Prawa człowieka i „Europejski Trybunał Praw Człowieka” mają coraz mniej wspólnego ze sobą

Ostatnie dwa orzeczenia ETPCz wskazują na to, że szczytna idea „praw człowieka”, która nie jest sama w sobie kwestionowana przez Kościół, we współczesnych interpretacjach przeradza się w „prawo do spełniania wszelkich możliwych zachcianek”.

 

W ostatnich dniach Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał dwa orzeczenia: w pierwszym wskazał, że Polska ma obowiązek umożliwić zawieranie małżeństwo osobom tej samej płci, w drugim – że miała pozwolić na dokonanie aborcji kobiecie, noszącej w swym łonie dziecko ze zdiagnozowanym w badaniach prenatalnych zespołem Downa. „W sprawie M.L. przeciwko Polsce Trybunał orzekł, że doszło do naruszenia prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego”.

Tego typu logiki, wiążącej aborcję z poszanowaniem życia prywatnego i rodzinnego próżno szukać w Deklaracji Praw Człowieka ONZ ogłoszonej 75 lat temu, 10 grudnia 1948 r. Podobnie kwestia małżeństw osób tej samej płci nie wynika bynajmniej z tejże deklaracji, która głosi, że „pełnoletni mężczyźni i kobiety, bez żadnych ograniczeń co do rasy, narodowości czy religii mają prawo zawrzeć małżeństwo i założyć rodzinę”, dodając, że „Rodzina jest naturalną i fundamentalną grupową komórką społeczną i jest uprawniona do ochrony ze strony społeczeństwa i państwa”.

Te postulaty znajdują swoje odzwierciedlenie także w Konstytucji RP, która mówi:

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. (art. 18).

Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym (art. 33)

Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. (art. 47)

Sygnatariuszom Karty Praw Człowieka z całą pewnością nie przyszłoby do głowy, aby uznać, że prawo do zawierania małżeństwa oznacza dowolną interpretację słowa „małżeństwo”, tak aby można było pod nie podłożyć jakąkolwiek inną treść niż ta, zgodna z pierwotną intencją twórców Deklaracji. W szczególności zaś – aby twierdzić, że związek dwóch (a może więcej?) osób tej samej płci jest „małżeństwem”.

Orzeczenie ETPCz jest więc w oczywistej sprzeczności z Deklaracją Praw Człowieka, Konstytucją RP, a także wiedzą naukową – osobniki tej samej płci u ssaków nie są w stanie założyć „rodziny” i spłodzić potomstwa. Jest natomiast zgodne z forsowaną przez lobby LGBT ideologią, usiłującą zmienić znaczenie słowa „małżeństwo”, tak aby obejmowało ono związek dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet, z natury niezdolny do spłodzenia potomstwa.

Słowa „aborcja” próżno szukać w Deklaracji Praw Człowieka. Również i tu idea praw człowieka została naciągnięta tak, aby można było twierdzić, że prawem jest to, co dany człowiek uzna za wygodne dla siebie, nie zważając na dobro i interes innych. Jeśli bowiem kobieta ma „prawo do aborcji”, jak ma się ono do prawa dziecka do życia? Na to pytanie Trybunał nie chce odpowiadać, a obrońcy aborcji znów dokonują wygodnej żonglerki pojęciowej, negując człowieczeństwo dziecka znajdującego się w łonie matki, określając je mianem „embrionu” czy „płodu”. Owszem, dziecko jest najpierw embrionem czy też płodem, ale przecież nie „nieokreślonym płodem”, tylko „płodem ludzkim”.

Idea praw człowieka i Deklaracja będąca pochodną tej idei ma swoje podstawy historyczne i mówiąc o „prawach człowieka” powinno się zawsze o nich pamiętać. Jak zauważa prof. Heiner Bielefeldt*:

Deklaracja Praw Człowieka charakteryzuje okres bezpośrednio powojenny i nadzieję, że ludzkość wyciągnie wnioski z traumatycznych wstrząsów wojny, totalitaryzmu państwowego, a przede wszystkim nazistowskiego terroru. W obliczu potwornych zbrodni przeciwko ludzkości pojawiło się „sumienie ludzkości”, jak wyraźnie stwierdza deklaracja. Drugie zdanie preambuły rezolucji mówi o „aktach barbarzyństwa”, odnosząc się do narodowego socjalizmu, ale także do innych form „mega zbrodni”.

Celem Deklaracji nie było więc zaspokojenie wszelkich potrzeb i zachcianek ludzkości (mniej lub bardziej racjonalnych), ale zapobieżenie nieludzkiemu traktowaniu tych, którzy w społeczeństwie stoją na słabszych pozycjach: kobiet, dzieci, osób odmiennej religii czy rasy. Tymczasem współczesny Trybunał Praw Człowieka rości sobie prawo do określania, kto zasługuje na miano człowieka i komu należą się prawa: tak – kobiecie pragnącej wygodnego życia, nie – bezbronnemu dziecku znajdującemu się w jej łonie. Biorąc to pod uwagę trzeba zadać pytanie: czy ETPCz ma jeszcze coś wspólnego z pierwotną ideą praw człowieka, czy też tworzy karykaturalne konstrukty prawne, bezpodstawnie powołując się na prawa człowieka? I za kogo się mają członkowie tegoż Trybunału, aby dyktować państwom reprezentującym dziesiątki milionów obywateli, jak mają stanowić prawo – często wbrew woli tychże obywateli, wbrew własnej Konstytucji, a nawet wbrew rozsądkowi.

 

* Prof. Heiner Bielefeldt jest kierownikiem Katedry Praw Człowieka i Polityki Praw Człowieka na Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg. Od czerwca 2010 r. do października 2016 r. był specjalnym sprawozdawcą Rady Praw Człowieka ONZ ds. wolności religii i przekonań. Cytat pochodzi z artykułu z 9.12.2023 opublikowanego w www.pro-medienmagazin.de.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama