Ryszard Rynkowski

Rozmowa z Ryszardem Rynkowskim na tematy wiary i muzyki


RYSZARD RYNKOWSKI

- Artyści często śpiewają o Bogu, dedykując swoje utwory na przykład Papieżowi. Czy jest to zaplanowane działanie, wkalkulowane w artystyczną karierę, czy to odruch płynący z serca?

- Mam nadzieję, że nie jest to tylko moda, bo muzyka i piosenka są artystycznymi formami wypowiedzi, a człowiek musi się również wypowiadać w kwestiach swojej osobowości, swojego światopoglądu. W związku z tym śpiewanie Bogu czy też do Boga, pośrednio czy bezpośrednio, jest naturalnym działaniem człowieka. Niekoniecznie trzeba to bez przerwy akcentować, chociaż teraz takie są czasy, że warto i należy o Bogu przypominać. I ludzie częściej o Nim teraz śpiewają, widocznie z potrzeby serca. Młodzież, choć wzrasta dzisiaj w normalniejszych warunkach, to ciągle potrzebuje wiary. Zagubiona, często szuka sensu życia w Bogu. I to jest dobre, właściwe.

- Ten sens ktoś musi wskazać. Jak to było w Pana przypadku?

- Pochodzę z rodziny głęboko katolickiej. Mama Stefania i tata Henryk dali mi w domu bardzo dobre wzorce religijne. Wspomnieć też muszę o siostrze taty, zakonnicy ze zgromadzenia sióstr sercanek, która była prawdziwa służebnicą Bożą, całe życie niosącą pomoc innym ludziom. Pamiętam także dobrze z czasów dzieciństwa dwie inne siostry zakonne - Annę i Anielę, które były wychowawczyniami w moim elbląskim przedszkolu. W domu rodzinnym otaczali mnie ludzie bardzo prawi, żyjący według Bożych przykazań. Regularne chodzenie do kościoła było uświęcone tradycją. Bóg towarzyszył mi zawsze, był i jest cišgle przy mnie. Ale bez względu na to, czy był to "peerel", czy też Rzeczpospolita, ja nigdy ze swoja wiarą się nie obnosiłem, nigdy też nie zmieniałem frontu jak flaga na wietrze. Swoje rozmowy i swoje spotkania z Bogiem traktowałem i traktuję jako coś, co powinienem robić w skupieniu i w samotności.

- Znany Pan jest jednak z występów podczas festiwali religijnych.

- Nigdy nie współtworzyłem piosenek stricte religijnych. Natomiast jeżeli zdarza mi się okazja, aby wziąć udział w takim czy innym przedsięwzięciu religijnym, to wtedy stawiam się na zawołanie. Obojętnie czy sš to rekolekcje, festiwal pieśni religijnych czy propozycja wyśpiewania "Ośmiu Błogosławieństw". Ze szczególnym sentymentem wspominam festiwal pieśni kościelnej w Ustroniu Śląskim w 1994 roku, kiedy organizator zaproponował, bym zaśpiewał cały swój repertuar z "Wypijmy za błędy" włącznie. Innym razem zadzwonił do mnie ksiądz Janusz Jezusek z Górki Klasztornej z zaproszeniem na festiwal pieśni Maryjnej. I jak tu... Jezuskowi wypadało odmówić? Jeżdżę na tę wspaniałą imprezę regularnie, rok w rok. śpiewałem także w Chojnicach, pomagając w ten sposób przy wznoszeniu nowego kościoła. Teraz przejeżdżając przez to miasto i widząc rosnące mury świątyni, bardzo się cieszę, że mam w tej budowie swój udział. Jako członek Kościoła uważam takie działanie za swój obowiązek.

- Jest Pan wyczulony na ludzkie potrzeby.

- Staram się dzielić swoim talentem, zdaję sobie bowiem sprawę, że wiele osób żyje gorzej ode mnie. Dzielić się, nie oznacza jednak oddawać połowę z tego co się ma. Dzielić się, to także być z kimś. To nie chodzi tylko o sprawy materialne, to nie tylko wspomaganie w bycie, ale w byciu!


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama