Rodzina przywołuje Pana Jezusa. Oczekuje szczególnego traktowania, ze względu na więzy krwi. Jego kuzyni (w językach semickich słowo brat może odnosić się do kuzyna) chcą przerwać Jego naukę, słuchacze mają poczekać, bo oni są ważniejsi. Pan Jezus jednak odmawia. Mogą uczestniczyć w jego katechezie. Zgromadzeni ludzie z pewnością przepuściliby matkę, z szacunku dla Nauczyciela, kuzyni pewnie musieliby się zadowolić „tylnymi rzędami”. Nie mogą przeszkadzać Mu w misji.
Misja Jezusa jest tego rodzaju, że nawet więzy krwi, nawet ta więź najważniejsza, z własną Matką, muszą zejść na drugi plan. Pan Jezus właśnie tworzy nową rodzinę, rodzinę dzieci Bożych. Maryja już do niej należy, jako pierwsza. Ona przecież wypełnia wolę Bożą najpełniej ze wszystkich. Również niektórzy z owych braci zostaną uczniami. Jakub syn Alfeusza już jest w gronie apostołów (nota bene, on też jest nazywany „bratem Pańskim”, choć nie jest bratem rodzonym, co ewangelista podkreśla podając imię jego ojca). Jednak to nie pokrewieństwo z Jezusem daje wstęp do powstającej rodziny Kościoła.
W tej nowej rodzinie Chrystus stawia się na każde nasze wezwanie. W każdej modlitwie Go przywołujemy. W czasie Mszy staje się obecny na wezwanie kapłana, który w imieniu całego Kościoła, „przywołuje” Go w chwili konsekracji. Jednak to przywoływanie Pana Jezusa różni się zasadniczo od zachowania Jego kuzynów w opisanym w dzisiejszej Ewangelii epizodzie. Kiedy wołamy Go w czasie Mszy świętej, wypełniamy wolę Boga. On chce być przywołany, jak najczęściej.
Może się jednak zdarzyć, że wołamy Go w sposób niewłaściwy. Tak często wypowiadamy Jego imię, a także imię Jego Matki, w sposób niegodny, wypowiadając je bezmyślnie, na przykład w chwili irytacji. Na ogół wynika to ze złego przyzwyczajenia, bez złej intencji. Warto wykorzeniać z sobie to przyzwyczajenie, aby każde nasze wezwanie było na serio. Można zacząć od tego, że gdy westchnę „o Jezu” w chwili, gdy np. ktoś zawraca mi głowę zadając siódmy raz to samo pytanie, dodać szybko, w duchu: Jezu, daj mi cierpliwość, Ty jesteś taki cierpliwy.
Są też sytuacje, gdy to przywoływanie jest próbą wykorzystania autorytetu Bożego do celów, które nie są zgodne z Jego wolą. Ostatnio pewien polityk hiszpański, żyjący w związku homoseksualnym, poskarżył się publicznie, że odmówiono mu Komunii. Przywołał fragment z listu do Galatów („Nie ma już żyda, ani greka, nie ma niewolnika, ani wolnego, nie ma mężczyzny, ani kobiety, bo wszyscy jesteście kimś jednym w Chrystusie”) Niestety, pominął to, co św. Paweł, mówi o praktykach homoseksualnych i warunkach godnego przyjmowania Eucharystii. Interweniowała nawet jego partyjna towarzyszka w randze ministra, na szczęście bezskutecznie. Chrystus nie odrzuca nikogo, również osób o tendencji homoseksualnej. Ale wola Boga w odniesieniu do natury miłości małżeńskiej jest jednoznaczna, nie można Go do siebie wołać, równocześnie mówiąc: „w tej sprawie nie zamierzam Cię słuchać”.