NIEWIARA BLISKICH BOLI SZCZEGÓLNIE
Ewangelia to Dobra Nowina o Jezusie. Ale myli się ten, kto sądzi, że to zestaw pozytywnych opowiadań, zakończonych zawsze happy endem. Wiele ewangelicznych perykop ma negatywny wydźwięk, jak na przykład dzisiejsza Ewangelia.
Pięknej wymowy przysłowia „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” niestety nie doświadczył Jezus. Choć przybył do swojego rodzinnego miasta, to jednak spotkał się z chłodem, a ostatecznie z niewiarą. Szereg pytań retorycznych stawianych przez bliskich Jezusa: „Skąd to u Niego ma? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” – nie są wyrazem zachwytu, ale niedowierzania. Bardziej dokładne tłumaczenie tych pytań brzmi jeszcze ostrzej: „Skąd u tego to? I co mądrość dana temu? … Czyż nie jest ten cieślą?” (tłumaczenie wg ks. Artura Maliny). Zaimek „ten” w miejscu, gdzie powinno pojawić się imię, wskazuje na jakiś dystans, a nawet cynizm. Czasem, gdy ktoś do kogoś czuje wielki uraz, to wówczas posługuje się zaimkami: „ten”, a może częściej „on”; „on” zamiast „tata”, „on” zamiast „mąż”, bądź zamiast imienia męża; „ona” – zamiast „żona” lub zamiast imienia żony (ciekawe, prawie nigdy nikt nie mówi o swojej matce – „ona”).
Nazwanie przez mieszkańców Nazaretu Jezusa bratem określonych osób oraz mówienie o siostrach nie wskazuje tu wspólnych rodziców, ale oznacza, że Jezus jest po prostu krewnym ich sąsiadów. Jednak relacje wynikające z sąsiedztwa i z pokrewieństwa – paradoksalnie – zamknęły serca Jego krajan na wiarę, o czym zresztą mówi Ewangelista: „powątpiewali o Nim”. Taka reakcja musiała być bólem dla Jezusa i wstrząsem dla uczniów, którzy Mu towarzyszyli. W obcych miejscowościach ludzie garnęli się do Jezusa, a wśród swoich – Jezus doświadcza chłodu, obojętności, niewiary. Na Jezusie spełniają się bolesne słowa proroka Ezechiela wypowiedziane dziś w pierwszym czytaniu: „Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwili. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich”. Dominująca postawa niewiary sprawiła bardzo poważne ograniczenie działalności Jezusa: „i nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich”. Bo cudy działy się tam, gdzie ludzie z wiarą otwierali się na moc Jezusa.
Dzisiejsza Ewangelia to wielkie ostrzeżenie, że w sprawach wiary nie ma automatyzmu. Jeśli ktoś wychowuje się w domu katolickim, gdzie miał możliwość poznania wiary, to nie oznacza to, że „automatycznie” przyjmie całe dziedzictwo wiary domu rodzinnego. Dziś wcale nierzadko jesteśmy sytuacji odwrotnej, gdy dorastające lub dorosłe dzieci rodziców katolickich odchodzą od wiary. Dziecko w swoim domu miało Jezusa na wyciągnięcie ręki (jak mieszkańcy Nazaretu), a jednak odeszło od wiary (jak sąsiedzi i krewni Jezusa przeniknięci niedowiarstwem).
Podobne mechanizmy widoczne są na płaszczyźnie ogólnonarodowej. Kiedyś Holandia była głęboko katolickim krajem, wysyłającym wielu misjonarzy w różne rejony świata. Dziś jest społeczeństwem bardzo zlaicyzowanym, w którym na coraz szerszą skalę dokonuje się eutanazji. Podobnie katolicka była Hiszpania. Aktualnie zamyka się tam wiele kościołów z racji stale zmniejszającej się liczby wiernych, szeroko dokonywana jest aborcja (w 2019 r. Hiszpania odnotowała największą liczbę aborcji w ciągu ostatnich pięciu lat, prawie 100 tys., przy czym liczba młodych kobiet poniżej 20 roku życia, które przerwały ciążę, wzrosła o pół tysiąca), a w trakcie trwania epidemii wprowadzono ustawę legalizującą eutanazję. Czy podobne mechanizmy następują w Polsce, o której mówi się „Polonia semper fidelis” („Polska zawsze wierna”), która jest ojczyzną Jana Pawła II, w której kościoły były zawsze pełne wiernych? Na pewno widoczny jest proces odchodzenia od Kościoła, czasem nawet w formie apostazji. W świątyniach coraz mniej ludzi, szczególnie młodzieży, ruchy proaborcyjne i LGBT pociągają wielu, szczególnie młodych, tak zwany strajk kobiet uwidocznił, ile agresji drzemie wśród ludzi w stosunku do Kościoła, a nawet wobec budynków sakralnych.
Polska była w sensie duchowym ojczyzną Jezusa, była Jego domem, gdzie tylu znało Jezusa. Jednak, czy właśnie do Polski nie mają odniesienia słowa z dzisiejszej Ewangelii: „tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”? Boli to zdanie, gdy odnosi się ono do rodziny katolickiej, w której ktoś staje niewierzącym. Boli to zdanie, gdy odnosi się ono do katolickiego kraju, w którym pojawia się coraz więcej dystansu, chłodu, obojętności, a w końcu… zwątpień, odstępstw i niewiary wobec Jezusa i Jego Kościoła.
Fakt, że sam Jezus w rodzinnym Nazarecie został odrzucony, nie jest pociechą, lecz poważną przestrogą. Zawiera też pewną, trochę ukrytą, nadzieję. Tak jak naturalna bliskość Jezusa nie prowadzi „z automatu” do postawy wiary, tak też niewiara nie musi być ostateczną postawą człowieka czy społeczeństwa. Wiarę należy przekazywać w rodzinie oraz przez tradycje chrześcijańskie danego kraju, jednak jej przyjęcie zawsze jest ciągle nową decyzją danego człowieka czy też kolejnego pokolenia. Nasza młodzież nie pozostanie wierząca „z rozpędu” wiary poprzedniego pokolenia. Może od Boga odejść, nawet tak daleko, że aktywność duszpasterska w naszym kraju będzie się zmniejszać, na przykład wskutek coraz mniejszej ilości powołań do kapłaństwa (działalność Jezusa w Nazarecie też została ograniczona). Jednak może być i tak, że nastąpi nowe ożywienie wiary, nowe otwarcie na wiarę. Oby tylko ci, którzy są odpowiedzialni za głoszenie Ewangelii (rodzice, duszpasterze) nie zniechęcali się porażkami, obojętnością czy niewiarą. Jezus mimo, że został odrzucony, dalej nauczał, jak mówi o tym ostatnie zdanie z dzisiejszej Ewangelii: „potem obchodził okoliczne wsie i nauczał”. Mimo obojętności dalej robił swoje. I nie jest powiedziane, że mieszkańcy Nazaretu nigdy się już nie nawrócili.