W żółtej koszulce lidera

Europejczycy snują się jak cienie. Obowiązkowy dobrobyt paraliżuje ich branie życia na siebie. Deptani sprzecznym stylem istnienia, mieszkańcy Starego Kontynentu błądzą gdzieś między stanem posiadania za kredyt na jaki ich nie stać, ojcowizną gdzie są nagle w mniejszości lub chrześcijańską kulturą, co zrobiła z nich ludzi, a której brutalnie się w końcu odrzekli. Europejczycy mają depresję o charakterze acedii czyli bezruchu. Powszechna zapaść człowieka w Europie to nie efekt zranień psychicznych, jak to wzdłuż całego dwudziestego wieku usiłowała zbadać i udowodnić wszechwładna psychoanaliza. Najgłębsze korzenie depresji mają jednak przyczyny społeczne, a nie psychologiczne i tkwią w odbieraniu ludziom właściwej im godności, w spychaniu osób do parteru, do bycia nikim, bez wpływu na historię, bez znaczenia ani bez sensu. Ilu ludzi dziś wierzy w to, że może zrobić cokolwiek, by zmienić pejzaż za oknem? Człowiek popada w stan śmiertelnego rozczarowania, nazywany najczęściej depresją wtedy, gdy odbiera mu się inicjatywę co do własnej egzystencji. Wówczas, nawet jeśli miałby wszystko, nie decydując o niczym istotnym zapada się w sobie.

Elity i salony wszystkim kojarzą się źle. Ludzie mieli i mają tendencję, by oddzielać się społecznymi barierami. Były więc już brudne przedmieścia i niedostępne twierdze, czworaki i dwory, slumsy i pałace. Komunizm niby potępił elity a dla pokazu na nogi pierwszego sekretarza zakładał gumiaki, choć i tak do komitetu wieziono go potem mercedesem. Po lasach, po cichu specjalne jednostki inżynierskie stawiały wille albo dacze dla marksistowskich dygnitarzy. Obłuda komuny została zdemaskowana, cóż z tego kiedy sprawnie przeszła mutację unijno-europejskiego salonu. Tutaj establishment zbiera się metodą korupcji w makijażu postępu, na jaki łatwo nabrać młodych działaczy. Ci za białą koszulę z partyjnym krawatem i kawałek miejsca na podłodze gabinetu bez wahania sprzedadzą sumienia. Czuć to wzdłuż i wszerz całej Polski. Ojczyzna ledwo już dycha, zamęczona kopaniną chłystków, których odbudowa jedności narodowej obchodzi tyle, co nic. Demagogia jest poważnym nałogiem także tych głów, które ubiegają się o najwyższe miejsca w administracji. Trudno zrozumieć, dlaczego wielkiej klasy patrioci, którzy mogliby Ojczyznę wyprowadzić poza mentalny kojec, wymawiają się od odpowiedzialności. Wybitny profesor Andrzej Nowak, który jak nikt inny historię przekłada na cnotę narodowej mądrości, pan Marek Magierowski, który zęby zjadł na uczciwej służbie Rzeczpospolitej czy generał Andrzej Kowalski, który mundur nosi z honorem tłumaczą się niejasno, że nie potrafią być trybunami na wiecach przedwyborczych. A kto im każe brać udział w takim cyrku? Polsce potrzeba publicznego autorytetu i przywódcy, a nie histeryka w Belwederze. Władzę musi wreszcie wziąć człowiek zdolny do bycia z ludźmi, który wyprzedza towarzystwo o krok do przodu i rozumie powagę sytuacji, a nie zarządza nimi jak ogłupiałym tłumem.

Spotkanie Jezusa z bezimiennym, zamożnym młodzieńcem jest jednym z najważniejszych epizodów w ewangelii Marka (por. Mk 10, 17). Przed mężczyzną otwiera się bez wątpienia droga jakiejś kariery. Mógłby zrobić wiele dobra, gdyby tylko dał poprowadzić się Chrystusowi. Niestety, krótkie spotkanie kończy się wielką goryczą, a bogaty chłopiec nigdy nie dojrzał do bycia mężem stanu. Prawdopodobnie skończył swoje życie, utopiony na dworskim salonie herodowej korporacji. Być może dlatego mądry Syrach troszczy się przede wszystkim o to, by w Izraelu pojawił się ktoś, kto zmniejszy skutki publicznego zgorszenia (por. Syr 17, 25b). Rozgoryczeni ludzie nie są w stanie unieść słodkiego jarzma wiary.

Zakładaj więc na plecy żółtą koszulkę lidera. Zrób przestrzeń życiową dla jednego więcej człowieka. Uruchom ponownie kogoś kto stracił nadzieję, że można pewną ręką chwycić za ster istnienia.  

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama