Błędne myślenie o Maryi to błędne myślenie o Bogu

Opublikowana niedawno nota Dykasterii ds. Nauki Wiary Mater Populi Fidelis dotycząca niektórych tytułów maryjnych odnoszących się do współpracy Maryi w dziele zbawienia wywołała niemałe poruszenie wśród wielu katolików. Dla wielu ograniczenie stosowania tych tytułów było bardzo bolesnym aktem – pisze o. Jan P. Strumiłowski OCist.

Czym innym jest bowiem wyjaśnianie, nauczanie i tłumaczenie, a czym innym ograniczanie lub zabranianie używania tytułów, które wpisały się w duchowość wielu wierzących. Szczęśliwie okazało się, że wymowa owych zaleceń nie jest tak radykalna, na jaką początkowo wyglądała – i nie może być taka, jak podkreślił kard. Fernández, gdyż stwierdzenie „zawsze niewłaściwe”, które pada w dokumencie, nie może obejmować swoim sądem aktów z przeszłości, w których papieże i święci posługiwali się tymi tytułami i przecież nie błądzili. Konsekwentnie zatem, jak stwierdza kardynał, jeśli dzisiaj ktoś właściwie rozumie te tytuły, nadal może nimi się posługiwać.

Abstrahując od zawiłej hermeneutyki słowa „zawsze”, które pada w dokumencie, a następnie jest wyjaśniane, warto zwrócić uwagę, że tak naprawdę w całej tej sytuacji nie chodzi o same tytuły, ale o coś więcej.

Konflikt na gruncie mariologii, którego wspomniany dokument jest jedynie ostatnim akcentem, trwa w Kościele już od dłuższego czasu, a mianowicie od pierwszej połowy XX wieku. Punktem kulminacyjnym tego sporu były dyskusje mariologiczne podczas Soboru Watykańskiego II. Istotą jest pytanie o zasadność tzw. mariologii chrystotypicznej.

Na gruncie refleksji mariologicznej mamy dwa zasadnicze nurty: mariologię chrystotypiczną i eklezjotypiczną. Mariologia eklezjotypiczna to sposób myślenia o Maryi, w którym Najświętsza Dziewica jest rozważana przede wszystkim w odniesieniu do Kościoła. Maryja jest wzorem Kościoła. Jak Kościół jest czysty i dziewiczy, tak i Maryja. Jak Kościół rodzi nas do świętości, tak i nasza Matka itd. Istotą tej refleksji jest ukazanie Maryi jako najdoskonalszego obrazu Kościoła, a właściwie jako najdoskonalszej realizacji świętości Kościoła. Maryja jest najdoskonalszym członkiem Kościoła, realizującym w sposób najpełniejszy łaskę, która staje się udziałem człowieka w Kościele. Jest Najdoskonalsza, ale spośród wszystkich powołanych do doskonałości. Można powiedzieć, że przez umiejscowienie Jej w Kościele refleksja ta pokazuje, że Maryja jest jedną z nas.

Każdy z nas ma udział w tej samej łasce, która stała się udziałem Maryi i przyczyną Jej wyniesienia. Maryja oczywiście najlepiej ją wykorzystała. Ale poza tym nie różni się ona niczym względem nas. Dlatego zwolennicy tego modelu mariologicznego wolą nazywać Maryję Siostrą (co sugeruje właśnie tę równość) aniżeli Matką.

Drugi model, zwany chrystotypicznym, buduje refleksję w bezpośrednim odniesieniu do Chrystusa. Jak Chrystus jest Nowym Adamem, tak Maryja jest Nową Ewą. Jak z przebitego boku Jezusa narodził się Kościół, tak Maryja jest Matką Kościoła. Jak Jezus jest źródłem wszelkich łask, tak Maryja jest ich Pośredniczką. I w końcu – jak Chrystus jest Odkupicielem, tak Maryja jest Współodkupicielką. Refleksja taka, nie da się ukryć, buduje obraz Maryi jako szczególnie uczestniczącej w dziele zbawczym Chrystusa, a tym samym wynosi Maryję ponad rolę jednej spośród wielu. I właśnie w tym miejscu według niektórych zaczynają się kontrowersje.

Niektórzy teolodzy zaczęli twierdzić, że o ile mariologia eklezjotypiczna stawia Maryję po stronie zbawionych (umieszcza Ją w Kościele, choć jako najdoskonalszą z jego członków), o tyle mariologia chrystotypiczna stawia Maryję bardziej po stronie zbawiających – razem z Chrystusem-Zbawicielem.

Ojcowie soborowi, biorąc te argumenty pod uwagę, odrzucili projekt odrębnego dokumentu o Maryi i umieścili refleksję mariologiczną jako VIII rozdział Konstytucji o Kościele Lumen gentium (decyzja przeszła niewielką różnicą głosów). Było to wymowne opowiedzenie się za dominacją mariologii eklezjotypicznej. Także używane w dokumentach soborowych tytuły pochodzą głównie z tego nurtu. Zwolennicy tego posunięcia właśnie tę decyzję mają na myśli, gdy twierdzą, że Sobór Watykański II odrzucił tzw. mariologię maksymalistyczną. Owa maksymalistyczna mariologia to bowiem nic innego jak mariologia chrystotypiczna.

Myliłby się jednak ten, kto na kanwie tych wydarzeń chciałby twierdzić, że Kościół odrzucił ten rodzaj refleksji mariologicznej. Znamienne jest, że w dniu podpisania Lumen gentium (21 listopada 1964) papież Paweł VI – który już wcześniej używał tego określenia – ogłosił oficjalnie tytuł Maryi „Matka Kościoła”. Tytuł ten należy do nurtu chrystotypicznego. Papież w ten sposób wyraźnie zareagował na próby zbyt daleko idącej redukcji mariologii. Tą samą linią, lecz z jeszcze większą intensywnością, podążał św. Jan Paweł II. Świadomie i z pełną jasnością istniejącego sporu używał On tytułów „Pośredniczka wszelkich łask” oraz „Współodkupicielka”, nie lekceważąc oczywiście zastrzeżeń (stąd m.in. jego konsultacje z kard. Ratzingerem).

Można zatem powiedzieć, że ostatni dokument i szybka korekta jego rozumienia są kolejną odsłoną sporu toczącego się od dziesiątek lat.

Najbardziej problematyczne w tym sporze jest podejście do Tradycji. Mariologia chrystotypiczna nie jest czymś nowym. Swoimi korzeniami sięga II wieku – już św. Justyn i św. Ireneusz budują obraz Maryi jako Nowej Ewy w relacji do Chrystusa-Nowego Adama. Elementy eklezjotypiczne pojawiają się nieco później, ale obie perspektywy wyrastają z najstarszej Tradycji. Katolicka Tradycja wskazuje, że właściwie myślimy o Maryi wtedy, gdy jednocześnie przyjmujemy obie perspektywy. Maryja jest najdoskonalszym członkiem Kościoła, ale jednocześnie jest niejako ponad – jest także Matką Kościoła. Jest w najgłębszym znaczeniu zbawioną przez Pana, ale inaczej niż my: my zostaliśmy wydobyci z niewoli grzechu, a Maryi grzech nigdy nie dotknął – jako Niepokalana została od niego zachowana. Uczestniczy w dziele zbawczym Chrystusa tak jak każdy z nas uczestniczy (przyjmując łaskę i współpracując z nią), ale Jej współpraca jest zupełnie wyjątkowa – na Jej „fiat” zawisło zbawienie świata.

Mariologia eklezjotypiczna mówi nam, że Maryja jest jedną ze zbawionych; mariologia chrystotypiczna dopowiada, że Jej udział w dziele zbawienia jest jednak absolutnie wyjątkowy. I odwrotnie: chrystotypiczna wynosi Maryję i ukazuje Jej wyjątkowość, ale eklezjotypiczna przypomina, że to nie oznacza, iż Maryja nie potrzebowała Zbawiciela – jest po stronie zbawionych. Katolicka ortodoksja domaga się zatem nie redukcji, lecz integralności mariologii.

Co jednak z twierdzeniem, że nadmierne wynoszenie Maryi może przyćmić chwałę i jedyność Chrystusa? Przyznam się szczerze, że ten sposób myślenia jest dla mnie trudny do zrozumienia.

Kiedy spojrzymy na Tradycję, zauważymy coś zaskakującego. Kilkukrotnie w historii pojawiały się tytuły czy określenia maryjne, które wielu wydawały się przesadne, za daleko idące. Kościół jednak nigdy nie odrzucił ich z obawy o chwałę Bożą, lecz ostatecznie uznawał ową „przesadę” za ortodoksję: dziewictwo „in partu” (w czasie narodzin Chrystusa) a nie tylko przed nardzodzeniem i po nim; tytuł „Matka Boża” (Theotokos – który, jak twierdzili niektórzy sugerował jakoby Maryja była matką Boskości) przeciw tym, którzy woleli bezpieczniejsze Christotokos; Niepokalane Poczęcie (bez grzechu pierworodnego), które wydawał się przesadą dla tych, którzy twierdzili, że wystarczy jeśli już uznajemy, że Maryja nie popełniła żadnego grzechu uczynkowego.

Katolicka logika takiego wyniesienie nigdy się nie obawiała, gdyż katolicka logika jest inna. Kiedy katolik widzi Maryję coraz bardziej wyniesioną – bardziej niż sam sobie wyobrażał – to jednocześnie widzi jeszcze bardziej wyniesionego Boga. Jeśli Maryja jest tak piękna i doskonała, to o ileż doskonalszy jest Ten, który Ją stworzył i obdarzył taką łaską! Wywyższenie Maryi z samej natury prowadzi do wywyższenia Boga.

Jeśli ktoś obawia się, że Maryja może przyćmić chwałę Boga albo że w czyjejś pobożności wywyższenie Maryi stawia Ją na równi z Bogiem lub ponad Nim – to taki człowiek nie ma problemu z myśleniem o Maryi. Rozwiązaniem nie jest pomniejszanie Maryi. Taki człowiek, twierdząc, że chwała stworzenia zagraża chwale Stwórcy, zdradza w istocie błędne mniemanie o Bogu i Boskości.

To nie ci, którzy wywyższają Maryję, źle rozumieją Chrystusa i Boga. To ci, którzy chcą Ją umniejszać, zdradzają swoje niedostateczne pojmowanie tego, kim jest Bóg. Twierdzić, że stworzenie może konkurować ze Stwórcą, to w gruncie rzeczy ściągać Stwórcę do poziomu stworzenia.

Zatem to nie wywyższanie Maryi jest błędem. To obawy o Jej wywyższanie stanowi istotny błąd, który w istocie jest błędem w myśleniu o Bogu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama