas z domu, skradziono nam samochód, a bracia dawali nam obiady i byliśmy bardzo szczęśliwi. Jeżeli myślicie, że pieniądze dają szczęście, to uważajcie, bo może się zdarzyć, że te wasze marzenia o pieniądzach się spełnią. Doświadczenie braku pieniędzy, ubóstwa, jest dużo łatwiejsze niż doświadczenie posiadania pieniędzy. Naprawdę! Bo jak pieniądze raz przyjdą, to człowiek, który ich nigdy nie miał, nie wie jak nimi operować. O pomocy ze strony Kościoła: Kościół otacza nas ogromna opieką. Co to znaczy? Kiedyś myślałem, że nadszedł czas aby Episkopat dał pieniądze na najlepszy sprzęt nagłośnieniowy, na gitary, na struny. Niech Episkopat założy jakiś zespół - Narodowy Zespół Pieśni,Tańca i Ewangelizacji - 2 Tm 2,3! (śmiech). Rozmawiałem z biskupem Chrapkiem 3 dni przed jego śmiercią. Powiedziałem - "Mam świetny pomysł! Będziemy robić pomoc naukową dla dzieci do szkół! Arka Noego będzie pisać piosenki, będziemy pisać książki, bo księża sobie nie radzą, trzeba im pomóc!". A biskup Chrapek powiedział - "Chłopcze, ty się uspokój! Zacznijcie pracować z tymi, którzy chcą z wami pracować!". I w ten sposób pokazali mi pewną rzecz. Że pomoc pochodzi od Chrystusa. Od Kościoła nie trzeba szukać wsparcia materialnego, ale wsparcia modlitewnego. Wsparcia polegającego na tym, że ja dzisiaj mogę siedzieć przy ołtarzu, mogę przystępować do Komunii, że Chrystus mi wszystko tłumaczy. Mnie w życiu nikt niczego nie tłumaczył. Mój tata nie był mi w stanie niczego wytłumaczyć, wielu braci nie może, nawet Budzy nie może mi niczego wytłumaczyć. Przychodzę na Liturgię zbuntowany, bo wielu rzeczy nie zrozumiem i nie chcę zrozumieć. Ale Chrystus przychodzi w Eucharystii i tłumaczy wiele rzeczy. Pan Bóg dał nam duże rodziny! To też jest pomoc ze strony Kościoła. Dzisiaj mam sześcioro dzieci. Nie "namówiłbym" na nie mojej żony, ale ona słucha Ewangelii i jest otwarta na życie. Znam moja żonę i wiem, że ona chciałaby, abym ja urodził połowę i ona połowę, żeby było po równo. Natomiast, z tego co pamiętam, ona urodziła wszystkie nasze dzieci i oddawała przez to swoje życie. A ja mówię ze sceny, że mam sześcioro dzieci. Sama przyjemność! Mógłbym zrezygnować z zespołów, w których grałem, aby być z moją żoną i dziećmi. Jeżeli jedziemy na koncerty z Arką, to jedziemy całą rodziną! Jest to dla nas ogromny cud. Po wspomnianym Ludźmierzu jechałem na trasę z Acid Drinkers, potem z Kazikiem do Stanów i tak dalej... I wtedy mówiłem - "Tomek, jest niebo!", a on - "Tak, niebo jest, ale w chacie nie ma cię 8 miesięcy w roku". I to była prawda. Być muzykiem jest bardzo trudno, a tym trudniej - żoną muzyka. Jest to ogromny problem i może być on rozwiązany w ten sposób, żeby całe rodziny jeździły. Z Arką zawsze modlimy się przed koncertami. Traktujemy trasę jako "całość". Wpadliśmy na pomysł, żeby ostatnia trasa koncertowa Arki i Tymoteusza gromadziła nas wokół Eucharystii. Każdego dnia dziękujemy Bogu za to, że możemy przystępować do Komunii świętej, że po czytaniach Ewangelii dzielimy się, robimy takie "echo słowa", pytając się, co to słowo do nas mówi. Dzieci też się dzielą. Ostatnio mała Wiktoria mówiła, że nie rozumie tego krzyża, jak ma go nieść. I dla nas starszych było to pewne świadectwo... O wspólnocie neokatechumenalnej: Wsparcie modlitewne wspólnoty jest ogromną pomocą. Kiedy "wspaniały pan artysta Litza" wraca w glorii do wspólnoty, a jej ludzie byli na koncertach Arki, bracia mówią: "Ty jesteś taki, taki, taki..., twoja żona nawet tego nie widzi". I ogromnie mi przez to pomagają. Dla tego typu ludzi trudną sytuacją jest pycha, którą artysta ma na scenie, przez którą zawsze chce zwyciężać, brylować, triumfować, a nie umie umierać, nie umie przyjąć krzyża. Wspólnota pomaga nam cały czas w to wchodzić, i może przyjdzie dzień, że nie będziemy w ogóle grali, a wtedy będziemy najbardziej ewangelizować. O ambicjach i prawdziwej ewangelizacji: Słucham wszystkiego dookoła i jest tak jak kiedyś Mietek mówił w Ludźmierzu, że stu ludzi powie ci, że jest O.K., a jeden, że jest źle, i już myślisz, że jest syf. Ja mam to samo. Półtora miliona płyt pójdzie w ludzi, jeden list jest negatywny i ja leżę ciężko chory, gorączka, nieakceptacja. A ja chciałem dobrze! Okazuje się, że nic z tego nie rozumiem. Cierpię jak pies, kiedy ktoś mnie nawet lekko dotknie. Wielu z was, tak jak ja boi się o opinię. Bo nie jest mi przyjemnie, kiedy czytam w prasie o sobie złe rzeczy. Mówię - "Panie, moje serce płacze, bo Ty wiesz jakie są moje intencje", a do mojej żony - "Dobrochna, albo my zwariowaliśmy, albo o co tu chodzi?" A ona - "Ale ty jesteś głupi. Ewangelizacja to przecież umieranie. Powinieneś się cieszyć!". Ale ja nie umiem, bo jestem artysta i nie chcę umierać, ja chcę brylować. Trzeba mówić ludziom o Chrystusie zmartwychwstałym i trzeba się dużo uczyć! Kiedyś graliśmy z No Longer Music i zobaczyłem, że David Pierce i jego ludzie z "pierwszej linii frontu" tak samo sprzątali po sobie po koncercie jak ci, którzy są ich "technicznymi". Oczy mi wychodziły na wierzch! To dla nas, dla Tymoteusza, była ogromna szkoła! Bo są na scenie tacy, którzy po koncercie mogą iść do domu, ale są też biedni perkusiści, którzy te swoje śrubki odkręcają półtorej godziny. I zobaczyliśmy, na czym tak naprawdę polega ewangelizacja. Ci ludzie, kiedy przyjeżdżają do nas z Zachodu aby grać, nie pytają o pieniądze. Pytają - "Możemy zagrać? Za darmo? - Nie! - A możemy dopłacić? - Dobra!" To jest ewangelizacja! Copyright by „Magazyn Muzyczny RUAH opr. JU/PO |