Nie zagłódź duszy!

O pokarmie duchowym

(Łk 12, 13-21)

Przed nami wakacje — czas zasłużonego odpoczynku. W kościele przypomniano, że nie ma wakacji od modlitwy, Mszy Świętej. Bóg na drzwiach nieba nie umieszcza wywieszki „urlop”, a dusza człowieka nie przestaje pragnąć tego, co jest jej pokarmem.

Już starożytni Grecy mówili, że człowiek to ciało, dusza i duch. Nie było problemów z zdefiniowaniem ciała, bo jest ono rzeczywistością materialną i nie trzeba udowadniać jego istnienia. Można je zobaczyć, dotknąć, poczuć. Inaczej rzecz miała się z duszą i duchem. Ostatecznie refleksja filozoficzna określiła duszę jako pierwsze źródło ludzkiego poznania, czynnik ożywiający ciało ludzkie, rację tożsamości człowieka. Ducha zaś jako intelektualną zasadę życia i działalności umysłu, narzędzie duszy i jej wyższą władzę. Krótko mówiąc człowiek to uduchowione ciało albo zmaterializowany duch. Jest więc on, w odróżnieniu od wszystkiego co istnieje i jest albo materialne albo duchowe, bytem złożonym materialno­‑duchowym.

To, co jest ożywione musi być podtrzymywane w swoim istnieniu pokarmem. Inaczej marnieje. Brak pożywienia dla ciała staje się powodem różnych chorób z anoreksją włącznie. Nie służy ciału także i nadmiar pożywienia, który z czasem przemienia je w kształty jakby wprost z barokowych obrazów. Podobnie ma się sprawa z duchową sferą życia człowieka. By mogła się ona rozwijać musi być karmiona pokarmem duchowym. Jest nim sam Bóg. On sam daje siebie na pokarm. Nie jest to już manna ani przepiórki, którymi karmił Naród Wybrany w drodze z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej. Był to pokarm, który dawał życie dla ciała, które jak każda materia przemija, obumiera (por. J 6, 49). Bóg jest pokarmem gwarantującym wieczność.

Co jest tym pokarmem i gdzie go szukać? Jest nim Słowo Boże. Karmi się Bogiem każdy, kto w duchu wiary wczytuje się, wsłuchuje się w słowa Biblii. Stary i Nowy Testament są adresem do wszystkich ludzi, wszystkich czasów. Co zrobić, aby pokarm ten był skuteczny. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wypracowano sposób zgłębiania Słowa Bożego, praktykowany do dziś, który nazwano lectio divina — „pobożne czytanie”. Rozumiano je jako lekturę dialogiczną odbywającą się w klimacie spotkania Boga z człowiekiem. Jej pierwszym etapem było lectio, czytanie wybranego fragmentu Pisma ze świadomością, że jest to mówiący do pochylającego się nad Biblią Bóg. Kolejny etap biblijnego karmienia się Bogiem to meditatio. W Starym Testamencie Jahwe zwraca się do kapłana Ezechiela: „weź sobie do serca wszystkie słowa, które wyrzekłem do ciebie, i przyjmij je do swoich uszu” (Ez 3, 10). Trzeba więc pozwolić, aby przeczytane słowo przebiło się przez rozum i trafiło do serca. W nim ma dokonać się jego ruminatio, swoiste jego „przeżucie”, wprowadzenie go w krwioobieg. Meditatio Słowa wprowadza w oratio — modlitwę będącą słowem człowieka zwróconym do Boga. Jest ona odpowiedzią na Słowo Boga. Nie chodzi tu o uładzone słówka maskujące prawdę o człowieku i jego relacji do Boga, człowieka i świata. Chodzi o stawanie przed Bogiem w prawdzie, bez cienia iluzji, o wypowiedzenie uczuć, jakie towarzyszyły w trakcie meditatio. Bóg jest zawsze miłością, choć nie zawsze jest to miłość łatwa. Lectio divina ostatecznie daje szansę odkrycia Boga, który jest miłością. W ten sposób wprowadza w contemplatio, będące zachwytem nad Słowem Boga, delektowaniem się Jego obecnością w życiu.

Lectio Divina daje szansę, by odnaleźć i inne źródła karmienia ducha. Najdoskonalszym pokarmem jest Ciało Chrystusa, Komunia Święta. Uczy o nim Jezus w synagodze w Kafarnaum po cudownym rozmnożeniu chleba (por. J 6). „Zabiegajcie nie o taki pokarm, który ulega zniszczeniu, lecz o ten, który przetrwa na życie wieczne” (J 6, 27). Każde uczestnictwo we Mszy Świętej jest okazją do karmienia się Bogiem w słowie, chlebie i winie. Taka obecność Boga nie zależy od stanu człowieka. Kimkolwiek i jakimkolwiek by nie był zawsze jest niegodny obcowania z Bogiem i przyjmowania Go jako pokarm. Boża łaska sprawia, że człowiek może z Bogiem rozmawiać i Bogiem się karmić. Jest to miłosierna miłość Boga do człowieka poprzez którą stworzenie ma udział w Stwórcy, grzesznik w tym, który jest samą świętością. Karmiąc się Bogiem człowiek wstępuje na drogę upodabniania się do Niego, żyje pełnią życia.

Często zdarza się, że chrześcijanin nie karmi się Bogiem. Mniej lub bardziej świadomie rezygnuje z tego, co jest pokarmem nieśmiertelności. Dlaczego? Brak w nim prawdziwej mądrości, zatraca się w grzechu, albo zaczyna żyć po to by mieć, stając się praktycznym materialistą. Jak bardzo aktualną jest przestroga Jezusa: «uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia» (Łk 12, 15). Są ludzie, którzy mają, by lepiej żyć i są tacy, którzy żyją, by mieć. Pierwsi to, co mają potrafią przemieniać na korzyść życia, stan posiadania przepełniać duchem chrześcijańskiej wrażliwości. Nie brakuje dobrych chrześcijan w biznesie, polityce. Drudzy „mieć” postawili nad „być” a właściwie przestali „być” i zadowalają się stanem konta nie zawsze uczciwie nabitym — „smutni bogaci”, którzy popadli w duchową anoreksję i znieczulają ciężką chorobę wyciągami z kont bankowych i coraz to nowymi posiadłościami. Do nich Jezus mówi: «Głupcze, tej nocy życie ci będzie odebrane. Komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?» (Łk 12, 20). Znam ludzi, którzy znieczulony głód duszy tłumaczą brakiem czasu, a w czasie urlopu łatwiej znajdują czas na grzech niż na łaskę. Inni w wakacje uzupełniają braki snu, minerałów, wzmacniają nadwątlone przyjaźnie. Potem wracają do przedurlopowej rzeczywistości zostawiając głód duszy na później, najlepiej na emeryturę. Głupcze a jeżeli tej nocy ...? Może więc czas wakacji i urlopów będzie okazją do głębszego zastanowienia się nad stanem swojej duszy. Może rozejrzę się za kawałkiem pustyni rekolekcyjnej albo przypomnę drogę do kościoła czy przed tabernakulum, gdzie jest żywy Bóg, źródło życia dla duszy. Uważaj byś nie zagłodził duszy.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama